Reklama

Czy Kownacki wróci, czy nie, wiadomo jedno – jego zagraniczna przygoda to niewypał

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

30 stycznia 2022, 11:12 • 6 min czytania 58 komentarzy

Latem w Ekstraklasie mieliśmy prawdziwy festiwal powrotów – spora liczba piłkarzy, którzy wcześniej grali na polskich boiskach, znów zameldowała się w naszej elicie. Wiadomo, prime mają dawno za sobą, ale zawsze to fajnie widzieć Grosickiego, Kądziora i Pazdana, którzy nadal mają jakość niż kompletnych anonimów z przedziwnych kierunków, których skrzętnie trzeba googlować, a potem i tak nie do końca wiadomo, kto to jest. Zimą tak wesoło pod tym względem nie jest, bo wrócił Zvonimir Kozulj, ale zaraz złapał uraz, Wszołka nie było chwilkę, a trudno się emocjonować w jakikolwiek sposób powrotem Davida Steca. Natomiast „Głos Wielkopolski” donosi, że taki ciekawy powrót może jednak stać się faktem. Chodzi o Dawida Kownackiego. Miałby trafić – oczywiście – do Lecha Poznań.

Czy Kownacki wróci, czy nie, wiadomo jedno – jego zagraniczna przygoda to niewypał

DAWID KOWNACKI – WRÓCI DO LECHA POZNAŃ?

Konkretnie na półroczne wypożyczenie. Cóż, jeśli polski zawodnik wieku 24 lat znów ma grać w Ekstraklasie, to jasne jest, że jego kariera nie potoczyła się najlepiej. No i tak jest w przypadku Dawida Kownackiego – oczekiwano zdecydowanie więcej. Chłopak strzelił pierwszą bramkę w naszej lidze, kończąc szesnasty rok życia. Potem nie był jakimś mega skutecznym zawodnikiem – nigdy nie przekroczył dziesięciu trafień w sezonie – ale grał regularnie i pokazywał jakość. Piłka mu nie przeszkadzała, nie był też zawodnikiem, który tylko dostawi szuflę z pięciu metrów i tyle, jest zadowolony. Chętnie podłączał się w kreacji, potencjał dostrzegaliśmy gołym okiem.

Ostatecznie w wieku 20 lat opuścił Ekstraklasę, mając na koncie 21 bramek w lidze. No, słyszeliśmy o gorszych statystykach.

Sampdoria? Naturalny kierunek, już wcześniej trafili tam Bartosz Bereszyński z Karolem Linettym, którzy we Włoszech nie przepadli. Co więksi optymiści mogli zacierać ręce na hasło „trójka z Genui”, która miała choć w minimalnym stopniu przypominać słynną „trójkę z Dortmundu”. No, ale jeśli porównywać pozycjami, to Kownacki Lewandowskiego nie widział nawet na horyzoncie. Potrzebowałby podróży kosmicznej. Inna galaktyka.

Choć początek dla Kownackiego nie był taki zły. W Pucharze Włoch trzy gole w dwóch meczach. W lidze gol już w trzecim spotkaniu, przeciwko Crotone, a już w następnej kolejce trafienie z Interem. Nie codziennie Polak strzela gola z Interem, więc mogliśmy mieć nadzieje, że z tej mąki będzie chleb. Niestety te dwie bramki złożyły się na… 1/3 wszystkich trafień Dawida w Serie A. Daleko więc od rewelacji, eufemistycznie mówiąc.

Reklama

Kownacki frustrował się na ławce. Nie grał. Jak grał, to chwilę, łapał jakieś ochłapy. Tam cztery minuty, tu kwadrans. Trudno było mu przebić się nawet na pół godziny. W końcu nie wytrzymał i głośno wyraził niezadowolenie. Konkretnie w „Super Expressie”.

Mówił: – Mam już dość takiego zachowania Sampdorii! Jestem coraz bardziej zdenerwowany, bo czas leci, a ja wciąż nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Nie chcę tu zostawać, chcę odejść! Pobyt w Sampdorii już dawno przestał być przyjemnością. Ale wciąż mam nadzieję, że uda mi się wyrwać z Genui.

DAWID KOWNACKI – POWRÓT PO NIEUDANEJ PRZYGODZIE ZAGRANICZNEJ?

Włosi ociągali się z transferem zawodnika, niby w niego nie wierzyli, z drugiej strony – wyłożyli za niego cztery bańki, chcieli coś odzyskać. W końcu zgłosiła się Fortuna Duesseldorf, która zawodnika wypożyczyła za pieniądze i z opcją pierwokupu. Kownacki przez te pół roku w Niemczech błysnął, znów pokazał potencjał. 10 meczów, cztery gole. Wystarczyło, by Fortuna chciała go u siebie na dłużej.

Fortuna zapłaciła za niego prawie siedem milionów euro, co łącznie z kwotą za wypożyczenie, prawie podwajała to, ile Sampdoria zapłaciła Lechowi. Włosi byli zadowoleni, Niemcy byli zadowoleni, Kownacki nie mógł narzekać. Ale spadła niego wielka odpowiedzialność, bo trzeba sobie uzmysłowić, że te siedem baniek to nie jest dla Fortuny kwota, którą wyciąga z tylnej kieszeni spodni.

Kownacki do dzisiaj pozostaje rekordem transferowym Fortuny, przebijając kolejnego Ampomaha prawie trzykrotnie. Więcej: od tego czasu niemiecki klub tylko raz wydał za piłkarza więcej niż milion euro (Felix Klaus). To pokazuje skalę nadziei, jakie niemieckie klub pokładał w polskim zawodniku.

Reklama

Dziś, niestety, Kownackiego można rozpatrywać w kategoriach największego niewypału Fortuny i byłby w tej niechlubnej rywalizacji faworytem. W sezonie 19/20 Kownacki wystąpił w 20 meczach. Nie strzelił ani jednej bramki. Nie zanotował ani jednej asysty. Pusty przelot. A jeszcze pod koniec rozgrywek złapał uraz… Było to dopełnienie tego dramatycznego bilansu.

Fortuna spadła wówczas z ligi.

Na zapleczu Kownacki był już lepszy, zdecydowanie lepszy, zanotował siedem bramek (trzy z karnych i pięć asyst). Natomiast: połowę z tych konkretów nabił w końcówce sezonu. Wtedy, kiedy było pozamiatane. Fortuna była daleko nawet od baraży o elitę.

No i dochodzimy do obecnego sezonu, co za tym idzie – kolejnego dramatu. Kownacki w pierwszych sześciu kolejkach nic nie strzelił, a potem – zerwał więzadła. Stracił rundę. Wrócił w tym roku, zagrał 24 minuty, bez konkretów, Fortuna oba mecze przegrała. Wisi nad strefą barażową.

A to Kownacki miał być jej liderem, zawodnikiem, który pomoże ugruntować pozycję – powiedzmy – średniaka w Bundesligi. Świadczą o tym pieniądze, jakie w niego zainwestowano. Zaufanie, jakie otrzymał. Niestety zawodnik się nie spłacił, jest rozczarowaniem i może dobrze byłoby, gdyby obie strony od siebie odpoczęły. Choćby na pół roku, bo Kownacki ma kontrakt do czerwca 2023. Natomiast wracać mógłby już do zespołu trzeciej ligi w Niemczech.

To po co on Lechowi, zapytacie. Po pierwsze spokojnie potrafimy sobie wyobrazić, że Kownacki przyjeżdża do Poznania i daje jakość. Nie tacy zawodnicy po przejściach dawali tutaj radę, nasza liga stoi poziomem niżej nawet niż 2. Bundesliga, nikt nie ma wątpliwości.

Po drugie – Kolejorz wcale nie ma wielkiego komfortu przy obsadzie dziewiątki. Po kontuzji wraca Mikael Ishak, zagrał teraz kilkanaście minut z Herthą i ma być gotowy na inaugurację rundy, ale wiadomo, w takiej sytuacji jego forma pozostaje niewiadomą. Artur Sobiech ma z kolei powikłania po koronawirusie, jeszcze nie jest do gry, ponadto jesienią występował i tak bardzo mało. Kownacki – choć w gruncie rzeczy też po urazie – po prostu mógłby pasować do tej układanki, choćby jako wartościowy zmiennik. A przecież nie jest powiedziane, że musiałby grać na szpicy, mógłby obsadzić skrzydło.

No i po trzecie – kwestie formalne. Lech poza snajperem chce jeszcze ściągnąć środkowego obrońcę, obcokrajowca. Napastnik musi być więc Polakiem, bo do rundy można zgłosić 17 obcokrajowców, a tenże stoper miałby zamknąć ten limit.

Oczywiście do tego ewentualnego powrotu Kownackiego jest jeszcze najwyraźniej dość daleko. Trzeba się dogadać z Fortuną, ile procent wynagrodzenia miałby przejąć Lech. Choć dobrze, że ewentualne zastępstwo za Kownackiego w Fortunie już jest – to Daniel Ginczek z Wolfsburga. Swoją drogą – ostatnią bramkę w lidze strzelił w maju 2020.

Niemniej – czy Lech weźmie Kownackiego, czy też nie, inaczej wyobrażaliśmy sobie zagraniczną przygodę zawodnika. Ale nie grzebmy go. Może powrót do Polski pomógłby mu stanąć na nogi?

WIĘCEJ O LECHU:

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

58 komentarzy

Loading...