Reklama

Legia Warszawa i Jacek Zieliński. Sztuka stania w miejscu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

28 kwietnia 2024, 11:41 • 17 min czytania 59 komentarzy

Sezon ligowy nie dobiegł jeszcze końca, a już wiadomo, że Legia Warszawa rozpocznie okno transferowe z nowym trenerem na ławce i z dwoma „przyklepanymi” zawodnikami. Powrót Luquinhasa to dobra wieść dla ligi, ale niekoniecznie dla Jacka Zielińskiego. Dyrektor sportowy tym ruchem dorzuca kolejny dowód w sprawie wytykanej mu niezdolności do zrobienia czegoś więcej niż przejrzenie listy byłych piłkarzy. Zarzut ten może i jest lekko humorystyczny czy przerysowany, ale następca Radosława Kucharskiego za moment przeżyje z Legią dokładnie taki sam okres, jak poprzednik i wciąż nie spełnił zapowiedzi, że poukłada zespół lepiej od niego. W stolicy kręcą się w kółko i drepczą w miejscu bynajmniej nie dlatego, że do szatni wracają znajome twarze.

Legia Warszawa i Jacek Zieliński. Sztuka stania w miejscu

Dwa lata po odejściu Luquinhasa Jacek Zieliński znalazł jego następcę. Zostanie nim Luquinhas. To dowcip prawdziwy i tym lepszy, że to nie pierwsza tego typu sytuacja. Następcą Carlitosa został w Legii Carlitos, Pawła Wszołka zastąpił Paweł Wszołek, a Tomasa Pekharta — Tomas Pekhart. Kiedyś powstał mem z Florentino Perezem, który mówił do Marco Asensio:

Jesteś tak dobry, że kupiłbym cię drugi raz.

Legia Warszawa najwidoczniej wzięła to sobie do serca, ale kopiowanie pomysłów Radosława Kucharskiego nie wygląda na innowację, dla której warto było go zwalniać. Zwłaszcza że były dyrektor sportowy raczej zdawał sobie sprawę, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To jest: tak jak ona zmienia swój bieg, tak i ten sam piłkarz, tyle że parę lat starszy, zapewne lepszy nie będzie.

Gdyby jednak Jacek Zieliński robił tylko to, co Radosław Kucharski, Legia byłaby w lepszym miejscu, bo w Warszawie trwa wyprzedaż rodowej biżuterii, którą zastępują plastikowe wyroby z targu. Nie wierzycie, że eksdyrektor zbudowałby zespół trwalszy niż jego zastępca?

Reklama

Przyjrzymy się więc temu, jak w pięć okienek Zieliński przemontował drużynę ze składu dającego perspektywę rozwoju, na ekipę sytych kotów nastawioną na sukces w danej chwili. Punktem wyjściowym do tej opowieści mogą być proste dane „StatsBomb”, które wskazują, że średnia wieku składu Legii Warszawa przewyższa średnią ligową, co jest typowe dla drużyn nastawionych na tu i teraz.

Jeśli jednak myślicie, że to jedyna droga do zostania krajowym potentatem, jesteście w dużym błędzie. W gronie najsilniejszych i najbogatszych drużyn w poszczególnych ligach Europy taka konstrukcja kadry jest niepokojącym wyjątkiem.

Jacek Zieliński buduje Legię Warszawa na tu i teraz. Dlaczego Legia jest transferowym wyjątkiem na tle Europy?

Samuel Cardenas, dyrektor sportowy Rakowa Częstochowa, nie może być jeszcze odnośnikiem dla swoich kolegów po fachu z Ekstraklasy. Nie zdążył przecież nawet pokazać, co potrafi. Co innego z ideą, którą chce w Medalikach wdrażać. Gdy spotkaliśmy się, żeby pomówić o jego planie przebudowy kadry mistrzów Polski, kilkukrotnie zaznaczał, że najbardziej ceni się młodych, ofensywnych piłkarzy:

Przyszłość każdej drużyny na tym poziomie to inwestowanie w młodych zawodników. Z powodów finansowych, ale też sportowych, bo intensywność gry w lidze i Europie wymaga posiadania piłkarzy, którzy szybciej się regenerują, a młody skład ma ku temu lepsze predyspozycje.

