Miało być wielkie święto, pokaz, że w Polsce też potrafimy się bawić w futbol. Wyszedł… cóż, może nie sparing na bocznym boisku szkolnym w Antalyi pomiędzy Teplicami a Frydkiem-Mistkiem, ale finał Pucharu Polski w tym roku do wspomnianego święta miał jednak cholernie daleko. Nie dlatego, że piłkarze nie dali rady, przeciwnie – sam mecz stał na satysfakcjonującym poziomie. Jednak cała otoczka była w najlepszym razie piknikowa.
Mniej więcej tak wyglądał sektor Lecha w trakcie spotkania:
„Mniej więcej”, bo ktoś mógł wyjść do kibla i wtedy mieliśmy tam piętnaście osób, a nie szesnaście. Gołe trybuny nigdy nie wyglądają dobrze, a gołe trybuny w trakcie finału Pucharu Polski to podwójnie przygnębiający widok. Kibice Kolejorza byli w Warszawie, owszem, ale spotkanie spędzili pod stadionem. Wszystko przez oprotestowanie decyzji, która zabraniała wniesienie na trybuny flag większych niż takich o rozmiarach 2 na 1,5 metra. Czyli właściwie nie, że zakazano sektorówek, ale nawet jakby ktoś przed spotkaniem był w sklepie i kupił obrus, miałby problem z pilnym okiem policji i stewardów.
Oczywiście można założyć, że kibice są sami sobie winni. O obowiązujących zasadach nie dowiedzieli się dziś o 15, tylko odpowiednio wcześniej. Jeśli nie odpowiadały im reguły, mogli zostać w domu i obejrzeć mecz w telewizji (bo dziś oglądali jedynie stadion). Po drugie cała społeczność kibicowska po prostu ucierpiała też za grzechy z przeszłości – wiadomo, że pod ogromnymi sektorówkami rozpoczyna się festiwal rac i tym podobnych, pamiętamy przecież absolutny skandal z rakietnicą, kiedy płonęły fragmenty obiektu.
Niemniej trudno te argumenty bezkrytycznie kupić. No bo co z tego, że kibice dowiedzieli się o zasadach wcześniej – gdyby kazano im wszystkim przyjść na samych slipkach, to też mieliby się do tego dostosować? Wiadomo, ile dla tych ludzi znaczą sektorówki, flagi. Z premedytacją wbito im tę szpilę, wiedziano, jaki będzie odbiór.
Trudno powiedzieć, że władze administracyjne wykazały się wielką wyobraźnią. Przypomnijmy chronologię – Komenda Miejska PSP wydaje negatywną opinię, prezydent miasta ją przyjmuje, z kolei Samorządowe Kolegium Odwoławcze odrzuca odwołanie.
Po co to wszystko? No właśnie po to, by uniknąć racowisk. Jednak to przecież oczywiste wylewanie dziecka z kąpielą – nie umiemy sobie poradzić z jednym tematem, no to wypieprzamy wszystko. Tniemy jak opętany rzeźnik. To mniej więcej tak, jakby z korupcją walczyć przy użyciu zakazu posługiwania się pieniędzmi. Można, ale nie ma to większego sensu. Nie na tym polegają odpowiedzialne rządy. Władze poszły po linii najmniejszego oporu. Wykazały się lenistwem, „spychologią”, nikłym zaangażowaniem i nikłą wyobraźnią. Byle piątoklasista mógłby podjąć tak wygodną decyzję. Wasze zadanie jest inne, dużo trudniejsze, a najzwyczajniej w świecie spuściliście je w kiblu. I pora na CS-a.
Czy mogło dojść do tragedii? No jasne, że tak, skoro wściekłych kibiców były tysiące, docierały do internetu obrazki o dławiących się od gazu dzieciach. Jeśli w ramach kalkulacji uznano, że to lepszy wybór niż ograniczenie rac do zera, to cóż – czas na lepszy kalkulator.
Skończyło się tak, że Raków jednak wszedł, Lech w dużej mierze nie i atmosfera daleko miała do – powiedzmy – optymalnej. Fani obecni na stadionie dawali wyraz swojej frustracji poprzez przekleństwa, więc zagłuszyć chciał ich spiker, który gadał bez ustanku. Dowiedzieliśmy się, gdzie zostanie rozegrany finał Pucharu Polski kobiet (w Puławach, wyobraźcie sobie), że niedługo Liga Narodów i tak dalej. Brakowało tylko aktualnych cen kapusty na targu.
Rozumiemy, że to jego praca, ale w pracy też można być nadgorliwym i nie mieć wyczucia momentu. No i spiker zaliczył bingo.
Z kolei jeszcze przed meczem Cezary Kulesza napisał na Twitterze: – Stanowisko Komendy Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiązujące od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie.
Podsumowując: władze wykazały się lenistwem i brakiem wyobraźni. Kibice pokazali upór, który de facto nic im nie dał. Na końcu nie ma więc wygranych tej sytuacji. Jest tylko żal i wstyd, że porządna organizacja dwugodzinnego wydarzenia przerasta stolicę w środku Europy.
CZYTAJ WIĘCEJ O FINALE PUCHARU POLSKI:
- Raków przyjechał jak po swoje – Puchar Polski jedzie do Częstochowy!
- 1:8. Mecz, który odmienił Raków
- Jak Ivi Lopez trafił do Rakowa? Początki miał trudne
- Kędziorek: Raków jest nieprzewidywalny, ale jest w tym perfekcyjny
- Nie do końca wiadomo o jaką kasę grają dziś Lech i Raków
Fot. Newspix