Obiecująco zaczęła się przygoda Pavola Stano z Wisłą Płock. Nafciarze pod wodzą Słowaka nie wmieszali się w walkę o utrzymanie, po zdobyciu dwunastu punktów w sześciu meczach mogli spokojnie myśleć o wyrównaniu najlepszego wyniku klubu w ostatnich latach (5. miejsce pod wodzą Jerzego Brzęczka), a kilka razy po prostu zaimponowali swoją grą, tworząc fajne widowiska (szczególnie w Szczecinie i Krakowie). No ale chyba najwyższa pora zauważyć, że “miesiąc miodowy” dobiegł końca, a sielanka przekształciła się od razu w jakiś piłkarski dramat. Przeciwko Bruk-Betowi, Warcie Poznań i Cracovii Wisła bardziej przypominała pierwszoligowca niż średniaka z ambicjami. Ba! Dziś została zmiażdżona przez drużynę, z którą rywalizuje o szóste miejsce.
3-0 od Pasów to najmniejszy wymiar kary. Zdecydowanie. Straszną padakę zagrali goście.
Pierwsza połowa to show Kamila Pestki, tak rozochoconego wahadłowego Cracovii jeszcze nie widzieliśmy. Były reprezentant młodzieżówki wiosną otwierał już wyniki meczów ze Stalą Mielec i Zagłębiem Lubin, ale dziś strzelał, ile wlezie:
- w 9. minucie skutecznie zamknął wrzutkę Kakabadze, który pokręcił Chrzanowskim,
- w 12. minucie dokładał nogę po dośrodkowaniu Myszora, ale piłka minęła słupek,
- w 32. minucie skorzystał z fatalnego wyprowadzenia futbolówki przez Kolara i huknął z rogu szesnastki – po rykoszecie zrobiło się 2-0,
- w 34. minucie spróbował ponownie nieco zaskakującego uderzenia, ale nie wcelował w bramkę,
- w doliczonym czasie gry próbował raz jeszcze, ale z podobym efektem jak ponad 10 minut wcześniej.
Biorąc pod uwagę to, że cała Wisła Płock oddała cztery strzały (ani jednego celnego), chyba nietrudno wyciągnąć wniosek dotyczący obrazu tego meczu. Cracovia sprowadziła rywala do parteru i go oprawiała. Pestka miał bardzo solidne wsparcie w postaci ruchliwego Myszora, pewnego Rasmussena, a także przede wszystkim Kakabadze. Gruzin, który przed tygodniem był jednym z bohaterów meczu z Rakowem, na tle Chrzanowskiego wyglądał momentami tak, że jego nazwisko moglibyśmy skrócić do dwóch pierwszych sylab, bo takiej zabawy z rywalem nie powstydziłby się nawet słynny Brazylijczyk. Już na początku drugiej połowy po jego dynamicznej akcji Pestka – tak dla odmiany – chciał w dobrej sytuacji podawać, co przeczytał Węglarz, a później prawy wahadłowy Pasów jeszcze kilka razy nękał Nafciarzy, tworząc okazje kolegom lub samemu do nich dochodząc.
Pavol Stano wytrzymał 59 minut i ściągnął stopera, którego dziś wystawił na lewej obronie.
A wraz z nim trzech innych piłkarzy. Czy to sprawiło, że Nafciarze zaczęli grać lepiej? Nie, choć poprzeczka wisiała gdzieś na wysokości kostek. Goście z Płocka w bramkę nie trafili przez cały mecz (w Niecieczy przynajmniej to udało się zrobić dwa razy, a z Wartą bezradny Sekulski walnął w ręce Grobelnego z połowy) i niech to posłuży za komentarz do ich gry. Plaża, zabrakło tylko rozłożenia ręczników na środku boiska. Zachowanie któregoś z piłkarzy Wisły podobało nam się tylko raz – kiedy w przerwie Łukasz Sekulski mówił reporterowi Canal+, że to bez sensu tak sobie psuć całkiem udany sezon fatalną końcówką. Szkoda, że nie przełożyło się to na czyny.
A Cracovia dołożyła jeszcze jednego gola, gdy precyzyjnie pocelował Rasmussen i jest na najlepszej drodze, by wywalczyć szóste miejsce. Jeszcze w tej kolejce może zostać wyprzedzona przez Radomiaka, a w ostatniej będzie musiała uważać też na dzisiejszego rywala (o ile się ogarnie) i być może na Górnika Zabrze (jeśli w tej kolejce wygra z Górnikiem Łęczna), ale zespół Jacka Zielińskiego w końcówce sezonu robi najwięcej, by skończyć ligę za plecami pucharowiczów i Piasta Gliwice.
WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:
- Sytuacja finansowa Wisły Płock poprawia się. Klub powoli, ale spłaca zaległości
- Pierwszy letni transfer Wisły Płock już pewny. Polak z II ligi