Reklama

Samuel Cardenas: Historia i styl Rakowa są atrakcyjne dla piłkarzy [WYWIAD]

Zobaczymy, jak pójdzie mu pozyskiwanie takich grajków dla Rakowa, ale nie chodzi tu o ocenę działań, lecz sam pomysł. Zupełnie oczywisty, w ogóle nie odkrywczy, bo to nie tak, że Cardenas to innowacyjny wynalazca. W Turcji spotkałem się także z Andreasem Schickerem, dyrektorem sportowym Sturmu Graz, który mówił mi dokładnie to samo.

Chcemy drogo sprzedać piłkarza i część zysku zainwestować w nowego zawodnika, niekoniecznie nawet napastnika, choć akurat wiemy, że na rynku najwięcej zarabia się na piłkarzach ofensywnych, zwłaszcza napastnikach.

Dyrektor sportowy Sturmu: Raków pytał, jak ściągać dobrych napastników [WYWIAD]

Cały świat wie, że znalezienie dobrego młodego, ofensywnego zawodnika to największa szansa na zainkasowanie milionów z jego sprzedaży. Nieprzypadkowo wskazałem jednak akurat te dwa nazwiska. Poza tym, że rozmawiałem z jednym i drugim, łączy ich też fakt, że w ostatnich pięciu okienkach transferowych — czyli od momentu, gdy Jacek Zieliński został dyrektorem sportowym Legii Warszawa — ich kluby nie ściągnęły ani jednego zawodnika, który w rubryce „wiek” miał trójkę z przodu.

Podejście KAA Gent i Sturmu Graz do transferów to skrajność, radykalizm. Wpisuje się ono jednak w szerszy trend. Oceniając Jacka Zielińskiego, postanowiłem sprawdzić, czy jego pomysł na konstrukcję kadry zespołu jest spójny z tym, jak działają wielcy w innych krajach. Wiadomo, że zestawianie Legii Warszawa ze ścisłą europejską czołówką byłoby czysto ciekawostkowe, więc i trzeba było trochę okroić grono klubów. Wybrałem więc po dwa najlepsze (czytaj: najbogatsze lub z najwyższym wynikiem w rankingu Elo) kluby z lig, które w rankingu UEFA zajmują miejsca od 10. do 25. (Polska jest obecnie 22.).

Wnioski dla Jacka Zielińskiego? Niezbyt dobre. Jego model budowania kadry klubu odstaje od reszty i bynajmniej nie mówimy o przykładzie pozytywnym. Na dwadzieścia osiem drużyn znalazł się tylko jeden, który rzadziej sięgał po młodych piłkarzy. AEK Ateny (ciekawe, że dyrektorem technicznym tego klubu jest jego poprzednik — Radosław Kucharski). Z najlepszymi pod tym względem Legię dzieli przepaść, ale pal licho czołówkę.

W przypadku jedenastu ekip piłkarze U23 stanowili połowę transferów do klubu, z kolei aż dziewiętnaście drużyn na młodzież stawia w co trzecim zakupie.

Słowem wyjaśnienia: Red Bull Salzburg wykreśliłem z premedytacją — w końcu lada moment zagra w Klubowych Mistrzostwach Świata, więc trzeba ich traktować jak klub z europejskiej czołówki. Wciąż zostaje kilka uznanych marek, paru bogaczy, jak Celtic Glasgow, Rangers, Dinamo Zagrzeb, Crvena Zvezda Belgrad czy Szachtar Donieck. Nie oznacza to jednak, że Legia powinna konkurować z nimi o piłkarzy.

Wręcz przeciwnie: jeśli takie zespoły zwracają uwagę na zawodników do 23. roku życia, ktoś musi im ich dostarczyć. Ktoś z wcześniejszego etapu łańcucha pokarmowego, z niższej — ale nie za niskiej — półki. Nie chodzi więc o to, że od topowej drużyny z Polski wymagamy płacenia kilku milionów euro za pojedynczego zawodnika i rzucenia rękawicy klubom z kilkukrotnie wyższym budżetem. Poruszając się w tej grupie wiekowej, można jednak znaleźć piłkarza, który, jeśli wypali, zainteresuje tych możniejszych.

