Reklama

Dlaczego Sevilla nie sprostała trudom sezonu?

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

04 maja 2022, 14:31 • 10 min czytania 2 komentarze

Na przełomie roku upatrywano w tej drużynie potencjalnych mistrzów Hiszpanii. Strata do Realu Madryt była do nadrobienia, a Sevilli jeszcze wtedy dużo się udawało. Dziś już wiadomo, że klub z Andaluzji nie wygra tytułu mistrzowskiego, nie wygra też Ligi Europy, nie zdobył Pucharu Króla i musi toczyć ciężkie boje o wicemistrzostwo. Skoro było tak dobrze, to czemu się tak wszystko posypało?

Dlaczego Sevilla nie sprostała trudom sezonu?

Jak to zwykle bywa, nie ma jednej odpowiedzi i sprawa jest złożona. Do pewnego momentu wyniki Sevilli na krajowym podwórku były ponad stan, bo odczucia po obejrzeniu spotkań zespołu Julena Lopeteguiego nie były najlepsze. Z jednej strony Sevilla dobrze punktowała, ale z drugiej rzucało się w oczy, że ten zespół nie zmierza w dobrym kierunku i prędzej czy później za słabą grę zapłaci. W grę wchodził jeszcze scenariusz alternatywny, według którego klub z Estadio Sanchez Pizjuan zacznie grać lepszy futbol, ale nie znalazł zastosowania w praktyce. A szkoda.

Sevilla i sezon wielkiej szansy

Napastnicy pod formą

Gole to podstawa, więc zacznijmy od napastników. Przed sezonem mówiło się, że Sevilla ma dużą konkurencję w ataku. Duet Youssef En-Nesyri i Rafa Mir miał dostarczać tej drużynie mnóstwo bramek i w konsekwencji punktów. Za pierwszego z wymienionych Monchi odrzucał oferty na poziomie 35 milionów euro i donosił, że Marokańczyk wart jest znacznie więcej i tak łatwo go nie sprzeda. Mir został sprowadzony z Wolverhampton po dobrym sezonie spędzonym na wypożyczeniu w Huesce. Hiszpana porównywano już do Erlinga Haalanda ze względu na zbliżone warunki fizyczne i nie da się ukryć, że dużo od Mira oczekiwano. Okazało się, że Mir i En-Nesyri zapracowali w tym sezonie na trójki na swoich świadectwach.

Marokańczyk przez większość rozgrywek 21/22 był totalnie bez formy i miał duże problemy z kontuzjami. Te sprawiły, że zatracił dynamikę i stał się napastnikiem topornym, który długo zbiera się do strzału i potrzebuje dużo wolnej przestrzeni. W poprzednim sezonie dużo lepiej czuł grę, swoją ruchliwością nauczył się ściągać na siebie uwagę obrońców i uwalniać się spod ich opieki, ale teraz jest graczem bardziej statycznym. W dodatku nieskutecznym. Cztery gole w lidze na przestrzeni całego sezonu nie rozpieściłyby nawet najmniej wymagającego kibica.

Reklama

Nieco inaczej jest w przypadku drugiego z wymienionych napastników. Dopiero po transferze do Sevilli zostały obnażone jego braki. Przede wszystkim rzuca się w oczy, że nie potrafi grać tyłem do bramki i słabo gra ciałem. To dziwne zważywszy na to, że Hiszpan jest masywnie zbudowany i jakby nie patrzeć był piłkarzem klubu Premier League, gdzie od napastników akurat tego trzeba wymagać. Może właśnie dlatego nigdy się tam nie przebił?

Mir strzelił w tym sezonie w lidze hiszpańskiej dziewięć bramek, ale oczekiwano od niego lepszej gry. Na dorobek bramkowy można by przymknąć oko, gdyby więcej dawał drużynie. W efekcie sporo szans otrzymał Ivan Romero, który nawet w rezerwach nie strzelał hurtowo. Romero jest kompletnie innym piłkarzem, ale w pewnym momencie jego obecność na boisku wskazywała Mirowi, że ma nad czym pracować. Mir takich ostrzeżeń dostał wiele, ale wciąż nie widać postępów. Z pewnością nie w tempie którego należy oczekiwać od gościa, który znalazł się w kręgu zainteresowań selekcjonera La Roja.

Wątek strzelania bramek można rozszerzyć o analizę całego zespołu. Dla przykładu Real Madryt posiada w swoim składzie trzech zawodników, którzy w tym sezonie przekroczyli granicę dziesięciu ligowych bramek. Sevilla nie ma nawet jednego i to powinno uwierać Monchiego i Julena Lopeteguiego. Tym bardziej że np. Pierre-Emerick Aubameyang trafił do Barcelony zimą i już ma tyle bramek, ile najlepszy pod tym względem piłkarz Sevilli.

Ktoś może powiedzieć, że ok, już w zeszłym sezonie Sevilla miewała problemy ze znalezieniem gracza, który będzie regularnie gole. Najskuteczniejszym piłkarzem był wówczas En-Nesyri z osiemnastoma trafieniami na koncie i za jego plecami był dopiero Ocampos i jego pięć goli, ale no właśnie. Należy od drużyny wymagać, by zrobiła krok do przodu, a tu nastąpiła wyraźna cofka.

Słaba gra w cieniu urazów

Nie da się ukryć, że istotną rolę odegrały urazy, ale trochę zbyt wiele się o nich mówi, bo przez to zapomina się o najważniejszej kwestii. Monchi nadużywa tłumaczeń związanych ze zdrowiem piłkarzy, ale brakuje refleksji dotyczącej przebiegu sezonu i gry zespołu. Wszystko skupiło się wokół jednej kwestii i w innych brakowało krytycznego podejścia.

Planem minimum w Lidze Mistrzów było wyjście z grupy i się nie udało. W Lidze Europy też polegli. Chcieli dojść do finału Pucharu Króla, ale odpadli po meczu Realem Betis. Ostatecznie jedynym celem z początku sezonu, jaki zostanie spełniony, będzie najprawdopodobniej zajęcie miejsca w czwórce, by ponownie zagrać w Lidze Mistrzów, ale to tyle.

Reklama

Drużyna Lopeteguiego przez większość sezonu grała wolno, schematycznie i bez błysku. I tak późno połapali się w tym rywale, z którymi przyszło im się mierzyć. Mecz z Kadyksem z ostatniej kolejki idealnie obnażył braki tej drużyny. Nie jest tak, że był to wypadek przy pracy, bo Sevilla większość spotkań w rozgrywkach 21/22 grała właśnie w taki sposób.

Wielu skrzydłowych, ale i wiele problemów

Na skrzydłach była skomplikowana sytuacja, bo kontuzje Suso i zwłaszcza uraz Erica Lameli skomplikował sprawę. Lucas Ocampos zalicza kolejny sezon pod kryptonimem niedosyt i pokazuje, że powyżej solidności jest w stanie wskoczyć tylko w kilku spotkaniach. Reszta będzie przeciętna, choć atutów mu nie brakuje.

Papu Gomez grał nieźle i zdobył kilka ważnych goli, ale nie zapominajmy, że po to opuścił Bergamo, by już więcej nie grać na boku. Niezrozumiała jest rola w zespole Munira. Długo był pomijany. Później miał kilka dobrych meczów i został odstawiony na boczny tor, czego nikt nie jest w stanie w logiczny sposób wytłumaczyć.

Zahaczymy też o wątek zimowych wzmocnień na tej pozycji. Anthony Martial okazał się niewypałem. Tliła się nadzieja, że będzie mu się chciało spiąć, by dzięki wypożyczeniu do andaluzyjskiego klubu znaleźć hojnego pracodawcę, ale nic z tego. Francuz niczego wielkiego nie pokazał i tylko utwierdził swoich przeciwników w przekonaniu, że nie jest piłkarzem, za którego się uważa.

Zupełnie inaczej wygląda kwestia transferu Tecatito Corony. Meksykanim dobrze wprowadził się do zespołu i praktycznie z miejsca pokazał, że było warto podebrać go z ligi portugalskiej. Trzy miliony euro, jakie zapłacił za niego Monchi były najlepszą inwestycją tego sezonu. Tecatito ma błysk w zagraniach, potrafi zrobić coś z niczego i przekłada to na gole i asysty. Świetny zawodnik i warto obserwować jego poczynania. Może sprawić wiele kłopotów reprezentacji Polski podczas mundialu w Katarze.

Wyrwa w środku pola

Druga część sezonu obnażyła też mocno brak godnego zastępcy dla Fernando. Doświadczony Brazylijczyk od kilku lat jest sercem zespołu. Julen Lopetegui próbował gry z Delaneyem i Gudeljem, ale nie były to godne zastępstwa. Zwłaszcza po Duńczyku spodziewano się lepszej gry. Przyszedł jako zawodnik na tu i teraz, ale rozegrał wiele słabych spotkań, w których brakowało mu koncentracji.

Bywały w tym sezonie mecze, w których nie wychodziły mu proste zagrania, a mimo to decydował się na dużo trudniejsze i efektem tego były westchnięcia kibiców Los Nervionenses. Do tego dochodzą kwestie dużych błędów z pierwszej części sezonu. To nie jest zły piłkarz, ale swoimi decyzjami często rozmienia swoje zasługi i podkopuje swój autorytet. Nadal wygrywa sporo pojedynków, ale w kluczowych momentach brakuje chłodnej głowy. Szkoda, że tak się dzieje, bo sam pod sobą dołki kopie i pracuje na pejoratywne łatki.

W gruncie rzeczy w środkowej części boiska brakuje błysku już od momentu odejścia Evera Banegi. Na Estadio Sanchez Pizjuan oszukiwano się, że jakoś sobie poradzą, ale to zadanie ich przerosło. Długo do optymalnej formy dochodził Rakitić i choć gra lepiej niż w poprzednim sezonie, to już raczej nigdy nie odzyska pełni blasku. Z pewnością nie daje tyle, ile dawał argentyński wirtuoz.

TONY KREATYWNOŚCI. ZNACZNIE MNIEJ ROZSĄDKU. SYLWETKA EVERA BANEGI

Liczono, że po odejściu Banegi zespół się zaadaptuje to zmian i lepiej rozłożą się akcenty na pozostałych graczy w środku pola, ale to się nie sprawdziło. Po wielu miesiącach aklimatyzacji w buty Banegi cześciowo próbował wejść po Papu Gomez, ale raz, że to zupełnie inny zawodnik i dodatkowo też miewał w tym roku problemy ze zdrowiem, więc pozostawało pewne “ale”.

W obronie były luzy, a szykuje się wyprzedaż

Pokrótce było o pomocy i ataku, więc czas na obronę. I tu szykują się odejścia, na które Sevilla nie jest jeszcze gotowa. Dla Diego Carlosa i Julesa Kounde nie ma następców. Monchi z pewnością ma już przygotowaną sporą listę piłkarzy, których można sprowadzić za kwoty w przedziale od 7 do 15 milionów, ale na ten moment tych zawodników w klubie nie ma i ciężko powiedzieć, czy się sprawdzą. Obecnie jedynym zmiennikiem dla wspomnianej dwójki jest Karim Rekik. Co więcej, już w tym sezonie w wielu spotkaniach na środku obrony z konieczności grywali Fernando i Gudelj, co tylko podkreśla powagę sytuacji i rysuje przyszłość Sevilli w ciemnych barwach. Defetyzmu nie należy siać, ale sprawdzać reakcję klubu i obserwować działania Monchiego na rynku transferowym.

Z bokami obrony bywało w tym sezonie różnie. W poprzednim były siłą tego klubu. W tym już nie. Kiedy na lewej obronie nie mógł występować Marcos Acunia miał go zastąpić Ludwig Augustinsson, ale zawodził więc często grał tam Karim Rekik, który jest nominalnym stoperem. Prawdę mówiąc Acuna też nie gra już tak dobrze jak w rozgrywkach 20/21, więc to rzutuje na cały zespół.

Po drugiej stronie nie było lepiej. W pewnym momencie zdrowie odmówiło posłuszeństwa Jesusowi Navasowi, a Gonzalo Montiel był dopiero wprowadzany i jeszcze nie błyszczał. Na domiar złego też się posypał. Z Argentyńczykiem obchodzono się bardzo delikatnie. Teoretycznie przyszedł jako zawodnik na tu i teraz, bo już dawno stracił status juniora, ale poprzeczkę nie ustawiono mu zbyt wysoko. Gorzej, że jeszcze nie daje tyle, ile w poprzednim klubie. Niekiedy zawodnicy z Ameryki Południowej po pierwszym transferze do Europy potrzebują nieco czasu na dotarcie, więc nie ma sensu go skreślać, ale w drugim sezonie nie będzie już można traktować go ulgowo. Kilka razy błysnął, kilka razy zagrał przeciętnie. Ma potencjał, ale wszystko w jego rękach i nogach.

Dało się wycisnąć więcej

Kiedy jesteś już blisko pełnej puli, chce się więcej, a tu tego nie było widać. Gdyby zebrać potencjał całej grupy do kupy można zdać sobie sprawę, że nie wszystko zagrało. Sevilla naprawdę nie ma się dziś czego wstydzić względem rywali. Ludzie mają prawo wymagać lepszej gry i jeśli już to powinien być główny zarzut pod adresem Lopeteguiego. A nie brak wprowadzania młodzieży, co sugeruje kilku lokalnych pismaków. Ten argument jest po prostu nietrafiony, bo w Sevilli jest klęska urodzaju młodych zawodników. Największy talent został sprzedany do Tottenhamu i dziś jest na wypożyczeniu w Valencii.

Ostatnio na trenera spadła większa krytyka niz wcześniej, ale najważniejsze osoby w klubie uspokajają i proszą o zaufanie. Monchi podkreśla, że odkąd on pracuje w klubie Sevilla nigdy nie była wyżej na koniec niż na trzeciej lokacie, więc jego trener nie powinien mieć kompleksów. Julen Lopetegui ma kontrakt do końca sezonu 2023/24 i nigdzie się nie wybiera. Spadło też zainteresowanie jego osobą. Już nie ma tylu pokus, ile miał wcześniej. Nie pojawia się tak wiele zapytań, jak w 2020 po wygraniu Ligi Europy, ale może to i lepiej dla niego i dla zespołu.

W pierwszej rundzie Sevilla zgromadziła aż 41 punktów. W drugiej do tej pory 23 oczka. Obecnie ma 64 punkty i zakładając, że nawet wygra cztery pozostałe spotkania, to i tak będzie miała gorszy dorobek punktowy niż przed rokiem. W zeszłym sezonie piłkarze Lopeteguiego zdobyli 77 punktów i wystarczyło to do zajęcia czwartego miejsca. W tym mogą maksymalnie 76 i przy odrobinie szczęścia wywalczyć wicemistrzostwo.

Pozostały im mecze z Villarrealem, Mallorką, Atletico Madryt i Athletikiem, więc należy zakładać, że jakieś straty punktów jeszcze poniosą.

Mimo wszystko jest to sezon niedosytu i niewykorzystania w pełni szansy. Tak samo pechowy jak szczęśliwy. Pechowy, bo wielu piłkarzy miało problemy ze zdrowiem i część obniżyła loty. Szczęśliwy, bo i tak Sevilla na przestrzeni całego sezonu notuje przyzwoite wyniki. Chciałoby się, żeby ta drużyna grała lepiej i rozwijała się liniowo, ale tak się nie dzieje.

A nie jest to drużyna budowana z myślą, że piłkarze się rozwiną i za pięć lat będzie szturm. To zespół na tu i teraz złożony z zawodników, którzy teraz mają robić wyniki. Trochę jak Villarreal, ale w tym sezonie bez trofeum.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Feio zesłał piłkarza do rezerw. „W tej drużynie trzeba zasłużyć sportowo i jako człowiek”

Bartosz Lodko
7
Feio zesłał piłkarza do rezerw. „W tej drużynie trzeba zasłużyć sportowo i jako człowiek”

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
7
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

2 komentarze

Loading...