Zdecydowanie można powiedzieć, że poniedziałek był idealnym terminem na mecz Piasta z Radomiakiem, czyli starcie większych i mniejszych rozczarowań tego sezonu. Gliwiczanie mieli zacząć jesień lepiej niż zwykle, ale nic z tego, ta drużyna jest do tego najwyraźniej niezdolna. Z kolei radomianom idzie oczywiście sensowniej, natomiast to pan Sławek snuł plany o Europie, a ekipa Lewandowskiego specjalizuje się przede wszystkim w ogrywaniu drużyn niekompletnych (Śląsk, Jagiellonia) i to w drodze po eliminacje Ligi Konferencji może nie wystarczyć. Niemniej dziś Radomiak wygrał, może dlatego, że Piast też nie wyglądał, jakby grał w jedenastu – choć kończył bez czerwonej kartki.
Męczy nas, kibiców, siebie pewnie też Waldemar Fornalik, wystawiając Rauno Sappinena. 19 meczów w Ekstraklasie dla Piasta, jeden gol. I okej, ostatnio się przełamał z Pogonią, ale bliżej nam do zdania, że jeśli utrzyma taką średnią, to będzie „dobrze”, aniżeli ją poprawi. Dziś znów był taki jak zwykle – kompletnie niewidoczny i bezbarwny. Dostał zmianę w przerwie, wszedł za niego młody Kirejczyk i parę razy pokazał się z niezłej strony, był aktywny i pod grą. Wiadomo, żaden to występ na wysokie noty, ale w porównaniu do Sappinena… No, poprzeczka nie wisiała wysoko.
Inny nieobecny z Piasta? Felix. Na razie jego powrót do Gliwic jest kompletnie nieudany i nie inaczej było w tym meczu. Zresztą to właśnie ten zabójczy duet Sappinen-Felix zawalił dla Piasta idealną sytuację. Kobylak zachował się fatalnie i stracił piłkę, którą przejął Estończyk. Nie udało mu się jednak wypieścić futbolówki do Hiszpana, niemniej ten i tak powinien to skończyć. A trafił w bramkarza. No ludzie kochani.
To był jeden z czterech celnych strzałów Piasta, który w ataku jest cholernie bezzębny. Szczególnie pokazywała to końcówka spotkania, kiedy trzeba była gonić wynik – już z Kądziorem, Wilczkiem i Hateleyem na boisku – a gliwiczanie kompletnie nie mieli na to pomysłu. Popisowa akcja to prostopadłe podanie Hateleya do band reklamowych, które gdyby tylko grały, wyszłyby sam na sam, ale, cholera, nie grają.
Pomóc mógł znów Felix, ale po odbiciu Kobylaka zachował się jak obrońca, blokował piłkę, nie wystarczyło mu refleksu, by się z nią zabrać.
Jedyny gol dla Piasta padł więc po przebojowej akcji Kaputa, który zmasakrował w środku pola ciałem Grzybka, potem zagrał prostopadłą piłkę do Ameyawa, a ten załadował po krótkim rogu. Inna sprawa, że słabo zachowali się Justiniano i Kobylak, bo jeden łapał na spalonego jak uczniak, natomiast drugi zapomniał, że może wyjść z bramki i skrócić kąt.
Radomiak był od Piasta lepszy, ale też dajmy spokój – nie prezentował wielkiego rozmachu. Wystarczyła mu solidność i trochę szczęścia, dwa strzały z dystansu załatwiły sprawę. Najpierw trafił Machado, co jest zaskakujące, bo rzadko podejrzewamy go o celne strzały, a co dopiero bramki – a tutaj ładnie nakrył piłkę i tuż sprzed linii szesnastego metra trafił w długi róg. Potem swoją sztukę upolował Alves, któremu pomógł rykoszet od pleców Dziczka. Niemniej samo złożenie się do tego uderzenia było tak ładne, że nie będziemy odbierać mu zasług, bo wielu innych ligowców nie kopnęłoby w plecy Dziczka, a w twarz kibica z szesnastego rzędu.
I tak to się skończyło, oj, źle się dzieje z Piastem. 14 kolejek, dwanaście punktów. Nawet jeśli wiosną będą znów świetni – najpewniej zabraknie im po prostu czasu, by dojechać wysoko.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Miał wrócić Carlitos, a na razie wrócił co najwyżej jego cień
- 18 twarzy Kosty. Historia Runjaica w Pogoni
- Stratos Svarnas strzałem w dziesiątkę Rakowa. „Był bardzo blisko nas już zimą”
Fot. Newspix