Krótko: Legia z Celtikiem o 20-latka nie powalczy, ale może mu 20-latka sprzedać. Sama zresztą dobrze o tym wie, bo przecież tak właśnie się stało z Maikiem Nawrockim. I nie tylko z nim. W dziesiątce najdroższych transferów wychodzących znajdziemy ośmiu chłopaków z grupy wiekowej U23 i dwóch dwudziestoczterolatków.

Tymczasem Jacek Zieliński w trakcie swojej kadencji sprowadził zaledwie pięciu piłkarzy wpisujących się w kryterium wiekowe, które czyni ich atrakcyjnymi celami na rynku transferowym. Gdy weźmiemy sprowadzone nazwiska pod lupę, wygląda to jeszcze gorzej, bo wspomnianą piątkę stanowią:

  • Ramił Mustafajew
  • Maik Nawrocki
  • Marco Burch
  • Juergen Elitim
  • Qendrim Zyba

Pierwszy pograł tylko w rezerwach, obecnie leczy zerwane więzadła krzyżowe. Drugi został sprzedany z zyskiem, ale pamiętajmy, że Zieliński tylko „klepnął” jego wykup po wypożyczeniu, co w momencie jego przyjścia do klubu było w zasadzie formalnością. Marco Burch nie gra, Qendrim Zyba po sezonie zostanie odpalony — dyrektor może podziękować tym, którzy zamienili transfer definitywny w wypożyczenie, bo zmarnowałby pół miliona euro.

Tylko Juergen Elitim, najstarszy z nich wszystkich, jest starterem i realnym wzmocnieniem drużyny.

Sytuację mogłoby ratować to, że we wspomnianym okresie więcej minut dostawali młodzi piłkarze z akademii, bo przecież mogło dojść do przestawienia wajchy. Nic z tego. O ile w poprzednim sezonie młodzieżowcy Legii Warszawa zebrali w Ekstraklasie ponad 6000 minut, tak teraz, tuż przed finiszem sezonu, mają ich na koncie trzykrotnie mniej. Wiele wskazuje na to, że pod tym względem Legia zanotuje najgorszy wynik od lat.

Legia Warszawa za kadencji Jacka Zielińskiego robi więc wszystko, żeby bogatsi i lepsi nie mieli czego w stolicy szukać, bo w kadrze drużyny nie znajdą żadnych piłkarzy, którymi się zainteresują. Oczywiście można sprzedać i 25-latka, tyle że nawet takich zaczyna powoli brakować. Zieliński przeprowadził do tej pory dwadzieścia pięć transferów, z których ledwie siedem stanowią zawodnicy przed 25. rokiem życia.

Nie ma tu mowy o inwestycji w przyszłość. Legia Warszawa jest klubem budowanym na teraz, na już.

Radosław Kucharski zagwarantował Legii miliony. Jacek Zieliński ją postarza

Świadczy o tym także to, że poza mizerną liczbą transferów młodych piłkarzy (odkładając na bok procenty — dziewiętnaście ze sprawdzonych klubów sprowadziło minimum dziesięciu zawodników z kategorii wiekowej U23, a więc dwukrotnie więcej niż Legia), w przypadku kadencji Jacka Zielińskiego mówimy także o wyjątkowo częstym sięganiu po gości z trójką z przodu.

Analogiczne zestawienie klubów pozwala nam dowiedzieć się, że na seniorów częściej stawia tylko pięć ekip z trzech krajów. Nieprzypadkowo mówimy o Grekach i Rumunach, których ligi kojarzą się z płaceniem dużej kasy piłkarzom, których wyróżnia głównie mocne CV.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie ageizm, ani nie lobbowanie za wykluczeniem doświadczonych piłkarzy ze świata futbolu. Josue jest najlepszym przykładem tego, że klasowy trzydziestolatek to wartość dodana nie tylko dla zespołu, ale i całej ligi. Z tego samego założenia wychodzi sporo zespołów, które sięgają po wracających do kraju po bogatej karierze wychowanków czy byłych reprezentantów kraju stęsknionych za ojczyzną.

Trzydziestoletni Paweł Wszołek to także transfer na plus.

