Reklama

Dzień z piłkarzem Bundesligi

redakcja

Autor:redakcja

24 grudnia 2017, 00:01 • 16 min czytania 33 komentarzy

Słuchając polskich piłkarzy opowiadających o niemieckiej piłce można się poczuć jak na konferencjach Adama Nawałki. Nie dlatego, że są tak nudni, a dlatego, że z ich ust zawsze padają identyczne sformułowania. Perfekcyjna organizacja. Porządek. Wysoka intensywność. Pensja przed czasem. Indywidualne zajęcia. Idealne warunki. Równe boiska. Zielona trawa. Mleko bez laktozy i kanapki bez glutenu.

Dzień z piłkarzem Bundesligi

Detale. Te detale.

Każdy piłkarz wyjeżdżający na zachód wypowiada się, jakby trafił do jakiegoś innego świata. Czy naprawdę dzieli nas taka przepaść? Chcieliśmy przekonać się o tym na własnej skórze i odwiedziliśmy w tym celu Rafała Gikiewicza, z którym spędziliśmy typowy dzień w pracy w SC Freiburg. Zajrzeliśmy wszędzie: sprawdzaliśmy zawartość klubowej lodówki, temperaturę wody w jacuzzi, równość murawy stadionu i jakość boisk treningowych. Dowiedzieliśmy się, w jakich warunkach się tam trenuje, na co szkoleniowcy kładą nacisk, co do dyspozycji mają piłkarze i jak pachną ich skarpetki w szatni, gdzie oczywiście też weszliśmy. W jakich warunkach przyszło rozwijać się Rafałowi Gikiewiczowi i Bartkowi Kapustce? Zapraszamy na spacer po SC Freiburg. W rolę przewodnika wcielił się Giki.

***

– Mój młody ma na 8:00 szkołę sportową tuż obok stadionu Freiburga, więc go przywożę i jadę od razu do klubu. Takim sposobem zawsze jestem pierwszy. Śniadanie jem w klubie. Do dyspozycji mamy swoją kuchnię.

Reklama

IMG_2745 IMG_2747

Mamy tu wszystko. Z glutenem, bez glutenu… Codziennie świeże owoce, musli, wszystkie rodzaje mleka – z laktozą czy bez. Prawda jest taka, że w wielu polskich klubach nie ma nawet miejsca, gdzie można napić się kawy.

W tym pomieszczeniu mamy też odprawy. Jest rzutnik, tablica, mazaki. Po meczu zbierają się tu rodziny wraz z dziećmi i wspólnie z drużyną spędzamy tu czas. Freiburg to trochę taki rodzinny klub.

IMG_2750

***

O 9:30 mamy pierwszy trening. Zwykle jest to siłownia. Nie ma jak w Polsce, że wszyscy do jednego wora. Gdy przeprowadzano nam przed sezonem badania i wyszło, że Gikiewicz ma – powiedzmy – silne nogi, ale przy szóstym powtórzeniu ćwiczenia X spada mu siła, to pracuję konkretnie nad tym.

Reklama

IMG_2737

Na tych dwóch maszynach biorę więcej niż Schwolow, ale on ma zalecenie, by robić to szybciej. Wszystko obliczone indywidualnie dla każdego piłkarza. Maszyny są podpięte pod program i od razu po treningu bierzemy wydruk z tego, co zrobiliśmy.

Pomiędzy szatnią a resztą pomieszczeń czekają koszulki do podpisania. Gdy ktoś przechodzi – składa podpis. W poniedziałek dostajemy informację, ile kartek trzeba podpisać w danym tygodniu. Jeździmy też po fanklubach. Prośby o koszulkę albo podpis dostarczane są nam do specjalnej skrytki.

IMG_2753 IMG_2731

W skrytce Rafała pusto – wszystko już podpisane i wysłane z początku tygodnia.

IMG_2730

IMG_2733

To odnowa biologiczna na same nogi. Można wejść i wymrozić je po treningu.

IMG_2741

Ogromne jacuzii, do którego wchodzimy po treningu. Woda ma ponad 30 stopni. Często gramy w nim w kosza.

