Byłoby to co najmniej dziwne, gdyby znakomitą passę Sandecji przerwał Widzew Łódź, który w tygodniu zmienił szkoleniowca. Choć z drugiej strony, ile to już razy piłkarski los potrafił zadrwić sobie z logiki. Jednak „Sączersi” po prostu nie mogli wyłożyć się na tak słabo dysponowanym przeciwniku. Mimo że w drugiej połowie mocno skomplikowali sobie realizację planu, to i tak udało im się odnieść kolejne zwycięstwo.
Sandecja – Widzew. Gospodarze wykorzystali niefrasobliwość łodzian
Zawodnicy Sandecji cały czas podkreślają, że przyczyną fenomenu ich dobrej formy jest ciężka, wręcz tytaniczna praca na treningach. Dariusz Dudek aplikuje im duże obciążenia, a jak mawia znane piłkarskie porzekadło: noga wypoczęta, a noga zmęczona, to dwie różne nogi. I było widoczne, w jak dobrej formie fizycznej znajdują się „Sączersi”. Już od pierwszych minut założyli wysoki pressing, a na premierowe trafienie nie musieli długo czekać. W 11. minucie Dawid Błanik posłał dośrodkowanie z rzutu rożnego i w dużym zamieszaniu żaden z obrońców Widzewa nie był w stanie wybić piłki. Spadła ona pod nogi Rubio, który sieknął bez przyjęcia obok bezradnego Jakuba Wrąbla.
Goście jednak nie obudzili się po tym ciosie. Mieli nawet problem, by wymienić kilkanaście podań między sobą. W stratach przodował Mateusz Możdżeń i solidnie pracował na miano antybohatera łodzian. Natomiast i tak nic nie przebije tego, co zrobił jego kolega – Kacper Gach.
Otóż obrońca Widzewa sprowokował rzut karny. Okej, czasem bywa i tak. Ale okoliczności tego zdarzenia były po prostu kuriozalne. Jeden z graczy ekipy Dariusza Dudka po prostu kopnął lagę, by oddalić zagrożenie. Z kolei Gach raz, że w łatwy sposób dał się wyprzedzić Dawidowi Błanikowi, to jeszcze zagrzał się w tej sytuacji i we własnej szesnastce spowodował jego upadek. Być może pomocnik Sandecji dodał dużo od siebie. Sytuacja z kategorii 50 na 50. Niemniej nie zmienia to faktu, że zawodnik Widzewa w ogóle nie powinien dopuścić do tej sytuacji. Następnie Michał Piter-Bucko pewnie wykorzystał jedenastkę.
W sumie to ten kryminał Gacha najlepiej oddaje dyspozycję gości. Mierni w ofensywie, obrońcy tylko statystowali. Straszna kaszana.
Sandecja – Widzew. Niepotrzebna starta kontroli nad meczem
Po tak słabej pierwszej odsłonie mało wskazywało na to, że widzewiacy wrócą do gry. Przed przerwą nie mieli praktycznie żadnych argumentów do tego, by zagrozić rywalowi. Tylko Sandecja nagle sama wpakowała się w tarapaty. Dokładnie to Dawid Ogorzały bezsensownie sfaulował Patryka Stępińskiego na połowie przeciwnika i wyłapał drugie żółtko. Gospodarze jeszcze nie zdążyli zakodować, że czeka ich pół godziny gry w osłabieniu, a już wyciągali piłkę z bramki. Lewą stroną poszedł Bartłomiej Poczobut, płasko po ziemi wycofał do Kacpra Gacha, a jego uderzenie zdołał odbić Dawid Pietrzkiewicz, ale Mateusz Michalski na wślizgu dobił strzał.
No szybciej nie dało się wykorzystać oszołomionego oponenta. Choć trzeba przyznać, że ekipa Dariusza Dudka niepotrzebnie chciała tylko dopchać wynik do końca. Zamiast posłać przeciwnika na deski, ograniczyła się do zadań defensywnych. Za mocno przyostrzyli i spotkała ich zasłużona kara.
Na dobrą sprawę, potem w żaden sposób nie była widoczna przewaga liczebna Widzewa. Golkiper rywali był bezrobotny. Ale łodzianie znowu zyskali dodatkowe paliwo. Jeżeli dziś byłby organizowany konkurs głupich fauli, to Wojciech Hajda na pewno zostałby jego laureatem. Już od dłuższego czasu prosił się o asa kier. No i wreszcie władował się na drugie żółtko. Przeciwnik w dziewiątkę, na zegarze jeszcze niecały kwadrans do końca. Remis podany na tacy. Myślicie, że Widzew skorzystał z daru od losu?
Ależ oczywiście, że nie.
Michał Grudniewski sfaulował we własnej szesnastce Rafeala Victoria, a Piter-Bucko kolejny raz okazał się lepszy w pojedynku z Wrąblem. Po takim liściu w twarz Widzew nie mógł już się podnieść. Stracić gola w takich okolicznościach? Niebywałe.
*
Naprawdę nie wiemy, co musiałoby się stać, by Sandecja dziś poległa. Zresztą, nie tylko dziś. Czternasty mecz z rzędu bez porażki stał się faktem. Prezes „Sączersów” wspominał przed meczem, że traktował tą rywalizację jako mecz za „sześć punktów”. W Nowym Sączu bowiem liczą jeszcze na to, że dostaną się do strefy barażowej. Zadanie z kategorii mega trudnych. Jednak jeśli dalej będą tak znakomicie punktować, a góra będzie tracić oczka, wszystko w tej kwestii jest jeszcze możliwe.
Sandecja Nowy Sącz – Widzew Łódź 3:1 (2:0)
strzelcy bramek:
- Rubio 12′
- M. Piter-Bucko 33′ (k.)
- (k.) – M. Michalski 58′
- M. Piter-Bucko 84′ (k.)
fot. NewsPix.pl