Dwa mecze, siedem strzelony goli, zero bramek straconych. Wisła Płock wjechała w nowy sezon jak nastolatki do klubu z wolnym wstępem i darmowym voucherem na drinka. Po zlaniu Lechii Gdańsk przyszła pora na wybatożenie Warty Poznań, która dostała czytelny sygnał – wzmocnienia ofensywy są potrzebne nie na dziś, a na wczoraj.
Już poprzedni sezon zwiastował, że w Wiśle Płock jest potencjał na to, by stała się jedną z ekipy, na których warto zawiesić oko. Pavol Stano postawił na bardziej odważną grę, płocczanie potrafili pocieszyć się piłką, momentami wręcz brawurowo budowali akcje od tyłu pod presją przeciwnika. Zresztą właśnie w meczu z Wartą taka odważna gra skończyła się golami warciarzy po kontrach, a Dawid Szulczek mówił, że jego piłkarze wyglądali jak “demony pressingu”.
Ale Wisła Płock od tamtego meczu się rozwinęła, a Warta uszczupliła swoją kadrę. Weźmy chociażby ofensywę. Wiosną ofensywne trio warciarzy tworzyli Zrelak, Castaneda i Luis. Zrelak jest kontuzjowany (złamana piąta kość śródstopia), Castaneda wraz z końcem kontraktu wyfrunął do Tajlandii, a Luis wrócił z wypożyczenia do Rakowa. W ataku grają zatem Jakóbowski (stracił część poprzedniego sezonu przez urazy, później był rezerwowym), Szczepański i grający z konieczności na “dziewiątce” rezerwowy i kontuzjowany w zeszłym sezonie Corryn.
Wisła Płock? Dzisiaj pokazała, że wie jak grać i ma kim grać. Pomysł plus wykonawcy. To zdecydowanie zażarło tydzień temu w starciu z Lechią, a jeszcze mocniej zażarło dzisiaj w Grodzisku Wielkopolskim. Pierwsza połowa to była zabawa gości z defensywą rywala. Wykład z wykańczania dał doktor Rafał Wolski. Dajcie temu facetowi zdrowie i żadnego urazu na przestrzeni całego sezonu… Najpierw idealnie wkleił się w linię spalonego i dał plasóweczkę prawą nogę. Kilka minut później sam przebiegł z 30 metrów (swoją drogą – nawet nie musiał dryblować) i strzelił jak w lustrzanym odbiciu na 1:0 – tym razem lewą nogą, płasko i przy prawym słupku.
Wisła lała Wartę i tylko patrzyła, czy równo puchnie. Skrzydła zasuwały, piłka chodziła, kluczowe postacie błyszczały. Zastanawiamy się, jak liczyć asystę przy drugim golu, bo Davo ledwo musnął piłkę, która i tak leciała do Wolskiego, ale będziemy już konsekwentni. I popatrzmy:
- Wolski z dwoma golami,
- Davo z dwoma golami i asystą,
- Sekulski z asystą i 2 asystami drugiego stopnia,
- Vallo z dwiema asystami i asystą drugiego stopnia.
Cały ofensywny kwartet zaliczył mocne konkrety. A jeśli do tego dorzucimy fakt, że Sekulski zanotował odbiór przy akcji bramkowej na 3:0, to… Dobra, wstrzymajmy konie, bo zaraz zrobimy z niego płockiego Karima Benzemę. Tak czy siak – na Wisłę ponownie aż przyjemnie było popatrzeć. Wiślacy nie tylko grają ładnie dla oka, ale i potwierdzają to konkretami, a coś czujemy, że indywidualnie kilku gości w tym sposobie gry zrobi jeszcze krok do przodu. Oczywiście natną się jeszcze na lepsze zespoły, które będą potrafiły przycisnąć pressingiem i włożyć kij w szprychy ekipy Stano, ale – cholera – jeśli ta liga ma iść do przodu, to niech ci ligowi średniacy grają właśnie w taki sposób.
A Warta? Dzisiaj władze poznaniaków dostały czytelny sygnał – nie można drugi raz liczyć, że Szulczek wymyśli coś z niczego. Oczywiście, że trener “Zielonych” wykonał dobrą robotę wiosną, ale progres w grze Warty wynikał też z tego, że było kim grać. Castaneda, Luis, Zrelak, nawet ten nieszczęsny Papeau… Teraz nie ma żadnego z nich, tylko Zrelak został w klubie, a on będzie potrzebował trochę czasu, by dojść do siebie po urazie.
Szulczek dzisiaj wywiesił białą flagę po godzinie gry – wpuścił czterech młodzieżowców, zapunktował w liczeniu minut młodzieżowców. I nawet ten Sarbinowski miał swoje dwa momenty, ale to jest chłopak, który dopiero co grał w juniorach, a latem z konieczności grał w sparingach na ataku, bo dosłownie nie miał kto tam hasać. Dziś w ataku zagrał Corryn, który doznał urazu, później wskoczył tam Jakóbowski (czyli rezerwowy skrzydłowy), a mecz kończył w przodzie osiemnastoletni debiutant-pomocnik.
Jeśli dorzucimy do tego kompromitujące błędy w defensywie Szymonowicza czy Ivanova, a zestawimy to z formą i grą Wisły Płock, to dostajemy właśnie taki mecz na 0:4. Sygnał od Wisły – czas brać nas na poważnie. I sygnał od Warty – mamy taką kadrę, że teraz można nas lać.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Semedo: Noga wygięła mi się tak, że koledzy płakali. Do mnie dotarło to dopiero w szpitalu
- Na imprezie u króla Artura Boruca
- Boniek: „Kądzior nie jest wart 800 tysięcy euro”. A niby dlaczego?
Fot. 400mm.pl