Reklama

Wiosną skoczkowie się zbuntowali. Teraz nachodzi czas próby [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha

22 listopada 2025, 12:45 • 6 min czytania 2 komentarze

Końcem poprzedniej zimy nasi doświadczeni skoczkowie się zbuntowali. To w dużej mierze za ich sprawą zwolniony został Thomas Thurnbichler, w którego miejsce trenerem kadry został Maciej Maciusiak. Dziś, gdy zaczyna się indywidualny sezon Pucharu Świata, Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł (a po części zapewne też Piotr Żyła) muszą udowodnić, że mieli rację. Inaczej okaże się, że sami nasypali sobie pieprzu. W wiadome miejsca.

Wiosną skoczkowie się zbuntowali. Teraz nachodzi czas próby [KOMENTARZ]
Reklama

Bunt skoczków. Czy rewolucja sprzed miesięcy się opłaci?

Przypomnijmy: poprzedni sezon, wyników za bardzo nie ma, nie licząc najlepszego w karierze sezonu Pawła Wąska, który pod koniec zadebiutował też na podium konkursu Pucharu Świata. Do tego niezmiennie chwalił sobie współpracę z Thurnbichlerem. Nie chwalili za to starsi skoczkowie. Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł – który sezon wcześniej, dzięki Thurnbichlerowi, też zanotował życiówkę – między wierszami przebąkiwali, że wiele rzeczy im się nie podoba.

Bo raz trener zmieniał rzeczy, szukał rozwiązań. I było źle. Innym razem trener obstawał przy swoim… i też było źle. Do tego ponoć źle komunikował się z grupą. No ogółem – zły gość na tym stanowisku.

Tyle że wyniki z przeszłości mówiły coś innego. Pierwszy sezon Thurnbichlera to sukcesy. Drugi – pogorszenie wyników, ale ze wzlotem Zniszczoła. W trzecim pojawił się Wąsek. Metody działały, ale na niektórych. Pytanie brzmi: czemu na niektórych? Dużo w tej kwestii wyjaśnił, po ostatnim konkursie w Planicy, Aleksander Zniszczoł, który nie zdawał sobie chyba sprawy, co właściwie mówi.

W tej grupie byłoby 30 procent mniej zaangażowania. Nie było atmosfery, a jak nie ma atmosfery, to zaczyna tu coś nie grać, tam coś nie grać. Wczoraj dopiero pierwszy raz walczyliśmy o coś jako drużyna – mówił. Po czym zapytano go o to, co może zmienić Maciej Maciusiak, by polepszyć wyniki. – Przygotowanie motoryczne to pierwsza rzecz, druga rzecz to atmosfera. Zaś trzecia rzecz, to jak on coś powie, to tak ma być.

CZYTAJ TEŻ: JAK STRACIĆ SZACUNEK I ZRAZIĆ DO SIEBIE LUDZI. PREZENTUJĄ: POLSCY SKOCZKOWIE

Wychodzi, że skoczkowie robili trenerowi na złość, umyślnie go nie słuchali, nie traktowali jego słów na zasadzie „tak ma być”. I, o dziwo, nie było też wyników. Poza Pawłem Wąskiem, który – podkreślmy raz jeszcze – trenera słuchał.

Nasi weterani zachowali się więc po części jak obrażone dzieci. I te dzieci doprowadziły do zwolnienia trenera i zatrudnienia innego – takiego, który im się podobał. Czyli sprawa jest prosta: muszą być wyniki.

A czy zapowiada się, że będą?

Maciusiak zapunktował zaufaniem dla młodego

Wiadomo, że lato w skokach to okres przygotowań i nie ma co wyciągać z niego zbyt wielu wniosków. Jeśli jednak mielibyśmy to robić, to trzeba by napisać, że Polacy skakali solidnie, ale bez szału. Jasne, konkursy – po jednym – wygrali Maciej Kot i Dawid Kubacki. Tyle że działo się to we wczesnej fazie rywalizacji, a im dalej w lato, tym częściej zajmowali miejsca w drugiej czy trzeciej dziesiątce.

Ba, doszło do tego, że Kot nie pojechał na ostatni weekend LGP, a w jego miejsce zjawił się tam Kacper Tomasiak. I to młody skoczek pojawił się też w kadrze na Puchar Świata w Lillehammer.

Najlepszym i najrówniejszym z Polaków latem był Kamil Stoch. Ale to nie zasługa Maciusiaka, bo Kamil ma swój sztab, z którym pracuje. Nowemu trenerowi na pewno na plus trzeba zapisać to, że bardzo szybko zaufał umiejętnościom wspomnianego Tomasiaka i postawił na młodego skoczka odważnie – również we wczorajszym konkursie mikstów. I ten, na razie, się mu odpłaca. Takiego zaufania brakowało za czasów Thomasa Thurnbichlera, ale żeby być uczciwym napisać trzeba, że Austriak po prostu nie miał młodego gościa, który tak nagle zachwyciłby formą.

