630 minut w lidze bez strzelonej bramki z gry. Wiosną wciąż bez punktów i ligowego gola. Przełamanie w Pucharze Polski z Górnikiem nie przełożyło się na ekstraklasową formę, bo coś się popsuło w Rakowie na dobre. Dzisiaj oberwali w Bełchatowie od trapionej problemami Lechii Gdańsk, która dopiero co potrafiła dostać w mazak od Puszczy Niepołomice. Na ten moment Raków tyle samo punktów dzieli od lidera, co od dziewiątego miejsca.
SLAPSTICK NA DZIEŃ DOBRY
Dla Rakowa ten mecz to były złe złego początki. Rozbawiły nas już pierwsze sekundy.
Otóż w 62 sekundzie Saief żebrał przy linii bocznej o rzut wolny. Dodajmy: rzut wolny na własnej połowie. Nic nie wyżebrał, łatwo stracił. Powinna pójść z tego akcja Rakowa. Powinno pójść z tego w zasadzie wszystko. Tymczasem minęło niespełna dwadzieścia sekund i Kubicki dobijał strzał Saiefa, wbijając Rakowowi sztycha.
Musimy się nad tym pochylić, bo to naszym zdaniem naprawdę niebywałe co się stało w tej akcji. Zobaczcie ustawienie Schwarza przy podaniu Tudora. Uprzedzimy fakty – to podanie było dokładne, nie za mocne, prosto pod nogi. Ile tam ich dzieli? Będą trzy metry?
Schwarz daje radę z tego wpakować się w coś takiego.
Schwarz oczywiście tym samym uruchamia kontrę Lechii. To też sztuka – mieć po kilkudziesięciu sekundach kontrę czterech na dwóch. Brawo Raków.
ALE żeby nie było za nudno, Lechia tę kontrę wyprowadza źle. Bo jeśli z takiego ustawienia wychodzi tylko strzał Saiefa z bocznej strefy pola karnego, w dodatku Saiefa zastawionego, to kontra została źle rozegrana. Tu powinna być czysta sytuacja strzelecka.
No ale znowu, żeby nie było zbyt nudno, Holec odbił piłkę tuż przed siebie, a tu dobił ją Kubicki. Ewidentny błąd golkipera, który do tej pory bronił nieźle, ale dzisiaj był elektryczny. Szybkie 1:0 dla Lechii.
WALENIE GŁOWĄ W MUR, CZYLI SPECJALNOŚĆ ZAKŁADU
Raków w tym sezonie tracił już pierwszy bramkę niejednokrotnie, ale do pewnego momentu w sezonie w zasadzie specjalnością zakładu było to, że nic sobie z tego nie robili. Zwykle szybko wsiadali na rywala i odrabiali stratę.
No cóż, to już przeszłość. Aktualnie żelazną klasyką meczów Rakowa jest walenie w takiej sytuacji głową w mur.
Nie jest to takie walenie, że nie idzie im nic. Coś tam stwarzają. Nawet momentami przyspieszają, grają. Ale jeśli chodzi o pierwszą połowę, finalnie trudno powiedzieć, żeby którakolwiek z sytuacji była stuprocentowa. Widać było też w poczynaniach Rakowa sporo indywidualności, by nie powiedzieć: gry pod siebie. Uciekło gdzieś to szybkie rozegranie, którym mylili rywali.
Trzykrotnie groźnie strzelał Ivi Lopez i OK, każdy z tych strzałów się broni, bo z każdym Kuciak miał problemy. Ale jak w jednej z akcji Tijanić pociągnął piłkę z trzydzieści metrów, by finalnie pójść na przebój między czterech zamiast zagrywać… No nie, po prostu nie. Tak samo próba Tijanicia z ostrego kąta. Oddajmy, że Tijanić nie wszystko grał tak, jakby mu się zepsuł przycisk podań na padzie, bo dorzucił też dobrą piłkę do Jacha. Ale jednak to nie było to. Odnotujmy również akcent komediowy w ataku, czyli akcję, w której Tudor wpadł w pole karne z dwutaktem. Zaskakiwało też, jak często Raków grał lagą do przodu. To się sprawdziło w tym sezonie nie wysoko ustawioną defensywę Górnika. Ale grać tak na Nalepę, Kopacza, Tobersa? Raczej nie efekt planu, tylko słabej gry środka pola.
Więcej elementów komediowych Rakowa miało też miejsce w defensywie. Częstochowianie swego czasu potrafili być specjalistami w wyłuskiwaniu wysoko piłek. Tym razem chyba sam Saief odzyskał ich więcej na Rakowie, niż cały Raków zanotował podobnych zagrań w ostatnich trzech kolejkach. Lechia szukała drugiego gola, kilka razy całkiem groźnie wstrzeliwywała piłkę, raz Ceesay zrobił to nawet raboną. Próbował z dystansu Kubicki, raz prawie wpadło po widłach – gdańszczanie wyczuli, że rywal jest mocno zdekoncentrowany, ale drugi raz nie ukłuli.
PAPSZUN BEZ ŁAWKI
Lechia po zmianie stron nie zamierzała się szarpać. Wiedziała, że w takich okolicznościach, przy obecnej atmosferze wokół zespołu, to wynik na wagę złota, daleko wykraczający poza trzy punkty. Skupili się na neutralizowaniu Rakowa i zasadniczo wychodziło to nieźle. Czasem nie upilnowali jak trzeba przy stałym fragmencie gry, ale w sumie albo zdążył Kuciak, albo zdążył któryś z obrońców. Symboliczna sytuacja, gdy strzał Tudora z niezłej pozycji zablokował głową Nalepa.
Raków na pewno przeważał, szukał szansy, to głową Gutkovskis, to jakieś próby z dystansu, ale wymowne, że najlepszą okazję stworzył im Pietrzak. No dobrze, może nie będziemy odbierać zasług Gutkovskisowi, ale Pietrzak fatalnie zagrał na własnej połowie i uruchomił kontrę Rakowa. Łotysz po rajdzie wystawił piłkę Tijaniciowi, a ten, choć miał czystą pozycję, tak zwaną patelnię, grzebał się i został zablokowany. To powinno być w sieci, a w sumie nawet Kuciak nie musiał się wysilać.
Mecz w tej fazie się zaostrzył, były też nerwowe sytuacje, jak wtedy, gdy Kuciak doznał urazu, wybił piłkę, a Raków nie oddał w pierwszej chwili piłki. Generalnie: coś wpaść mogło dla Rakowa, bo przeważał, kręcił się wokół bramki. Ale też nie ma przypadku w tym, że nie wpadło. Lechia była zdyscyplinowana, ewidentnie zmotywowana oklepem od Puszczy. Saief wyjątkowo mocno pracował w defensywie. Świetnie pokazał się Biegański. Kubicki też gra jak z czasów, gdy był kluczową postacią Lechii.
Co do Rakowa, kolejna wiele mówiąca ciekawostka – zmiany Papszuna. Raków faktycznie w pewnym momencie miał komfort i długą ławkę. Dzisiaj? W przerwie Niewulis zmienił Mikołajewskiego, a potem, goniąc wynik, Papszun wpuścił:
Szelągowskiego – 62 minuty w tym sezonie Ekstraklasy.
Ledermana – 30 minut.
Malinowskiego – 84 minuty.
Długosza – 0 minut.
Pola manewru nie miał, poza tymi graczami do dyspozycji byli jeszcze Kaczmarski, Papanikolau, Owczarek, Pindroch.
CO Z TYM RAKOWEM?
Dwie tabele. Pierwsza, do 25 października, wygrania ze Stalą Mielec, czyli do ósmej kolejki.
Raków nie tylko był liderem. Raków uciekał. Szybko wypracował sobie przewagę punktową.
A teraz tabela od 26 października, czyli dzień po tamtym meczu. Tabela mocno spłaszczona, ale fakty są takie – Raków przedostatni, do spółki z Górnikiem najmniej bramek.
Źródło: 90minut.pl
Sen o mistrzostwie na razie jest brutalnie deptany. Być może Raków jeszcze coś zmieni na na swojej planszy transferami, które z pewnością są potrzebne i też – co istotne – są zapowiadane. Ale w tym momencie jest na kursie, jaki znamy: takich rewelacji pierwszej fazy sezonu, które finalnie nie odgrywały wielkiej roli w końcówce grania, też już trochę widzieliśmy.
Fot. NewsPix