Sytuacja, w której liczba transferów z kategorii 30+ jest taka sama lub większa niż w przypadku zakupów z grupy U23, to jednak zachwiany balans i anomalia. Poza Legią dotyczy to jedynie AEK Ateny, Panathinaikosu oraz Maccabi Haifa. Pomysł, żeby Bartosza Slisza zastąpić 30-letnim Claude Goncalvesem, wygląda absurdalnie. Nie dlatego, że Portugalczyk jest gorszy. Dlatego, że transfery wychodzące powinny się wiązać z reinwestycją pieniędzy i dalszym napędzaniem biznesu. Jeśli zaś w miejsce Slisza wskoczy gość bez potencjału sprzedażowego, taśma produkcyjna kolejnych milionów nie przyniesie.

Zresztą — wróćmy na chwilę do tego, co mówił Andreas Schicker, który zwracał uwagę na to, że najdrożsi są młodzi, ofensywni piłkarze. Jacek Zieliński jest chyba jedynym dyrektorem sportowym, który nie zdaje sobie z tego sprawy. Jego zakupy do ofensywy to:

  • Benjamin Verbić, skrzydłowy, lat 28 (wypożyczenie)
  • Carlitos, napastnik, lat 32
  • Blaż Kramer, napastnik, lat 26
  • Robert Pich, ofensywny pomocnik, lat 33
  • Marc Gual, napastnik, lat 27
  • Luquinhas, ofensywny pomocnik, lat 27

Najmłodszy atakujący, który zasilił Legię, to 26-letni Blaż Kramer z historią kontuzji, przez którą skreślił go FC Zurich (swoją drogą: Marinko Jurendić wyłowił go jako 23-latka z 3. ligi niemieckiej i sam chwalił się nam, jak doskonałym strzałem okazał się Słoweniec). Stołeczny klub to jedyna z dwudziestu dziewięciu drużyn, która nie ściągnęła ani jednego 23-letniego lub młodszego ofensywnego zawodnika. Prawdziwy ewenement.

Dla porównania, gdy dyrektorem sportowym klubu był Radosław Kucharski, Legia Warszawa w sześć okienek transferowych sprowadziła trzynastu piłkarzy z kategorii wiekowej U23, z których ośmiu to zawodnicy ofensywni. Jasne, nie wszystkie ruchy okazały się trafione, ale ze sprzedaży dwóch z nich (Ernest Muci i Luquinhas) Legia zarobiła ponad 13 milionów euro. Gdy dodamy do tego ponad osiem milionów za defensywnych Bartosza Slisza i Maika Nawrockiego, otrzymamy dobitny dowód na to, że warto było sięgać po młodszych.

Kucharski — co by o nim nie mówić, bo parę rzeczy też spartolił — pod względem budowania kadry był zdecydowanie bardziej świadomy niż jego następca. W jego przypadku transfery z kategorii U23 stanowią 36% wszystkich zakupów (u Zielińskiego było to 20%), z kolei transfery U25 – 55% (Zieliński – 28%). Także ekipa 30+ była w jego przypadku mniejsza (14% vs 20% Zielińskiego), a przecież i nazwiska mają tu znaczenie: Artur Boruc to powrót na zakończenie kariery, podobnie jak Igor Lewczuk, z kolei Tomas Pekhart i Josue zgarniali tytuły króla strzelców oraz MVP ligi.

Radosław Kucharki – osąd bohatera [SYLWETKA, ANALIZA]

Legia Warszawa traci piłkarzy z potencjałem sprzedażowym. Jacek Zieliński stawia na doświadczenie i „model turecki”

Jacek Zieliński sam przyznał, że objął stanowisko, bo przekonał Dariusza Mioduskiego, że „zrobi to lepiej”. Za moment Legię Warszawa czeka jednak szóste okno transferowe, które przygotował. Po tylu z klubem pożegnał się Kucharski, którego „znaleziska” napędzają budżet Legii do dziś. Jak już wspomniałem, swoje spartolił, dlatego zresztą Zieliński wskoczył w jego miejsce. Można jednak powiedzieć, że Kucharski swoje grzechy i wtopy spłacił, co w przypadku następcy raczej nie nastąpi.

Z grona ludzi, których ściągnął obecny dyrektor sportowy „sprzedawalni” są chyba tylko Juergen Elitim oraz Marco Burch.

