Reklama

Niziny Holandii, co z tą Hiszpanią? Dziesieć pytań przed kadrą

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2014, 04:27 • 9 min czytania 0 komentarzy

Przed nami kolejny już maraton z meczami reprezentacji, który przez niemal cały tydzień będzie utrudniał nam delektowanie się rodzimymi rozgrywkami. Już przy ostatnim tygodniowym rozbracie z ligami mieliśmy spore problemy z ogarnięciem wszystkich spotkań, pogrupowaniem ich w jakieś solidne bloki i odsianiu różnych Wysp Owczych od naprawdę dobrych widowisk. Tym razem postanowiliśmy przygotować się wcześniej, więc już dziś dajemy wam nasze dziesięć pytań i odpowiedzi dotyczących najbliższych starć drużyn narodowych. Staraliśmy się wyszukać smaczki, ciekawostki i boki, by w kolejnych dniach na waszych monitorach gościło tylko to, co najbardziej atrakcyjne i ważne.

Niziny Holandii, co z tą Hiszpanią? Dziesieć pytań przed kadrą

Kiedy Holandia wygrzebie się z nizin?

Powiedzieć, że Holandia jest w dołku, to tak naprawdę nic nie powiedzieć. Pokolenie, które dostało od losu kilka świetnych szans – Arjen Robben, Wesley Sneijder, Robin van Persie i reszta ich roczników – właśnie schodzi ze sceny, z jednej strony z brązowymi medalami Mistrzostw Świata, z drugiej – z goryczą, że zawiedli w najważniejszych momentach wszystkich turniejów, w których było im dane grać (także cztery lata przed Brazylią, gdy przegrali w dogrywce finałowego meczu z Hiszpanią). “Oranje” w tych eliminacjach stają przed ogromnym dylematem – czy wierzyć, że w wieku 32-33 lat roczniki 1983 i 1984 pociągną reprezentację do sukcesów we Francji, czy raczej patrzeć w kierunku młodszych – od Blinda i Wijnalduma, po Klaassena, Strootmana, czy Memphisa Depaya.

Początek eliminacji czy – nieco szerzej – dyspozycja tej fantastycznie rozsmarowującej Hiszpanów reprezentacji jesienią 2014, to bowiem olbrzymi zawód. Od van Gaala, który z cudotwórcy staje się Moyesem zaktualizowanym do wersji 2.0, przez van Persiego (trzy gole w Premier League, trafienie co… 282 minuty), aż po Sneijdera, który ostatnie tygodnie spędził na kłótniach z każdym pracownikiem Galatasaray. W klubach – lipa. Były selekcjoner – lipa. Sama Holandia? W trzech meczach eliminacji… trzy punkty. Sześć “oczek” straty do liderujących Czechów i Islandczyków.

Przed nimi mecz z Łotwą, w którym strata punktów może rozwiązać problem z wizją składu na Euro 2016 – nie pojadą bowiem ani młodzi, ani starzy, ani w ogóle jacykolwiek Holendrzy.

Reklama

Czy Belgowie wreszcie przestaną się ślizgać?

Na Mistrzostwa Świata jechali jako pewniak do wyjścia z grupy i pewniak do namieszania już po jej opuszczeniu. Różnoracy eksperci określali ich mianem “czarnego konia”, ale pobieżny rzut oka na skład demaskował ignorancję – to mniej więcej tak, jakby takie określenie rzucić w kierunku Brazylijczyków. Czy udało im się spełnić oczekiwania?

I tak, i nie. Tak – bo grupę wygrali bez straty punktu. Nie – bo za każdym razem były to bardzo skromne, jednobramkowe zwycięstwa po grze bez “iskry” i “diabelskiego” szaleństwa, którego oczekiwali fani Belgii. Tak – bo ograli USA urządzając prawdziwe bombardowanie Timowi Howardowi. Nie – bo nadal potrzebowali do tego 120 minut, a te setki obronionych przez Amerykanina strzałów to również spore błędy belgijskiej ofensywy. Odpadnięcie z finalistą wstydu nie przynosi, ale tak czy owak – Belgia wciąż była drugim rzędem, a nie graczem mieszającym w pierwszej czwórce.

Eliminacje rozpoczęli mniej więcej tak, jak zakończone w Brazylii mistrzostwa. Bez szału, choć i bez szczególnych wpadek. Wyjazdowy remis 1:1 z Bośnia i Hercegowiną trudno uznać za niekorzystny, a 6:0 z Andorą to solidne wypełnienie planu. Czas jednak zakończyć ślizganie i wreszcie pokazać, że to złote belgijskie pokolenie, efekt tych słynnych reform w szkoleniu, stać na grę skuteczną, widowiskową i “na miarę oczekiwań”. Rywalem na własnym stadionie – Walia. Idealny moment, by już na poważnie rozpocząć marsz po awans. Chyba nikt w Belgii nie bierze pod uwagę innej możliwości…

Czy faktycznie zespół z Dżeko i Pjaniciem stać na wyprzedzenie jedynie Andory?

A skoro już jesteśmy w tej grupie – warto pochylić się nad innym uczestnikiem Mistrzostw Świata ze składem, który na papierze wygląda zdecydowanie lepiej, od ich aktualnego miejsca w grupie. Bośnia i Hercegowina. Akapit wcześniej wspominaliśmy, że remis Belgii w BiH to porządny wynik, bo drużyna, która ma u siebie Dżeko…

Reklama

…i Pjanicia…

…nie powinna bać się nikogo w dość słabej grupie B. Tymczasem spoglądając w tabelę, okazuje się, że Bośniacy wyprzedzają jedynie… Andorę. W trzech meczach uzbierali bowiem dość śmieszne dwa punkty, gubiąc “oczka” zarówno z Belgią, jak i Walią (wyjazdowe 0:0) oraz… Cyprem (1:2 na własnym stadionie). Bośnia i Hercegowina, jeśli chce by piękny sen z MŚ trwał, musi się obudzić już w tej serii, najlepiej wywożąc komplet punktów z Izraela.

Czy Hiszpania spędzi zimę na drugim miejscu?

Do końca meczu Słowacja – Hiszpania pozostały cztery minuty, przed momentem potęga (?) z Półwyspu Iberyjskiego zdobyła wyrównującego gola. Mimo to zanosi się na sensację – gospodarze muszą tylko wytrzymać ostatnie huraganowe ataki byłych już mistrzów świata. I wtem…

Stoch. Odkryta Hiszpania dostaje drugi cios i przegrywa na wyjeździe 1:2. Naturalnie w tak prostych eliminacjach, w których trzeba się solidnie napocić, by ominąć francuskie mistrzostwa, ta utrata punktów praktycznie nie ma wpływu na losy awansu, tym bardziej, że Słowacja ma do tej pory komplet zwycięstw. W Hiszpanii jednak zawrzało. Jedni wskazywali, że pchanie się środkiem w ustawieniu Silva-Busquets-Fabregas-Koke-Iniesta to absurd, drudzy narzekali na harującego Diego Costę, że bieganie to jednak nie wszystko. Do tego kiks Casillasa przy pierwszym golu…

Ogranie Luksemburga 4:0 nie mogło w żaden sposób zmazać plamy po wpadce “La Furia Roja” (dawno tego nie słyszeliśmy, oj dawno). Tym bardziej, że i sami zawodnicy wypowiadają się, ale przede wszystkim wyglądają na murawie na delikatnie… zagubionych? Wypalonych? Nasyconych, zniechęconych?

O kryzysie, który mógłby zabrać Hiszpanii bilet wstępu do Francji nie ma mowy. Ale zimowanie – co najwyżej! – na drugim miejscu jest praktycznie pewne.

Ile znaczy Szwecja bez Ibrahimovicia (i czy będziemy musieli się o tym jeszcze raz przekonać)?

