Nie musimy daleko szukać przykładów tego, że synowie piłkarzy nie zawsze idą w ślady ojca, nawet jeśli bardzo się starają. Wystarczy zerknąć na kadrę Cracovii i zobaczyć, jak radzi sobie w nim Rivaldinho. Rodzina Chiesów idzie jednak w ślad dynastii Maldinich. Federico być może stracił miejsce w wyjściowym składzie Squadra Azzurra tuż przed EURO 2020, ale w najważniejszym momencie wraca w wielkim stylu. Strzelając gola, który otworzył wynik meczu z Austrią, nie tylko zapewnił reprezentacji Włoch ćwierćfinał, ale i powtórzył wyczyn ojca, który także zdobył bramkę na mistrzostwach Europy. To pierwszy taki przypadek w historii.
Przypadek Enrico i Fede jest nawet powiązany mocniej niż tylko poprzez bramkę. Ojciec grał razem z Roberto Mancinim w Sampdorii. Syn gra u Manciniego, pomagając mu w innych pucharowych zmaganiach. Jeden i drugi strzelali na EURO w Anglii – a w przypadku syna nie było to przecież oczywiste, bo Włosi dopiero po raz pierwszy grali poza Rzymem. Teraz Włosi liczą, że Federico powtórzy jeszcze jeden sukces ojca, który w przeszłości trafił do siatki Belgów.
Albo inaczej: nie tyle liczą, ile wierzą, bo “fede” to po włosku wiara, a “chiesa” – kościół. Przez lata popisów syna na boiskach Serie A, taka gra słów nie raz i nie dwa pojawiała się na okładkach włoskich gazet.
Federico Chiesa. Kim jest piłkarz Juventusu i reprezentacji Włoch?
Paradoksalnie jednak to właśnie wiary przez długi czas brakowało młodemu Chiesie. Hernan Crespo mówił, że kiedy oglądał go w ogródku Enrico, wiedział, że Fede będzie równie dobrym piłkarzem. – Ma dokładnie takie same ruchy jak ojciec – zachwycał się w mediach argentyński napastnik. Problem w tym, że kiedy Chiesa rywalizował z rówieśnikami, niekoniecznie był najlepszy w grupie. – Pamiętam, że w swoim roczniku zagrałem tylko jedno spotkanie. W dodatku nie było to pełne 90 minut. Zamiast tego często wysyłali mnie do rocznika 98, żebym grał z mniejszymi chłopakami – mówił sam zainteresowany.
Zdania były więc podzielone. Z jednej strony widać było, że Chiesa ma talent. Z drugiej widać też było, że nie jest zbyt wyrośnięty i brakuje mu sił w walce z rywalami. Być może dlatego, że urodził się w końcówce października? Nie od dziś wiadomo, że w juniorskich drużynach różnica między zawodnikami, którzy urodzili się na początku i pod koniec roku, może być spora. Właśnie dlatego Fede często wątpił w sens ganiania za futbolówką. – Kiedy masz 14 czy 15 lat traktujesz takie rzeczy jako wielkie rozczarowanie. Przeżywasz je. Myślałem o tym, żeby dać sobie spokój z piłką. Rodzina twierdziła jednak, że nie mogę się poddać – opowiadał “Undici” młody Chiesa.
Rodzice Federico zachowali godny pozazdroszczenia spokój, który przełożył się na syna. Nie pozwolili mu porzucić treningów, ale jednocześnie wysłali go do szkoły lingwistycznej. To dlatego całe Włochy wybałuszały oczy po meczu z Austrią, kiedy Chiesa płynnym angielskim opowiadał o swoich odczuciach. W Italii Włoch, który tak dobrze mówi w języku obcym, jest tak rzadkim “okazem” jak sęp nad Wisłą, którego zdjęcia niedawno obiegły nasz kraj. Ptak przyleciał do Polski bo zbłądził, Fede parla po angielsku, bo trzymał się planu.
– Wszystkie lekcje, poza włoskim, mieliśmy po angielsku. Byłem w klasie z dziećmi z całego świata, więc dzisiaj perfekcyjnie posługuję się tym językiem. Znam też trochę francuski – opowiadał Chiesa, który nie zakończył nauki na etapie czegoś na wzór naszego liceum. – Tata namówił mnie, żebym złożył papiery na uniwersytet. Chciałem zrozumieć, jak działa moje ciało, więc wybrałem anatomię, powiązaną z wychowaniem fizycznym. Stwierdziłem jednak, że to nie dla mnie i rozważałem zmianę kierunku na chemię. Kocham to, co związane z nauką ścisłą. Od cząsteczek molekularnych po naukę o kosmosie. Jeśli nie piłka, zostałbym fizykiem – tłumaczył w wywiadach Federico.
Musiał jednak zrezygnować ze szkoły, bo rozpędu nabierał plan A. Kiedy Chiesa po treningach siedział z nosem w książkach, koledzy z jego rocznika bujali w obłokach, myśląc, że po Primaverze gładko przejdą do drużyny seniorów i podbiją ligę włoską. Dziś, gdy Fede ma świat u stóp, Pasquale Colato i Lorenzo Betti kopią na poziomie amatorskim.
Dziękuję moim rodzicom, bo to oni sprawili, że miałem w życiu alternatywę. Dzięki nim nigdy nie interesowały mnie błyskotki i inne rzeczy, które kręcą piłkarzy.
Fede o swojej rodzinie.
Wychowanek Paulo Sousy
– Nigdy nie przestawał się uczyć, także na boisku – mówił o młodym Chiesie jego brat. Federico godzinami studiował zagrania najlepszych piłkarzy świata. Podpatrywał skrzydłowych z topowych klubów, wycinał fragmenty ich meczów, urządził sobie własne studio analityczne. Wierzył, że praca pozwoli mu pokonać słabości i prześcignąć kolegów.
– Wierzę w codzienną pracę. Już gdy grałem w młodzieżowych zespołach, starałem się prowadzić jak profesjonalista. Głowa jest kluczowa dla piłkarza, to ona decyduje o sukcesie – mówił sam zainteresowany, co wzbudzało podziw, bo mało który junior był tak świadomy.
Z żebrakami na szczyt. Paulo Sousa w Fiorentinie
Ciągłe dążenie do poprawy w końcu się opłaciło, choć przydało się też nieco szczęścia. W akademii Fiorentiny doszło do zmiany trenera, a ten miał nowy pomysł na drużynę. Jego częścią było przesunięcie Federico ze środka ataku na skrzydło. Tam odnalazł siebie. Podczas gdy w ataku nie miał szans przebić się przez silnych i wyrośniętych kolegów, na boku pomocy jego dynamika i drobna postura sprawiały, że rywale byli raz po raz wkręcani w ziemię. Wzorował się na Angelu di Marii. – Jego szybkość, technika i fantazja w grze mnie fascynują – opowiadał “La Repubblice”.
Nie byłoby jednak Chiesy juniora gdyby nie Paulo Sousa. Niedawno polskie media obiegły cytaty z Fede, który stwierdził, że Portugalczykowi zawdzięcza najwięcej w swojej karierze. – Uważam go za geniusza. Pamiętam, jak tuż przed meczem z Juventusem powiedział mi, że wyjdę w pierwszym składzie. Miałem zastąpić Borję Valero. Zwariowałem, moje życie całkowicie się zmieniło. To, co mówił mi Sousa, pozwoliło mi uwierzyć, że mogę coś osiągnąć w tym sporcie – twierdzi Chiesa junior.
Selekcjoner reprezentacji Polski przyznawał później, że nigdy nie wątpił w talent młodego chłopaka z Florencji. Dawał mu coraz więcej szans, aż w końcu Chiesa trafił do siatki po raz pierwszy. Mecz Ligi Europy, rywalem Violi był Karabach. Federico biegał jak oszalały z radości i ruszył w kierunku ławki, żeby wpaść w ramiona swojego trenera. – Chciałem w ten sposób okazać Sousie wdzięczność za to, że mi zaufał – stwierdził.
Jak Federico zdradził Florencję
Czy Fede odleciał po tym, jak zaczął regularnie grać w ekipie “Fiołków”? Niekoniecznie. Przyznał, że chwilę mu zajęło, żeby przestać traktować swoje życie jak sen, ale trzymał się ziemi. Mówił, że kiedy porównywał siebie do rówieśników w młodzieżowych rozgrywkach, czuł się jak na pustyni. Przejście do seniorów pozwoliło mu znów walczyć o swoje. We Florencji czuł się świetnie, a kibice szybko odpalili tzw. hype train. I choć mówimy, że Chiesa nie chodził z zadartym nosem, to jednak mówił trochę za dużo. Zwłaszcza w kontekście tego, co zdarzy się w przyszłości.
– Oczywiście, że chciałbym być dla Fiorentiny kimś w rodzaju Tottiego. W dzisiejszej piłce mało jest takich piłkarzy-symboli. Ja widzę siebie jako jednego z nich – mówił dziennikarzom. Davide Astori starał się go wtedy strofować. Upominał, żeby nie narzucał sobie na barki tak dużej presji, bo takie deklaracje wiele ważą. W wielu przypadkach problem młodym zawodnikom robią zbyt szybkie pochwały. Tu było wręcz przeciwnie. Ani “pompki” od Sousy, ani od Stefano Piolego, który twierdził, że Federico ma w rękawie tyle niecodziennych zagrań i tak ciężko haruje na treningach, że musi kiedyś stać się najlepszym piłkarzem we Włoszech, nie wyrządziły mu krzywdy. Ale kiedy chłopak, który chciał być legendą Florencji zaczął być łączony z Juve… Cóż, zrobiło się niewesoło.