Legia Warszawa przed 2022 rokiem miała strategię rozwoju może nie najlepszą, ale jednak dającą nadzieje na jakiekolwiek profity. Dokonania Jacka Zielińskiego sprawiają, że nadzieją na solidny zarobek pozostają jedynie występy w europejskich pucharach. Że to strategia ryzykowna widzimy właśnie teraz. Skład zbudowany, żeby wygrywać, nie wygrywa i za moment ponownie będziemy słuchali opowieści o pustkach w kasie; koniecznych do załatania dziurach; potrzebie oszczędności.

Bądźmy szczerzy: pomysł Jacka Zielińskiego na kadrę Legii Warszawa wygląda dziś jak model biznesowy zerżnięty z klubów tureckich czy saudyjskich. Sami widzieliście, że stołeczny klub szuka podobnych piłkarzy, co Grecy, którzy inwestują w zawodników będących jedną nogą po drugiej stronie rzeki. Takich, którzy na czołowe ligi są już zbyt słabi, na topowe ligi są już zbyt słabi, a na kolejne niezbyt perspektywiczni, więc zostaje im monetyzowanie nie do końca spełnionego talentu w rozgrywkach trzeciego szeregu.

Problem w tym, że w odróżnieniu od Greków czy Turków — o Saudyjczykach nie wspominając — Legia Warszawa nie ma potężnego zaplecza finansowego, które pozwala na wyławianie naprawdę dużych nazwisk. Jej zostają absolutne resztki. Nie jest to określenie eleganckie, ale szczere i prawdziwe. Można uwielbiać Josue, ale taki gość trafia do Legii tylko dlatego, że ma swoje ograniczenia, które sprawiają, że cały zespół trzeba ustawiać pod niego. Legia to robi, efekt nas zachwyca, ale ci bogatsi po prostu sięgają półkę wyżej i omijają ten problem.

Gorzej jednak, że w resztkach nie zawsze trafi się Josue, dlatego Legii tak trudno się z nim rozstać. Zastąpienie go Luquinhasem owszem, ma sens, natomiast trzeba zdawać sobie sprawę, że to już nie jest facet, na którym klub zarobi miliony. Mało tego: jeśli będzie chciał ponownie go sprzedać, najpierw trzeba będzie zwrócić część tego, co już na nim zarobiono. To szaleństwo, ale też dobitny przykład na to, że przez ponad dwa lata z Jackiem Zielińskim za sterami Legia nie zbudowała żadnych struktur.

Gdyby nowy dyrektor sportowy skrócił dystans do zachodu i stosował wzorce ze Sturmu Graz czy jakiegokolwiek klubu, który wypada lepiej niż Legia w przytoczonych wyżej zestawieniach, do stolicy trafiłby raczej ktoś siedem lat młodszy niż Luquinhas. A nawet jeśli przyjmiemy, że zespół potrzebuje bardziej doświadczonego lidera: obudowaliby go utalentowani zawodnicy z potencjałem sprzedażowym. Nawet budując drużynę, która ma wygrywać „na już”, w składzie powinno się znaleźć miejsce dla kilku rozwojowych piłkarzy.

Za naszą południową granicą Slavia i Sparta Praga ściągnęły łącznie 30 młodych (U23) i 24 dojrzalszych (24-29 lat) graczy. W przypadku Legii różnica to pięć względem piętnastu na korzyść „gotowych produktów”.

Jacek Zieliński zaprowadził Legię Warszawa w taki zaułek, że dziś porównania z Czechami są wręcz nie na miejscu. W Polsce parę lat wstecz śmialiśmy się, że Cypr to miejsce na ciekawą, piłkarską emeryturę. Z ichniejszą ligą kojarzyły nam się wysokie pensje i starsi, wypaleni zawodnicy. Pobudka: Aris Limassol w pięciu ostatnich okienkach ściągnął 23 piłkarzy z kategorii U23, to 64% ich wszystkich ruchów. Pafos FC postawił na dwunastu takich zawodników (32%). Legia wyprzedza za to Cypr pod względem trzydziestolatków (5 – 21% wobec odpowiednio: 3 – 8% i 4 – 11%).