Zlatan Ibrahimović wracając powoli do gry bawi się całkiem nieźle:

Ale Szwecja bez niego to towar absolutnie wybrakowany. Wprawdzie z nim udało się ugrać jeden punkt (z Austrią), bez niego zaś w dwóch meczach cztery (z Rosją i Liechtensteinem), jednak nikt nie ma wątpliwości – jeśli Szwecja chce szybko nadrobić dwa remisy z samego wstępu eliminacji musi jak najszybciej postawić do pionu Ibrę. Biorąc pod uwagę dwadzieścia pięć minut w hicie PSG – Marsylia, istnieje spora nadzieja, że Zlatan pomoże rodakom w starciu z Czarnogórą. Biorąc pod uwagę jego formę przed kontuzją pięty – tak, to może (musi?) być ten zawodnik, który zrobi różnicę. Biorąc pod uwagę, że to “Ibra” – tak, będziemy oglądać mecz z Czarnogórą.

A co jeśli jeszcze nie będzie gotowy? Szwedzi mogą po czterech kolejkach zostać z jednym zwycięstwem nad Liechtensteinem…

Kto kogo wyśmieje – Gergo Kaspera, czy odwrotnie?

Węgry – Finlandia, czyli z naszej perspektywy bratobójczy pojedynek dwóch klasowych zawodników Lecha Poznań. Oczywiście, grają nasi bratankowie, ale my skupimy się na gościach, którzy już od dłuższego czasu pozostają dla nas mocno zagadkowi. Gergo Lovrencsics z meczów, po których tytułowaliśmy artykuły błagalnym “nie odchodź z ligi!”, czy ten pudłujący przy strzale w sektor z kibicami Lecha? Kasper Hamalainen asystujący i rozgrywający jak prawie nikt w Ekstraklasie, czy ten snujący się bez celu i z wytęsknieniem patrzący, co zmajstruje niezmordowany Pawłowski?

W tym sezonie, ba, nawet od przejęcia Lecha przez Skorżę, widać, że obaj panowie nadal mają duży problem z ustabilizowaniem formy i pokazaniem, że umiejętności – którym odmówić im nie sposób – zawsze dają korzyść ich zespołom.

Choć obaj nie są pierwszoplanowymi postaciami w swoich kadrach, możemy się spodziewać, że pojawią się na boisku. Gergo w dwóch z trzech meczów wchodził na boisko z ławki. Hamalainen wyszedł nawet w pierwszym składzie na Rumunię. Fajnie będzie zobaczyć ich bój na poziomie reprezentacyjnym.

Kto kogo wyśmieje? Obie kadry po trzech meczach mają cztery punkty – zwycięstwo, remis, porażka. Nie podejmujemy się typów.

Czy Hodgson odzyska zaufanie Anglików i dlaczego nie?

Roy Hodgson jest prawdopodobnie jednym z najczęściej i najmocniej wyśmiewanych trenerów na całych Wyspach Brytyjskich, a odkąd Moyes popędził w stronę hiszpańskich plaż – jesteśmy nawet skłonni usunąć z tego twierdzenia słowo “prawdopodobnie”. Anglicy mu zwyczajnie nie ufają – zresztą tak, jak całej swojej kadrze. Pisaliśmy o tym już wiele razy – Synowie Albionu po sześćset osiemnastu zawodach, postanowili… niczego nie oczekiwać. Już na Mistrzostwach Świata ich potknięcia potraktowano z pozbawionym sensacyjnej otoczki rozczarowaniem, a pozostawienie selekcjonera na stanowisku po turnieju jedynie spotęgowało te nastroje.

Czy jednak faktycznie Anglicy obniżyli poprzeczki?

Kadra radzi sobie przecież całkiem porządnie – trzy mecze, trzy zwycięstwa – a mimo to nadal otacza ją dość specyficzna atmosfera ostrożnego sceptycyzmu. Dlaczego? 1:0 z Estonią to droga przez męki. 2:0 ze Szwajcarią? Drugi gol Welbecka to sama końcówka, wcześniej znów tortury. San Marino? Panowie. To San Marino. Anglicy – chociaż ostatnio się do tego nie przyznają – wciąż marzą o dominowaniu i zamiataniu podłóg rywalami dumnych podopiecznych nie do końca poważanego trenera. Zamiast patosu i wielkich wiktorii dostają zaś…

Ostatnie miesiące to bowiem:
– zmęczony Sterling
– Hodgson opowiadający o zmęczonym Sterlingu
– piłkarze i eksperci krytykujący Hodgsona za opowiadanie o zmęczonym Sterlingu
– narzekanie na murawę na Wembley
– pięciu kontuzjowanych przed najbliższym meczem

Czy Hodgson już teraz ma szansę odzyskać zaufanie? Na pewno Anglia wychodzi na Słowenię wygrać. Na Wembley nie ma innej możliwości. Potem Synów Albionu czeka jeszcze marcowa Litwa. Dopiero ogranie wszystkich pięciu grupowych rywali może przywrócić jeszcze nie zaufanie, ale chociaż powagę. Nie wiadomo zresztą, za czym Anglicy tęsknią mocniej…

Czy Serbowie tradycyjnie dadzą się sprowokować?

Bez przesady. Pusty stadion z Danią. Ryzyko prowokacji poniżej normy.

Kto jest bardziej niezawodny – Chorwacja czy Włochy?

Jeśli przejrzymy sytuację w poszczególnych grupach, okaże się, że to właśnie ta z literą H wygląda najrozsądniej. Na czele nie Polska czy inna Walia, jak w pozostałych zestawach, ale Chorwacja i Włochy. Najwyższy potencjał, najwyższe umiejętności, najlepsze nazwiska. Chorwacja? 3-0-0, bramki 9:0. Włochy? 3-0-0, bramki 5:1. Okej, Włosi narzekali na styl zwycięstwa z Maltą, narzekali na teatr jednego aktora z Azerbejdżanem (Chiellini strzelił wszystkie trzy gole, było 2:1…), narzekali na pewne braki, które wyłączyły kadrę z dalszych faz Mistrzostw Świata, a są widoczne w ich grze również dziś. Chorwaci też kręcili nosem – szczególnie na start, podczas którego grająca w “dziesiątkę” przez równą godzinę Malta broniła się bardzo ambitnie przed Modriciem, Rakiticiem i resztą arsenału bałkańskiej reprezentacji.

Na tle innych faworytów wypadają jednak wyśmienicie, a ich nadchodzący mecz zapowiada się na hit całego maratonu reprezentacyjnego. Zwyczajnie: nawet jeśli nie wszystko jest u nich dopięte na ostatni guzik, trudno wyobrazić sobie, by Norwegia i Bułgaria były w stanie zaburzyć ten miarowy marsz po awans obu reprezentacji. Najpoważniejszy problem Włochów? Czy zaskakujące powołanie dla Balotellego nie zburzy atmosfery wokół drużyny. Czy Conte nie promuje zawodników Juventusu? Czy słusznie pomija zawodników Sampdorii? Ustalmy: na tle problemów Holandii to jakieś dziecinne przepychanki. Chorwacja? Tu sytuacja jest jeszcze jaśniejsza, szczególnie, że do kadry pchają się kolejne młode talenty.

Kto okaże się prawdziwie niezawodny w najbliższą niedzielę? Stawiamy na Modricia i spółkę.

Czy Islandczycy kiedykolwiek się zatrzymają?

Pewnie tak, ale raczej nie teraz, raczej nie z Czechami.

Choć wiarygodniej brzmiałoby zdanie “za plecami Holendrów trwa zacięta walka Czech i Islandii o drugie miejsce w grupie”, obie ekipy walczą przed Holandią, o fotel lidera. Obie bez porażki. Islandczycy nawet bez straty gola. Obie z Holandią na rozkładzie. Potencjał?

Powiedzielibyśmy, że podobny, ale widzieliśmy Islandię w meczu z “Oranje”. Cytując klasyka: “to nie są leszcze”. Organizacja gry. Konsekwencja. Doskonałe rozdzielenie zadań, doskonałe pilnowanie swoich ról. Islandia wygląda jak mrówki biegające w pozornym chaosie we wszystkich kierunkach, ale tak naprawdę wytrwale pracujące według zakreślonego planu, na wspólny sukces. I to faktycznie powinno wystarczyć na Czechów. Wątpliwość? Cóż. Cech. Petr Cech.

Mimo wszystko jednak – stawiamy na Islandię. Nie tylko dlatego, że to tak, jakby brązowych medalistów mistrzostw świata prała reprezentacja Bydgoszczy. Także dlatego, że przywracają wiarę w nieprzewidywalność tego biznesu. Tak jak… Polska z Niemcami…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...