– Na ten moment nie ma czegoś takiego jak skauting w Stali Mielec. Klub nad tym pracuje. Chce podejść profesjonalnie do tematu, bo nikt nie będzie za darmo pracował. Ale w tej chwili głównie sam skupiam się na szukaniu zawodników i dostałem na to zgodę – trener Adam Majewski w Stali Mielec odpowiada nie tylko za trenowanie, ale również za transfery. Jaki był potencjał Stali Mielec z początku sezonu, a jaki jest teraz? Na kim się wzoruje? Dlaczego jego podstawą jest szczerość? Co jest najtrudniejsze w zawodzie trenera? Jakie są cechy wspólne Stomilu i Stali? Zapraszamy.
Gdzie pan widzi największe różnice między Stalą obecną, a Stalą z początku sezonu?
W tym, jak systematycznie punktujemy. Wiemy jakie mamy możliwości, doceniamy każdy punkt. Wiadomo, że potrzeba było nam czasu. Objąłem drużynę zaraz przed rozgrywkami, w ostatniej chwili uzupełnialiśmy skład. Cieszę się natomiast, że konsekwencja przynosi efekty.
Po Górniku Zabrze nazwał pan ofensywę Stali, tu cytat, “totalną katastrofą”. Dość bezpośrednie słowa.
Jestem szczery, mówię co myślę, a ten mecz nam nie wyszedł – każdy kto go obejrzał to widział. W szatni nie mamy nic do ukrycia. Tak samo po Cracovii – prowadzimy 3:1, remisujemy 3:3. Nie będziemy udawać, że wszystko było w porządku. Niemniej doceniamy ten punkt, bo każdy się przyda.
Szczerość to pana absolutna podstawa? Pytam również dlatego, że spotkałem się z opiniami, że środowisko piłkarskie nie należy do najbardziej szczerych.
Nie będę wypowiadał się za środowisko piłkarskie. Było jakie było, choćby w dawnych latach. Każdy sam musi ocenić, jak jest teraz. Na pewno też zostałem kiedyś oszukany, ale nie jestem człowiekiem pamiętliwym. Ja mogę mówić za siebie: dla mnie szczerość to fundament. Mam proste zasady w życiu, poza szczerością uczciwość, pracowitość. I nie dążenie po trupach do celu. Człowiek musi być człowiekiem. Być wiernym sobie, szanować innych.
A w środowisku często takie dążenie po trupach funkcjonuje?
Nie chcę wypowiadać się za osoby, które w ten sposób postępują.
Czy ludzie często są niegotowi na szczerość, choć zawsze deklarują jej chęć?
Tak, myślę, że generalnie nie są gotowi na szczerość. Czy czasem moja szczerość wzbudza zaskoczenie? Pewnie tak. Ale nie powiedziałbym, że negatywne. Jak w życiu – ktoś po słowach szczerości będzie ci wrogiem, ktoś przyjacielem.
Czy dla pana samego była zaskoczeniem oferta Stali przed sezonem? Nie był pan oczywistym wyborem na Ekstraklasę.
Było dla mnie zaskoczeniem, bo niełatwo się przebić. Jest wielu trenerów, którzy takiej szansy nigdy nie otrzymali. Mam nadzieję, że swoją wykorzystam, ale podchodzę do tego ze spokojem. Cieszą pozytywne opinie, że w grze Stali Mielec coś się zmieniło.
Wiadomo, że Ekstraklasa to wielka szansa, ale nie obawiał się pan choć trochę? Już wiosną o Stali mówiło się również przez pryzmat problemów finansowych.
Oczywiście, nie zawsze wszystko wygląda tak, jakbyśmy chcieli. Ale trzeba dostosować się do panujących możliwości, to też część warsztatu trenera. Ekstraklasa oczywiście była magnesem, sam chciałem się sprawdzić – człowiek po to się kształcił, żeby spróbować na tym poziomie.
Czymś pana zaskoczyła Ekstraklasa?
Niczym.
To jaka jest, skoro niczym pana nie zaskoczyła?
Zależy z której strony będziemy patrzeć. W porównaniu do czasów, gdy sam grałem – łatwiej się wybić. Lepsza otoczka. Zawodnicy nie muszą koniecznie wyjeżdżać z kraju, by zabezpieczyć się finansowo. Natomiast z mojej perspektywy, kiedyś w Ekstraklasie grało się zdecydowanie trudniej.