CZYTAJ TEŻ: KACPER TOMASIAK, CZYLI WIELKA NADZIEJA. 18-LATEK SKACZE DALEKO I NIE ODCZUWA PRESJI

Inna sprawa, że bardzo łatwo wpaść w tych rozważaniach na temat naszej kadry w podstawowy błąd i skupić się na trenerze. O ile ma to sens w przypadku Tomasiaka czy Pawła Wąska (który zanotował bardzo słabe lato i widać, że zmiana metod mu zaszkodziła), o tyle jeśli chodzi o Kubackiego czy Zniszczoła – no sorry, panowie, słabe rezultaty muszą spaść na wasze łby, nie na szkoleniowca. Skoro poprzedni wam nie pasował, a ten (jak sami twierdziliście) tak – wiedzieliście, na co się piszecie.

Innymi słowy: jeśli nie będziecie odpowiednio punktować, to odpowiedzialność jest wasza. Sami ją na siebie sprowadziliście.

Lato? Lekka poprawa. Ale prawdziwy test zaczyna się teraz

Co jednak znaczy „odpowiednio punktować”? Cóż, gdyby Kubacki i Zniszczoł wykręcali wyniki takie, jak latem… to u jednego byśmy to zaakceptowali, a u drugiego niekoniecznie.

Pierwszy z nich zdobył bowiem 306 punktów w 11 występach – średnio 28 na konkurs, choć mocno wyciąga go tu wspomnianego jedno zwycięstwo. Zakładając jednak, że miałby tyle zdobywać i zimą, znaczyłoby to, że plasowałby się regularnie w okolicach najlepszej „10”. Ba, nawet gdyby średnio kręcił 16 punktów na konkurs – czyli był w TOP 15 konkursów, to też byłoby okej. Zeszłej zimy u Dawida średnio było bowiem sześć oczek na zawody. Progres byłby więc spory, a u gościa, który ma 35 lat na karku, to znaczyłoby to, że zmiana trenera się opłaciła.

Zniszczoł? Zimą zgarniał niemal idealne 10 punktów na konkurs. Latem było ich… 11. U niego współpraca z Maciusiakiem wielkich efektów więc na razie nie przyniosła. A czego byśmy tak naprawdę  u Olka oczekiwali? Cóż, jest młodszy od Kubackiego o cztery lata. W sezonie 2023/24 średnio zgarniał 19 punktów na zawody. Wypadałoby więc, żeby wrócił przynajmniej do takich rezultatów czy wręcz pokusił się o życiówkę. Średnia na poziomie 20 punktów to nic nieosiągalnego, w generalce to okolice TOP 15.

Maciej Maciusiak

Czy Maciej Maciusiak zdoła wykrzesać z polskich skoczków dobre rezultaty? Fot. Newspix

Jeśli Olek, walcząc o zmianę trenera, wierzył, że stać go na to, by pod nowym szkoleniowcem skakać najlepiej w karierze, to tego powinniśmy się spodziewać.

No chyba że nie wierzył. Ale wtedy trzeba by zapytać: po co była ta cała afera?

Jedna szansa. Albo dobre wyniki, albo krytyką w łeb

Gdyby okoliczności były normalne, to tak naprawdę nie mielibyśmy wobec naszych skoczków wielkich oczekiwań. Poprzednie dwa sezony pokazały nam bowiem, że stara gwardia powoli usuwa się w cień. Okoliczności normalne jednak nie są, więc oczekiwania rosną. I to właściwie wobec całej kadry. Przed nami sezon olimpijski, do tego nowe rozdanie w trenerskim gnieździe. No wypadałoby swoje udowodnić.

W efekcie konsekwencją tej całej afery z marca jest zwiększenie wymagań. Nie tylko wobec Kubackiego i Zniszczoła, ale całej kadry.

Kto na tym ucierpi? Pewnie Paweł Wąsek, któremu zabrano trenera, z którym dobrze się naszemu skoczkowi pracowało. Maciej Maciusiak też może dostać po głowie, a trafiła mu się niewdzięczna fucha – kadrę przejął po buncie zawodników, stał się „ich” trenerem. I jeśli mu się nie powiedzie, to – pewnie niesłusznie – może oberwać od fanów (z których wielu lubiło Thurnbichlera) podwójnie. Zniszczoł i Kubacki każdy gorszy występ też będą mieli rozdmuchiwany do granic – przekonaliśmy się o tym już latem.

Pisząc wprost: albo będą dobre rezultaty, albo ogromna krytyka.

W tej sytuacji właściwie zbawieniem może okazać się ten wystrzał Kacpra Tomasiaka, który – jeśli będzie skakać na poziomie – odwróci nieco uwagę od reszty kadry. Z drugiej strony nie ma co kłaść na młodym skoczku takiej presji. To jego starsi koledzy narobili końcem poprzedniej zimy bigosu. Pytanie brzmi, czy teraz zjedzą go ze smakiem, czy jednak skończy się zatruciem pokarmowym.

Lillehammer da nam pierwsze wskazówki w tej kwestii. Wiele powie też Wisła – za dwa tygodnie. Ale tak naprawdę okres rozliczeń przyjdzie gdzieś w okolicach Turnieju Czterech Skoczni i później – na igrzyskach.

No więc, panowie skoczkowie – jesteście gotowi pokazać, że to wy mieliście rację? Bo szansa będzie tylko jedna.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

2 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama