Reklama

Kategoria: zdjęcia poprzedzające niefortunne wydarzenia

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2022, 23:30 • 5 min czytania 46 komentarzy

Przez kilkadziesiąt cudownych sekund Arkadiusz Milik był dzisiaj wielkim bohaterem Juventusu. Autorem zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry. Kozakiem. Nikt nie miałby do niego pretensji, że dał się ponieść emocjom i obejrzał drugą żółtą kartkę za zdjęcie koszulki podczas świętowania zdobytej bramki. Biorąc pod uwagę okoliczności – da się to zrozumieć, Polak naprawdę mógł odlecieć z ekscytacji. Potem jednak sędziowie dokładniej przeanalizowali całą akcję, no i reprezentant Polski został już tylko gościem, który wyleciał z boiska za celebrację… nieuznanego trafienia. Mieliśmy w ogóle kiedyś taki przypadek w futbolu?

Kategoria: zdjęcia poprzedzające niefortunne wydarzenia

Juventus – Salernitana 2:2. Piątek wyciągnął rewolwery!

Powiemy wam szczerze  – zasiadając do dzisiejszego spotkania nie oczekiwaliśmy aż takich emocji. I początek meczu w zasadzie też ich nie zwiastował – Juventus szybko osiągnął przewagę, sprawiał wrażenie drużyny zdecydowanie mocniejszej. Problem w tym, że w szeregi turyńskiej ekipy wkradł się koń trojański. Był nim mianowicie Moise Kean, towarzyszący Dusanowi Vlahoviciowi w ataku. 22-latek psuł w zasadzie wszystko, co tylko dało się zepsuć. Podejmował błędne decyzje, tracił piłkę, wikłał się w z góry skazane na porażkę dryblingi. Widać było, jak głęboko frustruje to samego Vlahovicia. Serb przed przerwą raz czy drugi zagroził wprawdzie bramce gości, ale były to raczej próby strzeleckie wynikające właśnie z frustracji, niż porządnie wypracowane sytuacje.

W efekcie tego wszystkiego “Stara Dama” dość szybko straciła rytm w ofensywie. Zaczęła też przegrywać walkę o dominację w środkowej części boiska, a Salernitana z każdą minutą łapała coraz więcej wiatru w żagle. No i przełożyło się to na gole. W 18. minucie kibiców Juventusu uciszył weteran – Antonio Candreva. A tuż przed przerwą prowadzenie przyjezdnych podwyższył Krzysztof Piątek, który bez najmniejszych problemów wykorzystał rzut karny.

Dodajmy, że sam jedenastkę wywalczył, bo to po jego uderzeniu zawodnik Juve trącił piłkę ręką.

Generalnie Piątek, który spędził na boisku godzinę, mógł się dzisiaj podobać. Był aktywny, pracowity, wszędobylski, pozytywnie nabuzowany. Nie dał się stłamsić obrońcom z Turynu, sprawiał im mnóstwo kłopotów. No i cieszy fakt, że udało mu się sięgnąć po swe słynne rewolwery. Oby ten gol dodał mu pewności siebie.

Reklama

Juventus – Salernitana 2:2. Gospodarze odrobili straty

Po przerwie podrażniony Juventus rzucił się do odrabiania strat. Naturalnie katastrofalnie dysponowany Kean już się na murawie nie pojawił, w jego miejsce Massimiliano Allegri oddelegował do gry Arkadiusza Milika. No i dzieląca obu napastników różnica w jakości piłkarskiej była widoczna gołym okiem. Milik nadał płynności ofensywie Juve, poruszał się po murawie znacznie inteligentniej od młodszego kolegi, świetnymi podaniami potrafił ożywić boczne sektory boiska. Generalnie – między innymi dzięki niemu gra “Starej Damy” zaczęła się kleić. Na bramkę kontaktową nie przyszło nam zatem czekać zbyt długo.

Już w 51. minucie doskonałe dogranie Filipa Kosticia na gola strzałem z główki zamienił Bremer. Można było przypuszczać, że gospodarze pójdą za ciosem. No i ewidentnie mieli na to ochotę, aczkolwiek drugiego trafienia nie udało im się zdobyć. Tymczasem Salernitana zacieśniła szyki w defensywie i zaczęła naprawdę zajadle bronić swojej jednobramkowej zaliczki. Goście pękli dopiero w doliczonym czasie gry. I to w najgorszy możliwy sposób. Najpierw idiotycznie zachował się Candreva, który usiłował wymusić faul, zamiast po prostu zablokować rywala przed wejściem w pole karne. A potem Tonny Vilhena sprokurował jedenastkę.

Tak zwany karny-ewident.

Jak gdyby tego było mało, Luigi Sepe poradził sobie z uderzeniem Leo Bonucciego. Skapitulował dopiero przy dobitce. Jasne, dla Salernitany remis w wyjazdowym starciu z Juventusem to i tak wielki wyczyn, ale biorąc pod uwagę okoliczności… Wypuszczenie przewagi w taki sposób musiało cholernie boleć.

Juventus – Salernitana 2:2. Milik bohaterem… prawie

Na tym jednak mecz się nie zakończył.

Ba, niewiele brakowało, a u gości euforia przerodziłaby się nie tylko w rozczarowanie, lecz wręcz w zupełną, czarną rozpacz. W ostatnich sekundach spotkania Juve wyszło bowiem na prowadzenie i to za sprawą Arkadiusza Milika. Polak w przypływie ekscytacji ściągnął koszulkę i ruszył, by celebrować trafienie wraz z ultrasami “Starej Damy”. Najwyraźniej zapomniał, że ma już na koncie żółty kartonik, więc okazanie radości w taki sposób oznaczało dla niego drugie żółtko i w konsekwencji wykluczenie z boiska. Rzecz jasna historia futbolu zna już podobne przypadki, nawet bardziej spektakularne niż ten, ale… nie w dobie VAR-u.

Reklama

Tak, trafienie Polaka zostało anulowane po wideoweryfikacji. Arbiter pośród ogólnego chaosu i przepychanek dopatrzył się w akcji bramkowej spalonego. Skończył zatem Milik dzisiejsze spotkanie bez gola, ale z czerwoną kartką na koncie. Inna sprawa, że ten ofsajd nie miał żadnego wpływu na przebieg gry. Spójrzcie:

No wystaje nieco Bonucci, nie da się ukryć. Klarowna sprawa. Ale czy absorbował on uwagę bramkarza, czy w jakikolwiek sposób utrudnił mu interwencję? Jasne, że nie. Na dodatek wiele wskazuje na to, że VAR w ogóle nie wziął pod uwagę ustawionego przy linii Candrevy, o czym informuje portal JuvePoland.

Tak to przebiegło:

Koniec końców utrzymany został zatem wynik 2:2. Szczęśliwy dla Krzysztofa Piątka i jego Salernitany. Arkadiusz Milik siłą rzeczy zakończył zaś spotkanie jako największy przegrany dzisiejszego wieczoru. Niedoszły bohater. Ale jeśli spojrzeć na jego występ nieco szerzej, niż tylko przez pryzmat ostatniej akcji, to Polak udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że może dostarczyć ofensywie Juventusu znacznie więcej jakości i konkretów, niż Moise Kean.

CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

46 komentarzy

Loading...