Nie ma już z czego i z kogo się śmiać, chyba że z samych siebie. Przeglądając listę transferów klubów, do których porównywałem warszawiaków, trafiałem na ruchy z całego świata. Penetrowanie Afryki stało się standardem, wiele klubów ruszyło na rynek koreański, japoński, niektórzy sięgają do Ameryki Południowej. Maksem Legii okazuje się Kosowo i jakaś licha namiastka skautowania Azji: zapowiedziano to przy okazji wypożyczenia 27-latka, który w najwyższej klasie rozgrywkowej w Japonii zadebiutował ledwie cztery wiosny wcześniej.

Delikatnie rzecz ujmując: nie wygląda to na przełom.

Refleksja? Zmiany? Nadzieja jest niewielka

W tym miejscu zwykle pojawia się wątek oczekiwania na refleksję. Pytanie tylko, czy jest jeszcze sens się oszukiwać? To przecież nie pierwsza sytuacja, w której okazuje się, że polskie kluby działają wbrew logice i faktom, jakby funkcjonowały w zupełnie innej rzeczywistości. Nie tak dawno przejrzałem dosłownie każdą dostępną na „Transfermarkt” ligę, żeby odkryć, że Polska należy do niewielkiego grona krajów, które robią wszystko na opak.

Większość świata największe pieniądze inwestuje w piłkarzy ofensywnych, u nas w czołówce inwestycji znajdowali się wówczas niemal sami zawodnicy defensywni, a rekordem pozostawał Bartosz Slisz. Kiedy już ktoś zdecydował się ten wynik pobić, wyszło jeszcze śmieszniej: rekord co prawda dzierży teraz atakujący, ale naszym klubom tak bardzo zależy na oryginalności, że złoto przejęto transferem piłkarza kontuzjowanego, co jest absolutnym ewenementem.

Strach przed lataniem. Dlaczego polskie kluby nie potrafią w transfery?

Rzeczy, o których piszę, nie są żadną tajemnicą: żeby zorientować się, że nawet w fundamentalnych sprawach postępujemy na abarot, wystarczy kilka dni przeglądania popularnej i ogólnodostępnej strony, na której zebrane są ruchy transferowe z całego świata. Jeśli mimo to refleksja do tej pory nie nadeszła, bezsensem i naiwnością byłoby oczekiwanie, że w końcu doczekamy się realnej zmiany.

Enty raz wysłuchamy szczerego wywiadu, w którym padną odważne zapowiedzi nadciągającej rewolucji. Legia postawiła już zresztą pierwszy krok w tym kierunku: właśnie po raz kolejny dowiedzieliśmy się, że zamierza poprawić tranzyt talentów między akademią i pierwszym zespołem; że to już czas i pora, żeby postawić na swoich wychowanków, których będzie regularnie spieniężać.

Jackowi Zielińskiemu nie gryzie się to z tym, że nie tak dawno atakował swojego poprzednika za podpisanie aneksu do umowy (aneksu, to istotne) gwarantującego przedłużenie kontraktu za rozegrane minuty z młodym piłkarzem, żeby choć spróbować ratować interes klubu, żeby samemu parafować dokument dla Filipa Rejczyka (pełnoprawny kontrakt, nie żaden aneks) z klauzulą przedłużenia opartą o czas spędzony na boisku.

Deklaracje o stawianiu na młodzież można w Legii odmierzać w Walukiewiczach, Włodarczykach, Łakomych i Praszelikach, na których zarabiali jej ligowi rywale.

Obśmiać i obalić można także teorie o braku pieniędzy w kasie. Nie chodzi już o sam fakt, że Legia w ciągu okienka zarobiła blisko 20 milionów euro. Już wcześniej klub ze stolicy wydawał na pensje zawodników największe pieniądze w lidze. Mówi się o 50 milionach złotych, choć jej budżet płacowy wskazany w raporcie „Grant Thornton” opiewa na ponad 78 mln zł, czyli 18 mln euro. Nie ma więc mowy o pustej kasie. Pieniądze są po prostu nieefektywnie wydawane.

Najlepiej świadczy o tym fakt, że Legia świadomie i otwarcie opowiada o polityce transferowej, która zakłada płacenie wyższych pensji kosztem kwot odstępnego. Słowem: zamiast szukać piłkarzy za gotówkę, w stolicy tę gotówkę wolą przeznaczyć na ich pensje i premie, ściągając wolnych zawodników. Jacek Zieliński wręcz się tym chwalił, choć przecież w jasny sposób wskazuje to na zwrot w stronę „modelu tureckiego”, bo ściągnięcie za darmo utalentowanego piłkarza z kategorii U23 to wyzwanie w zasadzie niemożliwe.

