Reklama

Na złość mamie… pobiję brata. Chorwacja dalej na karuzeli (8)

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2016, 12:12 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jak daleko możesz się posunąć, by zrobić swojej matce na złość? Odmrozisz sobie uszy? Wyrzucisz własny komputer? A może porwiesz i brutalnie pobijesz brata? Gdzie jest granica, za którą walka – o cokolwiek, choćby i w najlepszych intencjach – traci swój pierwotny sens? 

Na złość mamie… pobiję brata. Chorwacja dalej na karuzeli (8)

Przyjmijmy że sprawa jest poważna, matka wpadła w nałóg. Czy na pewno najlepszym rozwiązaniem, by zwrócić uwagę na jej problem, jest samodzielne wypicie całego schowanego w barku alkoholu? Czy na pewno skutek przyniesie ucieczka z domu, albo wspomniane już wyżywanie się na młodszym rodzeństwie?

Ten dość smutny wstęp jest konieczny, by dobrze zrozumieć to, co stało się wczoraj w Saint-Etienne pod koniec meczu Chorwacji z Czechami. Kto nie oglądał, od razu spieszę z wyjaśnieniem – część kibiców z Chorwacji wrzuciła na murawę race i petardy, za co inna część zgromadzonych na trybunach zapragnęła od razu dać im po mordach. Zaczęła się dość spora przepychanka, ale przede wszystkim doszło do scen niebywale niebezpiecznych – gdy jedna z petard wybuchnęła w momencie, gdy steward schylał się by ją podnieść.

Alexander Holiga, chorwacki dziennikarz, ze smutkiem dopytywał na Twitterze – jak mogło do tego dojść? Nie chodziło mu jednak o błędy wychowawcze, pobłażliwość klubów wobec chuliganów, czy cokolwiek, co mogłoby się nasunąć przy takich wydarzeniach. Chodziło mu o motywacje tych, którzy już po raz trzeci robią wszystko, by chorwacka federacja otrzymała jak najwyższe kary od UEFA. Wczorajsze wyczyny na trybunach były bowiem do przewidzenia już rok temu, a może i jeszcze dawniej. Od kilku dni na oficjalnych kontach facebookowych kibiców z Zagrzebia czy Splitu pojawiały się sugestie, że jeszcze raz wrócą na trybuny podczas meczów reprezentacji i jeszcze raz spróbują zrobić to, czego dokonali podczas wyjazdowego meczu z Włochami.

Reklama

No dobra, ale gdzie tu wyższe pobudki? Kto czytał Weszło w miarę regularnie, zapewne zna postać Zdravko Mamicia. Obecnie „doradca”, wcześniej prezes, wiceprezes, właściciel, dyrektor i generalnie człowiek numer jeden w Dinamie Zagrzeb. Cechy szczególne? Mniej więcej co kilka tygodni wybucha kolejny skandal z jego udziałem – raz chodzi o pobicie dziennikarza, innym razem o rasistowskie odzywki, jeszcze kiedy indziej jest uwikłany w sprawy dotyczące defraudacji pieniędzy z najsilniejszego chorwackiego klubu – gość generalnie nie schodzi z czołówek gazet. Ostatnio dwa razy na przestrzeni kilku miesięcy zwiedzał areszty, niekoniecznie dobrowolnie.

Zarzuty? Wspomniana korupcja, defraudacje, promowanie zawodników stajni menedżerskiej jego syna i nieprawidłowości przy rozliczaniu transferów. Kibice dodaliby pewnie – ustawianie ligi, także meczów w Lidze Mistrzów (pamiętne 1:7 z Lyonem), obsadzanie swoimi ludźmi stanowisk w chorwackim związku piłki nożnej, zmuszanie trenerów do promowania konkretnych piłkarzy, zmuszanie piłkarzy do wybierania konkretnych menedżerów… No, jest tego sporo, możecie przeczytać o tym szeroko choćby tutaj.

Właśnie z uwagi na wszystkie te zachowania Mamicia rozpoczął się protest kiboli Dinama Zagrzeb, do którego szybko dołączyli także kibice z innych chorwackich klubów. Na sztandar wzięli szczytne hasło uleczenia futbolu z tej patologii, jaką są na przykład mecze Lokomotivy Zagrzeb z mistrzem Chorwacji. Oba kluby łączy postać Mamicia, który ma być nieformalnym właścicielem każdego z nich. Wyniki ich starć?

"Image

Takich przykładów można znaleźć więcej – szeroko opisywana, także w sądowych kartotekach była choćby sprawa Eduardo da Silvy, który w umowie z Mamiciem miał mieć zapis o… dożywotnim oddawaniu dobrodziejowi połowy swojej pensji. Przy śledztwach dotyczących wszystkich grzeszków zarządu Dinama ujawniały się od razu powiązania z HNS, chorwackim związkiem piłkarskim. Zatrzymany był na przykład Damir Vrbanović, kiedyś dyrektor w Dinamie, później… prominentny działacz związku.

Dlatego też protesty, początkowo pokojowe bojkoty i przemarsze, zaczęły przybierać coraz bardziej radykalny i szerszy kształt. Na transparentach Mamiciowi zaczęli towarzyszyć chorwaccy oficjele z legendarnym Davorem Sukerem, prezesem związku na czele. A gdy wzięto na celownik HNS, wojna zyskała nowy wymiar.

Reklama

Kibice stwierdzili, że najmocniejszym uderzeniem w związek będzie ściągnięcie nań kar. I tu zaczęło się właśnie „odmrażanie sobie uszu”. Do tej pory bowiem na protesty Bad Blue Boys i Torcidy, najważniejszych grup kibolskich w Chorwacji, życzliwie patrzyli nawet dziennikarze angielskiego Guardiana, szeroko opisujący przestępstwa Mamicia. Potem jednak było obrzucenie racami murawy we Włoszech, a następnie już klasyczny strzał w kolano – wydeptanie w trawie swastyki, z braku możliwości odwalenia czegokolwiek na zamkniętych dla kibiców trybunach.

Wczoraj byliśmy świadkami jej kolejnej, równie głupiej odsłony. Pobudki, którymi kierowali się chorwaccy kibice mogą być najczystsze i najszlachetniejsze w historii piłki nożnej – sposoby, w jakie prowadzą walkę, przestały być akceptowane nawet przez część krytyków Mamicia. Pod postami dotyczącymi wczorajszej akcji coraz więcej głosów, że walka z korupcją jest słuszna, ale działanie na niekorzyść własnej kadry, na niekorzyść piłkarzy, często legend Dinama i Hajduka, to idiotyzm. I piszą tak nie tylko chorwaccy „Janusze”, jak zapewne pogardliwie powiedzieliby o nich kibice z BBB i Torcidy, ale także część „kumatych”.

Przed mistrzostwami i już w ich trakcie kibice rozwieszali w Chorwacji transparenty skierowane do związku i piłkarzy. Przegrajcie tam wszystko. Sprzedaliście nasze marzenia.

Po reakcjach, także dziennikarzy do tej pory życzliwie patrzących na kibolską walkę z układami w chorwackim futbolu, widać, kto właśnie przegrywa. Także swoje marzenia o uleczeniu piłki nad Adriatykiem.

***

Najbardziej smuci fakt, że to wszystko stało się podczas tego samego meczu, który przyniósł najbardziej wzruszający obrazek mistrzostw. Darijo Srna, pięć dni po śmierci ojca, o której pisałem tutaj. Niestety, dziś mówi się przede wszystkim o końcówce, a nie początku tego spotkania.

JAKUB OLKIEWICZ
Poprzednie odcinki: raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...