Pierwsi w dziesięciu meczach stracili tylko cztery bramki, a ich bramkarza nie udało się pokonać m.in. ofensywnym piłkarzom Legii i Śląska. Drudzy zdążyli już przepuścić ich aż 28, w tym pięć w meczu przeciwko Górnikowi Łęczna. GKS Bełchatów może pochwalić się najskuteczniejszą obroną w lidze, Zawisza Bydgoszcz zdecydowanie najgorszą. Jak się okazuje – nie tylko w tym sezonie, lecz w całym XXI wieku.
Gdyby przed startem rozgrywek ktoś próbował nas przekonać, że defensywa zestawiona przez Kamila Kieresia będzie aż tak szczelna, za nic w świecie nie dawalibyśmy wiary. Po prostu, nie było ku temu racjonalnych przesłanek. Tym bardziej, że jej lider – Maciej Wilusz przeniósł się przecież do Lecha Poznań. Strzelenie bramki GKS-owi nie wydawało się być ciężkim zadaniem. A tu masz – po jednym golu bełchatowianom wbili: Mierzejewski, Patejuk, Boguski i Grzelczak, a poza tym nic. Sześć czystych kont. A nie mówimy przecież o formacji, która składa się z wielkich orłów:
– Arkadiusz Malarz: doświadczony, bardzo solidny bramkarz
– Adrian Basta: zgadzamy się, że to niedoceniany piłkarz, ale nie bez przyczyny wypłynął tak późno
– Paweł Baranowski: świetne warunki fizyczne, gorzej z grą z piłką przy nodze, jeszcze w Olsztynie miał opinię gościa tylko od wybijania piłek
– Błażej Telichowski – doświadczony i „z golem”, ale w ostatniej dekadzie kluby zmieniał częściej niż Zlatan Ibrahimović i bynajmniej nie dlatego, że był tak dobry, tylko dlatego, że nie mógł znaleźć sobie miejsca
– Alexis Norambuena/Adam Mójta – pierwszy ewidentnie po drugiej stronie rzeki, drugi z niezłą lewą nogą, ale furory nie robił nawet w I lidze
Tym bardziej trzeba docenić Kamila Kieresia za to, że tak dobrze poukładał te klocki. Jeśli popatrzymy wstecz, w całym XXI wieku, po dziesięciu kolejkach podobnym wyczynem mogły się poszczycić tylko trzy defensywy: Legii Warszawa – dwukrotnie: 2007/08 i 2009/10 (znaczące role odrywali Mucha, Rzeźniczak, Astiz, Szala, Choto, Kiełbowicz, Komorowski, Wawrzyniak) i Wisły Kraków – sezon 2004/05 (Majdan, Baszczyński, Kłos, Głowacki, Mijailović, Stolarczyk). Patrząc na te nazwiska, nie ma porównania.
Niby to tylko ciekawostka, ale naszym zdaniem dość znacząca.
*
To teraz druga. Na przeciwległym biegunie znajduje się Zawisza Bydgoszcz. Już raz pisaliśmy – kto im nie strzeli, ten frajer. Wielu skorzystało z tej okazji. W XXI wieku nie było w Ekstraklasie aż tak słabej defensywy. Równo dekadę temu dwadzieścia sześć goli w dziesięciu meczach dała sobie wbić obrona GKS-u Katowice, na przełomie wieków dwadzieścia cztery razy kapitulował Krzysztof Kotorowski, grający wtedy w Groclinie, a sezonie 2007/08 dwadzieścia trzy bramki straciło Zagłębie Sosnowiec. Tylko drużynie z Grodziska udało się potem wywalczyć utrzymanie.
Powtórzmy: dwadzieścia osiem goli w dziesięciu meczach. Szok. Sezon temu na tym etapie było ich o połowę mniej.
Anestis Argyriou tylko teoretycznie uprawia ten sam zawód co Igor Lewczuk, Andre Micael przeszedł drogę od czołowego stopera ligi do faceta, przy którym nawet Bonin wygląda jak mistrz dryblingu, Samuel Araujo, protegowany Paixao, to kolejny niewypał, a Sebastian Ziajka również zaczął popełniać dziecinne błędy. A dublerzy są jeszcze słabsi. Jednak najbardziej odczuwalna strata to brak Wojciecha Kaczmarka.
W Ekstraklasie jest tylko pięciu bramkarzy, którzy obronili mniej strzałów niż puścili. Tak się składa, że dwóch z nich gra w Zawiszy:
Andrzej Witan – 4 obronione strzały, 10 puszczonych bramek
Grzegorz Sandomierski – 17 obronionych, 18 puszczonych
Przydałoby się porównanie, prawda? To dwa przykłady, pierwsze z brzegu:
Alberto Cifuentes – 42 obronione, 11 puszczonych
Krzysztof Pilarz – 27 obronionych, 17 puszczonych
Defensywy Piasta i Cracovii też nie należą do najsolidniejszych, ale bramkarze tych drużyn potrafią pomóc zespołowi udaną interwencją. W przeciwieństwie do tych z Zawiszy. I tu jest pies pogrzebany.
Fot. FotoPyK