Iga Świątek i Sloane Stephens dwa tygodnie temu spotkały się na korcie podczas turnieju w Cincinnati. Mając w pamięci tamten mecz, mogliśmy liczyć na to, że w drugim pojedynku Polki na tegorocznym US Open zobaczymy kawał ciekawego tenisa. I chociaż na wynik nie mamy zamiaru narzekać – w końcu Świątek gładko wygrała 2:0 – to ciekawych akcji było jak na lekarstwo. Typowy mecz do odhaczenia. Nasza tenisistka wygrała, jedziemy dalej.
Na papierze Igę Świątek czekało dziś bardzo trudne zadanie. W końcu po drugiej stronie siatki stanęła reprezentantka gospodarzy. I to taka, której dane było poznać smak zwycięstwa na nowojorskich kortach. Sloane Stephens wygrała edycję US Open z 2017 roku. W finale zafundowała nawet bajgla swojej rodaczce – Madison Keys (6:3, 6:0).
Ale to było kiedyś. Wprawdzie rok po swoim sukcesie dotarła jeszcze do finału Rolanda Garrosa, ale z sezonu na sezon popadała w coraz większą przeciętność. Na taki stan rzeczy wpływ miały również kontuzje. W 2020 roku zdarzały się jej wręcz niewytłumaczalne porażki z zawodniczkami z trzeciej setki rankingu WTA. Rok później wypadła z pierwszej pięćdziesiątki rankingu WTA. I z takiej pozycji przystąpiła do tegorocznego US Open, gdyż aktualnie zajmuje 51. miejsce w rankingu.
Dodajmy, że Świątek raz zmierzyła się w tourze ze Stephens. I to niedawno, bo dwa tygodnie temu podczas turnieju Cincinnati Masters. Stany Zjednoczone, twardy kort – obie tenisistki z pewnością wyciągnęły wnioski z tamtego spotkania. Wprawdzie Polka wygrała je 2:0 w setach, ale Amerykanka postawiła naprawdę twarde warunki. W gemach mecz zakończył się wynikiem 6:4, 7:5 dla Igi.
SZYBKO ALE BRZYDKO
Mecz rozpoczął się bardzo nerwowo z obu stron. Komentatorzy czynili sobie drobne podśmiechujki, że obie zawodniczki wyglądają tak, jakby przed rozpoczęciem spotkania zapomniały się porządnie rozgrzać i cóż – mieli trochę racji. Stephens w zasadzie bez walki oddała pierwszego gema, kiedy grała na returnie. Kiedy przyszła kolej jej serwisów, to również popełniała błąd za błędem, co Świątek łatwo wykorzystała.
Ale gra Polki też była daleka od ideału, gdyż długo nie mogła wstrzelić się ze swoimi zagraniami w kort. Chcielibyśmy napisać nieco więcej o tej partii, ale serio – nie za bardzo mamy o czym. Gra była bardzo szarpana, a wymiany krótkie. Przy czym nie polegały one na tym, że jedna z tenisistek posyłała znakomitą piłkę, po czym szybko kończyła podanie zwrotne. Świątek słabo operowała pierwszym serwisem, co… przekładało się na drugie, bardziej asekuracyjne podanie. Lecz Amerykanka nie posiadała za grosz wyczucia piłki i popełniała błąd za błędem.
Serio, mecz był rozgrywany szybko, ale nie znaczy to, że był dynamiczny i obserwowaliśmy w nim akcje godne uwagi. Widziała to również amerykańska publiczność, która zaczęła nawet dawać wyraz swojego niezadowolenia z gry zawodniczek. Z trybun słychać było pojedyncze odgłosy buczenia, a to – jak na standardy tenisa – już sporo. Taka atmosfera na trybunach udzieliła się Sloane, która zaczęła grać jeszcze bardziej nerwowo.
A Świątek? Cóż, ona też nie grała wybitnych zawodów. Ale jak to śpiewa klasyk, do tanga trzeba dwojga. Trudno było pokazać Polce (już wtedy rozgrzanej) wybitny tenis, skoro każda wymiana błyskawicznie się kończyła. Więc Świątek ograniczała się tylko do prostego, ale bezpiecznego tenisa, który dawał jej punkty. Sloane przebudziła się tylko na moment, wygrywając do zera gema przy stanie 5:2 dla Igi. Ale ostatnie podanie należało do tenisistki z Raszyna. I Świątek nie miała problemu z tym, by zakończyć partię.
WYNIK BARDZIEJ JEDNOSTRONNY, ALE GRA CIEKAWSZA
Spoglądając na suchy wynik, wydawać by się mogło, że drugi set był jeszcze nudniejszy. Choć oczywiście na tego rodzaju nudę nie mamy zamiaru narzekać, bo różnica klas na korzyść Świątek była bardzo widoczna. Ale ta partia była też nieco lepsza pod względem akcji przeprowadzonych po obu stronach siatki. Tak, pomimo wyniku również w grze Stephens, która miewała jakiekolwiek przebłyski dobrego tenisa.
Tak było chociażby w drugim gemie, gdzie wreszcie doszło do długiej i ciekawej wymiany. Albo w szóstym, w którym zapewne nieco pomogło jej to, że grała już bardzo wyluzowana. Więcej ryzykowała i obroniła własne podanie. Jednak wtedy było już w zasadzie pozamiatane, bo Świątek i tak wygrywała 5:2.
Polka, kiedy tylko było jej to dane, popisywała się ładną zmianą kierunku akcji, czasami wykonała fajny kick serwis, bardzo dobrze grała też forehandem. Ale przede wszystkim czuła zagrania rywalki, wiedziała kiedy odpuścić. Nawet gdy była w stanie sięgnąć piłki, wolała jej nie dotykać – jakby szósty zmysł podpowiadał jej, że przy takiej formie Stephens, zagranie Amerykanki pójdzie w aut. I zwykle tak było.
Ostatni gem w meczu był popisem Świątek, która zagrywała mocne piłki na ciało rywalki, a ta nie potrafiła znaleźć na taki serwis żadnej odpowiedzi. Polka wygrała gema do zera, a całego seta 6:2. Uwinęła się ze Stephens w godzinę i piętnaście minut.
– Robię swoją robotę. Koncentruję się na sobie, nie na tym by jak najkrócej zagrać. Czuję, że gram solidnie i od początku do końca jestem skoncentrowana – powiedziała Świątek przed kamerą Eurosportu.
Następną rywalką Igi ponownie będzie Amerykanka – Lauren Davis, która dziś po trzech setach, w tym ostatnim zakończonym 10-5 w tie-breaku, pokonała Rosjankę Jekatierinę Aleksandrową.
Iga Świątek – Sloane Stephens 2:0 (6:3, 6:2)
Fot. Newspix
Czytaj też: