Reklama

30 najbardziej pamiętnych momentów w historii mistrzostw Europy

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

13 czerwca 2024, 13:00 • 26 min czytania 46 komentarzy

Przepiękne gole. Niewiarygodne zwroty akcji. Kontrowersyjne decyzje sędziów, boiskowe prowokacje, dramaty gwiazd i sensacyjne rozstrzygnięcia najważniejszych meczów… Przeszło sześćdziesięcioletnie dzieje mistrzostw Europy pełne są legendarnych, niezapomnianych momentów. My postanowiliśmy wam dziś opowiedzieć o trzydziestu, które uznaliśmy za najbardziej pamiętne i emblematyczne dla rywalizacji o prymat na Starym Kontynencie. Usiądźcie zatem wygodnie i udajcie się razem z nami w podróż przez burzliwą historię EURO. Jeżeli – podobnie jak my – przebieracie nogami na myśl o inauguracji tegorocznej odsłony turnieju, to ta opowieść z pewnością umili wam oczekiwanie.

30 najbardziej pamiętnych momentów w historii mistrzostw Europy

Ach, no i żeby była jasność – nie układaliśmy wybranych momentów ani chronologicznie, ani w formie rankingu.

No to lecimy!

Spis treści

  1. (EURO 1960) Pierwszy mecz w historii
  2. (EURO 1976) Antonin Panenka strzela "panenką"
  3. (EURO 2016) Cristiano Ronaldo "trenerem" w finale
  4. (EURO 2012) Mario Balotelli pręży muskuły
  5. (EURO 2020) Giorgio Chiellini się nie cacka
  6. (EURO 2000) David Trezeguet łamie serca Włochom
  7. (EURO 1996) Karel Poborsky lobuje Vitora Baię
  8. (EURO 2008) Turcja wydziera Chorwatom awans z gardła
  9. (EURO 1984) Michel Platini demoluje konkurencję
  10. (EURO 2004) Grecy doprowadzają Cristiano Ronaldo do łez
  11. (EURO 1996) Złoty gol Olivera Bierhoffa
  12. (EURO 1992) Laudrup zostaje na wakacjach, a Duńczycy szokują świat
  13. (EURO 2000) Ręka (i furia) Abela Xaviera
  14. (EURO 2016) Islandczycy upokarzają Anglików
  15. (EURO 1988) Ronald Koeman wyciera tyłek niemiecką koszulką
  16. (EURO 1968) Rzut monetą daje awans Włochom
  17. (EURO 2012) Iker Casillas apeluje o szacunek dla pokonanych
  18. (EURO 1980) Fulvio Collovati nie wytrzymuje presji
  19. (EURO 1996) "Gazza" na "krześle dentystycznym"
  20. (EURO 2000) Hiszpania gra do końca z Jugosławią
  21. (EURO 2008) Triumf tiki-taki
  22. (EURO 2004) Magiczna piętka Zlatana
  23. (EURO 2000) Holendrzy zapominają, jak się wykonuje karne
  24. (EURO 2020) Christian Eriksen traci przytomność
  25. (EURO 1996) Gareth Southgate pęka w konkursie rzutów karnych
  26. (EURO 2004) Ricardo nie potrzebuje rękawic
  27. (EURO 2020) Szwajcarzy nokautują Francuzów
  28. (EURO 2016) Walia w półfinale
  29. (EURO 2008) Rosja wyhamowuje rozpędzonych Holendrów
  30. (EURO 1988) Marco van Basten z najpiękniejszym golem w historii turnieju

(EURO 1960) Pierwszy mecz w historii

Początki piłkarskich mistrzostw Europy nie są wspominane zbyt często. W dużej mierze z uwagi na dość dziwaczny kształt eliminacji oraz samego turnieju, rozgrywanego w pierwszym okresie w niezbyt atrakcyjnej formule final four. Trzeba jednak przyznać, że pierwsze starcie w historii mistrzostw Starego Kontynentu zdecydowanie zasługuje na to, by wracać do niego pamięcią. 6 lipca 1960 roku w paryskim Parku Książąt reprezentacja Francji przegrała 4:5 z Jugosławią i tym samym to właśnie „Plavi” zostali pierwszą ekipą w dziejach, która zapewniła sobie udział w wielkim finale turnieju. Ale statusu najlepszej drużyny w Europie nie udało się Jugosłowianom wywalczyć. Polegli oni bowiem 1:2 po dogrywce w finałowej konfrontacji z reprezentacją Związku Radzieckiego.

Reklama

(EURO 1976) Antonin Panenka strzela „panenką”

Mistrzostwa Europy, drugi najważniejszy turniej dla piłkarzy pochodzących ze Starego Kontynentu. Wielki finał. Strzał na wagę triumfu w serii rzutów karnych. A między słupkami przyczajony Sepp Maier, „Kot z Anzing”, już w 1976 roku uchodzący za jednego z najwybitniejszych golkiperów w dziejach futbolu. I co na to wszystko Antonin Panenka? Ano – kompletnie nic. Reprezentant Czechosłowacji ze stoickim spokojem podszedł do ustawionej na jedenastym metrze futbolówki i elegancką wcineczką skierował ją do siatki, zapewniając w ten sposób swojej drużynie zwycięstwo w konkursie jedenastek i – co za tym idzie – w całym turnieju.

Strzelałem tak w lidze, w meczach towarzyskich, nawet w eliminacjach do mistrzostw Europy. Ten konkretny karny padł jednak w finale mistrzostw Europy, decydował o złotym medalu i to spowodowało, że stał się kultowym – wspominał Panenka w rozmowie z Markiem Wawrzynowskim. – Już przed samym turniejem finałowym ćwiczyłem tego karnego ze Zdenkiem Hruską. Zdenek był świetnym bramkarzem, byliśmy razem w Bohemiansie. Zawsze zakładaliśmy się o piwo i czekoladę. Jeśli strzeliłem wszystkie pięć karnych, Zdenek stawiał. Jeśli on obronił chociaż jednego, ja stawiałem. A że gość był niezły, to mało brakowało, a bym przez tę czekoladę i piwo zbankrutował. Aż w końcu wymyśliłem tego karnego. Wie pan, tak się wtedy najadłem i napiłem, że mało brzuch mi nie pękł.

