Po odrobieniu meczu Arsenalu z Liverpoolem poznaliśmy odpowiedzi na nurtujące nas pytania przed wejściem w ostatnią fazę sezonu Premier League. Hit na Emirates nie rozgrzał nas do czerwoności, ale z drugiej strony nie usypiał nas o późnej porze. Mogliśmy oczekiwać więcej, choć i tak zobaczyliśmy wiele.
ARSENAL – LIVERPOOL 0:2. PRAWDZIWY KANDYDAT DO MISTRZOSTWA
The Reds zwycięstwem nad groźnym rywalem z czołowej czwórki udowodnili swoje aspiracje mistrzowskie. Przez całe spotkanie nie stworzyli sobie dziesiątek sytuacji bramkowych, nie wciskali Arsenalu w jego pole karne, a i tak wywożą z Londynu trzy punkty, nie tracąc żadnej bramki. Właśnie w takich spotkaniach poznaje się charakter kandydatów do mistrzostwa.
Dopiero co w poniedziałek Manchester City zgubił punkty w starciu z Crystal Palace, czym dał szansę podopiecznym Jurgena Kloppa na zbliżenie się na tylko jedno oczko. The Reds postanowili nie marnować tej okazji i wygrali po raz dziewiąty z rzędu w Premier League. Ich ostatnia strata punktów miała miejsce 2 stycznia w rywalizacji z Chelsea.
Liverpool rozpoczął dzisiejszy mecz bez Mohameda Salaha w wyjściowej jedenastce. Oszczędzanie Egipcjanina było związane z urazem, którego ten nabawił się w spotkaniu z Brighton. Nie licząc przerwy na Puchar Narodów Afryki, Salah zagrał w tym sezonie Premier League niemal wszystkie możliwe minuty. Siła ofensywna nie ucierpiała jednak zbytnio na jego absencji – od pierwszej minuty najbardziej wysuniętą trójkę tworzyli Sadio Mane, Diogo Jota i Luis Diaz.
Pierwsza połowa spotkania nie należała do najlepszych i kazała nam przypominać sobie hucznie zapowiadane hity Premier League, które kończyły się bezbramkowym remisem. Na szczęście mecz otworzył się niedługo po wyjściu piłkarzy po przerwie. Kapitalne podanie od Thiago wykorzystał Diogo Jota, dla którego był to jeden jedyny moment tego wieczoru, gdy mógł popisać się swoimi umiejętnościami. Wcześniej był zupełnie niewidoczny, a już dwie minuty później na placu gry zastąpił go Salah.
Do spółki z najlepszym strzelcem Premier League tego sezonu na boisku zameldował się także Roberto Firmino. Brazylijczyk niedługo później podwyższył prowadzenie, którego Kanonierzy nie byli już w stanie odrobić.
ARSENAL – LIVERPOOL 0:2. TO WCIĄŻ ZA MAŁO
Podopieczni Mikela Artety mogą seryjnie wygrywać z drużynami ze środka lub dołu tabeli, ale nadal nie radzą sobie w starciach z najlepszymi zespołami w Anglii. Zagrali co prawda świetny mecz z Manchesterem City, ale nie zyskali po nim żadnego punktu. Dzisiaj nie zagrali źle, a nie byli nawet blisko remisu.
Losy spotkania mogły potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby potworny błąd gości wykorzystał Martin Odegaard. Wszystko działo się na chwilę przed stratą pierwszej bramki, więc miało to ogromne znacznie w kwestii oblicza meczu. Thiago, który za moment zaliczył kapitalną asystę, podawał do Alissona, lecz uczynił to za lekko, a futbolówkę przejął Alexandre Lacazette. Francuz zostawił jednak piłkę Odegaardowi, którego uderzenie obronił bramkarz Liverpoolu. Bez cienia wątpliwości były to minuty, które zdecydowały o przebiegu całego meczu.
Spośród przegranych na największe brawa bezsprzecznie zasługuje Gabriel Martinelli. W ostatnich tygodniach Brazylijczyk był nieco w cieniu Bukayo Saki czy Odegaarda, ale dzisiaj to on ciągnął ofensywę Kanonierów. Trent Alexander-Arnold zupełnie sobie z nim nie radził, z kolei Jordana Hendersona Martinelli wręcz upokorzył. Na drugim biegunie zagrał za to Aaron Ramsdale. Bramkarz Arsenalu jest w tym sezonie jednym z najlepszych zawodników w swojej drużynie, lecz dzisiaj przepuścił strzał Diogo Joty, który był posłany w krótki róg. Jak wiemy, bramkarz nie powinien wpuszczać takich strzałów i zawsze idą one w dużej części na jego konto.
Arsenal póki co nic nie traci, zostaje na czwartym miejscu, wciąż ma grę w Lidze Mistrzów w garści, ale nie wykorzystał pierwszego zaległego spotkania, dzięki któremu mógł powiększyć przewagę nad kolejnym w tabeli Manchesterem United. To się jednak nie udało, a nikt nie powiedział, że przeciwko Chelsea i Tottenhamowi będzie dużo łatwiej.
ARSENAL – LIVERPOOL 0:2
D. Jota 54′, R. Firmino 62′
Czytaj więcej o Premier League:
- Chaos i znaki zapytania. Jaki los czeka Chelsea?
- Długo to trwało, ale Kai Havertz wreszcie gra w Chelsea na miarę oczekiwań
Fot. Newspix