– Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisałem dopiero w wieku 25 lat. Wcześniej musiałem sobie jakoś radzić. Grałem w trzeciej lidze i normalnie pracowałem. Między innymi pracowałem w barze, w którym mój brat był menadżerem. To był taki lunch-bar, zajmowałem się chociażby podawaniem jedzenia do stołu, robiłem drinki. Potrzebowałem kasy, więc przez pięć lat – aż do momentu podpisania kontraktu z Vitorią Setubal – nie miałem ani razu wakacji – opowiada Joao Amaral. Pytamy Portugalczyka też o jego formę w tym sezonie, o przełom w jego karierze oraz o kwestię wyboru MVP sezonu w Ekstraklasie
***
To bezsprzecznie twój najlepszy sezon w karierze. Co jest tego przyczyną? Zmieniłeś coś w swojej głowie?
Chyba nic takiego nie zmieniłem. Jeśli chcesz porównywać moje sezony w Lechu, to oczywiście mówimy o dwóch różnych zespołach. A ja? Jasne, gram lepiej, zmieniam się jako piłkarz, rozwijam się też jako człowiek. Po prostu się uczę. Ale nie ma takiego jednego powodu, który teraz rzucę.
Może zmiana pozycji?
Może tak. Wtedy, gdy przychodziłem do Lecha, grałem jako skrzydłowy, teraz jako “dziesiątka”. Jestem bliżej bramki, wolę grać na tej pozycji, to dla mnie optymalna pozycja. Mogę grać na skrzydle, nie mam z tym problemu, ale myślę, że mam większy wpływ na grę, gdy jestem ustawiony w środku pola.
Zwłaszcza, że w tej taktyce często też grasz jako taki fałszywy napastnik, który zamienia się pozycjami z Mikaelem Ishakiem.
Tak, jasne. Szukamy chemii między sobą, ale to też taka taktyka, by zmieniać się pozycjami. Tak samo gramy z Dawidem Kownackim, gdy on jest tym nominalnym napastnikiem. Wówczas Mika lub Dawid schodzą czasem nieco głębiej, ja wtedy wbiegam na ich pozycję. Takie są zalecenia trenera. Co do trenera – on też ma ważny wpływ na mnie. Trener Skorża dał mi pewność siebie, komfort, zaufanie, rozmawia ze mną, stara się mnie nauczyć pewnych ruchów. Ale wiesz, możemy spojrzeć też tak, że w pierwszym sezonie strzeliłem przez cały rok dziesięć goli i miałem pięć asyst, więc też nie było źle.
Ten obecny Lech to najlepsza drużyna, w jakiej grałeś?
Tak, na pewno tak. Mamy naprawdę dużo jakości. Trener ma naprawdę spory wybór na każdej pozycji. W przeszłości nie widziałem aż takiej. To też dobre dla mnie, bo dobrze się w takim układzie czuję. Nie mogę też narzekać na atmosferę.
Wielu ekspertów uważa, że na tytuł MVP tego sezonu w Ekstraklasie zasługujesz albo ty, albo Ivi Lopez. Tak naprawdę tylko wy dwaj rywalizujecie o tę nagrodę.
Prawda jest taka, że na chwilę obecną to nie jest wybór “albo Amaral, albo Lopez”. Na ten moment Ivi jest najlepszy w Ekstraklasie. Ma najlepsze statystyki.
Ktoś powie – ale część jego goli padło po rzutach karnych.
To nie ma znaczenia. Gol jest golem, nie ma znaczenia czy z akcji, czy z karnego.
Może powinieneś porozmawiać z Ishakiem, by oddał ci rzuty karne…
Nie! (śmiech) Chcę pomóc Mikaelowi, by był najlepszym strzelcem w lidze, więc nie ma takiej opcji. Natomiast jeśli chcesz poznać moje zdanie na temat MVP ligi, to mówię otwarcie: na ten moment najlepszy w lidze jest Ivi. Jeśli zostanę wybrany ja, to oczywiście będzie mi bardzo miło dostać takie wyróżnienie. Niemniej jeśli zapewnisz mnie, że wygramy ligę oraz puchar, to chętnie oddam Iviemu tytuł najlepszego piłkarza Ekstraklasy.
Joao AmaralA czy jest jakaś cecha, jakiś atut, który chętnie byś od niego wziął?
Trudne pytanie… Jasne, widziałem kilka meczów Iviego, natomiast nie widziałem wszystkich. Cóż, chyba wziąłbym strzał. Uderza naprawdę znakomicie.
Co z twoją formą? Jesienią byłeś nie do zatrzymania, teraz w tym roku ta twoja dyspozycja faluje.
Miałem trochę problemów ze zdrowiem. Po meczu ze Śląskiem lekarz powiedział mi, że czekają mnie nawet trzy tygodnie pauzy, bo zerwałem jakieś więzadła. I siedem dni później zagrałem znów w meczu ligowym. Opuściłem tylko spotkanie z Pucharze Polski, bo moja stopa była ogromna i nie dałem rady pojechać na ten mecz. Ale prawda jest też taka, że piłkarz nie jest w stanie być przez cały sezon w optymalnej dyspozycji fizycznej. Ishak miał taki problem, Kamiński też, mnie też to dopadło. Niestety zbiegło się to w podobnym czasie i być może przez to wpadliśmy w lekki dołek z wynikami, ale naprawdę nie jesteś w stanie uniknąć takich sytuacji w futbolu.
Raków nie przegrał żadnego meczu w tym roku.
To prawda. Ale mieli też trochę szczęścia. Widziałem też karne, których być nie powinno. Ale nie, nie, nie chcę mówić o tym za dużo, bo jak się rozgadamy, to nie wrócę dziś do domu. Nic już nie zmienimy, tak jak w meczu z Legią, gdy należał nam się rzut karny w ostatniej akcji, więc skoro nie ma szansy na to, by to odwrócić, to nie ma też sensu o tym gadać.
Pojawiły się takie plotki, że przez pewien czas swojej kariery piłkarskiej nie byłeś na w pełni profesjonalnym kontrakcie i łączyłeś grę w piłkę z pracą na boku. Możesz powiedzieć o tym coś więcej?
To prawda. Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisałem dopiero w wieku 25 lat. Wcześniej musiałem sobie jakoś radzić. Grałem w trzeciej lidze i normalnie pracowałem.
Co robiłeś?
Między innymi pracowałem w barze, w którym mój brat był menadżerem. To był taki lunch-bar, zajmowałem się chociażby podawaniem jedzenia do stołu, robiłem drinki. Potrzebowałem kasy, więc przez pięć lat – aż do momentu podpisania kontraktu z Vitorią Setubal – nie miałem ani razu wakacji. Grałem w piłkę, a później w wakacje normalnie pracowałem, bo sobie jakoś poradzić z brakiem pieniędzy.
Były takie plotki, że pracowałeś w fabryce win.
A, tak, to też prawda. Ale to było wcześniej – miałeś wtedy z siedemnaście lub osiemnaście lat. Ale tak, też miałem taką robotę.
Słyszałem, że myślałeś też o tym, by zostać informatykiem.
Skończyłem szkołę o takim kierunku, ale to było coś w rodzaju profilu szkoły lub klasy, nie żadne studia czy kursy. Nie myślałem o tym, by zostać programistą czy informatykiem, zawsze chciałem być piłkarzem.
Pięć lat temu łączyłeś grę w piłkę z pracą w barze, teraz możesz zostać MVP ligi i zdobyć dwa trofea. Gdy patrzysz za siebie na tę drogę, to czujesz coś wyjątkowego?
Dużo się nauczyłem. Nie miałem nigdy dobrego życia. Mama starała się, by niczego nam nie brakowało, ale to nie było życie usłane różami. Zawsze marzyłem, by zostać profesjonalnym piłkarzem i to marzenie się spełniło, ale tak sobie myślę, że ważniejsze jest to, że mogłem dzięki tej drodze stać się lepszym człowiekiem, teraz pewnie mogę być lepszym ojcem. Wiem, co czułem, gdy dorastałem i jak wyglądało wtedy moje życie, więc nie chcę, by to samo mogła przeżywać moja córka. Chciałbym, by mogła spokojnie dorastać i by nie musiała się niczym martwić.
Narodziny córki dużo zmieniły w twoim życiu?
Myślę trochę szerzej. Mamy dziecko, a przyszłość naszej rodziny w dużej mierze zależy ode mnie. Więc myślę o tym co robię przez pryzmat przyszłości mojej córki. Można powiedzieć, że od tego jak dobrze wykonuję swoją pracę zależy to, jak dobre warunki będzie miała ona. Brałem to też pod uwagę chociażby przy przedłużeniu kontraktu z Lechem.
Jak widzisz ten finisz sezonu? Nie wszystko zależy już od was.
Od nas zależy to, by wygrać wszystkie spotkania do końca. Nie ma co roztrząsać tego, czy mogliśmy uniknąć straty punktów w tym czy tamtym meczu. Każdy się potyka.
Poza Rakowem w tym roku…
…aż do poniedziałku. A później – zobaczymy. Czekamy na ich wpadki, ale prawda jest taka, że my musimy wykonać swoją robotę. Jeśli Raków przegra, a my w tej kolejce też przegramy, to wpadka Rakowa nic nam nie da. Więc zrobimy wszystko, co możemy, ale będziemy też oczywiście liczyć na to, że oni pogubią punkty.
Mecz finałowy Pucharu Polski będzie miał znaczenie w walce o mistrzostwo?
Pewnie tak, ale trudno powiedzieć jakie. Może przegrany straci koncentracje, może poczuje się już spełniony? Ale nie chcę myśleć o tym w taki sposób. Jeden finał, później trzy mecze w lidze i zobaczymy jak to się potoczy.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Lech Poznań i żal do samych siebie. Dlaczego Kolejorz musi oglądać się na Raków?
- Lech próbuje dolecieć do mistrzostwa na jednym skrzydle. Kamiński może nie wystarczyć
- Czy i jak zaboli Lecha brak Salamona?
- Czy liga nauczyła się już Lecha Poznań?
- Wyjeżdżał „Kownaś”, wrócił dojrzały piłkarz. Sinusoidalna kariera Dawida Kownackiego