I tak oto, już od blisko pięćdziesięciu lat, wszystkie jedenastki wykonane w tak efektowny sposób zwykło się nazywać „panenkami”. Jednym ze zdolniejszych naśladowców legendy czeskiego futbolu okazał się Andrea Pirlo, który w ćwierćfinale EURO 2012 zaskoczył panenką Joe Harta.

Zamiast bankructwa, historyczny sukces. Rapid Wiedeń w finale Pucharu Zdobywców Pucharów 1995/96

(EURO 2016) Cristiano Ronaldo „trenerem” w finale

Reklama

Kiedy Cristiano Ronaldo nabawił się kontuzji w pierwszej połowie finałowego starcia EURO 2016, mogło się wydawać, że nie będzie już zbyt wielu okazji, by w trakcie tego spotkania spoglądać w jego kierunku. A jednak kapitan reprezentacji Portugalii znalazł sposób, by mimo wszystko skupić na sobie uwagę realizatorów transmisji. Im dłużej trwało bowiem starcie Portugalii z Francją, tym trudniej przychodziło mu opanowywanie targających nim emocji. Nie mogąc pomóc partnerom na murawie, kuśtykający Ronaldo wcielił się więc spontanicznie w rolę asystenta Fernando Santosa, by w pewnym momencie zepchnąć wręcz selekcjonera na drugi plan i samemu dyrygować poczynaniami kolegów. Santos nie wyglądał na zbyt zadowolonego, ale z drugiej strony – on przecież prawie zawsze ma zdegustowaną minę.

Pokrzykiwania i nerwowe gesty Ronaldo pewnie za bardzo na grę portugalskiej ekipy nie wpłynęły, lecz i tak udało jej się sprawić w finale ogromną niespodziankę i pokonać gospodarzy. Bramkę na wagę triumfu zespołu z Półwyspu Iberyjskiego w 109. minucie zapisał na swoim koncie Eder.

Chwila, która przyćmiewa resztę – piłkarscy bohaterowie jednego przeboju

(EURO 2012) Mario Balotelli pręży muskuły

Dzisiaj już wiemy, że Mario Balotelli nie zdołał nawet w połowie wykorzystać drzemiącego w nim niegdyś potencjału, ale jego występ w półfinale EURO 2012 niewątpliwie przeszedł do legendy. Wówczas wydawało się, że Balotelli przez długie lata będzie błyszczał strzeleckimi wyczynami w klubach z europejskiego topu.

Jeszcze przed przerwą meczu rozegranego na Stadionie Narodowym w Warszawie, napastnik reprezentacji Włoch – wtedy zaledwie 22-letni – dwukrotnie pokonał Manuela Neuera, doprowadzając do łez niektórych fanów niemieckiej kadry, obecnych tego dnia na trybunach. No ale rzecz jasna Balotelli nie byłby sobą, gdyby przy okazji choć trochę nie narozrabiał. Po trafieniu numer dwa Włoch ściągnął więc koszulkę i zaprezentował światu napiętą muskulaturę, za co oczywiście obejrzał żółty kartonik. Później Balotelli panował już jednak nad emocjami i nie został upomniany przez sędziego po raz drugi, a „Squadra Azzurra” awansowała do finału mistrzostw Europy, mimo że w doliczonym czasie gry Mesut Oezil dał jeszcze Niemcom promyk nadziei na odrobienie strat.

(EURO 2020) Giorgio Chiellini się nie cacka

Umówmy się, że Giorgio Chiellini nigdy nie był wzorem boiskowej elegancji. Były stoper Juventusu i reprezentacji Włoch potrafił w jednej chwili łagodnie się uśmiechać i rubasznie dowcipkować z przeciwnikiem, by za moment bezlitośnie go sfaulować i na koniec jeszcze udawać, że w zasadzie nic się nie stało. Włoch nigdy nie ukrywał, że jego zdaniem w futbolu cel uświęca środki. I czasami warto po prostu wykopać piłkę w aut albo powalić rywala na łopatki, jeśli ma to zapewnić zespołowi czas niezbędny do tego, by uporządkować szyki w defensywie. Boleśnie przekonał się o tym Bukayo Saka w finale EURO 2020.

Wydawało się, że w ostatniej akcji podstawowego czasu reprezentant Anglii urwie się doświadczonemu obrońcy i być może rzutem na taśmę przechyli szalę zwycięstwa na korzyść „Synów Albionu”. Jednak Chiellini do tego nie dopuścił, bezceremonialnie łapiąc Sakę za kołnierz koszulki, niczym niesfornego urwisa.

– Prawda jest taka, że popełniłem wtedy głupi błąd. Źle przeczytałem tę sytuację, ale na szczęście miałem dość czasu, by zareagować. W tych konkretnych okolicznościach – zachowałem się właściwie. Nie było to najpiękniejsze zagranie, ale ja zawsze byłem piłkarzem skoncentrowanym na efektywności swoich działań, a nie na elegancji czy stylu – przyznał później Chiellini w wywiadzie dla „Sky Sports Italia”. No i trudno się z jego wypowiedzią nie zgodzić. Saka został spacyfikowany, Włosi dotrwali do serii rzutów karnych, a tam okazali się skuteczniejsi od Anglików. Decydującą jedenastkę spartolił zresztą właśnie wychowanek Arsenalu.

Bukayo Saka: 20-latek, który wyważył drzwi do angielskiej piłki

(EURO 2000) David Trezeguet łamie serca Włochom

O ile w półfinale EURO 2000 reprezentacja Włoch miała więcej szczęścia niż rozumu, tak ich finałowe starcie z Francuzami układało się znakomicie z perspektywy selekcjonera Dino Zoffa i jego podopiecznych. Marco Delvecchio dał swojemu zespołowi prowadzenie w 55. minucie gry, a później wprowadzony z ławki Alessandro Del Piero mógł przypieczętować triumf Italii, lecz brakowało mu skuteczności. Co się w końcowym rozrachunku zemściło – na sekundy przed ostatnim gwizdkiem arbitra Sylvain Wiltord wyrównał stan rywalizacji, a w dogrywce „Trójkolorowi” wykończyli rozbitych mentalnie Włochów.

