Gdyby kibiców dobrego futbolu spotkała dziś wiadomość o wylocie Argentyny z Copa America, tacy fani nie musieliby płakać w poduszkę i wygrażać pięścią sufitowi, bo Argentyna ma dalej do dobrego futbolu niż polski klub do Ligi Mistrzów. Męczy bułę wręcz niezwykle, jej gra jest równie fascynująca co wyścig kropel na szybie albo ostatnie 10 minut reprezentacji za kadencji Nawałki. Granie takiej padliny takiemu piłkarskiemu narodowi nie przystoi, ale cóż, boisko nie kłamie, a na nim Albicelestes dostali po głowie od Kolumbii i ledwie zremisowali z Paragwajem. W efekcie, by myśleć o wyjściu z grupy na turnieju, musieli postawić się Katarowi, co nie było oczywiste.
Zwycięstwo Argentyny z Katarem nie było oczywiste. Jak to w ogóle brzmi?!
I okej, udało się wygrać 2:0, ale naturalnie w sprawdzonym, wypracowanym stylu męczenia buły.
Świadczy o tym kilka rzeczy. Przede wszystkim nie było tak, że Argentyna otworzyła wynik po składnej akcji, czyli rozklepaniu przeciwników i wrzutce do pustaka. Nie, kluczowa przy szybkiej bramce Martineza była głupota, a może nawet idiotyzm obrońcy. Otóż będący w polu karnym Al-Rawi wymyślił sobie, że poda przez środek. Cóż, na różne bzdury wpada mózg człowieka, natomiast w odpowiednim momencie się je odrzuca. Niestety Al-Rawi swój genialny plan chciał wykonać, ale że wykonanie było jeszcze gorsze niż pomysł, to piłka poleciała na idealnej wysokości dla Martineza, ten ją przejął i po prostu wpakował do siatki. Musiał to zrobić i tyle, nie ma to większego związku z formą Argentyńczyków.
Jednak dalej – Albicelestes, zamiast wcisnąć kolejną bramkę i zamknąć mecz, igrali z ogniem. Przede wszystkim sami marnowali swoje sytuacje, bo na przykład Messi miał patelnię na 11 metrze, ale kopnął tak, że strącił jednemu z kibiców kapelusz z głowy.
Marnowała więc Argentyna swoje okazje, Aguero spokojnie ze dwie. Męczyła tym samym swoich kibiców, ale też niepotrzebnie ich denerwowała. Bo Katar też chciał się odgryźć. Raz Al-Rawi trafił w słupek, raz Afif w dobrej sytuacji kopnął tuż zza pola karnego tak, jakby nie jadł śniadania (przez tydzień), raz nie wyszła Katarczykowi próba lobu z dogodnej sytuacji. Mogło być różnie i trudno nie odnieść wrażenia, że Argentyna tak niepoukładana drżałaby o wynik z byle jaką drużyną. Ostatecznie ogarnął się Aguero i strzelił jednak na 2:0, ale… co to tak naprawdę zmienia? Dalej widzieliśmy drużynę uzależnioną od pojedynczych błysków swoich liderów, dalej oglądaliśmy zespół bez planu. Bez charakteru. Czasem i taki wygra mecz, indywidualności muszą od czasu do czasu zrobić na boisku swoje, za to przecież tych zawodników tak bardzo cenimy, lecz do tego stopnia zdezorganizowana drużyna nie będzie wygrywać seryjnie.
Argentyna wychodzi z grupy z drugiego miejsca i fajnie, uniknęła kompromitacji. Natomiast wydaje się, że taki zespół, nawet jeśli ma gorsze pokolenie, zawsze powinien być stawiany w roli faworytów do wygrania całego turnieju. A tutaj można wątpić, czy Argentyńczycy przejdą kolejną rundę (zmierzą się z Wenezuelą). Jasne, pójście dalej daje im nadzieję, że się odbudują i napiszą piękną historię, natomiast… szczerze w to wątpimy. Nie po tym, co widzieliśmy w ich wykonaniu.
Zwycięstwo Argentyny akurat w tej edycji Copa America byłoby tylko chichotem losu.
Katar – Argentyna 0:2
Martinez 4′ Aguero 82′
Fot. Newspix