IMG_2739

Gdy ktoś ma problem z plecami to żeby nie robić przysiadów wchodzi do specjalnej maszyny.

IMG_2740

Dobrze jest odbierane w klubie, gdy przed i po treningu pojeździsz na rowerze. Po każdym meczu musimy wyjeździć obowiązkowo 20 minut. Mamy podłączone SkySports, więc przy okazji wspólnie oglądamy. W Śląsku po prostu rozjeżdżaliśmy się do domu. Na tamtym stadionie niewiele ze sobą grało, tu mamy wszystko w jednym miejscu.

IMG_2759 IMG_2735

W Polsce masz kontuzje i po meczu musisz jechać do szpitala. Tutaj przynoszą USG i już wiedzą, ile będziesz pauzował. Potem tylko potwierdzasz to rezonansem.
IMG_2744

IMG_2743

Ty bierzesz na mecz tylko kosmetyczkę. Mamy swoją skrzynię dla bramkarzy i przed meczem czeka tam na nas wszystko – czapeczki, rękawice, ręczniki do rękawic.

IMG_2757 IMG_2758

Mamy też maszynę do nadruku, gdybyśmy jakimś cudem nie mieli w magazynie koszulki.

IMG_2760

Na tej hali każdy z nas musi zostać po treningu co najmniej godzinę. Możemy realizować tutaj swoje indywidualne plany. Trener ma ze swojego biura widok na parking. Gdy zobaczy, że ktoś wyjeżdża przed czasem, zarządza karę.

IMG_2732

Nikt nas nie rozlicza z tego, co zrobimy, możemy też iść na masaż lub odnowę w jacuzzi czy saunie. Przy okazji się integrujemy się a obcokrajowcy uczą się języka. Bartek dzięki temu łapie teraz nowe słówka – chciał nie chciał, przebywa z resztą grupy i słyszy ciągle niemiecki.

Jak jest obiad na planie to musimy zjeść go w klubie. Jak nie ma – nie musisz. Jak trener zobaczy, że za wcześnie wyszedłeś, opierdoli.

***

IMG_2709 IMG_2711 IMG_2712 IMG_2716

Ciekawostka – stadion Freiburga jest lekko krzywy. Przeanalizuj sobie na jakiej wysokości jest banda po jednej stronie, a na jakiej po drugiej. Teoretycznie ktoś zawsze gra trochę pod górkę.

IMG_2726

Zwróćcie uwagę na niebieską bandę „Europa Park” z lewej i prawej strony

Jak na realia Bundesligi, porównując z tym, co w Stuttgarcie, Dortmundzie czy Gelsenkirchen, nie jest to nowoczesny stadion, ale gra się tu dobrze. W Braunschweig mieliśmy wokół stadionu bieżnię i kibice byli daleko od bramki. Tu czujesz ich, bo masz ich za sobą. Kibic może cię na dobrą sprawę opluć albo poklepać po plecach. Za dwa lata zrobią nam nowy stadion i ten wraz ze wszystkimi boiskami treningowymi zostanie dla kobiet. Wchodzi tu 24 tysiące kibiców, a na nowy wejdzie 38 tysięcy. Ten jest stary, rozbudowa nie wchodzi w grę.

IMG_2775 IMG_2776

Mówią, że nasza murawa jest w top sześć Bundesligi i bardzo szanują naszego greenkeepera, ale raczej nie miałem zbyt wiele okazji, by się o tym przekonać. Przez cały rok w ogóle tu nie trenujemy. W Śląsku Wrocław było podobnie, ale chociaż dzień przed meczem przyjeżdżaliśmy na rozruch. A tutaj nawet tego nie ma. Przez 1,5 sezonu zagrałem tu 45 minut z Torino, 120 z Sandhausen w pucharze i ostatnio puchar z Dreznem. Tyle, co wychodzę na rozgrzewki. O murawie nie mam podstaw się wypowiadać!

