Lech Poznań przyklepując mistrzostwo na kolejkę przed końcem sezonu zyskał nie tylko spokój w ostatnim meczu z Zagłębiem Lubin. Zyskał też tydzień więcej na to, by władze klubu mogły się skupić na budowie drużyny na przyszły sezon. A ten może być ekstremalnie wyczerpujący dla Kolejorza. Poznaniakom przyda się kadra szersza nawet niż ta, którą Maciej Skorża dysponował w tym roku.
Zapewnienie sobie mistrzostwa przed końcem sezonu ma wiele plusów. Przede wszystkim zyskujesz komfort psychiczny i przed ostatnim meczem lub meczami nie grasz pod ogromną presją. A jak Lech radził sobie pod presją w ostatnich latach – doskonale pamiętamy. Ponadto wygrywając ligę jeszcze przed ostatnią kolejką prezentujesz pewien pokaz siły. “Jesteśmy tak mocni, że moglibyśmy grać mecz mniej od was wszystkich, a i tak bylibyśmy najlepsi”. To też okazja ku temu, by świętować dwa razy – w Poznaniu mała feta była już w sobotę, a po meczu z Zagłębie planowana jest impreza, jakiej stolica Wielkopolski dawno nie widziała.
Ale przy tym wszystkim jest też plus, o którym wielu zapomina, a który jest niezwykle ważny. To plus – nazwijmy go sobie roboczo – logistyczny. Dziś przy Bułgarskiej wiedzą o co będą grać w przyszłym sezonie, od jakich rozgrywek europejskich zaczną swoją batalię i na jakim pułapie finansowym będą się mniej więcej sytuować. Sprawa jest jasna: Lech zacznie sezon już 5 lipca. Wtedy ruszają pierwsze rundy eliminacji do Ligi Mistrzów, a właśnie od tej fazy walkę o Europę zaczyna mistrz kraju. Co ważne – Lech nie będzie w tej fazie rozstawiony, więc na “dzień dobry” może spotkać się chociażby z Sheriffem Tiraspol czy Bodo Glimt.
Ale współczynniki, rozstawienia czy losowania odstawmy na boczny tor, tym będziemy się martwić w czerwcu. Skupmy się na celach Lecha. A te będą jasne – awans do fazy grupowej któregokolwiek europejskiego pucharu. Im bardziej wymagającego, tym lepiej, to jasne. Zatem lechici muszą przygotować się na osiem meczów eliminacyjnych oraz sześć starć w grupie. Razem daje nam to czternaście starć w Europie.
Dorzućmy do tego siedemnaście starć w lidze. Trzy w Pucharze Polski. No i spotkanie o Superpuchar Polski. Razem daje nam to 35 meczów do rozegrania na przestrzeni od 5 lipca do 12 listopada (trzeba skończyć granie przed startem mundialu). Czyli 35 meczów w ciągu 130 dni. Średnio mecz co 3,7 dnia, a przecież jeszcze na wrzesień przypadają mecze reprezentacyjne w Lidze Narodów, zatem niektórzy piłkarze zagrają jeszcze jedno lub dwa spotkania dodatkowo.
Dla porównania – w obecnym sezonie Lech trzydziesty piąty mecz rozegrał dopiero 20 kwietnia (vs. Górnik Łęczna), czyli na przestrzeni 271 dni. Nie wliczamy tu oczywiście zimowych sparingów czy meczów towarzyskich granych w przerwach na kadrę. Zatem jeśli poznaniacy chcą zagrać w fazie grupowej europejskich pucharów, to będą grali ponad dwukrotnie częściej niż w tym sezonie.
Nieuniknione odejścia
Po tym, jak z Lubina do Poznania dotarły wieści o porażce Rakowa, lechici świętowali mistrzostwo na promenadzie stadion wraz ze swoimi fanami. Kibice w pewnym momencie zaczęli skandować “nikt nie odchodzi, Kolejorz, nikt nie odchodzi”.
Ale pożegnania z Lechem są nieuniknione. Wiadomo już, że z klubem pożegna się Jakub Kamiński, który był tylko wypożyczony do mistrzów kraju po wykupieniu go przez Wolfsburg. Kontrakt wygasa Mickeyowi van der Hartowi i klub go nie przedłuży. Kończy się również wypożyczenie Tomasza Kędziory z Dynama Kijów, a jego przyszłość nie jest jasna. Podobnie jest z Dawidem Kownackim, za którego Fortuna Dusseldorf oczekuje na ten moment pieniędzy zbyt dużych jak na Kolejorza.
Co dalej? 30 czerwca wygasa umowa z Pedro Tibą. Lech chciałby go zatrzymać, ale na innych warunkach niż do tej pory. Portugalczyk ma na stolę ofertę z Legii Warszawa, jednak najpierw chce się jeszcze spotkać z władzami Kolejorza, by porozmawiać o swojej przyszłości. Niemal przesądzone jest odejście Mateusza Skrzypczaka do Jagiellonii Białystok, choć on akurat grał bardzo niewiele. Nie jest tajemnicą, że do wyjazdu sposobi się Lubomir Satka. Słowak ma jeszcze rok kontraktu w Poznaniu, więc to ostatnie okienko, by go dobrze sprzedać.
W pesymistycznym scenariuszu z Lechem pożegnają się wszyscy wyżej wymienieni: Kamiński, van der Hart, Kędziora, Kownacki, Tiba, Satka, Skrzypczak.
Kadra musi być nie tylko szersza, ale i mocniejsza
Nie brakuje głosów o tym, że Lech mistrzostwo w tym sezonie zdobył przede wszystkim za sprawą szerokiej i silnej kadry. Skorża miał do dyspozycji właściwie po dwóch dobrych zawodników na każdej pozycji. Trener Lecha nie ukrywał w pewnym momencie, że zarządzanie takim zespołem jest trudne, bo niektórym zawodnikom chciałby dać więcej minut, ale po prostu nie jest w stanie. Cierpieli na tym m.in. Dani Ramirez, Filip Marchwiński, Artur Sobiech, Barry Douglas czy Alan Czerwiński. Czyli zawodnicy, którzy w wielu klubach Ekstraklasy byliby podstawowymi piłkarzami, a niektórzy pewnie i czołowymi postaciami.
I o ile szeroka kadra była w tym sezonie luksusem, na który Lech mógł sobie pozwolić dzięki świetnej sytuacji finansowej, o tyle w nadchodzącym roku szeroka kadra będzie warunkiem sine qua non, by sprostać rywalizacji na trzech frontach.
Zatem – gdzie Kolejorz po prostu musi poszukać, a ostatecznie i ściągnąć piłkarzy do siebie? Na jakich pozycjach trzeba załatać ten zespół? Nie mówimy teraz o tym, że – dajmy na to – fajnie gdyby za Murawskiego przyszedł ktoś lepszy, a jeśli byłaby okazja, to i może kogoś za Rebocho znaleźć. Chodzi o załatanie dziur w perspektywie posiadania właściwie dwóch bardzo silnych jedenastek.
Gdzie Lech musi załatać dziury?
Absolutnym priorytetem na to okno transferowe musi być dla Lecha ściągnięcie bramkarza numer 1. Filip Bednarek to fajny gość, dobry duch szatni i niezły bramkarz, by być “dwójką”, natomiast i w Ekstraklasie, i w europejskich pucharach musisz mieć miedzy słupkami faceta, który wybroni ci kilka punktów. Krzysztof Bąkowski, którego Lech szykował na wyczerpanie wymogu posiadania młodzieżowca, miał problemy ze zdrowiem i jesień – z tego co słyszymy – znów spędzi na wypożyczeniu. Bramkarz to mus dla lechitów.
Obrona? Na pewno przyda się przynajmniej jeden stoper. Salamon i Milić to ligowa czołówka pod względem umiejętności. Ale niech przyjdą kartki, kontuzje czy po prostu zmęczenie przy grze co 3-4 dni i kołderka zrobi się krótka. Jeśli Satka zostanie – trzeba ściągnąć jeszcze jednego środkowego defensora. A jeśli Satka odejdzie – jeden stoper może nie wystarczyć.
Na bokach obrony jest względny komfort, choć warto pomyśleć o prawej obronie. Świetny sezon ma za sobą Pereira, ale Kędziora prawdopodobnie odejdzie, a Czerwiński rozegrał w tym sezonie w lidze tylko niespełna 400 minut. Gdy grał, to wyglądał słabo i niewykluczone, że i on poszuka sobie klubu.
W środku pola przy odejściu Tiby powstałby wakat. Na dwie pozycje potrzeba czterech zawodników – zostałby Murawski, Karlstroem i Kwekweskiri. Z wypożyczenia wróci jeszcze młody Antoni Kozubal, ale on raczej będzie łapał minuty niż stanowił realną alternatywę dla takiego Murawskiego. Jeśli chodzi o ofensywnych pomocników, to tutaj przed Lechem stoi wyzwanie. Amaral jest niepodważalnym pewniakiem do gry na tej pozycji, ale co dalej? Z tego co słyszymy – Dani Ramirez przebąkuje o tym, że chciałby grać więcej i jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, to wolałby odejść. Przy grze na dwa fronty teoretycznie Hiszpan mógłby liczyć na regularne granie w lidze. Poza tym jest jeszcze Filip Marchwiński. W teorii ta pozycja wydaje się zatem zabezpieczona.
Skrzydła? Odchodzi Kamiński, z wypożyczenia wraca Jan Sykora. Lech będzie miał zatem czterech skrzydłowych: wspomnianego Czecha, Skórasia, Ba Louę oraz Velde. Liczbowo wszystko się zgadza, ale czy zgadza się jakość? Poza wychowankiem na pozostałą trójkę Kolejorz wyłożył spore pieniądze, ale trudno mówić o tym, by ci zawodnicy się na ten moment spłacali. Ba Loua ostatnio notował niezłe zmiany, ale okres adaptacji Velde przebiega bardzo powoli, a Sykora nie bez przyczyny został wypożyczony. Pamiętajmy też, że Kamiński był najproduktywniejszym skrzydłowym Lecha i warto byłoby go zastąpić prawdziwym kozakiem. Zatem do listy potrzeb dorzucamy też piłkarza na tę pozycję.
No i atak. Jeśli odejdzie Kownacki, to kołderka zrobi się krótka. Ishak jest pewniakiem, ale Sobiech nie dość, że grał słabo jesienią, to jeszcze stracił niemal całą wiosnę przez problemy z mięśniem sercowym. Do Lecha z wypożyczenia wróci Filip Szymczak, który bardzo dobrze spisywał się na wypożyczeniu do GKS-u Katowice. Wydaje się, że optymalnym rozwiązaniem byłoby pożegnanie się z niespełniającym oczekiwań Sobiechem i sprowadzeniem w to miejsce napastnika, który rywalizowałby z Ishakiem. Ale wiadomo – napastnicy swoje kosztują.
Zatem zbierając to do kupy: bramkarz, środkowy obrońca (albo i dwóch – jeśli odejdzie Satka), być może prawy obrońca, środkowy pomocnik, skrzydłowy i może napastnik. Wychodzi na to, że choć Lech skonstruował bardzo silną i szeroką kadrę na sezon 2021/22, to zespół ten przejdzie na tyle istotne przemodelowanie, że latem będzie potrzebował około sześciu wzmocnień, by bić się na trzech frontach.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Czy Lech jest wyjątkowym mistrzem?
- Pięciu bohaterów mistrzowskiego sezonu Lecha Poznań
- To była długa droga do mistrzostwa. Pamiętajmy o tym, gdy patrzymy na radość Lecha
- Wywiad z Joao Amaralem: Czy jestem najlepszym piłkarzem ligi? Nie, najlepszy jest Ivi Lopez
- Wyjeżdżał „Kownaś”, wrócił dojrzały piłkarz. Sinusoidalna kariera Dawida Kownackiego
- Kownacki: To najlepszy Lech, w jakim grałem. Czuję się liderem tej drużyn
Fot. FotoPyk