Chwilę to trwało, ale chyba wszyscy mieli świadomość, że historia „Marzena Sarapata i Wisła Kraków” nie skończy się happy-endem i drugim życiem pani Marzeny, w którym jest ona cenionym prawnikiem, ma domek z ogrodem i karmi kaczki co piątek. Konsekwencje po prostu musiały przyjść i cóż, przyszły. Jak poinformował TUTAJ portal Tvn24.pl, Sarapata została zatrzymana przez Centralne Biuro Śledcze Policji i z powodzeniem można skracać jej nazwisko do jednej spółgłoski.
– Nie jestem zaskoczony – mówi nam Szymon Jadczak. – To jest zwieńczenie tej całej sprawy, to się musiało tak skończyć. Lepiej późno niż wcale. Wszyscy, którzy znali sytuację Wisły, wiedzieli, że ten dzień musi nadejść. W końcu nadszedł. To jest symboliczne zamknięcie układu kibolsko-bandyckiego w Wiśle. Co się działo w głowie pani Marzeny, tego nie jestem w stanie zrozumieć. Różne pomysły tam kiełkowały. Myślę, że w najgłębszej świadomości spodziewała się tego. Podejrzewam jednak, że do końca liczyła, iż to się jej jakoś upiecze. No, ale przy tym co ci ludzie robili, to było nieuniknione. Te zatrzymania nie są tylko efektem zeznań Miśka, to wynika również z dokumentów. Tu chodziło o regularne okradanie klubu. Jeżeli wypłacano sobie sto tysięcy co miesiąc, to nie trzeba żadnych zeznań, wystarczy spojrzeć na wyciąg z konta. Zakładam, że pani Marzena będzie aresztowana i nie będzie odpowiadać z wolnej stopy.
Również w tekście Jadczaka na Tvn24.pl możemy przeczytać, że z konta Wisły Kraków zniknęło co najmniej 824 tysięcy złotych. Do tego dochodzi też uchwała rady nadzorczej z 17 lutego 2017 roku na mocy której Sarapata i Dukat przyznali sobie podwyżki – z 10 tysięcy na 45 tysięcy. Śledczy ustalili jednak, że ów dokument powstał bezprawnie, a wszystko nosi znamiona działań na szkodę spółki.
Warto też podkreślić, że Sarapata nie jest jedyną zatrzymaną i gdzieś na korytarzu będzie mogła spotkać znajome twarze. Poza nią zatrzymano bowiem Tadeusza Czerwińskiego, byłego prezesa Wisły, Roberta Szymańskiego, byłego wiceprezesa i Annę Michalską-Zielińską, żonę Zielaka. Sami swoi.
Co tu dużo gadać: wypada się po prostu cieszyć, albo przynajmniej poczuć mściwą satysfakcję, że sprawiedliwość pomału dopada ludzi, którzy przez zdecydowanie zbyt długi czas sprawiedliwi nie byli – oszukiwali, działali na szkodę klubu, który jest miłością wielu osób. I byli przy tym jednoznacznie bezczelni, skoro Sarapata najpierw żądała od Weszło 250 000 tysięcy złotych, a potem przeprosin. I jak my mamy teraz te przeprosiny wysłać?
Grypsem?