Reklama

Grosicki zaprasza na karuzelę. Pogoń miażdży Górnik

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

02 kwietnia 2022, 20:21 • 4 min czytania 26 komentarzy

Czasami w tej naszej uroczej lidze jest tak, że przyjeżdża drużyna walcząca o tytuł do drużyny grającej o utrzymanie i nie do końca wiadomo, kto jest kto. Pewnie, raczej wygrywa ta pierwsza, ale bywały takie mecze i sezony, kiedy sprawy rozbijały się w podobnych starciach o długość paznokcia. Ale spotkanie Górnika Łęczna z Pogonią Szczecin? To absolutnie nie był ten przypadek. Można się nie interesować piłką, można było dziś po raz pierwszy w życiu oglądać ten sport, a i tak każdy by dostrzegł, że obie ekipy dzieli w tabeli przepaść. Pogoń zdemolowała Górnik i w tej kolejce zrobiła lepsze wrażenie niż pozostali rywale do mistrzostwa.

Grosicki zaprasza na karuzelę. Pogoń miażdży Górnik

GÓRNIK ŁĘCZNA – POGOŃ SZCZECIN. KARUZELA RYMANIAKA

Owszem, przesadzilibyśmy, gdybyśmy napisali, że Pogoń miała przeciwnika pod butem w każdej sekundzie tego spotkania. Bo na przykład wejście w drugą połowę było dla Górnika niezłe – gospodarze nawet powinni strzelić gola, ale z pola karnego pomylił się Lokilo, który pamiętał o sile, ale zapomniał o precyzji. Gdyby trafił, łęcznianie mogliby mieć jakąkolwiek nadzieję.

Niemniej – chwile, kiedy Górnik istniał w tym meczu, były właśnie takie. Króciutkie. Jak ktoś w niefortunnym momencie szedł do toalety – mógł przegapić. Natomiast żeby nie widzieć absolutnej przewagi Pogoni, trzeba by oglądać od 17:30 „M jak Miłość” (choć chyba na VOD, nie znamy ramówki rodziny Mostowiaków).

W kapitalnej dyspozycji był choćby Kamil Grosicki. Podobno Bartosz Rymaniak powiedział mu przed startem, że gra dziś trzysetny mecz w Ekstraklasie, a Kamil obiecał, że weźmie go w nagrodę na karuzelę. Słowa dotrzymał. Jeszcze przy pierwszej okazji bramki z tego nie uświadczyliśmy, bo akcję, którą rozpoczął pomocnik, przestrzelił Kowalczyk, ale potem nie było zmiłuj.

Reklama

Najpierw wrzutkę od Grosickiego zbił na długi słupek Gostomski, natomiast tak niefortunnie, że prosto pod nogi Fornalczyka. No i ten spokojnie dobił na pustaka. 2:0 to z kolei cudeńko od Grosika. Jakby to powiedział Szpakowski – zawodnik rozejrzał się, popatrzył i… z narożnika pola karnego walnął rogala w okolice wideł. Pachniało centrostrzałem, jednak Grosicki zarzekał się w przerwie, że chodziło o strzał. Przy takim występie – należy uwierzyć.

GÓRNIK ŁĘCZNA – POGOŃ SZCZECIN. NOKAUT

Pytanie jednak, co w obu tych sytuacjach robił Rymaniak? On powie, że odcinał korytarze, asekurował i starał się kontrolować sytuację, my powiemy, że stał i patrzył. No bo taka prawda: stał i patrzył. Gdyby postawić tam pachołek, byłoby tyle samo pożytku. Rozumiemy – strach, że trzeba będzie znowu gonić za Grosickim i on znowu ucieknie. Jednak: albo walczysz z rywalem, albo chociaż starasz mu się uniemożliwić zagrania w pole karne. Rymaniak nie robił ani tego, ani tego.

Inna sprawa, że „Grosik” powinien kończyć pierwszą połowę z dwoma golami. Wyszedł bowiem sam na sam, miał mnóstwo miejsca i czasu, więc chyba przypomniały mu się wspólne chwile z Tomaszem Frankowskim – chciał dać elegancką wcinę. Były to jednak jakieś rozmazane wspomnienia, bo Kamil nawet nie trafił w bramkę. Do gracji Łowcy Bramek miał tutaj Grosicki akurat daleko.

Po przerwie, tak jak wspomnieliśmy, Górnik na chwilę złapał powietrze, ale Pogoń zaraz złapała go za łeb i dalej trzymała pod wodą. Ależ oczywiście: znów przy udziale Grosickiego.

To skrzydłowy rozprowadził akcję, która kończyła się na trzy razy. Najpierw zablokowany został Jean Carlos, potem Żurawski (szczęśliwie dla niego, bo puścił marnego szczura), ale na dobitkę Zahovicia nie było już rady. Słoweniec walczy o powrót na dłużej do pierwszego składu i może się doczekać – Parzyszek zaliczył trzeci mecz z rzędu bez gola w wyjściowej jedenastce, kiedy to Pogoń notuje cztery sztuki.

Cztery, ponieważ wynik ustalił Żurawski. Grosicki pognał lewą stroną, nikt nie był w stanie go zatrzymać, a że pomocnik nie zagrywał na pałę, tylko podniósł głowę i eleganckim podaniem obsłużył Żurawskiego, to ten z bliska pokonał Gostomskiego.

Reklama

Nokaut. Mamy wrażenie, że ten mecz mógłby być powtarzany 10 razy, a przy tej różnicy jakości Górnik i tak nie byłby w stanie wyszarpać z Pogonią choćby jednego remisu. Ekipa Kieresia to dla Pogoni żaden rywal, ale nawet z takim przeciwnikiem cztery bramki jeszcze bardziej podbudowują całą ekipę.

Pogoń wysyła sygnał: jesteśmy cholernie mocni. Ostatnia deklaracja Runjaica nic w tym temacie nie zmieniła.

 

WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...