Shericka Jackson chce zrobić to, co miała zrobić już na igrzyskach w Tokio – zdobyć indywidualne złoto w biegu na 200 metrów, a przy okazji powalczyć o pobicie wiekowego rekordu świata. Noah Lyles z kolei ma w planach obronę tytułu, choć fenomenalny, ledwie 18-letni Erriyon Knighton będzie stanowić dla niego wielkie wyzwanie. Amerykanie zresztą mogą zapełnić w męskim biegu całe podium. Czy tak się stanie? Przekonamy się w nocy, gdy w Eugene rozegrane zostaną finały biegów na 200 metrów.
Pokazać, że wciąż jest się wielkim
Na mistrzostwach świata w Dosze nie miał sobie równych. Wygrał spokojnie, z czasem 19.83 s, wyprzedzając drugiego Andre De Grasse o 12 setnych sekundy. Na 200 metrów to naprawdę spora różnica. Ale już na igrzyskach w Tokio Noah Lyles wybiegał tylko brązowy medal, a ze złota cieszył się właśnie De Grasse. To było spore zaskoczenie, Lyles był największym z faworytów w stosunkowo mocno obsadzonej stawce. Już po igrzyskach tłumaczył, z czego wynikała jego słabsza forma.
Przede wszystkim – miał problemy mentalne. Brał antydepresanty, otwarcie o tym opowiadał. Nie radził sobie do końca z pandemiczną rzeczywistością, poruszyło go też zabójstwo George’a Floyda i działania ruchu Black Lives Matter. Środki, które zażywał, wpłynęły na jego treningi. W dodatku na igrzyska pojechał bez swoich bliskich, sam mówił, że brakowało mu energii, potrzebnej do zostania mistrzem olimpijskim. Niemal puste trybuny nie pomagały. Lyles to showman, kocha interakcję z publiką. W Tokio występował głównie dla pustych krzesełek. I nie potrafił odnaleźć potrzebnej motywacji.
Zanotował wtedy dopiero drugą porażkę na 200 metrów w swojej karierze. Pierwszą od dwóch lat – gdy Michael Norman pokonał go na mityngu Diamentowej Ligi w Rzymie. W Tokio lepsi byli De Grasse oraz Kenneth Bednarek, inny z Amerykanów. Lyles sam regularnie przyznaje, że denerwuje go fakt, że przegrał AŻ tyle razy. Wolałby, by nie wydarzyło się to nigdy.
Do Eugene przyjechał jednak z zupełnie innym nastawieniem i nową techniką startową, nad którą pracował w ostatnich miesiącach. Odżył jako biegacz.
– To zupełne przeciwieństwo igrzysk w Tokio. Startuję u siebie, w swoim kraju. Mam tu całą swoją rodzinę, a mój brat jest ze mną w reprezentacji. Wszystko, czego brakowało mi w Tokio, mam w Eugene – mówił. Że wrócił stary Lyles mogliśmy się zresztą przekonać już na amerykańskich mistrzostwach, stanowiących równocześnie kwalifikację na mistrzostwa świata. Ta wygrał rywalizację na 200 metrów, o dwie setne sekundy (19.67 do 19.69 s) pokonując Erriyona Knightona. Wygrałby pewnie nieco bardziej okazale, ale jeszcze przed metą obrócił się w stronę rywala, wskazał na niego palcem i zaczął coś do niego mówić.
Jego zachowanie odebrano różnie. On sam nie miał sobie nic do zarzucenia. “To było do wszystkich, którzy już mnie skreślili, ponieważ na scenie pojawił się nowy gracz. Erriyon to niesamowity talent i już to udowodnił. Ale to nie znaczy, że sprzedam tanio skórę!” pisał potem w social mediach, a w rozmowach z dziennikarzami podkreślał, że z młodym przeciwnikiem wszystko wyjaśnili sobie tuż po biegu, czekając na kontrolę antydopingową, i nie ma między nimi złej krwi. Ot, to był po prostu Noah Lyles showman. Ten, którego uwielbiają fani.
Na mistrzostwach świata też znalazł się właśnie ten Amerykanin. Postawił – poza sztafetą 4×100 – tylko na 200 metrów, mówił, że woli jedno złoto od dwóch sreber, na których mogłoby się skończyć, gdyby zdecydował się też startować w rywalizacji na setkę. Przed pierwszym biegiem eliminacyjnym długo zachęcał publikę do wzmożonego dopingu, potem gładko wygrał. W półfinale też nie miał problemów, na prośbę trenera wykręcił tam zresztą świetny bieg i finiszował z czasem 19.62 s. Widać było, że jest w znakomitej formie, ale też – przede wszystkim – że jest po prostu szczęśliwy z tego, co robi. – Na powrót biegam z powodów, dla których chciałbym biegać zawsze – mówił.
W Eugene biegać być może będzie też Josephus, jego młodszy brat, który znalazł się w składzie sztafety 4×100 metrów. Jego kwalifikacja do składu kadry tylko podbudowała starszego z braci. – Kilka razy mówiłem mu, że cieszę się, że jest tu ze mną. Zawsze lepiej jest mieć brata obok siebie, to mój najlepszy przyjaciel. To błogosławieństwo. Czekaliśmy na to, odkąd obaj przeszliśmy na zawodowstwo. Jedna rzecz, to mówić o tym i czekać, aż się wydarzy, druga – widzieć, że się dzieje – opowiadał Noah dziennikarzom. Mówił też o tym, jak bardzo cieszył się jego brat i jak ich matka, zapłakana ze szczęścia, ściskała obu.
Nietrudno zrozumieć, czemu Noah Lyles odzyskał zagubioną przed Tokio wielką formę. I dlaczego znów cieszy się bieganiem. A Lyles, który czerpie ze startów fun, jest dla rywali najgroźniejszy. I zrobi wszystko, by obronić złoto wywalczone trzy lata temu. Zwłaszcza w Eugene.
Zemsta i… rekord świata?
– Jestem mocna, jestem szybka, więc nie było w tym niespodzianki – mówiła Shericka Jackson po półfinałach w Eugene, kiedy bez trudu awansowała do biegu o medale. Ona w Eugene ma do udowodnienia jeszcze więcej niż Lyles. W czołówce biegów sprinterskich jest bowiem od lat. Ba, ma dwa złota mistrzostw świata i jedno z igrzysk. Tyle że wszystkie zdobyła w sztafetach. Indywidualnie? Przed tegorocznymi MŚ dwukrotnie była na tej imprezie brązowa – w 2015 i 2019 roku – w biegu na… 400 metrów. Bo do niedawna to była jej specjalność, dopiero w ostatnich latach na stałe skróciła dystans. Na igrzyskach z kolei w Rio zdobywała brąz na 400, a w Tokio na sto metrów.
Ale to dwusetkę z Japonii najbardziej jej zapamiętano.
Tam była faworytką. Miała pobiec co najmniej po medal, najlepiej – po złoto. Na sto pokazała, że było to możliwe – z dwóch krótkich sprinterskich dystansów ten jest jej gorszym, a jednak stanęła tam na podium, zapewniając Jamajce medalowego hat-tricka, bo przed nią znalazły się jej dwie rodaczki. A na 200… odpadła w eliminacjach. I to w stylu, który trudno zapomnieć. Na ostatnich metrach, przekonana, że ma awans, po prostu zwolniła. Zdziwiła się bardzo, bo okazało się, że wyprzedziły ją rywalki, a i czasu zabrakło – awans do półfinałów przegrała o cztery tysięczne(!) sekundy.
– To był być może najbardziej rozczarowujący moment mojej kariery. Nigdy więcej nie chcę popełnić takiego błędu – mówiła wtedy. I dodawała, że na mistrzostwach świata będzie chciała się zemścić. Patrząc na to, jak pobiegła w eliminacjach i półfinałach w Eugene, wygląda na to, że wzięła sobie te słowa do serca. Zwłaszcza półfinał był imponujący, wybiegała w nim 21.67 s, czas ledwie o cztery setne sekundy gorszy od rekordu mistrzostw świata, który w 2015 roku ustanowiła Dafne Schippers.