Dlaczego?
Lepsi piłkarze.
Pod jakim względem?
Piłkarskim, charakterologicznym. Mieli gorsze warunki, gorsze stadiony, gorszy sprzęt. Nadrabiali charakterem. Teraz piłkarze mają praktycznie wszystko podane na tacy i albo ktoś z tego skorzysta, albo nie. Jak w życiu: im trudniej dochodzi się do celu, tym bardziej jest się zahartowanym.
Ta gra dziś jest jednak znacznie szybsza, nie wiem czy dawne zespoły ESA dałyby radę.
Zdecydowanie piłka poszła w kierunku szybkości, trzeba się szybciej przemieszczać, natomiast nie ma co tego tak porównywać.
Skoro przy dawnych czasach, to jeszcze jedno pytanie: panu słyszałem wczoraj opinię, że był pan wielkim talentem, mógł zostać znacznie lepszym rozgrywającym.
Nie chciałbym oceniać samego siebie. Natomiast oceniany byłem często przez pryzmat warunków fizycznych, a w tamtych czasach gra była bardzo fizyczna – śmieję się, że być może zabrakło mi nie umiejętności, ale 5kg. Nie narzekam jednak, jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem na boisku. Nie byłem, a grałem w Lechu Poznań i Legii Warszawa, około 300 spotkań w ESA, zdobyłem mistrzostwo Polski, występowałem w kadrach młodzieżowych i zaliczyłem debiut w pierwszej. Gwiazdą nie byłem, tylko człowiekiem od czarnej roboty.
Ma pan jakiś wzór trenerski?
Konkretnego nie mam, obserwuję wielu trenerów, od każdego można coś wyciągnąć. W pierwszej kolejności trzeba być jednak sobą. Patrząc na sposób i system gry najbliżej mi do Thomasa Tuchela.
Co pan sądzi o zagadnieniu trenerskiej charyzmy? To nie tylko gestykulacja i pokrzykiwanie przy linii.
Trudno ocenić zagadnienie charyzmy, na pewno nie jest to takie oczywiste. Ci, którzy przy linii bocznej gestykulują, krzyczą, są traktowani jako ludzie z charyzmą – a jak ktoś analitycznie obserwuje mecz, to mówi się o nim, że tej charyzmy nie ma. Jak trener jest spokojny, a nie ma wyników, to zaraz eksperci piszą receptę: winny charakter. Jakby stanął na ławce wyniki by się poprawiły? Myślę, że charyzmę wypracowuje się codzienną pracą i konkretną wizją gry.
Showmani jednak mają w piłce łatwiej. Piłka to, ostatecznie, rozrywka, a oni się lepiej w to wpisują.
Zdecydowanie tak. Ale to nie tak, że jak ktoś jest spokojny, nie potrafi powiedzieć w pewnych momentach mocniejszych słów.
Dużo było potrzebnych tych mocnych słów od początku sezonu w Stali?
Dużo nie, ale na pewno były takie sytuacje, kiedy trzeba było powiedzieć sobie szczerze jak to wygląda.
Taktycznie docelowo jak chce grać Stal?
Docelowo, uważam, że idziemy w dobrą stronę. Nie zamierzam się tłumaczyć, nie zamierzam robić sobie alibi z wymówek. Chcemy grać w piłkę. Budować akcje od bramkarza. Na pewno nie zamierzamy się tylko bronić. Po to się wychodzi na boisko, żeby wygrywać, tylko czasem dokonamy korekt z uwagi na nasze możliwości. Stawiamy sobie ambitne cele, realnie patrzymy też na siebie – wiemy, że wspomniany Górnik nam nie wyszedł. Ale tez z Cracovią, Jagiellonią czy Piastem ten wynik mógł być lepszy.
Gdzie pan widzi największe braki Stali?
Patrząc na naszą grę, niestety co tydzień można odnieść wrażenie, że gramy bardzo dobrze w pierwszej połowie, natomiast w drugiej wracają demony (rozmawiamy przed meczem z Zagłębiem, gdzie Stal strzeliła w drugiej połowie trzy gole i odwróciła wynik – przyp. LM). Pierwsza myśl w takich sytuacjach to złe przygotowanie fizyczne, ale ja się nie zgadzam. Wciąż myślę, że to jest związane z mentalnością, z pewnością siebie. Jeśli ma się jakość, nie boi się odpowiedzialności. Jeśli tej pewności siebie nie ma, wtedy w drużynie robi się problem. Jeśli 2-3 zawodników, którzy powinni być liderami, nie bierze tej odpowiedzialności, to się przekłada na całą drużynę.