Jeszcze gorsze dla dyrektora sportowego jest jednak to, na kogo decyduje się rozdysponować pieniądze, gdy przychodzi do transferów gotówkowych. Pomińmy już zaklepanego wcześniej Nawrockiego.

  • Carlitos, 32-letni napastnik, 400 tysięcy euro
  • Makana Baku, 24-letni wahadłowy, 350 tysięcy euro
  • Marco Burch, 22-letni środkowy obrońca, 650 tysięcy euro
  • Steve Kapuadi, 25-letni środkowy obrońca, 450 tysięcy euro
  • Gil Dias, 26-letni wahadłowy, 200 tysięcy euro (wypożyczenie)

Wydane kwoty podałem z boku, dla orientacji. Wystarczy przecież spojrzeć na wiek, żeby połapać się, że większość tych inwestycji to wkład bezzwrotny. Tylko w Legii mogli wpaść na to, żeby władować prawie pół miliona euro w ponad 30-letniego napastnika, który sezon wcześniej rozegrał 1600 minut w greckiej ekstraklasie. Widać, że w Warszawie boją się wydawać, co jest cechą klubów niepewnych swoich działań. Gdyby w gabinetach mieli przekonanie do swojej pracy, stworzonych struktur i owoców analizy bądź skautingu, wysupłanie większych pieniędzy nie byłoby problemem.

Nie oszukujmy się: kasa robi kasę. Wyciągnięcie Ernesta Muciego za drobne i wielokrotna przebitka to strzał, który zdarza się rzadko. Większość najwięcej zarabia, gdy także sporo wydaje. Nastawiając się na darmowe ruchy, Legia Warszawa będzie łowić kolejnych Goncalvesów i Diasów, zamiast chłopaków takich, jak Muci — gotowych do poświęcenia, ambitnych, u progu kariery. W tym miejscu warto też zbyć kontrargument o tym, że takich właśnie piłkarzy oczekiwał Kosta Runjaić, który nie przepadał za młodzieżą: to dyrektor sportowy wybrał tego trenera, więc w świadomy sposób nałożył na Legię takie ograniczenie.

Z klubu słyszy się teraz, że odejście Josue i kilku innych niewypałów transferowych zwolni ponad milion euro w rocznym budżecie płacowym. Dodając do tego zarobione zimą miliony i wpływy z europejskich pucharów powinniśmy spodziewać się przynajmniej jednego dużego ruchu. Na zachodzie zwykło się wydawać 10% przychodów na jeden duży transfer w okienku. Wiemy, że przychody Legii za same transfery i puchary plus zejście z dużych kontraktów to „wpływ” rzędu 25 milionów euro, więc w rozsądnym modelu biznesowym oznaczałoby to idealny moment na inwestycje, które napędzą machinę i wzniosą klub na nowy poziom robienia transferów.

Kibic Legii zamiast tego dostanie jednak 30-letniego Claude’a Goncalvesa w miejsce 24-letniego Bartosza Slisza i 27-letniego Luquinhasa w miejsce 22-letniego Ernesta Muciego. Ostatnimi zawodnikami U23 z obecnej kadry z perspektywą na grę będą wówczas Maciej Rosołek, Kacper Tobiasz, Igor Strzałek i Wojciech Urbański. Zniesienie przepisu o młodzieżowcu może oznaczać, że żaden z nich nie będzie na tyle dobry, żeby regularnie pojawiać się na placu gry.

Kolejne okienko w stylu Jacka Zielińskiego — to jest: skład na już, więcej doświadczonych niż młodych — byłoby więc dla klubu prawdziwą katastrofą, stawiającą Legię w sytuacji, w której wszystko poza spektakularnym sukcesem sportowym, oznaczałoby dziurę w budżecie. To, czy w Warszawie podejmą takie ryzyko, będzie ostatecznym dowodem na to, czy ktoś w Legii wyciąga wnioski z popełnionych błędów, czy wciąż panuje przekonanie, że jakoś to będzie.

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

59 komentarzy

Loading...