Legia Warszawa nie ma trenera, a więc sprawy w swoje ręce (dosłownie) postanowili wziąć kibice, którzy zadbali o pomeczową motywację piłkarzy. Zgodnie z instrukcjami podręczników zarządzania zasobami ludzkimi, wybrali tym razem metodę kija, a nie marchewki. Czy też mówiąc wprost – zlali kilku zawodników. Według doniesień Sebastiana Staszewskiego z Interii, w mazak dostali na pewno Luquinhas i Emreli. Kibice na Twitterze mówią o tym, że oklep zebrało łącznie pięciu graczy – sami obcokrajowcy. Do jednego ataku doszło na trasie z Płocka, do drugiego miało dojść pod samym Legia Training Center, gdzie zjawiła się policja, która – według oficjalnego komunikatu – rozgoniła towarzystwo.
Na wstępie ustalmy kilka faktów.
Czy kibic ma prawo być rozczarowany piłkarzami, zwłaszcza zagranicznym zaciągiem? Oczywiście, że tak. Ani nie dają indywidualnej jakości, ani nie stanowią drużyny. Wszystko rozlazło się w błyskawicznym tempie.
Czy cały ogrom beznadziei Legii uwalnia w nich frustrację? To jasne. Przecież mamy jeszcze jesień, a dla stołecznych to już sezon, w którym wyrównali liczbę porażek z całego sezonu 1991/92.
Ale czy lanie wymierzone zawodnikom to coś, na co można dawać przyzwolenie?
To chyba pytanie retoryczne.
Dlatego niech wybrzmi to jasno i wyraźnie – NIKT NIE MA PRAWA BIĆ PIŁKARZY, nawet przy tak ogromnej skali kryzysu. Ciekawi nas jednocześnie, co się stanie w najbliższych dniach. Z jednej strony oczekiwalibyśmy jasnego działania klubu oraz organów ścigania (w czym musi pomóc Legia), które będzie oznaczać znacznie więcej niż tylko napisanie kolejnego PR-owego oświadczenia. Z drugiej strony wiemy, jak bardzo zniszczony jest wizerunek Dariusza Mioduskiego w oczach fanatyków, a więc trudno nam sobie wyobrazić, że prezes mistrza Polski pozwoli na zrobienie czegokolwiek wbrew kibicom Legii, którym dopiero co zezwolił na oprawę “jazda z kurwami”. Mioduski znalazł się niejako w klinczu. Silny prezes – mający sukcesy i jakiekolwiek poparcie – wysyła w takiej sytuacji w świat jasny przekaz pt. „nie możemy zaakceptować takich zachowań” i dąży do tego, by sprawcy zostali ukarani.
Ale oczywistym jest, że Mioduski to obecnie tak silny prezes, jak ratlerek ze złamaną nogą. Zrobi wszystko, by ratować swój wizerunek. Dlatego nie spodziewamy się żadnej reakcji ze strony Legii, choć chciałoby się, by sprawa nie była zamieciona pod dywan.
W sumie to na jakiej podstawie można oczekiwać reakcji ze strony Legii, skoro to… powtórka sytuacji sprzed czterech lat? Gdy w 2017 roku Legia wróciła z Poznania z bagażem trzech bramek w plecy, czekali na nią kibice, którzy poprosili o wyjście z autokaru, a później niemal każdemu wymierzali ciosy z liścia bądź w tył głowy. Tak, by upokorzyć zespół, a jednocześnie nie spowodować większych obrażeń. Oberwało się nawet Aleksandarowi Vukoviciowi, wówczas asystentowi Jozaka, którego potem przeproszono za całe zajście (podobno został trafiony przypadkiem…). Nie ucierpieli bardziej zasłużeni piłkarze – jak Malarz czy Kucharczyk – ale cała reszta dostała po liściu. Reakcja ówczesnego trenera, Romeo Jozaka? Po prostu stał i patrzył na to, jak jego piłkarze są bici przez fanatyków.
Romeo Jozak mówił wtedy: – Moi piłkarze to wspaniali zawodnicy, którzy kochają ten klub i chcą dla niego walczyć. Kiedy byłem dzieckiem moja mama kilka razy dała mi klapsa. Ale znacznie częściej podawała mi rękę. Klapsy nie znaczyły, że mnie nie kocha, ale że chce mnie czegoś nauczyć. Tak samo jak z rodziną jest z piłkarzami – owszem, zdarzają się ”klapsy”, ale znacznie częściej ci faceci zasługują na podawanie im pomocnej ręki.
Prawdziwe klapsy pełne miłości. Szczęście Marka Gołębiewskiego polega na tym, że nie stanie pomiędzy wódką a zakąską i nie będzie musiał błaźnić się podobnymi wypowiedziami, bo w porę zawinął się z tego okrętu. Kibice rzucili wtedy na koniec coś w stylu „jeśli znowu przegracie, to znów przyjedziemy”, a zespół wygrał po tej scysji pięć meczów z rzędu. Strzelamy, że niektórzy oprawcy pękali wówczas z dumy, przypisując sobie zasługi za “odpowiednie zmotywowanie piłkarzyków do zapierdalania”. A może podobne praktyki staną się za chwilę tradycją? No bo skoro klub ma związane ręce i nie pójdzie na wojnę z kibicami, a teraz Legia ma przed sobą dwa mecze domowe (może któryś wygra?), to trybuny znowu stwierdzą, że świetnie zmobilizowały zawodników?
Rany, co to jest w ogóle za logika, żeby karać ludzi ciosami za źle wykonaną pracę. Kibicu Legii, jak dostaniesz w restauracji frytki zamiast ziemniaków, to też bijesz kelnera? Gdy kurier spóźnia się z paczką, gonisz go po mieście z chłopakami i spuszczasz łomot?
Rozumiemy, że – jak w klasyku Probierza – kibicowi Legii nie pozostaje teraz nic innego niż pierdolnąć sobie whisky.
No to pierdolnij sobie whisky, ale może nie bij piłkarzy, co?
CZYTAJ TAKŻE:
- Marek Gołębiewski zrezygnował z prowadzenia Legii
- Jak co weekend: Legia dostaje w trąbę
- Akademia Taktyczna Ekstraklasy: rzuty rożne po warszawsku
Fot. FotoPyK