– Przede wszystkim chciałam dobrze pobiec po łuku. Zrobiłam to, pokazałam, że czuję się świetnie. To, co przeżyłam w Tokio, było dla mnie pobudką. W zeszłym roku miałam doskonałe rezultaty, a nie weszłam tam nawet do półfinałów. Tamten moment złamał mi serce. Cieszę się, że przed finałem na 200 metrów mamy dzień przerwy, za mną pięć ciężkich dni rywalizacji. Zdążę odpocząć – mówiła Jackson, która rywalizowała też w Eugene w biegu na 100 metrów. W nim skończyła ze srebrem i rekordem życiowym (10.73).
Na 200 metrów pobiegnie po złoto. I z nadziejami na rekord świata.
Ten na pobicie czeka od 1988 roku i igrzysk w Seulu, gdy Florence Griffith-Joyner przebiegła 200 metrów w czasie 21.34 sekundy. Do dziś to kontrowersyjny rezultat ze względu na kontrowersje związane z wiatrem, a także szybkie zakończenie kariery i tajemniczą śmierć Flo-Jo, ale o tym więcej dowiecie się z tego miejsca. Jackson w tym roku zbliżyła się do tego wyniku niesamowicie – na mistrzostwach Jamajki w Kingston osiągnęła czas 21.55 s. To trzeci najlepszy wynik w historii tego dystansu (jej rodaczka, Elaine Thompson-Herah, wybiegała na ubiegłorocznych igrzyskach 21.53). W dodatku sama mówiła, że to był z jej strony… słaby bieg.
– Nie spodziewałam się, że pobiegnę tak szybko. W trakcie biegu popełniłam mnóstwo błędów. Przede mną kilka tygodni przerwy. Zobaczymy, jak szybko będę w stanie biegać w Eugene – mówiła. Jej półfinałowy wynik sugeruje nam, że w biegu o złoto może zbliżyć się do rekordu Griffith-Joyner jak nikt wcześniej. Ale czy go pobić? To wydaje się zadaniem niesamowicie trudnym, jednak gdyby jej się udało, cieszyliby się… organizatorzy. Tym bowiem brakuje rekordu świata, na razie na mistrzostwach nie padł ani jeden, choć liczono choćby na Ryana Crousera. Jackson jest więc wielką nadzieją nie tylko Jamajczyków, ale i Amerykanów.
No i wszystkich tych, którzy wyniki Florence Griffith-Joyner uznają za kontrowersyjne. A jest ich sporo.
Kto zagrozi faworytom?
Gdyby brać pod uwagę najlepsze czasy z tego sezonu, bieg mężczyzn wygrałby Erriyon Knighton (19.49 s), drugi byłby Noah Lyles (19.61), a trzeci Luxolo Adams (19.82). Podobne czasy do ostatniego mają też jednak Jereem Richards i Joseph Fahnbulleh (obaj 19.83) oraz Kenneth Bednarek (19.84), czyli trzeci, brakujący element Amerykanów, by ułożyć podium w całości z reprezentantów gospodarzy (w półfinałach faktycznie pobiegł z trzecim najlepszym czasem). Innymi słowy – walka o medale powinna być niesamowicie zacięta.
Ale o złoto powinno rywalizować dwóch zawodników.
Knighton to sensacja ostatnich kilkunastu miesięcy. Gość, który na karku ma ledwie 18 lat, a jego życiówka już – o jedną setną sekundy – jest lepsza od najlepszego wyniku w karierze Lylesa. 19.49 Erriyona to równocześnie czwarty najlepszy czas w historii. Oczywiście, brakuje mu doświadczenia, ale biega tak szybko i lekko, że już teraz spekuluje się, czy nie będzie to gość, który w przyszłości pobije rekord Usaina Bolta. Na mistrzostwach w Eugene będzie dla Lylesa głównym rywalem. – O nic więcej nie mógłbym prosić, jestem w miejscu, w którym chciałem być, za sobą mam jeden z najlepszych sezonów. Jestem po prostu szczęśliwy – mówił młody biegacz.