Jaki był potencjał Stali z początku sezonu, i tej z teraz?
Tej z początku – gdzieś w końcu tabeli. Tej obecnej – myślę, że na ten moment nasze miejsce w tabeli jest adekwatne, choć przy odrobinie szczęścia, odporności psychicznej, stać nas na więcej.
Gdyby mógł pan wciąż wzmocnić jakąś formację, która by to była?
Środek pola.
Ktoś na rozegranie?
Tak, w centralnym sektorze zawodnik na pozycję 6-8, taki, który miałby cechy lidera. Kogoś takiego ewidentnie nam brakuje. Ci, którzy grają obecnie, mają umiejętności, podnoszą je, natomiast niekoniecznie mają takie cechy charakteru. W Stali zdecydowanie potrzeba osób z cechami przywódczymi.
Widzi pan takie osoby w szatni, które nie do końca to jeszcze pokazują, ale takimi przywódcami w Stali mogliby być?
Trudno mi powiedzieć, jeśli ktoś ma określoną liczbę meczów w ESA i tego nie pokazuje, to jest mała szansa, że nagle się zmieni.
Jak duży ma pan wpływ na konstruowanie kadry Stali? Nie macie dyrektora sportowego czy działu skautingu.
Na ten moment nie ma czegoś takiego jak skauting w Stali Mielec. Klub nad tym pracuje. Chce podejść profesjonalnie do tematu, bo nikt nie będzie za darmo pracował. Ale w tej chwili głównie sam skupiam się na szukaniu zawodników i dostałem na to zgodę.
ADAM MAJEWSKI W STOMILU: CHCEMY GRAĆ OFENSYWIE
Czyli łączy pan obowiązki trenera z dyrektorem sportowym?
Zgadza się. Nie opowiadam za finanse, tylko oceniam wartość sportową.
Jak dokładnie pan obserwuje zawodników?
Tak dokładnie, by ograniczyć ryzyko na tyle, ile się da. Myślę, że większość poszukujących wie, ile czasu to zajmuje, dlatego kluby mają całe sztaby odpowiedzialne za transfery. Natomiast nie wszędzie tak jest.
Czy teraz kadra Stali jest już zamknięta?
Na 99.9% tak, bo nas nie stać.
Czy zimą to się może zmienić?
Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Zobaczymy. Każdy chciałby swoją drużynę systematycznie wzmacniać.
Co jest najtrudniejsze w pracy trenera?
Powiem tak: są pewne rzeczy, na które nie ma się wpływu. Trzeba umieć dostosować się do rzeczywistości panującej w klubie. Jeśli ktoś tego nie potrafi, mógł się nie decydować na współpracę.
Wielu mówi mi też, że problemem jest życie rodzinne – coś się traci będąc na dystans.
To trudna sprawa, ale jeśli ktoś był zawodowym piłkarzem, to już wcześniej toczył takie życie, rodzina miała czas się przyzwyczaić. Akurat w tym momencie mieszkam daleko od rodzinnego miasta, trzeba sobie z tym radzić. Trzeba walczyć z tęsknotą.
Jak z perspektywy ocenia pan swoją pracę w Stomilu?
Opinii tyle, ilu kibiców. Patrząc na realne możliwości w Stomilu, gdzie plany były bardzo ambitne, na końcu rzeczywistość okazała się zupełnie inna – ja jestem zadowolony. W pewnym momencie właściciel podjął strategiczną decyzję dogrania sezonu młodymi zawodnikami, nastawiając się tylko i wyłącznie na Pro Junior System, żeby ratować budżet. Zawsze może być lepiej, ale nie uważam, żebym miał się czegoś wstydzić. Taka jest moja filozofia – trzeba zajmować się tylko rzeczami, na które ma się wpływ. Pracować tak, by na koniec nie mieć do siebie pretensji. Szkoda, bo Stomil i Stal to kluby z tradycjami, gdzie jest klimat na piłkę nożną, ale na ten moment mają niestety jedną wspólną cechę: ograniczony budżet. nie zawsze udaje się zrobić coś z niczego.
Czytaj także: