4770 widzów wybrało się na stadion w Gdańsku i według naszych obliczeń, było to o 4770 osób za dużo. Doszło bowiem do nieporozumienia – kibice kupili bilety na mecz piłkarski, a dostali sparing siódmoklasistów z zajęć wyrównawczych. Co najwyżej.
Najlepsza akcja w tym czymś polegała na tym, że Lechia pomyślała sobie, iż jest Barceloną za Guardioli, a przecież miałaby problem, żeby za tamtą ekipą wozić bidony (bo Mario Maloca by jeden zgubił, a Bassekou Diabate drugi rozlał). No i to klepanie w polu karnym skończyło się tym, że Warta miała sam na sam, ale Adam Zrelak był na tyle wspaniałomyślny, że kopnął prosto w Dusana Kuciaka. Potem jeszcze się pokotłowało, bo Jarosław Kubicki zbierał piłkę na dwa razy, ale ostatecznie siłą woli, umysłu i przekonania wybił ją do boku.
Tyle od Warty, a co u Lechii? Pierwszy celny strzał – w 66. minucie. Conrado do Łukasza Zwolińskiego, a ten z pola karnego nie dał rady zaskoczyć Adriana Lisa, który dobrze odbił uderzenie sunące po ziemi. Ktoś tam nie nadążył z dobitką, ale jakby nadążył, to przecież nie grałby w Lechii, proste.
Koniec. Nie hiperbolizujemy, nie kolorujemy, naprawdę tyle zaprezentowali nam piłkarze – dwie akcje (w tym jedna wynikająca z nędzy). Poza tym: dramat. Niecelne strzały z dystansu. Taś tasie, które wyłapałby każdy człowiek na tej planecie. Jak dobra piłka, to napastnik nie potrafił w nią trafić – patrz Zrelak w drugiej połowie. Albo w ogóle przyjąć – patrz Diabate też w drugiej połowie. Tempo, jakie tempo, szybciej działa wujek Andrzej przy grillu jak rozdaje kiełbasę na plastikowe talerzyki.
Najciekawsza była więc walka spikera z trybunami, który apelował o „gorący, gorący, ale kulturalny doping”, gdy te wyrażały swój – nazwijmy to – sprzeciw wobec obecnego zarządu.
Jeśli chodzi więc o ten mecz, nie ma o czym gadać, naprawdę. Lechia jest równie fatalna co w sezonie, gdy wzięła na trenera gościa od przygotowania fizycznego i biła się potem o utrzymanie prawie, że do końca sezonu. Trudno nie wróżyć jej podobnego scenariusza obecnie. Zwolniono trenera, następcy nie ma, na ławce asystent, piłkarze wyglądają, jakby pierwszy raz uprawiali sport.
To może być gorący sezon dla gdańszczan. Tyle że kiedyś temperatura rosła w kontekście walki o mistrzostwo albo Puchar Polski, a dziś w grze o utrzymanie.
PS Nie przyznajemy plusa meczu, bo mecz się nie odbył. Myśleliśmy, żeby dać sędziemu, ale doliczył cztery minuty. Dajcie spokój.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Galancie się pokazałeś, Widzewie. Witaj z powrotem w Ekstraklasie
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Jean Carlos: Kiedy wyjeżdżaliśmy do Europy, pukali się w głowę. Później witali nas jak legendy
foto. 400mm.pl