Reklama

O wszystko trzeba walczyć: o marzenia, prawo do bycia i życia

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

14 września 2018, 17:54 • 10 min czytania 18 komentarzy

Kilka lat temu stał się prawdziwą medialną sensacją: karierę w boksie zawodowym zaczął czarnoskóry chłopak, urodzony w Szczecinie i pięknie mówiący po polsku. Kiedy o nim zrobiło się na chwilę ciszej, jego siostra wygrała program Top Model. W ubiegłym roku znów dał o sobie znać tocząc ringową wojnę (niestety ostatecznie przegraną) z Dominikiem Breazealem – jedna z rund tej walki została uznana za najlepszą w całym roku. Wiosną z kolei zabrał głos w temacie rasizmu i zdecydowanie nie powiedział tego, czego od niego oczekiwała dziennikarka. Ciekawe rzeczy mówił także u nas, w programie „Ciosek na wątrobę” na antenie Weszło FM. Izu Ugonoh – bezdyskusyjnie nieszablonowy gość.

O wszystko trzeba walczyć: o marzenia, prawo do bycia i życia

Jak forma?

Jest super, od paru dni jestem w Warszawie, a w weekend grałem w meczu TVN kontra WOŚP, polatałem sobie trochę za piłką. Dzień później byłem już na sali, robiłem tarcze z trenerem Andrzejem Gmitrukiem. Czuję się bardzo dobrze i gdybym dostał propozycję walki, w ciągu sześciu tygodni byłbym gotów.

Na razie dostałeś propozycję sparingów z Aleksandrem Powietkinem, który szykuje się do walki z Anthonym Joshuą. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło.

Tak to jest w boksie. Dopóki nie wejdziesz z kimś do ringu, nic nie jest pewne. Dobijali się do mnie z trzech różnych źródeł, żebym przyjechał na sparingi do Rosji. Kiedy już się zdecydowałem i miałem wyrabiać wizę, nikt już się nie odezwał. Szkoda, bo to by było bardzo ekscytujące dzielić ring z takim bokserem. Zobaczyłbym w jakiej jest formie i mógłbym więcej powiedzieć o jego walce z Anthonym Joshuą. A tak, to będę musiał wymyślać.

Reklama

No to wymyślaj.

Joshua, przy odpowiedniej taktyce, nie pozwoli Powietkinowi się zbliżyć. Rosjanin to świetny bokser, był mistrzem olimpijskim, ale dziś już nie jest tak dobry motorycznie, ma dużo gorsze warunki fizyczne niż Joshua. Jeśli Anglik zaboksuje dobrze taktycznie, będzie go trzymał w zasięgu, a potem rozstrzela. Ale! To jest boks, waga superciężka, Powietkin ma rewelacyjne kombinacje lewy sierp i prawy overhand. Tak znokautował Price’a. Trzeba jednak pamiętać, że Price i Joshua to inna liga. Joshua w walce z Parkerem świetnie boksował prawym podbródkowym. To jego najlepszy cios. W dystansie Powietkin jest bez szans. A w półdystansie Joshua jest równie niebezpieczny.

Myślisz, że Joshua może się otworzyć i bardziej zaryzykować?

Kluczem do jego zwycięstwa będzie dyscyplina. Musi ustawić rywala i wystrzelić kombinacją. Jak rzuci się z serią pięciu, sześciu ciosów, to sędzia może to przerwać.

Joshuę będziesz „udawał” przed kamerami TVP. Rzeczywiście jest taki dobry?

Udawać Joshuę to nie jest taka trudna sprawa. Dużo trudniej boksować tak, jak on. Może jest trochę mechaniczny, nie ma takiego luzu. Ale ma świetne warunki fizyczne i to wykorzystuje. Jest w trójce najlepszych na świecie. Może w przyszłym roku przekonamy się, kto jest naprawdę numerem jeden. Potencjalnych scenariuszy jest bardzo dużo. Ja do niedawna uważałem, że najlepszy jest Tyson Fury.

Reklama

A gdzie w tym wszystkim jest Adam Kownacki?

Jego walka z Martinem była świetna. Nie zobaczyłem nic nowego, bo od początku wiedziałem, że ma wielkie serducho. Utrzymał presję w walce z Arturem Szpilką. Potem odniósł bardzo cenne zwycięstwo nad Kiladze. Teraz kolejna wygrana, z byłym mistrzem świata, Adam ma świetną passę. Z Martinem dali znakomitą walkę. Teraz jednak przed Kownackim tylko zawodnicy, którzy są bombardierami i potrafią potężnie uderzyć.

A niestety Adam dużo przyjmuje.

Dokładnie, taki meksykański styl. Przyjmowanie takich ciosów w wadze ciężkiej to nie jest najlepszy pomysł. Trzymam za niego kciuki. Chciałbym, żeby trochę zmodyfikował swój styl. Jest świetny w ataku i znakomity kondycyjnie. Ale powinien przyjmować mniej ciosów na głowę, dla swojego dobra.

Gdzie na tle tych najlepszych jest dziś Kownacki?

Nie chcę przekreślać niczyich szans. On bardzo mocno w siebie wierzy, a to cecha potrzebna do wygrywania i w boksie, i w życiu. Ma coraz większe doświadczenie, dobrych sparingpartnerów. W walce z bombardierami są dwie opcje: albo ty przewrócisz rywala, albo on przewróci ciebie. Adam potrafi przełamać obronę, zamęczyć przeciwnika. Ale z każdym rywalem z czołówki będzie miał ciężko.

Adam waży 118 kilogramów, sylwetkę ma średnio sportową…

To nie ma żadnego znaczenia, każdy jest inny. Kiedyś myślałem inaczej. Ale ostatecznie liczy się tylko to, żeby wygrywać walki. Wygląd i wielkie mięśnie nie boksują. Liczy się serce i głowa, to jest najważniejsze w ringu. Jak ktoś ma brzuszek, ale potrafi przywalić, może wygrywać. Bermane Stiverne przed pojedynkiem z Deontayem Wilderem codziennie chodził na saunę, bo chciał schudnąć. W pojedynku był odwodniony, osłabiony. Wyglądał najlepiej w karierze, ale co z tego, skoro przegrał walkę? Adam niech je, co chce, byle wygrywał walki.

Wyobraźmy sobie turniej z ośmioma najlepszymi polskimi bokserami wagi ciężkiej. Kto by to wygrał?

Ja! Dlaczego? A co za różnica, skoro to się nie wydarzy? Nie ma się co przechwalać. Ja na każdego z zawodników wagi ciężkiej staram się znaleźć sposób, wyszukać luki i błędy, a potem je wykorzystać.

Do turnieju nie ma szans dojść. A może pojedyncza walka z polskim rywalem. Masz jakiegoś upatrzonego?

Nie, ja w swojej głowie już walczyłem ze wszystkimi. Kiedyś tak miałem, że jak ktoś tylko coś napisał w internecie, coś zasugerował, ja już taką walkę rozgrywałem w głowie. Teraz podchodzę do tego spokojniej, dopóki nie ma kontraktu, to nie walczę z tymi ludźmi. Ale powiem wam, że w tych walkach ja zawsze wygrywam. Czasem jestem w opałach, ale ostatecznie to ja jestem górą, jak w Rockym.

Górą byłeś też na Narodowej Gali Boksu, w walce z Fredem Kassim. Jak ta impreza wyglądała z twojej perspektywy?

Jedyny plus był taki, że wygrałem. Reszta była nieprzyjemna. Jak wiecie, mój rywal się poddał po dwóch rundach. Wcale mu się nie dziwię, ale wolałbym dłużej poboksować. Potem myślałem, że przywitam się z rodziną, podziękuję fanom, którzy przyszli specjalnie dla mnie. Ale niestety, przyszła komisja antydopingowa i musiałem załatwić swoje sprawy. Siedziałem tam prawie do drugiej w nocy. Jest stres, jak ktoś stoi za tobą i patrzy, czy sikasz. Takie są nasze obowiązki, jako sportowców. Było mi przykro, bo przyjechała moja rodzina z Gdańska, a ja nie miałem jak z nimi zamienić nawet słowa.

A jak ocenisz współpracę z Marcinem Najmanem? Rozważysz swój udział w drugiej Narodowej Gali Boksu?

Była bezproblemowa. Do końca tego roku chciałem stoczyć dwie walki, pewnie wyjdzie jedna.

U Eddiego Hearna w Wielkiej Brytanii?

Rozmawiam z kilkoma osobami, nie chciałbym zapeszyć, żeby nie wyszło jak z tymi sparingami z Powietkinem. Z Eddiem Hearnem też się spotkałem, rozmawialiśmy. Miłe spotkanie, kontakt został nawiązany, jestem otwarty na propozycje.

Jak bardzo frustrujące jest takie czekanie? Mija miesiąc, drugi, trzeci, nie ma walk, jest zaproszenie na sparingi, ale nic z tego nie wychodzi. Wkurza cię to?

Bardzo dobre pytanie. To wymaga ode mnie dużo pracy. Muszę odciąć się zupełnie od daty. Ja jestem typowym zadaniowcem. Uwielbiam mieć cel, znać datę, wtedy pracuję najskuteczniej. Kiedyś było tak, że bez celu mi się trudno pracowało. Teraz jest inaczej. Pomieszałem swoje treningi bokserskie z innymi, dołożyłem trochę zajęć lekkoatletycznych, piłki nożnej. Przed ostatnią walką czułem się bardzo dobrze, teraz jest jeszcze lepiej. Po sześciu tygodniach przygotowań i sparingów będzie ogień. Nie jestem sfrustrowany, robię swoje.

Co dalej z twoją karierą?

Dla mnie najważniejsze jest, żeby wyjść do ringu i wygrać walkę. Z jednej strony chciałbym być tam jak najdłużej, cieszyć się chwilą. Z drugiej strony, mogę kogoś szybko znokautować. Z pierwszej walki wyjdzie następna, kilka zwycięstw i mogę być w pierwszej dziesiątce rankingu, tuż obok wielkich walk. Muszę wrócić na radary, sprawić, żeby ludzie przypomnieli sobie o Izu.

A masz plan B?

Mam, ale nie zdradzę, bo nie chcę, żebyś mi go podkradł!

Zgodzisz się, że doczekaliśmy się fajnych czasów w wadze ciężkiej?

Dokładnie, ta waga ożyła. Jest wielu świetnych, utytułowanych zawodników, jest wielu młodych, o których świat dopiero usłyszy. Panowanie braci Kliczko już się skończyło, bogu niech będą dzięki, i waga ciężka znów jest ekscytująca. Jak widziałem w Anglii jak ludzie bawią się podczas gali bokserskiej, pomyślałem sobie, że w Polsce też tak mogłoby być. To jest do zrobienia! Na gali w Londynie siedziałem blisko ringu. Widziałem, jakie bomby przyjmował Dereck Chisora od Carlosa Takama, aż się łapałem za głowę. Chisora zadał dwa dobre ciosy: jeden na brodę, a drugi na skroń. I tak wygrał, o to chodzi w wadze ciężkiej. Przegrał wszystkie rundy, a potem zadał dwa ciosy i tyle.

Myślisz o rewanżu z Dominikiem Breazealem?

To nic nie zmieni. Podchodzę do tego realistycznie. Jemu taka walka się nie opłaca. On po naszym starciu powiedział mojemu trenerowi, że nigdy w życiu nie przyjął tylu mocnych ciosów. Cóż, ja też. Rewanż musiałby być o coś. Czemu miałby bić się ze mną, skoro ma Wildera na wyciągnięcie ręki? Ryzyko musi być adekwatne do zysków. Ja jestem na tak, już dzień po byłem dużo mądrzejszy. Ale rozumiem, jakie są realia. Robię to, co muszę robić.

Czyli co?

Na przykład social media. Czasy się zmieniają. Ludzie mają zupełnie inny kontakt z publicznością, sponsorami, fanami. To ma ogromne znaczenie i pokazuje, czy umieszczenie cię na gali ma sens. To takie proste. Takiemu promotorowi jak Eddie Hearn przede wszystkim liczby muszą się zgadzać. Jak ma wstawić Izu Ugonoha na galę, to spyta czy Polacy kupią na niego bilety.

A przyjdą?

Przyjdą! Ale na to trzeba pracować. Nie możesz być murkiem, który z nikim nie rozmawia. Minęły już czasy, gdy występ w telewizji wystarczał, żeby zaistnieć.

Ty się wyróżniasz siłą rzeczy, jako jedyny polski zawodowy bokser o czarnym kolorze skóry.

Jasne, to naturalne. Ja to wykorzystuję. Boks to nie tylko moja pasja i praca, ale także platforma, dzięki której zaistniałem w głowach ludzi. Wcześniej był kick-boxing, moja pierwsza miłość, ale nikt nie wie, jak to było, bo nie było tego w telewizji. Mało kto o tym wie. Dopiero, kiedy stoczyłem pierwszą bokserską walkę w telewizji, stałem się sportowcem. Fakt, że jestem czarnoskóry i urodziłem się w Polsce to moje atrybuty. To dla mnie korzystne, bo ja to wykorzystuję w pozytywny sposób. Tak idę przez życie.

Spotykasz się z negatywnym odbiorem, hejtem?

Nie. To kwestia nastawienia. Gdyby ktoś miał do mnie uwagi, myślę, że mógłbym z nim sobie poradzić merytorycznie. A gdyby problemy były poważniejsze, też bym sobie poradził – cioskiem na wątrobę, żeby nie było widać! Nie wiem, czemu tak jest, ale spotykam się z pozytywnym, fajnym odbiorem. To przyjemne, kiedy ludzie cię lubią.

A w międzyczasie zostałeś wciśnięty w wojnę polsko – polską, kiedy byłeś zapraszany do TVP i TVN.

Ja w tej wojnie nie brałem udziału. Każdy wyciąga to, co chce. Ja w to nie wnikam. Cieszę się, że mogę być sobą. Przez to, że jestem czarny, nikt mi nie zarzuci rasizmu, mogę mówić to, co chcę. To naprawdę wygodna sytuacja, polecam!

Jak się odnalazłeś w tej sytuacji, zupełnie nowej dla ciebie?

To nie była nowa sytuacja, ja nie powiedziałem nic nowego. Byłem zaskoczony, że ludzie tak to odebrali. Każdy z moich wypowiedzi wyciągnął coś dla siebie. Ja przyszedłem do studia i powiedziałem to, co myślałem. Dopiero po programie dowiedziałem się, co to lewa i prawa strona w polityce. Wcześniej to tylko lewy prosty i prawy sierp. Myślę, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek.

Jak byłeś dzieciakiem, to ktoś cię zaczepiał w Gdańsku z powodu koloru twojej skóry. Trudno jednak wyciągnąć z tego wniosek, że dziś jest w Polsce plaga rasizmu.

Sto procent zgody. To delikatny temat. Jak ja powiem, że nie ma w Polsce rasizmu, kogoś może to zaboleć, ktoś uzna, że przymykam oczy na pewne tematy. Może ktoś tego doświadcza, ja ze swoich przeżyć mówiłem, że to była ignorancja, a nie rasizm. Nawet ci, którzy mieli do mnie negatywny stosunek, dziś otworzyli umysły i patrzą inaczej. Od faceta z ONR-u usłyszałem: jesteś w porzo gościu, podoba mi się to, co robisz dla Polski. W ostatnich miesiącach mi się często zdarzały takie sytuacje. To fajne, bo zmienia świadomość ludzi. Jeśli w jakikolwiek sposób mogę w tym pomóc, to jest do dobra rzecz.

Pozytywny akcent na koniec…

Ktoś mądry kiedyś powiedział, że żeby żyć w pokoju, trzeba umieć walczyć. Ja nie jestem pacyfistą, każdy z nas musi walczyć o marzenia, prawo do bycia, życia. Ta walka przebiega na różnych płaszczyznach, nie tylko fizycznie. Trzeba walczyć. Nie powiem na przykład: jak mieszkasz w Polsce i jest ci ciężko, to Polacy powinni się zmienić i nie wytykać palcami, obrażać innych i tak dalej. Absolutnie, to nie byłaby moja rada dla młodych czy dla obcokrajowców. Każdemu bym powiedział: musisz dać sobie radę i co by się nie działo walczyć o swoje!

ROZMAWIALI: JAN CIOSEK i KACPER BARTOSIAK

foto: newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

18 komentarzy

Loading...