Śmieję się, że we Freiburgu jestem jak powietrze. W Braunschweig po każdym meczu byłem w gazecie, oceniano mnie zwykle najlepiej. Jak szedłem do fryzjera czy piekarni, ludzie traktowali mnie jak gwiazdę. Tu mnie tylko kojarzą.

IMG_2723 IMG_2721 IMG_2722

Nie targamy na mecze toreb. Mamy tutaj wszystko podzielone – buty na rozruch, wkręty, lanki i box na ochraniacze. Teraz mamy mecz w sobotę i w czwartek do 15:00 musimy to zapakować, bo autobus jedzie wcześniej, a my lecimy wynajętym samolotem. Wszystko jest przed meczem ułożone numerami.

Gdy gramy u siebie, nie mamy hoteli przed meczem. Świadomość każdego jest na wystarczającym poziomie. Zarabiasz o wiele więcej niż przeciętny Kowalski, więc jak dzień przed meczem poszedłbyś w miasto, ktoś by cię zobaczył albo zagrałbyś źle… No byłoby po tobie. Nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz szansę, a ja na swoją czekam 16 miesięcy. To 16 miesięcy walki z samym sobą i oczekiwania. Taką walkę prowadzi każdy. Nie wyobrażam sobie, by ktoś z nas poszedł na miasto. Tu nie masz 18-osobowej kadry, a 30-osobową. Natomiast gdy chcesz hotel – nie ma sprawy. W tamtym sezonie jednemu chłopakowi urodziło się dziecko i chodził przed meczami, żeby spokojnie się wyspać.

W dniu meczu przyjeżdżamy na stadion o 9:30, jemy śniadanie, potem idziemy sobie nad rzeczkę na spacer i jedziemy na do domu na dwie godziny. Potem wracamy na brunch i zostajemy do meczu.

IMG_2768 IMG_2767

Według legendy w czasach, gdy nie było we Freiburgu kanalizacji, wszyscy wylewali coś do strumyka i zrobiła się taka rzeka. Latem jest tu full ludzi, kąpią się, tuż obok są też góry. Natura, powietrze górskie, robi to wszystko wrażenie. Zresztą po podpisaniu kontraktu Tomasz Urban napisał mi, że Freiburg to jedno z piękniejszych miast w Bundeslidze.

To miasto rowerów, niemiecki Amsterdam. Na 25 tysięcy kibiców przed meczem 10 tysięcy przyjeżdża rowerem. Gdy podpisałem kontrakt, pierwsze co to usłyszałem, by zwracać uwagę na prawą stronę, bo rowery, rowery.

IMG_2784

Przyjeżdżający do nas goście mają warunki trochę skromniejsze.

IMG_2755

***

Przed transferem obserwowano mnie ponad 20 razy, to nie był przypadkowy ruch. Nie było tak, że przebudzili się i powiedzieli „dobra, tego bierzemy”. Nawet gdy w ostatnim sezonie w Braunschweig popełniłem parę błędów, to menedżer mówił, że trener bramkarzy z klubu X dzwonił do niego i deklarował, że nadal mnie chcą.

Freiburg oceniał wszystko, nawet drobiazgi. Na przykład to, jak się zachowuję po błędach – czy dalej jestem skoncentrowany, czy po puszczonej bramce daję głowę w dół. Brali też pod uwagę to, jak podajesz masażyście bidon. Gdybym wziął bidon i rzucił mu pod nogi – uważaliby, że nie mam do niego szacunku. Piłkarz albo musi rzucić delikatnie po ziemi, albo podejść i podać. Wszystko im zagrało. Nie przyszedłem tu tylko za magic saves.

Zwracają mi też uwagę, że nie można krzyczeć na kolegów. Niektórzy podają przykład Boruca – OK, czasem są takie przypadki, ale nie możesz po każdym złym zagraniu dusić gościa przy 25 tysiącach widzów na stadionie. Musi być team spirit. Dopiero w szatni powiemy sobie, kto co zawalił. Kibice to widzą i potem na takiego zawodnika buczą.

Na testach w Brauschweigu miałem za bramką ustawione kamery. Trener bramkarzy już po pierwszym treningu był zadowolony, ale potem wrzucili sobie nagrania w program i porównali mnie z innymi bramkarzami. To jak się spisuję przeanalizował pierwszy trener, asystent, dyrektor, trener bramkarzy drugiego zespołu, każdy wypowiedział swoją opinię. To nie tak, że ściąga mnie jeden gość, transfer nieudany i potem wszystko jest na tego gościa.

Czy warto wyjechać z kraju? Zawsze warto. Skonfrontujesz się. Można mówić, że nie gram, ale gdybym był słaby to już by mnie tu dawno nie było. A Freiburg podpisał ze mną jako 29-latkiem 3-letni kontrakt. Nie 1+2 jak to często bywa, ale od razu całe trzy. Bo oglądali mnie nie dwa razy, ale 20. Nie gram i powoli już się zaczynam grzać. Mieliśmy gorszy okres i pytałem siebie: jak nie teraz to kiedy?

Gdy przychodziłem, powiedzieli mi wprost: przychodzisz do nas, ale jak Schwolow się wyleczy to on zaczyna. Wszyscy mówią: aaaa, on przyszedł i nie gra. Wiedziałem o tym doskonale. Plan był taki, że ja mam napierać, sprzedadzą go w lato i ja wskoczę na jedynkę. W klubie też nie jest po drodze, że jest nas tu dwóch. Schwolow powiedział po prostu po sezonie, że chce tu zostać. Powtarzają mi ciągle „cierpliwie, cierpliwie”, ale ile możesz  być cierpliwy. Schwolow jest stabilny, ale nie podejmie takiego ryzyka, jakie ja bym podjął. Piotrek Lech zawsze mnie uczył: Giki, nie bądź pizda. Wyjdź z bramki. Nawet jak na pięć akcji popełnisz jeden błąd, to i tak zapamiętają, że cztery wybroniłeś. Mówili, że jak znajdę klub to mnie puszczą za darmo, ale gdy miałem ofertę z Kaiserslautern to krzyknęli 700 tysięcy euro.

Często piłkarze powtarzają, że obcokrajowiec w Niemczech musi być dwa razy lepszy by grać, ale ja nie wierzę w takie rzeczy. Schwolow gra nieźle to go trener nie zmienia, po prostu. Jak jesteś dobry to grasz. Chyba że nie uczysz się języka, nie chcesz się zintegrować z zespołem. To jest to, czego nie ma w Polsce. W Niemczech mamy przymus nauki języka niemieckiego. Ja się uczę z synem robiąc z nim lekcję, więc nie mam obowiązku chodzenia na zajęcia, ale Bartek ma przymus. W Śląsku Diaz po paru latach znał tylko przekleństwa i zwrot „fajne cycki”.

***

Jesteśmy w internacie dla młodych piłkarzy Freiburga. Chłopaki tu mają wszystko. Kuchnię prowadzi Polka. Wszystko jest w jednym miejscu. Masaże, dwa naturalne boiska treningowe, sztuczne, naturalne do grania, siłownia, codziennie świeże owoce, pranie. Szkoli się to dwóch Polaków. Co ciekawe – jeden z nich nazywa się Lewandowski.

Christian Streich sześciu chłopaków z obecnej kadry prowadził w juniorach. Czasem przyjeżdżamy tu na trening jako atrakcja. Byliśmy ostatnio ze Schwolowem i mieliśmy potrenować nad techniką chwytu. Pokopaliśmy woleje, poćwiczyliśmy technikę upadku.

IMG_2782

W centralnym miejscu wisi taka tabliczka.

IMG_2777 IMG_2783 IMG_2779 IMG_2781

W Polsce często nie możesz kupić w sklepie kibica małej koszulki. Tu masz od 116 po XXL. Wszystko – bramkarskie, wyjazdowe, domowe. Kartkę z autografem możesz kupić za 25 centów. Komplet wszystkich – 7,50. Idą tu te kartki, które podpisujemy w poniedziałek. Nie może być tak, że na stadionie nie ma żadnego muzeum czy sklepu. W Śląsku zdobyliśmy mistrza Polski, a tam nie ma nic, co nawiązuje do tego sukcesu. We Freiburgu możesz kupić nawet Prosecco z logiem klubu.

IMG_2772 IMG_2771

***

Drugi trening zaczynamy zwykle o 14:30, przeważnie jest otwarty dla wszystkich. Nie spotkałem się nigdzie z czymś takim, ale podgrzewana jest tylko lewa strona boiska treningowego. Tu mamy tylko jedno, a w Braunschweig mieliśmy trzy takie – i to podgrzewane. A to tylko druga liga. Gdy po treningach zostajemy ćwiczyć strzały czy wrzutki, każą nam iść na połowę, która nie jest grzana, bo w zimę nie możemy dojechać grzanej, na której codziennie trenujemy.

IMG_2710 IMG_2719

Obok mamy – to ciekawostka – płytę tylko dla bramkarzy.  Gdy Czesław Michniewicz przyjechał do nas to powiedział, że czegoś takiego to jeszcze nie widział. A – przypominam – jesteśmy tylko we Freiburgu! Na trening idę z przyjemnością, bo nie myślę o tym, by włożyć ortalion, długie spodnie i gąbki na bokach, jak to wcześniej bywało u nas. W Jagiellonii trenowaliśmy na sztucznym boisku. Trochę średnio. Jak masz 20 lat to idziesz na wariata, ale z czasem wolałbyś mieć jednak komfort.

IMG_2764 IMG_2766

Teraz bramka jest postawiona w tym miejscu, w następnym tygodniu będzie w tym, a w jeszcze następnym – po drugiej stronie. Dzięki temu nie robią się doły. Każde zajęcia są kręcone przez dwa iPady.

W Polsce było tak, że bramkarz z trenerem bramkarzy miał tylko rozgrzewkę. Prawa, lewa, chwyt, bańka wstańka albo jak to mówił Szamo – prawa, lewa, lelum polelum. W Jagiellonii była komenda „Rychu, dawaj bramkarzy” i szedłeś trenować z zespołem. A wiadomo, jak to jest z zespołem – ćwiczą schemat i zanim dojdą do bramki minie pół minuty. Podczas takiego treningu jesteś w stanie czasami zmarznąć. Albo piłkarze oddają strzały i jeden z bramkarzy stoi oparty o bramkę i czeka aż pierwszy skończy bronić. U nas na treningu zawsze coś robisz.

Najpierw mamy godzinę zajęć tylko z trenerem bramkarzy. Jutro będziemy mieli przykładowo grę na linii. Ustawiają nam pachołki i trenujemy refleks. Po tej godzinie dostajemy sygnał i idziemy do pierwszego zespołu na przykład ja ze Schwolowem, a trzeci bramkarz zostaje na boisku bramkarzy. Potem po 20 minutach się zmieniamy, ja wracam, a potem znowu idę za Schwolowa. Codziennie wychodzi mam 1:20 treningu czysto bramkarskiego plus trening z zespołem. Wszystko na bardzo wysokiej intensywności. Czasowo wychodzi podobnie, ale w tym czasie zrobisz o wiele więcej rzeczy.

Intensywność jest taka, że Wojtek Pawłowski po pierwszym dniu testów w Braunschweig sam mówił, że prawie rzygał. W 1. Bundesldze jest jeszcze większa. Od wyjazdu z Wrocławia co roku mam lepsze wyniki wydolnościowe, mimo że jestem coraz starszy.

Na treningach ogromną wagę przykłada się do gry nogami. Wszystko jest ważne – to, jak przyjmujesz piłkę, by nie została pod jajami, jak grasz prawą i lewą nogą, czy potrafisz piłki cięte, ale też wcinki nad zawodnikiem. Ja nie lubię tych lobów, wolę dać ciętą i mówię:

– Nie przestawicie mnie już! – mówię czasami.

– Nie, dawaj, musisz! – mobilizują.

Nie ma wymówek. Bardzo często gramy w normalnych gierkach z całym zespołem. Ustawiamy tak zwane rondo. Zawodnicy grają w szesnastce siedmiu na siedmiu, w środku jest dwóch neutralnych, dwójka bramkarzy stoi na zewnątrz (trzeci w tym czasie jest w środku). Gdy dostanę piłkę, muszę zawsze zagrać na dwa kontakty. Ale muszę przyjąć piłkę tak, by ta wyszła poza linię, bo zza linii nie mogę wykonać drugiego kontaktu. Gdy źle przyjmę – jest strata. Uczy to przyjęcia kierunkowego z odpowiednią mocą. Zasady są takie, że gdy gra do mnie żółty, muszę odegrać do żółtego. Wymienimy dwanaście podań – punkt. Po przyjęciu zagram od razu do drugiego bramkarza – punkt. Rozpocznę akcję, a zawodnicy podadzą drugiemu bramkarzowi – dwa punkty. Jedna gierka trwa trzy minuty. Musisz być skupiony, bo gdy zagra ci żółty i stracisz, to cała drużyna wkurwiona jest na ciebie, bo teoretycznie jesteś bezstronny.

Niby każdy umie przyjąć i podać, a potem jak oglądasz naszą ligę to najprostsze podania są najtrudniejsze. Gdy Probierz przyszedł Jagiellonii to śmiali się, czego on nas uczy. Ustawiał nas dziesięć metrów od siebie i polecenie brzmiało: przyjęcie i zagranie na wysokości kolan. Stał, liczył i z dwudziestu zawodników nikt nie zagrał takich piłek, jakie trzeba było zagrać. Wszyscy albo pod nos, albo za nisko, albo za wysoko. Kasując sumę X musisz to umieć, a nie że trener Ekstraklasy cię tego uczy.

Przed każdym meczem analizujemy pressing i warianty rozpoczęcia akcji. W Polsce pressing napastnika wyglądał tak, że napastnik po prostu biegł w stronę bramkarza. Analizujemy przed meczem – skoro Gikiewicz gra prawą nogą, to napastnik będzie zabiegał  go od prawej strony, żeby przyjął sobie na gorszą nogę, którą nie kopnie tak dokładnie. W Polsce mało który klub robi zorganizowany pressing. Masz kupę czasu. A tu przyjmujesz – już biegną. Jeśli nie miałbyś przed meczem odprawy i nie wiedziałbyś w jaki rejon boiska kopać, kopałbyś na dzidę. Na pendrive dostajemy rozpiskę, ile wzrostu ma każdy obrońca i gdzie kopać z piątki, gdzie grać wolejem, gdzie zaczynać akcję. W Polsce wznawiałem – uwierz mi – gdzie chciałem. Mamy przykładowo taki wariant: mam kopnąć w pole, w które piłkarz X zrobi dwa kroki startując z linii bocznej. On też wie, gdzie ma dalej tę piłkę przegłówkować, kiedy i jak się ruszyć.

Pierwszy wariant w meczu jest taki, że ustawiamy się do krótkiego rozegrania, by zobaczyć, jak dany zespół do nas podejdzie. Przed meczem mamy już przygotowane trzy warianty. Potem bramkarz macha ręką i wyrzuca swoich obrońców do przodu i gra długą piłkę. Następnie dostaje z ławki sygnał: „Giki, wariant numer dwa!”. Bo już wiemy, że podchodzi dwóch napastników, ale skrzydłowy zostaje bliżej środka, więc po prawej stronie robi się miejsce – tak, jak przewidywaliśmy przed meczem. Trener chwalił mnie po pucharowym meczu z Dynamem Drezno za to, że miałem 94% celnych podań. Zepsułem tylko dwie piłki, wszystko dochodziło do napastnika.

Na pendrive dostajemy też szczegółową analizę poszczególnych zawodników. Teraz będziemy grali z Mainz, więc weźmy takiego Muto. Będę miał jego bramki z tego i poprzedniego sezonu i szybkie urywki, jak się zachowuje sam na sam. Trener wyłapie na przykład, że kopie na siłę, więc nie warto spekulować i iść w prawo bądź lewo, lecz zostać. Potem ci powiedzą, że to magic save, a ty po prostu wykonasz pracę przed meczem. W Polsce przez pięć lat nie miałem ani razu takiej odprawy.

Indywidualna odprawa jest też dzień po każdym meczu – czy to sparing, czy liga. Trener bramkarzy ocenia wszystko – przyjęcie, gdy obrońca do ciebie kopnął, zagranie piłki, ustawienie przy stałym fragmencie. Szkoła niemiecka bardzo zwraca uwagę na pozycję bramkarza. By stał stabilnie, by umiejętnie przenosił ciężar z nogi na nogę. W Braunschweig kazali mi stać z opaską na oczach i robić jaskółki, by wypracować stabilizację. Albo mieliśmy takie ćwiczenie – masz stać na jednej nodze i trener rzuca w twoją stroję nagle cztery woreczki różnego koloru i krzyczy „czerwony, niebieski!”. No i akurat te dwa musisz złapać. W Polsce by się śmiali jak z Lenczyka, że wuefista, ale my robimy to w Bundeslidze. Trenujesz tym samym refleks i decyzyjność.

My i Hoffenhem trenujemy też z okularami impulsywnymi. Zakładając je obraz przed oczami ci miga, więc piłka leci szybciej. Ciężej ją złapać w tych okularach, ale potem jak je zdejmiesz to wydaje ci się, że piłka leci jak ślimak i łapiesz ją na luzaku. Masz trenować w ciężej by później było ci łatwiej. Na tej samej zasadzie czasami piąstkujemy z obciążnikiem na rękach. Po 30 próbach gdy ci go zdejmą nagle piąstkujesz na 40 metrów.

Niby mam 30 lat i można powiedzieć, że już się nie rozwinę, ale ja na samych treningach nauczyłem się masę nowych rzeczy. Nasz trener wychowywał Buerkiego czy Baumanna z Hoffenheim. Mówi do mnie: Giki, porównując cię z tą dwójką, to ty przez te 1,5 roku szybciej wchłaniasz wszystko, czego chcę cię nauczyć. Oni mówili: „nie, to nie ma sensu. trenerze, co to jest?!”. A ty chcesz się uczyć! Robisz to wszystko szybciej! Nie gram, ale jestem lepszy. Gdybym poszedł do klubu X, to wchodzę i bronię. Gdybym czuł się gorszy, to bym sobie kasował premię i wypłatę, żył w super mieście i nie narzekał. Ale ja chcę grać! – kończy Giki.

IMG_2769

***

Czy po wizycie we Freiburgu polski dziennikarz znający różne zakamarki klubów Ekstraklasy może czuć się oczarowany? Infrastrukturą raczej nieszczególnie, ale Freiburg pod tym kątem nie do końca jest miarodajny. Po pierwsze – to klub z najmniejszym budżetem w Bundeslidze. Po drugie – jego stadion to obecnie najgorszy obiekt rozgrywek i lada moment klub zamierza się z niego wyprowadzić. W Polsce wciąż byłby to jeden z najlepszych stadionów, a przecież z infrastrukturą nie stoimy wcale najgorzej.

Co imponuje? Treningi i to, jak wykorzystuje się każdą minutę, jak zwraca się podczas nich uwagę na najmniejsze rzeczy, jak bardzo analizuje się na wideo co tylko się da. Co rozczarowuje? Umówmy się – krzywy stadion albo podgrzewana murawa tylko na połówce boiska nie są rzeczami, które wprawiają w zachwyt, lecz pokazują, że także na tym poziomie zdarzają się niedociągnięcia. Co nie oznacza, że od najmniejszego klubu w Bundeslidze nie mieliby czego nauczyć się najwięksi z Ekstraklasy.

Oczywiście, że mieliby. I to bardzo dużo.

Z Freiburga JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
1
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach
Niemcy

Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

33 komentarzy

Loading...