Złotego gola zapisał na swoim koncie David Trezeguet, zresztą w typowym dla siebie stylu – po soczystym uderzeniu z woleja.

– Kiedy udało nam się wyrównać w ostatniej akcji, nabraliśmy poczucia, że mistrzostwo Europy już się nam nie wymknie – opowiadał Trezeguet. – W dogrywce nasze ataki z minuty na minutę wyglądały na coraz bardziej niebezpiecznie. Wreszcie, tuż przed końcem pierwszej połowy dogrywki, Robert Pires wdarł się w pole karne i dograł mi piłkę z lewego skrzydła. A ja umieściłem ją w siatce strzałem z woleja, potężnym jak wystrzał z katapulty. Cała akcja trwała zaledwie dziesięć sekund. Dziesięć sekund wystarczyło nam, by napisać historię. Dziesięć sekund, które pozwoliły mnie samemu zyskać zupełnie nowy status. Stałem się wielkim napastnikiem. Czasami są takie chwile, które mijają w mgnieniu oka, a kompletnie odmieniają twoje życie.

David Trezeguet – gdy strzał z woleja jest łatwiejszy niż z rzutu karnego

(EURO 1996) Karel Poborsky lobuje Vitora Baię

Choć ostatecznie nie udało im się sięgnąć po tytuł, Czesi z pewnością zapracowali na status największej rewelacji mistrzostw Europy w 1996 roku. Podopieczni Dusana Uhrina dotarli do finału imprezy, w grupie wyprzedzając Włochów i Rosjan, a w fazie pucharowej pokonując Portugalczyków i Francuzów. Szczególnie ich ćwierćfinałowy triumf wart jest dodatkowego wyróżnienia. Karel Poborsky załatwił bowiem Portugalczyków naprawdę przecudnej urody lobikiem.

Nie chciałem, by piłka poszybowała aż tak wysoko nad bramkarzem. Bałem się, że przestrzeliłem! – przyznał po latach Poborsky.

(EURO 2008) Turcja wydziera Chorwatom awans z gardła

Reprezentacja Turcji na EURO 2008 zrobiła zadymę niespotykaną w futbolu na najwyższym poziomie.

W pierwszym meczu fazy grupowej podopieczni Fatiha Terima przegrali z Portugalią. W drugim przegrywali z kolei ze współgospodarzami imprezy, Szwajcarami, ale ostatecznie udało im się odwrócić losy spotkania i sięgnąć po trzy punkty dzięki bramce zdobytej w doliczonym czasie gry. Z kolei w trzecim starciu ekipa znad Bosforu do 75. minuty przegrywała 0:2 z Czechami, by ostatecznie zatriumfować 3:2 i cieszyć się z awansu do fazy pucharowej turnieju. Ale na tym cuda się wcale nie skończyły. W ćwierćfinale Turkom udało się bowiem zaczarować również Chorwatów. Wprawdzie Ivan Klasnić w 119. minucie przełamał turecką defensywę, pogrążoną już wówczas w kompletnym chaosie, i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że zdobył gola na wagę awansu do kolejnej rundy, ale piłkarzy Terima stać było jeszcze na jeden, desperacki zryw, który zaowocował trafieniem Semiha Senturka. Zdruzgotani Chorwaci z kretesem przegrali konkurs jedenastek. Niespodziewanym bohaterem meczu został doświadczony Rustu Recber, zastępujący między słupkami pauzującego za czerwoną kartkę Volkana Demirela.

Wykończeni i pokiereszowani kartkami oraz kontuzjami Turcy spróbowali spłatać jeszcze jednego figla w półfinałowej konfrontacji z Niemcami, ale tym razem trafiła kosa na kamień. Nasi zachodni sąsiedzi zwyciężyli 3:2 po bramce Philippa Lahma w 90. minucie spotkania.

Fatih Terim w świecie calcio, czyli półtora roku szaleństwa

(EURO 1984) Michel Platini demoluje konkurencję

Dziewięć – tyle goli zapisał na swoim koncie Michel Platini – niebędący przecież napastnikiem! – gdy prowadził on reprezentację Francji do triumfu na EURO 1984. W zasadzie cały turniej, którego Francuzi byli zresztą gospodarzami, składał się zatem z niezapomnianych dokonań kapitana „Trójkolorowych”. Na pierwszy plan wybija się jednak półfinałowe starcie z Portugalią, gdy Platini w 119. minucie gry trafił do siatki, zapewniając swej drużynie zwycięstwo (3:2) i awans do finału. Tam z kolei „Les Bleus”, znów przy wydatnym udziale swojego lidera, uporali się z reprezentacją Hiszpanii i po raz pierwszy w swych dziejach sięgnęli po tak znaczące trofeum.

Platini w 1984 roku zdobył mistrzostwo Starego Kontynentu, Puchar Zdobywców Pucharów i mistrzostwo Włoch. W Serie A także wywalczył tytuł króla strzelców, zresztą po raz drugi z rzędu. W kolejnej kampanii dołożył do kolekcji jeszcze jeden tytuł capocannoniere, a także został najlepszym strzelcem Pucharu Europy, gdzie jego Juventus po latach starań wywalczył wreszcie końcowy triumf. Co tu dużo mówić, Francuz był wówczas po prostu nie do zatrzymania.

TOP 100: Najlepsi piłkarze w historii [RANKING WESZŁO]

(EURO 2004) Grecy doprowadzają Cristiano Ronaldo do łez

Kiedy Grecja pokonała Portugalię w meczu otwarcia mistrzostw Europy w 2004 roku, można było jeszcze przypuszczać, że to zwykły wypadek przy pracy w wykonaniu gospodarzy. Że zjadła ich trema, że być może wyszli na boisko odrobinę przemotywowani. Ale gdy Grecy w drugiej serii spotkań zdołali też zremisować z Hiszpanią, trudno było ich nadal traktować po prostu jako szczęściarzy. I nie zmieniło tego nawet niepowodzenie podopiecznych Otto Rehhagela w starciu z Rosją, skoro w ćwierćfinale zespół z południa Europy rzucił na kolana broniącą tytułu Francję. A w półfinale Grecy totalnie zszokowali już wszystkich, kiedy udało im się znaleźć sposób na zneutralizowanie ofensywy reprezentacji Czech, mimo że gracze Karela Brücknera zdawali się pewnym krokiem zmierzać do wielkiego finału.

Na tym szokujące wyczyny Greków się jednak nie skończyły. W starciu decydującym o losach trofeum zawodnicy Rehhagela raz jeszcze położyli na łopatki Portugalczyków, dobitnie udowadniając swą wyższość nad gospodarzami turnieju. Cristiano Ronaldo, dla którego był to pierwszy występ na imprezie rangi mistrzowskiej, utonął we łzach, natomiast wspomniany Otto Rehhagel dowiódł, że sprawny taktyk nawet z grupy solidnych zawodników, wśród których próżno było jednak szukać wielkich gwiazd europejskiego futbolu, może ulepić drużynę zdolną do skutecznego stawiania czoła największym potęgom Starego Kontynentu.

Czy Grecy grali w 2004 roku efektowny futbol? Zdecydowanie nie. Ale w realizowaniu założeń taktycznych byli precyzyjni i skuteczni do bólu.

(EURO 1996) Złoty gol Olivera Bierhoffa

Skoro wspominaliśmy już o tym, jak David Trezeguet złotym golem zapewnił Francji mistrzostwo Europy, to nie możemy też nie cofnąć się wspomnieniami do 1996 roku, gdy złot gol Olivera Bierhoffa zadecydował o finałowym triumfie Niemców nad reprezentacją Czech.

Petrowi Koubie ta sytuacja pewnie śni się do dziś. – To uczucie stuprocentowej beznadziei. Tracisz bramkę, mecz jest zakończony. Nie możesz nic więcej zrobić. Byliśmy pierwszą drużyną w historii, która tego doświadczyła, na dodatek w finale mistrzostw Europy. Coś okropnego, nie życzę nikomu czegoś podobnego. A co do samej bramki… Była bardzo pechowa. Nasz obrońca trącił piłkę i nie zdołałem interweniować w taki sposób, w jaki powinienem. Z pozoru wyglądało to na mój błąd, ale myślę, że miałem po prostu pecha. Na pewno to najbardziej bolesna bramka, jaką kiedykolwiek straciłem – wspominał golkiper, cytowany w „The Sun”.

(EURO 1992) Laudrup zostaje na wakacjach, a Duńczycy szokują świat

W futbolu możliwe jest dosłownie wszystko – można nawet nie zakwalifikować się na turniej, a później go wygrać.

Tej sztuki w 1992 roku dokonali Duńczycy, których dopuszczono do udziału w mistrzostwach Europy awaryjnie w miejsce Jugosławii, zdyskwalifikowanej wtedy z przyczyn pozasportowych. Legenda głosi, że przedstawiciele duńskiej federacji musieli w pośpiechu ściągać reprezentantów kraju z wakacji, by w ekspresowym tempie ulepić kadrę na turniej. Jak to jednak z legendami bywa, także i w tej tkwi jedynie ziarenko prawdy. W rzeczywistości Duńczycy od dłuższego czasu wiedzieli, że wyjazd jugosłowiańskich piłkarzy do Szwecji stoi pod olbrzymim znakiem zapytania z uwagi na wojnę, dlatego po cichu szykowali się do turniejowej rywalizacji. Co wcale nie oznacza, że nie mieli problemów z zebraniem składu. Choćby największy gwiazdor duńskiego futbolu, Michael Laudrup, wolał kontynuować wakacyjny wypoczynek.

I być może właśnie dlatego Dania osiągnęła na EURO 1992 tak wielki sukces. Wcześniej drużyna w naturalny sposób koncentrowała się bowiem wokół Laudrupa i starała się wykorzystywać jego niesamowity potencjał w ofensywie. A gdy zabrakło zawodnika Barcelony, selekcjoner Richard Moller Nielsen mógł z czystym sumieniem postawić na bardzo zachowawczy styl gry. Wprawdzie sprzeczny z tożsamością „Duńskiego Dynamitu”, ale zabójczo skuteczny. W półfinale mistrzostw Dania po serii rzutów karnych pokonała broniących tytułu Holendrów, a w finałowym starciu okazała się lepsza od ówczesnych mistrzów świata – Niemców.

Jednym z bohaterów mistrzowskiej ekipy został Brian Laudrup, nieco mniej uzdolniony brat Michaela. – Nie potrafiłem się dogadać z trenerem odnośnie sposobu gry drużyny narodowej. Oczywiście żałuję, że nie wziąłem udziału w turnieju, ale gdybym mógł cofnąć czas, podjąłbym tę samą decyzję – wspominał wielki nieobecny.

(EURO 2000) Ręka (i furia) Abela Xaviera

Wydawało się, że portugalskie „złote pokolenie” podczas EURO 2000 może się faktycznie ozłocić. Podopieczni Humberto Coelho jak burza przeszli bowiem przez fazę grupową turnieju, gdzie po fantastycznym widowisku pokonali Anglików, a potem uporali się z Rumunami i zmiażdżyli Niemców. Portugalczycy nie mieli jednak zamiaru zdejmować nogi z gazu również w pucharowej części turniejowych zmagań. W ćwierćfinale bez większych kłopotów odnieśli zwycięstwo nad reprezentacją Turcji, a ich półfinałowa konfrontacja z Francją zaczęła się od szybkiej bramki znakomicie wówczas dysponowanego Nuno Gomesa.

Dosłownie wszystko układało się po myśli piłkarzy z Portugalii. Ale tylko do czasu.

„Trójkolorowi” po przerwie zdołali wyrównać stan rywalizacji, a Zinedine Zidane w drugiej połowie dogrywki trafił do siatki z rzutu karnego, kończąc w ten sposób mecz i wyrzucając ambitną Portugalię z turnieju. Jedenastkę podyktowano za zagranie ręką w wykonaniu Abela Xaviera, który zablokował futbolówkę mknącą wzdłuż linii bramkowej. Decyzja sędziego doprowadziła do furii zarówno samego winowajcę, jak i jego partnerów. Grupa portugalskich zawodników rzuciła się do ostrej kłótni z panem Gunterem Benko, a niektórzy pozwolili sobie nawet na odepchnięcie arbitra. Awantura kompletnie wymknęła się spod kontroli. Finalnie Xavier został ukarany dyskwalifikacją na dziewięć miesięcy, Nuno Gomes na siedem, a Paulo Bento otrzymał pięciomiesięczne zawieszenie. Później kary delikatnie poskracano.

– Do dziś uważam, że sędzia popełnił błąd. Moje zagranie nie było intencjonalne, piłka po prostu trafiła mnie w rękę – przekonuje Xavier, cytowany przez „The Telegraph”. Bento dodaje: – Czuliśmy się oszukani. Mogłem zostać mistrzem Europy, a zamiast tego mnie zawieszono.

(EURO 2016) Islandczycy upokarzają Anglików

„Synowie Albionu” mają na swoim koncie wiele bolesnych, turniejowych klęsk. Ale porażka 1:2 z Islandią w 1/8 finału EURO 2016 to zdecydowanie jedna z największych wpadek w dziejach angielskiego futbolu. Oczywiście reprezentacja nie była wówczas szczególnie silna kadrowo, a Islandczycy przeżywali akurat swój gwiezdny czas i znajdowali się na fali wznoszącej, ale i tak awans do ćwierćfinału był obowiązkiem podopiecznych Roya Hodgsona.

Jestem rozbity, załamany i zdewastowany – przyznał selekcjoner. Nie zapewniło mu to jednak taryfy ulgowej. Jason Burt z „The Telegraph” strzelał do Hodgsona niczym z karabinu maszynowego. – Za jego kadencji reprezentacja cofnęła się w rozwoju. Ten zespół nie ma żadnej tożsamości. Zapamiętamy go tylko z dwóch wielkich turniejowych porażek i nieszczęsnego meczu z Islandią, stanowiącego jeden z najbardziej zawstydzających momentów w historii angielskiej piłki.

Roy Hodgson – trener z innej epoki

(EURO 1988) Ronald Koeman wyciera tyłek niemiecką koszulką

Przez wiele lat starcia z reprezentacją Niemiec miały szczególne znaczenie dla Holendrów. I nie chodziło tylko o to, że nasi zachodni sąsiedzi pokonali Johana Cruyffa i spółkę w finale mistrzostw świata w 1974 roku, choć „Pomarańczowi” faktycznie długo nie potrafili przeboleć tego niepowodzenia. Podłoże dla niechęci żywionej do Niemców było jednak znacznie głębsze i dotyczyło okresu II wojny światowej. Niemieckiej inwazji, okupacji i w ogóle wszystkich zbrodni III Rzeszy. Holendrzy każdą konfrontację z Niemcami traktowali więc jako okazję do zemsty. Dlatego wygrana z reprezentacją RFN w półfinale EURO 1988 miała dla graczy „Oranje” wyjątkowo słodki smak. – Widziałem łzy w oczach staruszków. Oni zasłużyli, by otrzymać od nas to zwycięstwo – komentował po końcowym gwizdku Ruud Gullit.

Triumf Holandii był tym bardziej znaczący, że Niemcy Zachodnie były przecież gospodarzami tych mistrzostw. I być może dlatego Ronald Koeman, jeden z liderów reprezentacji Holandii, mocno się zagalopował w swoich pomeczowych reakcjach. Obrońca „Pomarańczowych” najpierw wymienił się koszulkami z Olafem Thonem, a potem ostentacyjnie udawał, że podciera sobie cztery litery strojem otrzymanym na pamiątkę od przeciwnika.

„Barbarzyńca”. Złoty rok Ronalda Koemana i całego holenderskiego futbolu

(EURO 1968) Rzut monetą daje awans Włochom

Giacinto Facchetti okazał się bohaterem reprezentacji Włoch w półfinale EURO 1968. Jednak wcale nie dlatego, że rozegrał wybitne zawody przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Ten mecz generalnie nie był bowiem dla ekipy z Półwyspu Apenińskiego zbyt udany. Gianni Rivera dość szybko nabawił się kontuzji, a że wówczas regulamin nie dopuszczał przeprowadzania zmian meczowych, to Italia musiała rywalizować z ZSRR w osłabieniu. Później kolejny reprezentant Włoch zaczął również uskarżać się na uraz. Nie opuścił murawy, lecz nie był też w stanie kontynuować gry na sto procent możliwości. Biorąc to wszystko pod uwagę, sukcesem dla „Squadra Azzurra” było przetrwanie podstawowego czasu gry oraz dogrywki bez utraty gola. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

W tamtym okresie nie rozstrzygano jednak podobnych sytuacji konkursem jedenastek.

Po końcowym gwizdku sędzia zaprosił więc kapitanów obu drużyn do szatni, wyciągnął z kieszeni monetę i zadał sakramentalne pytanie: „orzeł czy reszka?”. Wspomniany Facchetti postawił na reszkę i tym razem Włochom dopisało szczęście. Arbiter przekazał wieści stadionowemu spikerowi, ten ogłosił oficjalnie awans gospodarzy do finału imprezy, a 70 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach Stadio San Paolo w Neapolu ryknęło z radości.

(EURO 2012) Iker Casillas apeluje o szacunek dla pokonanych

Lata 2008-2012 to okres całkowitej dominacji reprezentacji Hiszpanii w europejskim (i światowym) futbolu. Dwa tytuły mistrzów Starego Kontynentu plus wygrany mundial mówią same za siebie. W finale EURO 2012 podopieczni Vicentego del Bosque wręcz zmiażdżyli reprezentację Włoch, pokonując ją aż 4:0. W doliczonym czasie gry Iker Casillas zaczął nawet apelować do sędziego, by ten dał już spokój przeciwnikom i zakończył to i tak od dawna rozstrzygnięte spotkanie.