CZYTAJ TEŻ: ERRIYON KNIGHTON. NAJWIĘKSZY TALENT OD CZASÓW BOLTA? [SYLWETKA]
Oczywiście, jeśli okaże się, że bieg finałowy będzie wolniejszy, niż się przypuszcza (czyli powyżej 19.70 s), powalczyć nawet o złoto mogą i inni. Luxolo Adams ustanawiał już w tym sezonie rekord życiowy. Podobnie jedna z większych niespodzianek ostatnich miesięcy, czyli Alexander Ogando z Dominikany (19.91), kolejny z młodych biegaczy, którzy mogą powalczyć o medale – to w końcu gość z rocznika 2000. Pod nieobecność gwiazd takich jak De Grasse, który wycofał się z rywalizacji na 200 metrów, czy też Freda Kerleya (mistrz świata na 100 metrów, doznał kontuzji), to właśnie Ogando czy też Jereem Richards, również notujący najlepszy sezon w karierze (choć to znacznie bardziej doświadczony biegacz, na karku ma 28 lat) mogą spróbować zszokować świat.
Bo właśnie tym będzie ewentualny triumf kogoś, kto nie nazywa się “Lyles” lub “Knighton” – szokiem. Zresztą Lyles i Knighton sami przyznają, że ich rywalizacja obu podrywa do tego, by biegać jeszcze lepiej. Gdy młodszy z Amerykanów po półfinale mówił, że “Praca nie jest jeszcze skończona”, Lyles krzyknął do niego “Ona nigdy się nie kończy”. I to fakt. Od momentu, gdy wejdziesz na szczyt, musisz bronić się przed atakami rywali. Noah o tym już doskonale wie. Erriyon dopiero ma się przekonać.
U kobiet też zaatakować faworytkę może najmłodsza z rywalek. I to też Amerykanka, choć od Knightona odrobinę jednak starsza – mowa o niespełna 23-letniej Abby Steiner, która w tym sezonie wykręciła już czas 21.77. Poza tym groźne mogą być – jak zawsze – rodaczki Jackson, czyli Shelly-Ann Fraser-Pryce, opromieniona piątym złotem na 100 metrów, oraz Elaine Thompson-Herah, autorka drugiego najlepszego czasu w historii, która w tym sezonie biega jednak “zaledwie” 21.97 s. Do tego dochodzi Dina Asher-Smith, obrończyni tytułu (w tym sezonie 21.96 s) i inna z Amerykanek – Tamara Clark z wynikiem 21.92 s. W finale pobiegną też Aminatou Seyni z Nigru (21.98), oraz Mujinga Kambundji, reprezentantka Szwajcarii (22.05).
CZYTAJ TEŻ: FRASER-PRYCE JAK PAWEŁ FAJDEK
Warto zwrócić uwagę na ten ostatni wynik – to czas, który normalnie dawałby spore szanse na podium. Ba, 22.08 – czyli dziewiąty czas z półfinałów – tylko dwa razy w historii nie dał podium mistrzostw świata. W połowie przypadków gwarantował złoto, a w tym sezonie nie dał nawet finału! Poziom 200 metrów kobiet jest aktualnie po prostu niesamowity. I to, że wynik Kambundji wypada blado na tle rywalek, to tylko zasługa Jackson i spółki. Zwłaszcza Jackson. Jej 21.55 s to, jak wspomnieliśmy, rezultat absolutnie fenomenalny.
Czy któraś z rywalek może jej zagrozić? Podobnie jak u Lylesa i Knightona – wszystko zdaje się zależeć od tego, jak szybko pobiegnie sama Shericka. Jeśli tak, jak na mistrzostwach Jamajki, nie wydaje się możliwe, by straciła złoto. Ba, nawet czas wolniejszy o jedną dziesiątą sekundy, powinien zagwarantować jej mistrzostwo świata. Choć, oczywiście, Fraser-Pryce, Asher-Smith czy Thompson-Herah to na tyle doświadczone biegaczki, że mogą przygotować szczyt formy idealnie na finał. Dla nich to jednak kwestia zdobycia kolejnego indywidualnego złota do kolekcji.
Jackson biegnie po pierwsze. Motywacji na pewno jej więc nie zabraknie. A kto wie, jeśli okaże się, że oprócz niej ma też idealną formę, to może sięgnie i po rekord świata.
Finał kobiecego biegu na 200 metrów 0 4:35. Finał mężczyzn 15 minut później.
Fot. Newspix
Czytaj też: