Reklama

Korona strzelała, Wisła trafiła do siatki

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2019, 23:38 • 4 min czytania 0 komentarzy

Każdy postronny obserwator stwierdzi, że Korona Kielce zaprezentowała w Krakowie większą jakość niż Wisła. Marna to jednak pociecha dla gości, którzy uderzali piłkę wszędzie, tylko nie do siatki, za to gospodarze skonsumowali lepszy fragment swojej gry po przerwie i wygrali, dzięki czemu w praktyce są w tym sezonie zwycięzcami grupy spadkowej (jakkolwiek to brzmi). 

Korona strzelała, Wisła trafiła do siatki

Po składach widać, że jedni i drudzy byli już spokojni o ligowy byt. W Wiśle trwa ogrywanie młodzieży, w Koronie zaczyna się ogólny przegląd wojsk pod kątem przyszłego sezonu. Gino Lettieri nie ukrywał, że Elia Soriano usiadł na ławce, gdyż wyjaśniło się, że latem odchodzi z klubu, więc chce on sprawdzić tych, na których w razie czego może liczyć.

Żeby was to jednak nie zmyliło. Jak już piłka poszła w ruch, absolutnie nie mogliśmy odczuć, że główną stawką jest prestiż i trochę większa kasa za wyższe miejsce w lidze. Kości trzeszczały, zwłaszcza te wiślackie. Sędzia Daniel Stefański zupełnie nie panował nad początkowym przebiegiem spotkania (prawdopodobnie tego dnia nie zapanowałby nawet nad przepychanką w przedszkolu) i pozwolił na zdecydowanie zbyt dużo zawodnikom gości. Zaczęło się od tego, że Ognjen Gnjatić tak nieładnie potraktował Sławomira Peszkę, że ten schodził z murawy z zakrwawioną skarpetą.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Wisla Krakow - Korona Kielce. 10.05.2019

Po chwili Oskar Sewerzyński ostro sfaulował Vukana Savicevicia, a Marcin Cebula mocno przesadził z impetem przy wślizgu w okolice nóg Marko Kolara. Wytworzyła się gęsta atmosfera, która siłą rzeczy udzieliła się też podopiecznym Macieja Stolarczyka. Sewerzyński, dla którego to premierowy występ w Ekstraklasie od początku, niedługo po zmianie stron sam wykrzywiał twarz w grymasie bólu, bo pechowo skręcił kostkę i od razu stało się jasne, że dla niego to koniec meczu.

Reklama

No dobra, a co się działo między kolejnymi kosami i kuksańcami? W pierwszej połowie Korona biła Wisłę nie tylko po nogach, ale również organizacją gry. Chwilami wręcz ją zawstydzała. Gospodarze nawet nie potrafili podejść pod pole karne Pawła Sokoła, który spokojnie mógłby czytać Weszło na telefonie. Kielczanie co rusz próbowali sprawdzić formę Mateusza Lisa i okazało się, że trafili na jego dobry dzień. Bramkarz “Białej Gwiazdy” jakiejś absolutnie fantastycznej interwencji nie zanotował, jednak obronił wszystko co miał, a nie zawsze chodziło o standardy. Najbardziej wykazał się, gdy wyciągnął mocne uderzenie Ivana Marqueza z dystansu, zmierzające idealnie przy słupku. Korona najczęściej zagrażała Lisowi właśnie strzałami zza pola karnego. Wato Arweładze – mimo tradycyjnej chimeryczności, będący najlepszym obok Lisa zawodnikiem pierwszej odsłony – już w 3. minucie przywalił z daleka w poprzeczkę. Gruzin potem jeszcze raz zmusił Lisa do wysiłku, który musiał również zatrzymać próbę Browna Forbesa. Arweładze największe pretensje do siebie powinien mieć za zmarnowaną okazję, którą fatalnym zagraniem głową stworzył mu wprowadzony za Peszkę Maciej Śliwa. Chłopak wejście zanotował fatalne, same straty, Bartosz Rymaniak nakrył go czapką, a do tego jeszcze kiks w defensywie.

Po zmianie stron Śliwa nieco się ogarnął, przeprowadził nawet efektowną akcję na skrzydle, choć zakończył ją kiepskim strzałem. Wiślacy wzięli się w garść, dobrze weszli w drugą połowę i momentami to oni nie schodzili z połowy przeciwnika. W końcu zaczął funkcjonować środek pola. Vullnet Basha nadal sporo tracił, ale zdecydowanie rozkręcił się Vukan Savicević, imponujący luzem i rozmachem w swoich ofensywnych poczynaniach. No i wreszcie Stefański podyktował bardzo dyskusyjnego karnego, gdy wychodzący do wrzutki Sokół trafił rękawicą w głowę wyskakującego Lukasa Klemenza. Piłka była już wtedy daleko. Dla nas jedenastka naciągana, choć rzecz jasna zwolennicy jej przyznania również znajdą argumenty, nie można pisać o skandalu. Karnego wykorzystał Marko Kolar i tym samym dobił do dwucyfrowej liczby bramek w trwającym jeszcze sezonie. Warto to odnotować, bo aż osiem goli dotyczy rundy wiosennej.

Korona próbowała odpowiedzieć i miała sytuacje. Podobnie do Arweładze spudłował Ivan Jukić, a Soriano nie trafił w bramkę głową po dokładnym dośrodkowaniu Michaela Gardawskiego. Lis rzucił się też na notę po strzale Jakuba Żubrowskiego. Goście łącznie oddali dziś aż 24 strzały, Wisła zaledwie 5. W strzałach celnych było 7:1 dla kielczan. No, ale wiadomo za co w piłce punktów nie przyznają.

Plusem meczu uznajemy Klemenza, który był praktycznie nie do minięcia w powietrzu, czyścił niemal wszystko. Ostatnio się ogarnął i gra co najmniej solidnie. Miłe zaskoczenie, gdy przypomnimy sobie co jeszcze nie tak dawno wyprawiał w Sosnowcu.

Wisła jedzie teraz do Gdyni, a kończy u siebie z Miedzią. Korona przed urlopami wybierze się do Sosnowca, by później ugościć Górnika Zabrze. Tak naprawdę tutaj trzy z czterech meczów mogą być już piknikami.

Reklama

[event_results 582309]

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...