(EURO 1980) Fulvio Collovati nie wytrzymuje presji

Mecz o trzecie miejsce na EURO 1980, rozegrany między Czechosłowacją a Włochami, zakończył się chyba najbardziej niesamowitą i ekscytującą serią jedenastek w historii rywalizacji o mistrzostwo Starego Kontynentu. W sumie aż szesnastu zawodników z rzędu nie pomyliło się wówczas przy uderzeniu z wapna. Aż wreszcie do piłki podszedł Fulvio Collovati, będący wtedy obrońcą Milanu, a później przez lata występujący także w Interze czy Romie. No i to właśnie jemu w kulminacyjnym momencie puściły nerwy. Włoski defensor wykorzystał karnego, a Jozef Barmos swoim trafieniem zapewnił Czechosłowakom skok na najniższy stopień podium.

Pikanterii całej historii dodaje fakt, że bramkarz Jaroslav Netolicka prawie przepuścił fatalny strzał Collovatiego pod pachą. Na jego szczęście, murawa w polu bramkowym była już tak wydeptana i grząska, że futbolówka nie zdążyła się wtoczyć za linię.

(EURO 1996) „Gazza” na „krześle dentystycznym”

Przed mistrzostwami Europy w 1996 roku wielu angielskich kibiców – podśpiewujący pod nosem „it’s coming home” – naprawdę gorąco wierzyło, że ekipie „Synów Albionu” po raz pierwszy w dziejach uda się wywalczyć status najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Jednak premierowy mecz fazy grupowej, zremisowany ze Szwajcarią 1:1, mocno ten powszechny entuzjazm ostudził. I, jak to zwykle bywa na wyspach, w chwili rozczarowania media natychmiast jęły brutalnie atakować piłkarzy, wypominając im wszelkiej maści pozaboiskowe skandale. Na przykład to, że podczas zgrupowania w Hongkongu reprezentantów Anglii przyłapano na wyjątkowo ordynarnej libacji alkoholowej, w trakcie której wlewano im alkohol z butelek prosto do gardła. Ten sposób przyjmowania trunków nazwano potem „krzesłem dentystycznym”. – Spójrzcie tylko na „Gazzę”. To dureń bez żadnej godności – grzmiał na okładce brukowiec „The Sun” jeszcze przed turniejem.

Paul Gascoigne obrywał szczególnie mocno, jako naczelny imprezowicz brytyjskiego futbolu.

Ale w drugim starciu gospodarze się odkuli i wygrali 2:0 ze Szkocją, a „Gazza” zdobył ładnego gola i ponownie stał się – przynajmniej na jakiś czas – bohaterem narodowym. Anglicy przygotowali nawet specjalną cieszynkę, nawiązującą do „dentystycznego” incydentu z Hongkongu. – Dziewięciu z nas usiadło w Hongkongu na „krześle dentystycznym”, ale najbardziej atakowano mnie, bo wiadomo, jaką jestem osobą. Z jakiegoś powodu przed meczem ze Szkocją powiedziałem: „dobra panowie, ktokolwiek trafi teraz do siatki, ten robi związaną z tym cieszynkę”. Na szczęście padło na mnie. Kumple złapali aluzję i cieszynka wypadła świetnie – wspominał „Gazza” w Pitch TV. – Szkoda tylko, że tym razem lano mi do gardła napój energetyzujący, a nie gin…

(EURO 2000) Hiszpania gra do końca z Jugosławią

Dwa gole, odpowiednio w czwartej i piątej minucie doliczonego czasu gry, na wagę zwycięstwa 4:3 – czy trzeba dalej tłumaczyć, dlaczego finisz spotkania Hiszpanii z Jugosławią w trzeciej kolejce fazy grupowej EURO 2000 zasługuje na wyróżnienie w tym zestawieniu?

(EURO 2008) Triumf tiki-taki

A skoro już jesteśmy przy chwilach szczęśliwych dla reprezentacji Hiszpanii, to trzeba się również cofnąć do 29 czerwca 2008 roku, gdy po latach niepowodzeń ekipa z Półwyspu Iberyjskiego wreszcie zatriumfowała na wielkim turnieju. W finale EURO 2008 podopieczni Luisa Aragonesa pokonali 1:0 Niemców, symbolicznie rozpoczynając w ten sposób epokę tiki-taki w europejskim futbolu. – Luis to fundamentalna postać zarówno w mojej karierze, jak i w całej historii La Roja – opowiadał potem Xavi, cytowany przez „Mundo Deportivo”. – Bez niego to wszystko byłoby niemożliwe. To dzięki niemu wszystko się zaczęło. To on połączył nas, tych najmniejszych: Iniestę, Cazorlę, Cesca, Silvę, Villę… Z Luisem dokonaliśmy rewolucji. Przełożyliśmy wściekłość na posiadanie piłki i udowodniliśmy, że owszem, można wygrać, grając ładnie. Jeśli nie wygralibyśmy mistrzostw Europy, nie zdobylibyśmy później pucharu świata. […] Oczywiście nie można tutaj zapomnieć o roli innego fenomenu, czyli Del Bosque. Na Luisie ciążyła jednak ogromna presja, gdyż to on wyznaczył nam drogę.

(EURO 2004) Magiczna piętka Zlatana

Zlatan Ibrahimović zawsze słynął ze znakomitego wygimnastykowania i pierwszorzędnych zdolności akrobatycznych, ale sposób, w jaki szwedzki napastnik złożył się do strzału w meczu z Włochami na EURO 2004, niezmiennie budzi ogromny podziw. Niewiarygodne trafienie.

(EURO 2000) Holendrzy zapominają, jak się wykonuje karne

Do dziś trudno powiedzieć, jakim cudem Holendrzy – będący wtedy współgospodarzami turnieju – nie zdołali pokonać Włochów w półfinale EURO 2000. Można oczywiście podkreślać fenomenalną postawę Francesco Toldo między słupkami reprezentacji Italii, ale nawet najlepiej dysponowany bramkarz po prostu musi skapitulować, jeśli zawodnicy drużyny przeciwnej nie pozostawią mu swoimi strzałami żadnych szans na skuteczną interwencję. Tymczasem gracze „Oranje” z uporem godnym lepszej sprawy pracowali na to, by Toldo zakończył półfinał turnieju ze statusem bohatera.

Streśćmy przebieg tego starcia:

  • Bergkamp płaskim strzałem trafia w słupek
  • Zambrotta wylatuje z czerwoną kartką (34′), Italia w dziesiątkę
  • Toldo broni karnego de Boera (39′)
  • Kluivert z karnego trafia w słupek (62′)
  • Kluivert nie trafia w bramkę w doskonałej sytuacji
  • w konkursie rzutów karnych Toldo broni uderzenia de Boera i Bosvelta, po stronie holenderskiej myli się również Stam. U Włochów jedenastkę marnuje Maldini, ale nie ma to znaczenia – „Pomarańczowi” odpadają

Pięć zmarnowanych karnych, z tego dwa jeszcze w podstawowym czasie gry. Coś niewiarygodnego. – Tego rodzaju spotkania na ogół kończą się w taki sposób, że rywal w końcu zdobywa bramkę i całe twoje cierpienie idzie na marne – wspominał Francesco Totti w swojej autobiografii. – Ten mecz był wyjątkowy. Bramka nie padła, choć wszystko na to wskazywało. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem i nigdy już nie zobaczę.

20 sekund od złota. Reprezentacja Włoch na Euro 2000

(EURO 2020) Christian Eriksen traci przytomność

Kiedy Christian Eriksen stracił przytomność w 43. minucie starcia Danii z Finlandią w fazie grupowej EURO 2020, cały świat wstrzymał oddech, obawiając się najgorszego. Na szczęście skończyło się tylko na strachu i służby medyczne zdążyły uratować duńskiemu pomocnikowi życie. W dużej mierze dlatego, że zimą krew zachował Simon Kjaer, który najpierw udzielił koledze pierwszej pomocy, a później zadbał o to, by pozostali reprezentanci Danii ciasnym kordonem otoczyli Eriksena, umożliwiając ratownikom pracę poza zasięgiem wzroku gapiów zgromadzonych na trybunach i przed telewizorami. Kjaer podtrzymał też na duchu żonę Christiana.

– Odszedłem z tego świata. Na chwilę, na te kilkaset sekund, aż do momentu, kiedy ratownicy medyczni przywrócili rytm bicia mojego serca. Pamiętam wszystko, oprócz tych pięciu feralnych minut, znaczy, wiecie, dopiero później powiedziano mi, że to wszystko trwało tyle czasu. Ale wcześniejsze wydarzenia mogę odtwarzać – wyrzut z autu, piłka uderzająca mnie w kolano. Potem odcięcie. Nie wiem, co się stało. Obudziłem się już wśród otaczających mnie ludzi. Czułem ucisk w klatce piersiowej. Próbowałem złapać oddech. Otwierałem oczy i  nie rozumiałem, co się dzieje, co się stało, ale przez głowę przechodziły mi pojedyncze myśli – może coś jest nie tak z moimi kończynami, może złamałem kręgosłup, czy w ogóle mogę podnieść nogi do góry? Usiłowałem wykonywać jakieś pojedyncze, najmniejsze ruchy, żeby mieć chociaż minimalną wiedzę na swój temat. W karetce usłyszałem, jak ktoś pyta: „jak długo był nieprzytomny?”. Ktoś inny odpowiedział: „pięć minut”. Pięć minut, te pięć minut. Stał się cud, że przeżyłem – opowiadał Christian Eriksen w BBC.

Cała ta makabryczna historia doczekała się jednak happy-endu. Duńczycy dotarli na mistrzostwach aż do półfinału, prezentując wtedy naprawdę kapitalny futbol, a Eriksen zdołał powrócić do gry na najwyższym poziomie i lada moment zobaczymy go w akcji podczas EURO 2024.

Sprawy sercowe Christiana Eriksena

(EURO 1996) Gareth Southgate pęka w konkursie rzutów karnych

Reprezentacja Anglii i rzuty karne? To nie jest dobrana para, choć na EURO 1996 „Synowie Albionu” zdawali się przełamywać ten stereotyp. W ćwierćfinale gospodarze właśnie w konkursie jedenastek przechylili bowiem szalę zwycięstwa na swoją korzyść w starciu z reprezentacją Hiszpanii. W kolejnej rundzie wszystko wróciło już jednak do normy i Anglicy znów polegli w serii rzutów karnych, tym razem w konfrontacji ze swymi odwiecznymi rywalami – reprezentacją Niemiec.

Presji nie wytrzymał obecny selekcjoner angielskiej ekipy, Gareth Southgate.

Symbol porażki synonimem klasy. Garetha Southgate’a droga ku odkupieniu

(EURO 2004) Ricardo nie potrzebuje rękawic

Kolejne bolesne dla Anglików doświadczenie z rzutami karnymi to oczywiście EURO 2004 i porażka w ćwierćfinałowym starciu z Portugalią. Między słupkami szalał wówczas Ricardo, który do tego stopnia dał się ponieść emocjom, że w pewnym momencie zdjął bramkarskie rękawice i… odbił strzał Dariusa Vassella gołymi rękami. A potem sam podszedł do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze i pokonał Davida Jamesa. – To była zagrywka psychologiczna. Postanowiłem zrobić coś szalonego, co mnie zapewni dodatkową motywację, a przy okazji skonsternuje przeciwnika. Zadziałało perfekcyjnie – wspominał Ricardo w rozmowie z magazynem „FourFourTwo”. – Później grałem z Dariusem w Leicester City. Przyznał mi, że źle się czuł już podchodząc do karnego, a moje zachowanie tylko go dobiło.

(EURO 2020) Szwajcarzy nokautują Francuzów

Kiedy Paul Pogba dał Francji prowadzenie 3:1 w starciu ze Szwajcarią w 1/8 finału EURO 2020, mogło się wydawać, że jest już po zawodach. Faworyci trochę się podroczyli z rywalem, ale zapewnili sobie bezpieczną zaliczkę, a teraz spokojnie dowiozą wynik do końcowego gwizdka arbitra – klasyka. A jednak nic bardziej mylnego. Helweci szybciutko podnieśli się bowiem z kolan i zanotowali kontaktowe trafienie, a Mario Gavranović w samej końcówce podstawowego czasu gry zdołał doprowadzić do wyrównania. Co oczywiście postawiło „Trójkolorowych” w szalenie trudnym położeniu z psychologicznego punktu widzenia. Francuscy zawodnicy czuli się już przecież ćwierćfinalistami mistrzostw Europy, a tu nagle stanęli przed koniecznością rozegrania dogrywki z nabuzowanymi Szwajcarami.

Dogrywka nie przyniosła jednak rozstrzygnięcia, więc obie strony musiały stanąć do rywalizacji w rzutach karnych. A tam pomylił się tylko jeden zawodnik – Kylian Mbappe, którego strzał w fenomenalnym stylu odbił Yann Sommer. Tym samym Mbappe dopisał swoje nazwisko do długiej listy wielkich gwiazd światowego futbolu, które ugięły się pod presją i zmarnowały jedenastkę w kulminacyjnym momencie imprezy rangi mistrzowskiej.

Mbappe czy Ronaldo – kto trafił do Realu Madryt jako większa gwiazda?

(EURO 2016) Walia w półfinale

Mistrzostwa Europy we Francji miały należeć do belgijskiego „złotego pokolenia”.

„Czerwone Diabły” dysponowały wtedy naprawdę potężnym składem i miały olbrzymi apetyt na medal, i to ten wykonany z najcenniejszego kruszcu. W ćwierćfinale turnieju Belgowie zostali jednak nieoczekiwanie poskromieni przez niepozorną reprezentację Walii, nakręcaną przez Garetha Bale’a, znajdującego się wówczas u szczytu formy. Tym samym Walijczycy zanotowali największy sukces w całej swej historii, a Belgowie na swoje wielkie chwile musieli zaczekać jeszcze dwa lata. Błysnąć udało im się bowiem dopiero na mundialu w Rosji, który zakończyli na najniższym stopniu podium.

(EURO 2008) Rosja wyhamowuje rozpędzonych Holendrów

W fazie grupowej EURO 2008 reprezentacja Holandii przypominała walec. „Pomarańczowi” przejechali się po Włochach, spuścili manto Francji, a na dokładkę pokonali także Rumunię. Wyglądali na murowanych faworytów do złota. A jednak w ćwierćfinale podopieczni Marco van Bastena dali się zaskoczyć i to nie przeciwnikowi ze ścisłego europejskiego topu, ale reprezentacji Rosji, dowodzonej zresztą wówczas przez Holendra – Guusa Hiddinka.

Rosyjska ekipa zatriumfowała 3:1 po dogrywce, a koncertowe zawody rozegrał tego dnia Andriej Arszawin.

Van Basten uważa, że o porażce jego drużyny zadecydowały względy pozasportowe. W trakcie turnieju zmarła bowiem córeczka Khalida Boulahrouza, defensora holenderskiej kadry. To tragiczne wydarzenie odcisnęło piętno nie tylko na samym Boulahrouzie, ale też na całym zespole „Pomarańczowych”.

– Oglądałem mecz Szwecja – Rosja, gdy pod koniec pierwszej połowy zadzwonił do mnie Edwin van der Sar, kapitan drużyny. Telefonował ze szpitala w Lozannie. Żona Khalida Boulahrouza przedwcześnie, w szóstym miesiącu ciąży, urodziła dziewczynkę, która prawie zaraz potem zmarła. Akurat był to tydzień, kiedy po dobrym zakończeniu fazy grupowej pozwoliliśmy naszym zawodnikom na sprowadzenie żon albo przyjaciółek, tak że większość z nich była w tym samym mieście, w innym hotelu. Jak powiedział mi Edwin, żona Khalida około południa niespodziewanie zaczęła rodzić. Gdy tylko Khalid o tym usłyszał, natychmiast pojechał do szpitala, żeby być przy partnerce, ale niestety, jego córeczka nie przeżyła. Edwin bardzo mnie prosił, żebym jak najszybciej przyjechał do szpitala, żeby okazać moje współczucie – opowiadał van Basten w książce „Basta. Moje życie, moja prawda”. – Sytuacja była skrajnie idiotyczna. Jestem odpowiedzialny za drużynę narodową, a przed nami końcowa faza turnieju. Wszystkie moje wysiłki skupiają się na tym, co nas czeka, a tymczasem jednego z moich zawodników dotyka prawdziwy dramat. Przyznaję uczciwie, że przez chwilę miałem moment zawahania. W przypadku takich sytuacji nie ma instrukcji obsługi.

– Później przyszło mi odpowiadać na mnóstwo pytań z tym związanych. Czy na pewno powinienem pozwolić, żeby zawodnicy pojechali do szpitala? Czy był to dobry pomysł, żeby część drużyny pod sam koniec turnieju miała do czynienia z tak ogromną dawką smutku? Odpowiedź jest dosyć prosta: nie mam pojęcia. Nie wiedziałem tego wtedy i nie wiem tego teraz, niemal dwanaście lat później. Gazeta „NRC” opublikowana pod koniec roku 2008 artykuł, w którym dokładnie rekonstruowano tę sytuację i roztrząsano także tę kwestię. Czy powinienem zabronić piłkarzom odwiedzin u kolegi? Przecież chcieli udzielić mu w tej trudnej chwili wsparcia. Czy miałem im to uniemożliwić? Wtedy nie robiłem z tego problemu – przyznał selekcjoner „Oranje”.

(EURO 1988) Marco van Basten z najpiękniejszym golem w historii turnieju

Marco van Basten nie zdołał zatem zapewnić Holandii triumfu na mistrzostwach Europy jako selekcjoner, ale w 1988 roku dokonał tego jako piłkarz. A w finałowym starciu ze Związkiem Radzieckim zanotował prawdopodobnie najpiękniejsze trafienie w dziejach turnieju.

Wolej idealny. Dzieło sztuki.

***

A jakie momenty wam przychodzą na myśl w pierwszej kolejności, gdy wspominacie dawne edycje mistrzostw Europy?

Dajcie znać w komentarzach!

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl / FotoPyk / WikiMedia

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

Arek Dobruchowski
9
Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

EURO 2024

EURO 2024

Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

Arek Dobruchowski
9
Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

Komentarze

46 komentarzy

Loading...