Dla kibiców Violi przejście do Juventusu było najgorszą z możliwych rzeczy. Lata temu Roberto Baggio wywołał nawet zamieszki w mieście, kiedy zdecydował się właśnie na taki krok. W przypadku Federico zaczęło się niewinnie, od plotek. Ktoś trafił na kartkę, którą rzekomo zostawił w restauracji Fabio Paratici, jedna z osób odpowiedzialnych za transfery do “Starej Damy”. Na niej zakreślone było nazwisko Chiesy. Wkradł się lekki niepokój, ale Rocco Commisso, prezydent klubu, uspokajał kibiców. – Nie pozwolę sobie na to, żeby powtórzyć sytuację z Baggio. To miał być lider drużyny, a sprzedano go za drobne. Z Chiesą tak nie będzie – deklarował, a w tle przewijały się kwoty rzędu 100 milionów euro.
Musi odnaleźć swoją rolę na boisku i rozwijać się w jej kierunku. Jeśli to zrobi, będzie najlepszym piłkarzem w Europie.
– Cesare Prandelli o Chiesie
W międzyczasie jego talent sugerował, że nie musi być to wygórowana cena. Co prawda połowa Italii nienawidziła Federico, bo na boisku nie był inteligentnym i ułożonym facetem. Chiesa junior w trakcie meczu to gość, który symuluje faule, nurkuje w polu karnym, gestykuluje częściej niż ma piłkę, marudzi, narzeka i sprzecza się z sędziami. Jeśli fan Serie A miałby uplastycznić innym stereotyp włoskiego piłkarza, to Fede z czasów Fiorentiny byłby najlepszym możliwym przykładem. Ale druga połowa Italii go kochała, bo mimo tych nieznośnych nawyków, dawał show.
– Ma niesamowity talent do dryblingu, ale też siłę, wydolność i dynamikę. Jest jak młody Gareth Bale, który doprowadzał rywali do szaleństwa i nie zwalniał ani na moment. Prawda jest taka, że on nie wygląda jak włoski piłkarz. To zawodnik klasy europejskiej – opisywał go Giancarlo Antognoni, mistrz świata z 1982 roku i legenda Fiorentiny.
Czasami koledzy mówili mu, że nie zawsze musi dawać solowy popis. Że kanały (w jednym z sezonów zaliczył ich najwięcej w lidze) i sztuczki są spoko, ale podanie do lepiej ustawionego zawodnika, który strzeli bramkę, bardziej przyda się drużynie. Wszyscy jednak wiedzieli, z jakim piłkarzem przyszło im dzielić szatnię. Każdy chciał z nim grać, był liderem szatni i kapitanem drużyny, a Commisso uparcie twierdził, że dzięki niemu odbuduje potęgę Violi. Mówił, że z Federico i jego ojcem łączą go świetne relacje i nie zapowiada się na zmiany. Dlatego kiedy ta ściana złudzeń runęła i Chiesa junior zakomunikował, że odchodzi do Juventusu, a szef Violi przystał na 50 milionów euro (i to rozbite na 10 za wypożyczenie i 40 za przyszły transfer), rozczarowanie było ogromne.
– Traktował nas jak wózek, którym ma dojechać do danego punktu i przesiąść się w coś lepszego – narzekał potem Daniele Prade, dyrektor sportowy klubu. Commisso dodawał natomiast, że Chiesa nawet nie zadzwonił, żeby pożegnać się z pracownikami klubu.
Pytanie tylko ile w tym prawdy, a ile próby przeniesienia winy z klubu na piłkarza.
Jak Enrico i Federico Chiesa straszyli Polaków?
Juventus, czyli dorosłość
Transfer do Juventusu być może zburzył pomnik Fede we Florencji, ale jemu samemu pozwolił postawić kolejny krok w karierze. Tym właśnie różni się od Domenico Berardiego, którego w pełni zadowala rola króla na prowincji. Chiesa chce zgarnąć wszystko. Jego bezkompromisowość przez długi czas dawała nadzieję, że projekt Andrei Pirlo w Turynie wypali. Bo to nie Cristiano Ronaldo czy Wojciech Szczęsny – jak za kadencji Maurizio Sarriego – trzymali Juve w ryzach. Teraz sprawy w swoje ręce wziął świeżak, który wchodził w sezon jeszcze jako piłkarz Fiorentiny. Zastanawiano się, czy to nie zgubi Chiesy, który nie będzie miał czasu, żeby poznać zespół. Ale talent obronił się sam i wykręcił kosmiczne liczby. 14 bramek i 10 asyst skrzydłowego dla Juventusu w poprzednim sezonie najlepiej pokazują, że dał radę.
