Reklama

Dawcy punktów, czyli najsłabsze drużyny w topowych pięciu ligach

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

16 lutego 2022, 16:22 • 10 min czytania 9 komentarzy

Tym razem przygotowaliśmy dla was zestawienie najgorszych drużyn tego sezonu w każdej z topowych pięciu lig. To prawdziwe perełki, które w rozgrywkach 21/22 pełnią funkcje dawców punktów dla pozostałej części stawki. Szlachetna postawa, ale dość ryzykowna.

Dawcy punktów, czyli najsłabsze drużyny w topowych pięciu ligach

Mamy dopiero środek lutego, więc nie możemy jeszcze powiedzieć, że wymienione przez nas drużyny są skazane na spadek, ale to ostatni gwizdek, by wzięły się w garść i zaczęły kolekcjonować punkty, które w końcowym rozrachunku mogą zapewnić im utrzymanie. Każda historia jest nieco inna. Staraliśmy się w przystępnej formie przybliżyć kulisy i przyczyny niepowodzeń.

Z wielu powodów niektóre drużyny mają do rozegrania zaległe spotkania, więc musieliśmy jakoś to uwzględnić. Podeszliśmy do tej sprawy od strony praktycznej. Bierzemy pod uwagę średnią punktów na mecz (pnm). W przypadku identycznej średniej decyduje bilans bramkowy. Proste? Proste.

Najgorsze zespołowy z każdej z topowych pięciu lig

Salernitana (0,57 pnm)

Największym atutem byłej przybudówki Lazio są kibice, którzy bez względu na okoliczności zawsze wspierają swoich zawodników. Salernitana jest beniaminkiem, który wywalczył awans, dzięki zajęciu drugiego miejsca w Serie B. Sam awans wywołał duże zamieszanie ze względu na przepisy obowiązujące na Półwyspie Apenińskim. We Włoszech jedna osoba nie może być właścicielem więcej niż jednego klubu na jednym poziomie rozgrywkowym. Claudio Lotito posiada Lazio, ale do końca 2021 był również właścicielem Salernitany, więc najpierw grożono, że klubu nie dopuszczą do rozgrywek, a potem uzgodniono, że ma czas na pozbycie się zespołu z Salerno do końca roku.

Reklama

Jak możecie się domyślić w takich okolicznościach ciężko o dobre wyniki, ciężko zbudować zespół do lata nie mówiąc już na lata. Od początku było jasne, że mają niewielkie szanse na utrzymanie w Serie A. Kadra Salernitany była i jest po prostu słaba, w każdym okienku transferowym podjeżdża wypełniony po brzegi autobus, który przywozi nowych i zabiera starych piłkarzy, a do tego doszły problemy organizacyjne, o których wspomnieliśmy wcześniej.

WIĘCEJ O KWESTIACH LICENCYJNYCH SALERNITANY

Trener, który wywalczył awans Fabrizio Castori, szybko stracił pracę. Po nim przyszedł Stefano Colantuono, który również nie okazał się cudotwórcą. Nie zamienił otrzymanej na starcie sklejki w dębowy stół. Nie pomogły nawet hurtowe transfery nowego dyrektora sportowego, który został wypożyczony z Parmy. Tak, wypożyczyli dyrektora sportowego.

Teraz zespół przejął Davide Nicola, typowy strażak. Kiedyś w podobnych okolicznościach wyratował Crotone, w poprzednim sezonie sprawił, że pomimo przeciwności losu Torino utrzymało się w Serie A, więc ma doświadczenie w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach.

Teraz zastał najgorszą ofensywę i najgorszą defensywę w Serie A. Pod względem wygranych gorsza jest tylko Genoa, która wygrała raz, Salernitana trzykrotnie. W tabeli Rossoblu mają dwa punkty przewagi, ale też rozegrali o dwa mecze więcej. O ile mecze zaległe dużo zmieniają w kontekście walki o tytuł o tyle w przypadku zespołów z dołu ciężko dopisywać z góry punkty, tym bardziej że od samego początku maja problem z ich zdobywaniem. Osobną kwestią jest to, że Genoa ma nieznacznie lepszą średnią punktów na mecz (0,6 do 0,57)

Jasne, w Salernitanie znajdziecie kilku znanych piłkarzy, jak Franck Ribery, Federico Fazio lub Diego Perotti, ale nie potrafią już tak skutecznie sprzedawać swoich umiejętności jak w latach świetności. Nie jest przypadkiem, że trafili do ostatniej drużyny ligi włoskiej, która traci do siedemnastej lokaty osiem punktów.

