Krótki apel do Miedzi Legnica: ściągnijcie kogoś sensownego na obronę, bo z obecnymi parodystami macie murowany spadek. To, co wyprawia Carlos Julio Martinez na lewej obronie to taki kryminał, że w pewnym momencie jego kolega z drużyny stwierdził, że walnie swojaka, aby wziąć trochę winy na siebie. Zagłębie nie zagrało nic wielkiego, ale wywozi z Legnicy trzy punkty.
Jak do tej pory tylko Wisła Płock była w stanie doszczętnie skarcić Miedź Legnica za katastrofalne zachowania obrońców, ładując jej cztery gole. Ale Zagłębie Lubin prezentując totalnie przeciętny futbol, też wygrało. To powinien być sygnał dla beniaminka Ekstraklasy, że trzeba coś zmienić i pozyskać sensownych obrońców jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego, bo bez tego ciężko im będzie cokolwiek ugrać.
Miedź Legnica – Zagłębie Lubin 0:1 Radosna twórczość defensywy Miedzi
Ten mecz był zapowiadany jako derby Dolnego Śląska, też z nadzieją, aby pokazać, że mamy do czynienia z poważnym widowiskiem, gdzie będziemy oglądać wyrównane, zacięte i ciekawe starcie. Czy takie było? Nie, ale z większymi paździerzami mieliśmy już do czynienia w tym sezonie. Tempo nie za wysokie, ale strzałów na bramkę co niemiara. Dużo miejsca miały obie ekipy po przejściu środkowej strefy boiska. Wystarczyło tylko posłać prostopadłą piłkę wzdłuż boiska i pojawiała się szansa do zdobycia gola.
W pierwszej połowie w ofensywie lepiej wyglądała Miedź, głównie za sprawą szwajcarskiego pomocnika Maxime’a Domingueza, który dominował w środku pola. Po przechwycie od razu napędzał ataki swojej drużyny długim, prostopadłym podaniem. Powiedzmy sobie szczerze, że powinien mieć w tym meczu przynajmniej jedną asystę. Tylko że jego koledzy z ofensywy nie mieli najlepszego dnia. Najbardziej szkoda akcji z końcówki pierwszej połowy, kiedy Dominguez zabrał piłkę na swojej połowie i posłał długie podanie do Angelo Henriqueza, który wychodził sam na sam z Kacprem Bieszczadem.
Na szczęście dla Chilijczyka sędzia podniósł chorągiewkę, ale po powtórkach nie jesteśmy przekonani co do spalonego. Gdyby napastnik Miedzi machnął bramkarza Zagłębia i strzelił bramkę, pewnie zainterweniowałby VAR. Aczkolwiek warto zaznaczyć, że z tego Domingueza może być kawał grajka. Tylko co powiedzieć o Miedzi, gdy jej najlepszy piłkarz schodzi z boiska, a ona nie jest w stanie nic zaoferować w ofensywie? Trochę ożywienia wniósł Luciano Narsingh, który dwa razy uciekł Giorbelidze na skrzydle i raz dośrodkował w pole karne, ale jego wrzutki na gola nie był w stanie zamienić Henriquez, który był pod piłką i oddał strzał w trybuny.
Dziwnym przypadkiem jest młodzieżowiec Miedzi Legnica, Olaf Kobacki, który był widoczny na tym boisku, robił dużo szumu, ale nic z tego nie wynikało. Jeździec bez głowy, wyprzedzał Bartosza Kopacza w każdej akcji, ale nie kończyło się to nawet celnym strzałem na bramkę. Nie asekurował też Carlosa Julio Martineza, który nie radził sobie na lewej obronie. Był objeżdżany przez każdego piłkarza Zagłębia, który postanowił wjechać w tę stronę boiska.
Tak też padła bramka. Kobacki truchtem wraca sobie do defensywy, Łakomy przestawia Martineza jak meblościankę i wypuszcza Kacpra Chodynę, który chciał głęboko zacentrować w pole karne. Jego plany pokrzyżował niezawodny Jon Aurtenetxe, który przeciął dośrodkowanie w taki sposób, że wpakował piłkę do swojej bramki. I to on zapadnie w pamięć jako najgorszy piłkarz tego spotkania, choć do tego miana mocno aspirował reprezentant Dominikany.
Co można powiedzieć o Zagłębiu? Dobre spotkania zagrali: Łakomy, Chodyna i… Dieng. Postawa Senegalczyka w tym spotkaniu mogła zaskakiwać. Harował w defensywie, zaliczył kilka ważnych odbiorów i napędzał akcje ofensywne swojej drużyny. Aczkolwiek “Miedziowi” dalej są bez napastnika.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Od Kownackiego do Sekulskiego, czyli ze skąpstwa w desperację?
- Fatalna kolejka Jakubika i Przybyła – weryfikacje w Białymstoku i Mielcu
- Derby i klasyk? Całkiem przyjemny początek weekendu w Ekstraklasie
Fot. Newspix