Reklama

To była daleka droga do mistrzostwa. Pamiętajmy o tym, gdy patrzymy na radość Lecha

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 maja 2022, 20:14 • 5 min czytania 86 komentarzy

Na 95-lecie Lecha Poznań powstał taki ładny utwór. Niektórzy forsowali, by kawałek „Nie idziesz sam” został może nawet nowym hymnem Kolejorza, ale ostatecznie piosenka ta pozostaje takim wielkopolskim „You’ll never walk alone”. Jest w nim taki ładny fragment, który dobrze oddaje to, co działo się przez ostatnie miesiące w Poznaniu:

To była daleka droga do mistrzostwa. Pamiętajmy o tym, gdy patrzymy na radość Lecha

Pytasz mnie, czy warto było czekać?

I co z tego mam?

Nawet gdy, droga jest daleka, wiem nie idę sam, wiem nie idę sam.

Lech Poznań został mistrzem Polski. Nic już Kolejorzowi tego nie zabierze. Może szkoda, że lechici nie przyklepali tego na boisku, tylko gdzieś przed telewizorem. Albo jeszcze w autobusie w drodze z Grodziska do Poznania, gdzieś na stacji w Stęszewie. Ale wystarczyło dziś popatrzeć na ławkę, trybuny i boisko w Grodzisku Wielkopolski, żeby zobaczyć, jak wielką ulgę i szczęście poczuła ta brygada.

Reklama

Spójrzmy prawdzie w oczy – to był bardzo, bardzo wymagający sezon w wyścigu o mistrzostwo kraju. Weźmy taki Raków, który dopiero w połowie maja przegrał pierwszy mecz w 2022 roku, a i tak nie wystarczyło to do mistrzostwa. Spójrzmy na Pogoń, która wykręciła średnią punktową na poziomie blisko dwóch punktów na mecz, a może nie mieć nawet wicemistrzostwa. Ktoś może pomyśleć – nie było w tym sezonie Legii w walce o mistrzostwo, to inni mieli łatwiej. Cóż, ostatni raz równie znakomitą walkę o mistrza oglądaliśmy w sezonie 2016/17, gdzie poziom był tak wysoki, a różnice punktowe między TOP3/4 były równie niewielkie.

Zwycięstwo w tak zaciętej rywalizacji musi smakować doskonale. Ale smakować będzie też wtedy, gdy ludzie związani z Lechem spojrzą za siebie i pomyślą o drodze, którą zespół i cały klub musiał pokonać. Niektórzy psychologowie mówią o tym, by w procesie gonienia za czymś nie skupiać się wyłącznie na celu, ale też kontemplować przebytą drogę do tego celu. Trochę jak ten maratończyk, który na starcie nie myśli o mecie za 42 kilometry, ale o tym, by trzymać tempo i rytm biegu.

A droga Lecha do miejsca, w którym jest dziś, była bardzo trudna. To była wręcz droga krzyżowa, gdzie Lech upadał wielokrotnie i miał momenty, w których mógł już się poddać. Do poznańskiej ekipy przylgnęła łatka „Miauczyńskich”, „wiecznie drugich”, „przegrywów”. Kibice Kolejorza nawet sami z siebie potrafili się gorzko śmiać i pisali o „mokrej szmacie”, którą i tak trzeba będzie przyjąć na twarz po zakończeniu sezonu. Plask miał być tym mocniejszy i tym bardziej bolesny, że przecież to był rok stulecia klubu – tak hucznie obchodzonego przy Bułgarskiej.

Przypomnijmy sobie to, skąd Lech startował do tego sezonu. Skończył poprzedni sezon w drugiej połowie tabeli. Kibice mieli dość – bojkotowali doping, domagali się dymisji dyrektora sportowego Tomasza Rząsy i odejścia z klubu trenera przygotowania fizycznego Andrzeja Kasprzaka. Chcieli transferów na już – nie jakichś ogórków z łapanki, a kozaków kupionych za grube siano.

Na meczu z Zagłębiem w ostatniej kolejce na trybunach będzie 40 tysięcy widzów, biletów już nie sposób dostać. Komplet był też niedawno na starciu z Legią, na mecz ze Stalą przyszło ponad 26 tysięcy widzów. A przecież Lech ten sezon zaczynał od frekwencji na poziomie 9-10 tysięcy. Brak wiary był zauważalny, atmosfera może nie była grobowa, ale na pewno pełna wątpliwości, braku zaufania, braku przekonania do tego, że Kolejorz dźwignie ciężar odpowiedzialności.

Reklama

Kibic bowiem się uczy. Możemy mówić, że często jest naiwny, ale naiwność to w jakimś stopniu fundament kibicowania. Natomiast kibic Lecha był straumatyzowany porażkami z ostatnich lat. Kompromitacjami w eliminacjach do pucharów, zaprzepaszczoną drogą do mistrzostwa za Bjelicy, przegranymi Pucharami Polski, zgniecionymi marzeniami o wielkości. Jak dostajesz raz w twarz – zaboli, zapiecze i przejdzie. Jeśli dostajesz co chwilę – to uczysz się, by nie oczekiwać czułości i głaskania po głowie.

I Lech do tego kibiców przyzwyczaił.

Dlatego tym bardziej należy docenić to, jaką drogę przeszedł Lech w tym roku. Pogoń i Raków przecież poprzedni sezon też skończyły na pudle, więc ich obecność w ścisłej czołówce dziwić nie może. Być może nie powinna dziwić też obecność Kolejorza, bo przecież to klub z największym budżetem, najdroższą i najszerszą kadrą. Natomiast Lech w ostatnich latach sukcesywnie przekonywał nas swoimi działaniami, że nie potrafi budować drużyny zdolnej do sukcesów.

Dlaczego w tym roku wyszło?

Fundamentem tego wszystkiego był Maciej Skorża. Gdy podpyta się o niego jego bliskich współpracowników, to mówią wprost, że ten facet ma obsesję zwyciężania. Coś, co złośliwi nazywali przeciwieństwem mentalności Lecha. Skorża popełnił błędy na przestrzeni tego sezonu, natomiast godnym pochwały jest to, jak jego zespół potrafił reagować i szybko zbierać się po porażkach. Analogie do sezonu 2014/15 się mnożą – pościg za liderem, przegrany finał meczu o puchar, błyskawiczna reakcja mentalna. Bo Lech wydawał się niezrażony porażkami. Wyszedł z kryzysu na początku wiosny. Jeszcze szybciej wyszedł z porażki na Narodowym z Rakowem.

Spójrzmy też na tempo na finiszu tego sezonu. Słyszeliśmy jakieś absurdalne wypowiedzi o „wyścigu żółwi” w czołówce. Cóż – Lech na osiem ostatnich meczów w lidze wygrał siedem. Zremisował tylko z Legią, a gdyby sędzia dobrze użył VAR-u, to pewnie i by wygrał po rzucie karnym w doliczonym czasie gry. Nie zdziwimy się, jeśli wygra też za tydzień z Zagłębiem Lubin u siebie i zaliczy znakomitą passę zwycięstw z rzędu. Najlepszy finisz jakiegokolwiek zespołu w ostatnich latach w Ekstraklasie.

Pytasz mnie, czy warto było czekać?

I co z tego mam?

Tak mruczy w piosence „Nie idziesz sam” Michał Wiraszko z zespołu „Muchy”.

Cały Lech może za tydzień odpowiedzieć:

Tak, warto było czekać.

Co z tego mam? Tak wyczekane mistrzostwo.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

Fot. 400mm.pl

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Patryk Fabisiak
4
Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Komentarze

86 komentarzy

Loading...