Reklama

Girondins Bordeaux (0,83 pnm)

W kwietniu firma inwestycja King Street wycofała się z finansowania Żyrondystów, co doprowadziło klub do znalezienia się na granicy bankructwa. Sprawy zaszły tak daleko, że ligowi rywale nawoływali branżę winiarską do udzielenia pomocy sześciokrotnym mistrzom Francji. Jak sami widzicie, okoliczności nie sprzyjały wynikom.

Druga część poprzedniego sezonu była w wykonaniu Żyrondystów słaba. Zdobyli w rundzie rewanżowej zaledwie dziewiętnaście punktów. Zakończyli sezon na nie najgorszym dwunastym miejscu, ale tylko dlatego, że wygrali trzy z czterech ostatnich spotkań.

W tym radzą sobie zdecydowanie gorzej. Nawet przez moment nie zajmowali wyższego miejsca niż czternaste. Obecnie zamykają stawkę Ligue 1, ale sytuacja jest jeszcze do odratowania. Dół tabeli przypomina nieco lata zmierzchu dawnych wielkich marek w lidze niemieckiej. Za naszą zachodnią granicą Werder Brema, HSV, Schalke w ostatnich sezonach były zamieszane w walkę o utrzymanie, a we Francji strefę spadkową tworzą Saint-Etienne, FC Metz i właśnie Girondins Bordeaux.

Co jest w tym sezonie największą zmorą klubu z regionu Żyronda? Wszystko można sprowadzić do łatwości, z którą tracą bramki. W rozgrywkach 21/22 nie zachowali jeszcze czystego konta. Rzućmy okiem na drużyny z największą liczbą straconych bramek w Ligue 1:

  • Girondins Bordeaux 61,
  • FC Metz 45,
  • AS Saint- Etienne 45.

Brutalne dla kibiców tego klubu statystyki nie biorą się z powietrza, lecz z rozmiarów porażek: z Niceą (0:4), Rennes (0:6), RC Strasbourg (2:5) i z Reims (0:5). Oczywiście to te najbardziej spektakularne, ale mimo wszystko dają do myślenia. Według statystyki xGA powinni stracić 47 bramek (najgorszy wynik w lidze), stracili o 14 więcej, co też jest dość wymowne i typowe dla drużyn z dołu tabeli.

Zespół ze Stade Matmut Atlantique do niedawna prowadził Vladimir Petkovic. O jego pracy z reprezentacją Szwajcarii mówiło się w samych superlatywach, ale jego powrót do klubowej piłki nie należy do udanych. Nazywajmy sprawy po imieniu, nie poradził sobie. W dodatku mówi się, że na odprawę dla niego i jego sztabu klub będzie musiał przeznaczyć ok. 4,5 miliona euro, co w obecnej sytuacji jest dużym ciosem.

Poszukiwania nowego szkoleniowca trwają, trenerem tymczasowym jest Jaroslav Plasil, który jako piłkarz Bordeaux rozegrał grubo ponad 300 spotkań.

Nie jest tak, że ta drużyna składa się ze słabych zawodników, których piłka parzy i przewracają się o własne nogi. Ui-Jo Hwang i Alberth Elis zdobyli w tym sezonie Ligue 1 razem 19 bramek. To jeden z lepszych duetów strzelckich w stawce. Dobrą pierwszą część sezonu miał Timothee Pembele, wiele dobrego pokazał też Yacine Adli, ale ta dwójka jest tylko wypożyczona. Nie mniej nie jest tak źle, by Żyrondyści nie mogli wyjść z kryzysu i zapewnić sobie utrzymanie. Do pierwszej bezpiecznej lokaty tracą tylko jeden punkt, więc wystarczy zacisnąć zęby i zacząć zbierać punkty z nieco większą częstotliwością.

Nie przespano ostatniego okienka transferowego. Zimą sprowadzono doświadczonych Marcelo i Joshuę Guilavoguiego (wypożyczenie). Dla kontrastu wzięto wciąż młodego stopera Anela Ahmedhodzica i podpisano kontrakt z Rafałem Strączkiem, który do końca sezonu będzie wypożyczony do Stali Mielec. To świadczy o tym, że w klubie myślą o przyszłości, ale starają się też poukładać sprawy bieżące. Jest szansa, że im się powiedzie.

SpVgg Greuther Furth (0,59 pnm)

Listki Koniczyny są beniaminkiem i wywalczyli awans do Bundesligi z drugiego miejsca. Pozostawili za plecami między innymi: Hannover 96, Fortunę Dusseldorf, HSV i inne bardziej znane marki, które mocniej działają na wyobraźnie kibiców. Jednak wszystko wskazuje na to, że przygoda klubu z Furth w najwyższej klasie rozgrywkowej potrwa tylko sezon.

Od startu rozgrywek do mniej więcej połowy grudnia zdecydowanie odstawali od reszty zespołów. Pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w piętnastej serii spotkań. Do tego momentu wywalczyli remis i trzynaście porażek.

Po zwycięstwie z Unionem Berlin coś drgnęło. W siedmiu kolejnych spotkaniach przegrali tylko dwukrotnie. Dwa razy wygrali i wywalczyli trzy remisy. Nie sugerujemy, że pacjent został wyleczony, ale przynajmniej daje oznaki życia.

Wytrzymano ciśnienie beznadziejnych wyników i stanowisko trenera utrzymał Stefan Leitl, który ten awans wywalczył. W klubie mają świadomość, że to nie trener jest problemem, ale wysoki poziom rozgrywek i niski potencjał drużyny. W klubie z Bawarii brakuje wielkich gwiazd, brakowało też pieniędzy na wzmocnienia.

Na największą gwiazdę w zespole wyrasta Branimir Hrgota. Były reprezentant Szwecji już kiedyś próbował swoich sił na poziomie Bundesligi w barwach Borussii Monchengladbach i Eintrachtu Frankfurt, ale jego kariera nie nabrał wielkiego tempa. Przez to trafił do Furth i gra już tam trzeci sezon. Strzelał regularnie na drugim poziomie, teraz idzie mu nieźle w Bundeslidze. Siedem bramek (pięć z karnych) i cztery asysty, to przyzwoity wynik. Nikogo nie rzuca na kolana, ale też trzeba brać poprawkę na poziom drużyny, w której występuje.

Greuther Furth zdobyło w tym sezonie najmniej bramek (20) i najwięcej straciło (57). W poprzednim sezonie beniaminkowie zdołali się utrzymać, bo liga w końcu pozbyła się wielkich marek, których wartość sportowa została zdewaluowana. W tym sezonie jednak wszystko wskazuje na to, że minimum jeden z beniaminków zleci. Strata Greuther Furth do miejsca barażowego wynosi dziewięć punktów. Niepoprawni optymiści wciąż wierzą, realiści tworzą już grafiki z napisem Wilkommen 2. Bundesliga.

Levante (0,48 pnm)

Historia tego sezonu w wykonaniu Levante powinna być przestrogą dla innych, jak łatwo przejechać się na jakośtobędzizmie. Paco Lopez pomimo ograniczonego potencjału ludzkiego przez kilka lat był w stanie utrzymać Levante i przy tym prezentowali się całkiem nieźle. Zawsze mieli w sobie nutkę szaleństwa, nieprzewidywalności, która nie pozwalała myśleć o underach. Zwykle lepiej wypadali z przodu niż w tyłach, ale jakoś to hulało. Teraz grają swój piąty sezon po powrocie do hiszpańskiej elity, ale wszystko ma swój koniec.

Nie jest tak, że problemy zaczęły się wraz ze startem rozgrywek 21/22. Od 30. kolejki do końca poprzedniego sezonu nie wygrali i myśleli, że jakoś to będzie, bo przecież Paco Lopez jakoś ogarnie.

Władze klubu z Walencji dość lajtowo podeszły do tematu wzmocnień. Powinni skupić się na sprowadzeniu zwłaszcza środkowego obrońcy, ale nie spieszyło im się i dopiero we wrześniu przyszedł wypalony Shkodran Mustafi, więc szału nie było. Ku zdziwieniu zarządu Paco Lopez nie ogarnął i po ósmej kolejce został zwolniony (cztery remisy i cztery porażki). Jego następca, Javi Pereira też sobie nie poradził (trzy remisy i cztery porażki). W końcu postanowiono awansować trenera rezerw Alessio Lisciego, by ten posprzątał po poprzednikach i zamiótł problemy pod dywan. Ten również sobie nie radzi, ale uwaga – pod jego wodzą Granotas wygrali jedyny ligowy mecz w tym sezonie. Pozostałych siedem przegrali, ale mniejsza o to.

Dziś do pierwszej drużyny znajdującej się nad kreską tracą 14 punktów. Nie dają żadnych przesłanek ku temu, by zacząć wierzyć, że moga się jeszcze utrzymać. Jeżeli tak doświadczony gracz jak Roberto Soldado nie wytrzymuje ciśnienia i wyłapuje czerwone kartki za bezsensowne faule (mecz z Realem Betis) to jest już bardzo źle.

Kilka meczów z ich udziałem było ciekawych: remis 3:3 z Realem Madryt, porażka 5:3 z Sevillą, porażka 4:3 z Espanyolem, porażka 4:3 z Valencią, ale jak sami widzicie mowa o spotkaniach, w których tracili punkty.

Stracili w tym sezonie najwięcej bramek z całej stawki (50), według statystyki xGA powinni stracić ich 32 (trzy drużyny wypadają pod tym względem gorzej). W ofensywie jeszcze ten zespół jest przyzwoicie (choć wielu piłkarzy zaliczyło konkretny zjazd), ale organizacja gry leży, obrona leży, a gdy bramki strzeże Dani Cardenas jest wręcz beznadziejnie. Szkoda, że tak się sprawy potoczyły, ale z drugiej strony nikt nie chce oglądać zespołów, które można pochwalić tylko ze względu na sentyment. Pozytywne odczucia należy odświeżać, ale piłkarze z Ciutat de Valencia tego nie rozumieją.

Ostatnio zatrudniono nowego dyrektora sportowego, raczej pod kątem wzmocnień już na drugim szczeblu rozgrywek w Hiszpanii. Podebrano go Celcie Vigo, ale tam nikt raczej za nim będzie tęsknić. Felipe Minambres miewa przebłyski, ale średnio mu poszło w Galicji. Może to poukłada, ale już na zapleczu Primera Division.

Watford (0,65 pnm)

Ze względu na wspomniane na wstępie kryteria nie traktujemy Burnley jako najgorszej drużyny Premier League, lecz Watford, który ma gorszą średnią (0,65 do 0,67).

Watford z Xisco Munozem na pokładzie awansował do Premier League grając w zasadzie bez napastnika. Po awansie sprowadzono Emmanuela Dennisa, który niespodziewanie okazał się kozakiem, dla którego warto było od czasu do czasu włączyć mecz Szerszeni. Ostatnio jednak nie strzela i nie asystuje. Z tego względu nie ma sensu oglądać Watfordu.

EMMANUEL DENNIS – HISTORIA

Xisco Munoza już oczywiście nie ma. Jego następcy Claudio Ranieriego również. Teraz w klubie pracuje Roy Hodgson, ale ciężko powiedzieć, jak długo wytrzyma. Rodzinna Pozzo lubi zmieniać trenerów. Każdemu, który utrzyma stanowisko przez rok, powinni postawić pomnik. Taki Javi Gracia miałby swój pomnik, ciekawe.

W Premier League znajdziecie zespoły, które tracą więcej bramek i mniej strzelają, ale w ogólnym rozrachunku sytuacja Szerszeni jest mierna. Niby tracą tylko sześć punktów do bezpiecznej lokaty, ale ostatnie wyniki nie napawają optymizmem. Ostatnie ligowe zwycięstwo zanotowali dwudziestego listopada. Od tego czasu rozegrali jedenaście spotkań, z których aż dziewięć przegrali. Przerżnęli z Norwich, z którym walczą o utrzymanie, zremisowali z ostatnim w tabeli Burnley. Jasne, mają piętnaście spotkań na zmianę sytuacji, ale ciężko uwierzyć w to, że nagle wezmą się w garść i zaczną hurtowo zdobywać punkty. Jeśli się utrzymają to dzięki mieszance farta, skutecznej grze obronnej i pomocy/nieudolności rywali.

WIĘCEJ O EUROPEJSKIEJ PIŁCE:

Fot. NewsPix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

9 komentarzy

Loading...