To, co stało się dziś w Oberstdorfie, zdecydowanie bardziej przypomina najlepsze kabaretowe wyczyny kolejnych grup gdzieś w Mrągowie, niż profesjonalną organizację jednej z najważniejszych imprez w kalendarzu skoków narciarskich. Tego jesteśmy pewni. Czarę przelała właśnie ostatnia kropla – dzisiejszy test Klemensa Murańki okazał się negatywny.
Pozytyw
Wszystkimi – bo przecież kto w Polsce nie fascynuje się podniebnymi wyczynami naszych skoczków – wstrząsnęła dziś przed południem informacja o wykluczeniu reprezentacji Polski z najbardziej prestiżowej imprezy w kalendarzu – Turnieju Czterech Skoczni. Obszerniej pisaliśmy już i o samym wykluczeniu, i o okolicznościach, w jakich Polacy zostali odsunięci od startu. Okolicznościach, dodajmy, wręcz skandalicznych.
W skrócie chodzi o to, że w czasie przedwczorajszych testów u Klemensa Murańki wykryto COVID-19. Polaków poinformowano o tym wyniku wczoraj. Organizatorzy doszli wtedy do wniosku, że nasza kadra jadła, podróżowała i trenowała razem, więc należy wykluczyć całą reprezentację z udziału w TCS. Tak też się stało. Dziwić mogła komunikacja ze strony organizatorów, lokalnego sanepidu i FIS. A w zasadzie jej brak, bo niby wszyscy o wykluczeniu wiedzieli (z informacji prasowej!), ale tylko nieoficjalnie. Brakowało chociażby szczegółowych informacji nt. kwarantanny, którą w związku z procedurami objęty powinien być cały polski obóz.
W końcu sprawy miały nabrać formalnego trybu za sprawą konferencji prasowej. Oczywiście w związku z nią też doszło do niemałego zamieszania, bo jedne źródła zapraszały na nią na godz. 15:00, inne na 16:00. Czeski film w Niemczech? Tego jeszcze nie grali, a jednak…
Trudna decyzja
– Bardzo nam przykro, że doszło do wykluczenia Polaków. Zmusiła nas do tego sytuacja z COVID-19. To niezależne od nas. Mogę zapewnić, że dla władz lokalnych w Niemczech to nie była łatwa decyzja, debatowano nad nią bardzo długo. To wielka szkoda. Do wykluczenia Polaków doszło ze względu na bezpieczeństwo, nie mogliśmy dopuścić do kolejnych zachorowań. Tym bardziej że przecież mówimy o kraju, który bronił tytułu – usłyszeliśmy od sekretarza generalnego komitetu wykonawczego Turnieju Czterech Skoczni, Floriana Sterna.
Teraz mamy pewność: wykluczenie nie było łatwą decyzją. Dziękujemy i współczujemy męki przejścia przez proces decyzyjny. Ponoć szczególną trudność stanowił fakt, że przecież Polak zamierzał bronić tytułu wywalczonego przed rokiem. To naprawdę musiała być ciężka harówa, oczami wyobraźni widzimy te zmęczone twarze, podkrążone oczy i zmarszczone czoła.
Czekanie na wynik
– Wyszło jak wyszło, zostaliśmy usunięci z zawodów w Oberstdorfie – powiedział trener Michal Dolezal w rozmowie z przedstawicielem portalu skaczemy.pl, gdy jeszcze nie znano wyniku dzisiejszego testu Murańki. – Przed sezonem było wiadomo, że tak to się właśnie może odbywać. Niestety padło na nas przed początkiem turnieju. Sytuacja jest taka, że na razie na resztę teamu nie nałożono kwarantanny. Decydujący będzie drugi wynik badania Klimka. Wszyscy zostaliśmy przetestowani raz jeszcze rano i wyszło negatywnie. Wszyscy od nas oczekują informacji, ale niczego nie możemy podać w stu procentach, bo też sami niewiele wiemy – wyjaśniał selekcjoner.
Według prezesa Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusza Tajnera wynik ten miał uzależnić dalsze działania oficjeli PZN. Wiadomo, że w przypadku Murańki niczego by nie zmienił – z kraju ruszyła po niego karetka, by odtransportować go do domu. Jednak w przypadku, w którym wynik okazałby się negatywny, działacze planowali złożyć wniosek o dopuszczenie naszych skoczków do konkursu, mimo że ci nie brali udziału w kwalifikacjach. – Jeśli Klimek będzie miał wynik negatywny, to zgłosimy wniosek o dopuszczenie reszty kadry do wtorkowego konkursu bez kwalifikacji. Sytuacja jest nadzwyczajna, więc trzeba szukać różnych rozwiązań – powiedział Tajner Kamilowi Wolnickiemu z „Przeglądu Sportowego”.
Niemcy na innych zasadach?
Ciekawostkę w tym wszystkim natomiast stanowi fakt, że fizjoterapeuta niemieckiej kadry pracował w ostatnich dniach na odległość. Serio. Mimo pozytywnego wyniku testu, jaki u niego wykryto, nie zamknięto bowiem całej kadry naszych sąsiadów. Pozytywny wynik miał też w dodatku trener odpowiedzialny za tamtejszą grupę krajową. On jednak z kolei nikomu by nie zagroził, bo wyjechał. To tak jak w „Misiu”: to nieprawda, że dach przeciekał, szczególnie, że wcale nie padało. Nigdzie też nie można podobno spotkać byłego trenera reprezentacji Polski Stefana Horngachera, który jakby zapadł się pod ziemię. Może izoluje się z jakichś konkretnych względów?
– Warunki są takie, że wszystkie osoby z drużyny polskiej traktujemy jako jedność [a Niemców już nie – przyp. red.] – razem podróżowali, jedli, i tak dalej. Niestety, takie decyzje musiały zapaść, nie mieliśmy innego wyjścia. Zasady są takie same dla wszystkich: jeśli masz pozytywny wynik, musisz trafić na kwarantannę na co najmniej 10 dni. Także ci, z którymi miałeś kontakt – powiedział Stern cytowany przez Onet.
Jednak wystartują?
Murańka, jak jednak podano przed chwilą do informacji, miał wynik negatywny! Pozostaje pytanie, co z udziałem polskich skoczków w konkursie Oberstdorfie i późniejszym konkursie w Garmisch-Partenkirchen? Zostanie ono jednak przez jakiś czas bez odpowiedzi. Na ten moment zgody na start nie ma. Brak też formalnego zakazu, którego po prostu wcześniej nie wydano.
Negatywy mieli więc finalnie wszyscy Polacy. W teorii mogli więc skakać w dzisiejszych kwalifikacjach. Te już jednak za nami, Polacy w nich nie wystartowali i nie dostali się do jutrzejszego konkursu. Gdyby to był normalny weekend Pucharu Świata – pewnie nie byłoby problemu. A tak? Jest skandal i kompromitacja organizatorów. Bo brak udziału w jednym konkursie TCS oznacza, że nie da się już wygrać całej imprezy.
Co może zrobić FIS? Pozwolić Polakom jutro wystartować, mimo że nie wzięli udziału w kwalifikacjach. Problem w tym, że jeśli to zrobi, powinien równo potraktować wszystkich i po prostu uznać, że kwalifikacji nie było (Eurosport podawał, że rozważa się ponowne przeprowadzenie ich jutro rano – to inna możliwa opcja, choć niesprawiedliwa dla reszty stawki), a w pierwszej serii wystartują wszyscy skoczkowie, którzy zjawili się w Oberstdorfie. Zrezygnuje się wówczas z systemu KO, a konkurs przeprowadzi na standardowych zasadach.
Tak naprawdę to chyba jedyny scenariusz, w którym organizatorzy turnieju, Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata, i cała Międzynarodowa Federacja Narciarska wyjdą z tego wszystkiego z twarzą. Jeśli Polacy w Oberstdorfie nie wystartują – będzie to ich absolutna kompromitacja, której obronić po prostu się nie da. Owszem, FIS zrzuca odpowiedzialność na miejscowe służby medyczne. Jednak całość tego, co wydarzyło się podczas tych dwóch dni, to spektakularna wywrotka na twarz. Na własne życzenie, dodajmy. Bo polska ekipa od początku apelowała o kolejny test i chciała poczekać na jego wynik.
Organizatorzy nie chcieli. I teraz mają problem. Problem mamy też my. Bo chcielibyśmy oglądać polskich skoczków w Oberstdorfie. A wciąż nie wiemy, czy do tego dojdzie, bo Niemcy zdecydowali, że chcą… przeprowadzić jeszcze jeden – już trzeci w Niemczech! – test dla naszych reprezentantów. Jego wyniki znane mają być jutro. O której godzinie i ile czasu dostaną polscy skoczkowie na opcjonalne przygotowanie się do startu, gdyby zostali dopuszczeni do konkursu? Nie wiadomo. Zresztą trudno tu oczekiwać jakichkolwiek konkretów, patrząc na to wszystko, co się działo od wczoraj.
Powiedzmy sobie wprost: organizatorzy po prostu spieprzyli sprawę. A cierpimy przez to my.
Fot. Newspix