Trzy gole w fazie pucharowej Ligi Mistrzów z Porto. Decydujące bramki w ważnym meczu z Milanem czy też w finale Pucharu Włoch z Atalantą. Do tego dorzucimy szereg wspomnianych wyżej statystyk, które wyróżniały go w Serie A.
- celne dośrodkowania – 3. miejsce w lidze
- stworzone okazje do zdobycia gola – 9.
- rajdy z piłką w pole karne rywala – 4.
Chiesa w Turynie dorasta piłkarsko. W końcu przestaje się kojarzyć z tym gościem, który co chwilę strzela na bramkę, a potem macha rękami z pretensjami do kolegów. Oddał blisko dwa razy mniej uderzeń niż w najlepszych latach we Florencji, a przy tym mógł się pochwalić blisko 42% celnych strzałów – to o pięć punktów procentowych lepszy wynik niż najlepszy rezultat z czasów gry w fioletowej koszulce. Wystarczy spojrzeć, jak drastycznie spadła liczba strzałów z dystansu, które oddawał, żeby załapać, że Andrea Pirlo naprawdę go zmienił.
- 17/18 – 53 strzały zza pola karnego
- 18/19 – 64
- 19/20 – 45
- 20/21 – 21
EURO-Atalanta. Piłkarze z Bergamo mają na ME 2020 więcej goli i asyst niż zawodnicy Juventusu
W Juventusie nie ma miejsca na bezproduktywność. Chiesa zaczął dostarczać drużynie punkty. 17 z 26 asyst i bramek, które dawały remis lub prowadzenie to wynik godny lidera. Podobnie jest w drużynie narodowej. Być może Federico nie ma w niej wielkich liczb, ale trafia w ważnych momentach.
- Austria – gol na 1:0
- Anglia – asysta na 1:1
- Polska – asysta na 1:1
- Armenia – asysta na 1:1
Jego wejścia z ławki podczas EURO 2020 dodawały Włochom skrzydeł. Po meczu z Walią “La Gazzetta dello Sport” zastanawiała się, jak można zostawiać takiego piłkarza na ławce. Roberto Mancini ma pewnie ból głowy, bo uważa, że Domenico Berardi jest bardziej skrupulatny taktycznie. Nie tylko atakuje, ale i broni. Pracuje dla zespołu. Chiesę rzecz jasna ceni, ale wie, że to szalony gość. A ma już jednego szaleńca na skrzydle – Lorenzo Insigne – więc za dużo pozytywnego chaosu nie jest wskazane. Tylko, powtarzając za najpopularniejszym włoskim dziennikiem, jak nie skorzystać z takiej szansy? To jak obojętne przejście obok szczeniaczka.
Chiesa ma świetne warunki fizyczne i technicze. Może być przydatny w wielu sektorach boiska. Ma talent, musi tylko pracować, żeby dojść do miejsca, w którym chce się znaleźć.
Franck Ribery o Chiesie.
Chiesa przyćmi ojca?
Ale nawet jeśli Chiesa pozostanie na EURO 2020 jokerem, nie musi mieć powodów do wstydu. Włosi są już o krok od strefy medalowej, więc wkrótce syn może mieć pokaźniejszą gablotę niż ojciec. Enrico kiedyś powiedział Fede, że stanie się piłkarzem, kiedy zagra więcej niż 300 razy w Serie A. Do tego progu 23-latkowi brakuje jeszcze 134 występów, jednak wkrótce junior może spytać, odnosząc się do klasyka: dobra, papa, a ile dobrych? Bo Chiesa senior mimo spędzenia 15 sezonów w lidze włoskiej, mimo dwóch lat, w których ładował ponad 20 goli, ma w gablocie tylko dwa puchary Włoch, Puchar UEFA i tytuł króla strzelców tych drugich rozgrywek.
Federico od porównań do ojca nie ucieknie pewnie nigdy. Ale być może zdobywając medal mistrzostw Europy znów poczuje się tak, jak wtedy, gdy pod stadionem Fiorentiny młodzi chłopcy zagadnęli go o autograf w obecności ojca i dopiero po chwili zapytali seniora rodu: pan jest jego tatą? To też może się pan podpisać.
Czyli cholernie dumnie.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix