Przed powrotem Ekstraklasy zastanawialiśmy się – jak to będzie? Jeszcze gorzej niż zwykle? Jeszcze więcej paździerzy niż dotychczas? I tak jak wnioski są raczej pozytywne, tak mamy nieodparte wrażenie, że nigdy wcześniej nie padło tyle goli z dupy, co teraz. Albo ładniejszymi słowy – prawdopodobnie nigdy wcześniej nie padło tyle bramek, przy których asystę może sobie dopisać drużyna broniąca.
27. kolejka powinna nosić imię Adama Czerkasa. Nasze zdanie na temat ligi znacie – poziomu nie wymagamy, chcemy po prostu, by się działo. No i podczas minionej kolejki niezaprzeczalnie – działo się.
Przeanalizujmy, uplastycznijmy, unaocznijmy.
PREZENT OD PETRASKA
Zaczęło się od meczu Śląska z Rakowem. Goście prowadzą, końcówka meczu, Petrasek w totalnie niegroźnej sytuacji uderza łokciem Picha. Podarowana bramka? Ewidentnie.
PREZENT OD DĄBROWSKIEGO
Sobota, mecz ŁKS-u z Górnikiem. Dąbrowski zalicza kluczowe podanie przy golu Giakoumakisa. Oczywiście, po drodze wydarzyło się jeszcze wiele rzeczy, ale jednak – to Dąbrowski napędził akcję, to jego wpadka sprawiła, że przed Górnikiem otwarły się kilometry wolnej przestrzeni.
WISŁA JAK ŚWIĘTY MIKOŁAJ
Gol Felixa. Janicki może sobie zapisać przy nim aż cztery asysty. Najpierw jego główka w polu karnym spadła pod nogi przeciwnika. A potem…
Najpierw zablokował strzał, ale nie pokwapił się, by go wybić.
Później uderzenie przeszło mu między nogami.
A następnie, zamiast wyjaśnić akcję, podał piłkę pod nogi Felixa, który dopełnił dzieła.
Kolejny gol Piasta, Żukow rozpoczyna groźną kontrę. Podanie Kazacha w klasowy sposób wykorzystali Felix z Parzyszkiem, ale bez wątpienia może on dopisać sobie jedną cyferkę na swoim koncie.
Wciąż pozostajemy w krakowskich szeregach – Kamil Wojtkowski wykonuje wślizg na granicy własnego pola karnego. Wykonał go jak wszystko, co robi Kamil Wojtkowski – niezwykle charakternie. Kluczowe podanie jak nic.
VAN DER ŻART
Poznań, van der Hart w swoim żywione. Piąstkowanie w plecy Crnomarkovicia, które z najbliższej odległości wykorzystuje Pekhart.
CO ZROBIŁ KOVACEVIĆ?
Płock, Adnan Kovacević w prostej sytuacji nie przecina piłki, wybiegający zza pleców Kocyła znajduje się w sytuacji bramkowej. Elementarz – tyle dobrego, że Bośniak swoje winy odkupił i sam zapakował na 1:1.
URYGA ATAKUJE WŁASNĄ BRAMKĘ
Znów Płock, najpierw Daehne piąstkuje tak, że pożal się Boże, później absurdalną interwencję popełnia Uryga, który atakuje piłką własny słupek. Akcję kończy strzał Forsella, któremu spadł pod nogi prezent.
DERBOWA KANONADA
Derby Trójmiasta, strzelecka kanonada. Zaczęło się od karnego, którego sprokurował Helstrup – rzucił się ręką na piłkę.
Nie jest to może ewidentne podarowanie bramki, ale Zwoliński ma jednak swój ewidentny udział przy karnym, którego wykorzystał Vejinović.
A przecież Cebula też zdobył bramkę po przebitce, a przecież po strzale Marciniaka także doszło do lekkiego rykoszetu, a przecież przy drugim golu Flavio piłka spadła mu pod nogi kilka metrów przed bramką.
Lekko licząc, aż dziesięć bramek padło po EWIDENTNYCH babolach w obronie. No cóż, Adam Czerkas może czuć się doceniony.
Nie zrozumcie nas źle: wiemy, że to ESA, a nie mecze Milanu czasów Costacurty i Rijkaarda. Błędy i babole w defensywie były i będą. Ale mamy wrażenie, że jednak nie w takim nagromadzeniu. Piłkarze, w większości, wyglądali nieźle fizycznie – tu kwarantanna nie odcisnęła piętna. Czucie piłki? Już gorzej, szczególnie w połączeniu z błędami taktycznymi, wyprowadzenia piłki, ustawiania się… Ekstraklasa lubiła zatrudniać komedię do gry w defensywie, ale teraz ciężar “gry błędów” jest jeszcze większy. Pytanie na jak długo, względnie: czy może to był jednorazowy wyskok.
Fot. FotoPyK
Screeny: EkstraklasaTV