Reklama

Stocznia buduje niszczyciel

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

01 lipca 2018, 14:46 • 10 min czytania 2 komentarze

W gabinetach prezesów klubów PlusLigi lekki popłoch. Ekipa, która w ostatnich sezonach dryfowała w dolnej części tabeli, niedawno zyskała bogatego sponsora i teraz chce wypłynąć na szerokie wody. Co kilka dni odpala transferową torpedę, a pod pokładem trzyma jeszcze kilka ładunków. Władze ligi i kibice zacierają ręce, rywale już niekoniecznie. – Jesteśmy nawet nieco atakowani, bo jednak pojawił się nowy gracz, który zaczyna mieszać w lidze – słyszymy w klubie, gdzie powstaje dream team, jakiego w rodzimych rozgrywkach jeszcze nie było.

Stocznia buduje niszczyciel

Stocznia Szczecin jak na razie plany ma ambitne, tyle że Titanic też był wielki, drogi i ponoć nie do zatopienia. Jaki to będzie rejs?

Przed tygodniem klub dla zabawy zapytał w mediach społecznościowych kibiców, jakie gwiazdy chcieliby zobaczyć w nowym sezonie w Szczecinie. Ci wymieniali m.in. Wilfredo Leona, Dimę Muserskiego, Jenię Grebennikowa czy Kevina Le Roux. Aż tak grubo nie będzie, ale nabytki Stoczni i tak robią wrażenie.

Pierwszą transferową bombą był Bartosz Kurek, chociaż kibice ze Szczecina wyniuchali to już wcześniej, bo zawodnik podejrzanie często widywany był w miejscowych siłowniach. Jeden z najlepszych polskich siatkarzy ostatnich lat miniony sezon spędził w tureckim Ziraacie Bankasi Ankara, ale jego przygoda nad Bosforem była raczej kiepska – „Kuraś” już na początku złapał kontuzję, stracił kawał sezonu, a jak już wrócił, to był pod formą. W Szczecinie Kurek ma się w końcu odkręcić i wrócić do swojego najlepszego grania. W Stoczni, tak jak obecnie w reprezentacji, ma być atakującym.

Potem ogłoszono podpisanie umowy z wicemistrzem świata z 2006 r. Łukaszem Żygadło, który wraca do kraju po ponad dziesięciu latach odbijana piłki na obczyźnie. W tym czasie nasz rozgrywający zaliczył Grecję, Włochy, Rosję, Turcję i Iran, zarobił pewnie niezłe pieniądze, ale przede wszystkim wygrał trzy razy Ligę Mistrzów w barwach Trentino. Chociaż ma już prawie 39 lat, to jednak wciąż jest gwarantem jakości na pozycji reżysera (naszą niedawną rozmowę z Łukaszem, przeprowadzoną jeszcze przed ogłoszeniem kontraktu, znajdziecie tutaj).

Reklama

Ostatnim jak na razie odpalonym ładunkiem był Radostin Stojczew, który dostał fotel dyrektora sportowego. To tak, jakby do piłkarskiej ekstraklasy przyjechał Carlo Ancelotti. Nazwisko Bułgara jest jednym z najgorętszych na trenerskiej karuzeli, ale trudno żeby było inaczej, skoro były szkoleniowiec m.in. Trentino, Azimutu Modena i Dynama Moskwa ustrzelił w swojej karierze trzy Ligi Mistrzów i cztery Klubowe Mistrzostwa Świata. 49-letni Stojczew był już też przymierzany do objęcia kierownicy w reprezentacji Polski, ale nie doszło do porozumienia między nim a związkiem, który ostatecznie sięgnął po Ferdinando De Giorgiego.

A to jeszcze nie wszystko, bo jak zapowiada klub, w najbliższych dwóch-trzech tygodniach podawane będę kolejne nazwiska. Wszystkie znaki na niebie i parkiecie wskazują, że do Szczecina przyleci m.in. jeden z najlepszych siatkarzy ostatniej dekady Matej Kazijski. Bułgarski przyjmujący w klubowej siatkówce też wygrał już wszystko, a z reprezentacją był brązowym medalistą mistrzostw świata i Europy. Chociaż ma już 33 lata i ostatnio grał w Japonii, to wciąż może przebierać w ofertach prawie jak w owocach w warzywniaku. Wciąż zaliczany jest do grona czołowych graczy na swojej pozycji.

W siedzibie klubu przydałyby się więc drzwi obrotowe, bo te zwykłe praktycznie się nie zamykają. Lista graczy, z którymi nie przedłużono kontraktów też jest długa i znaleźli się na niej m.in. Michał Ruciak, Dawid Murek i Bartosz Gawryszewski.

Ale nic dziwnego, skoro w Szczecinie składają właśnie bardzo drogą zabawkę.

LODZ 01.06.2018 MECZ SIATKARSKA LIGA NARODOW 2018 PILKA SIATKOWA --- FIVB VOLLEYBALL NATIONS LEAGUE MATCH IN KATOWICE: POLSKA - FRANCJA --- POLAND - FRANCE BARTOSZ KUREK FOT. ANNA KLEPACZKO/FOTOPYK/NEWSPIX.PL / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

„Dupochron” nie jest potrzebny

Reklama

To już przesada…. czy całe zachodniopomorskie się zrzuciło na klub? – to tylko jeden z głosów zdziwienia, jakie pojawiły się na Twitterze po informacji o zatrudnieniu Radostina Stojczewa.

Jak to się stało, że klub, który zadebiutował w PlusLidze dopiero w sezonie 2016/2017 i nie wychylił jeszcze nosa wyżej niż 12. miejsce, teraz zbroi się na potęgę? Za tym szaleństwem stoi prezes Jakub Markiewicz, były ligowiec, który na początku wieku otarł się nawet o reprezentację zaliczając w niej kilka meczów. Markiewicz zawsze miał głowę na karku, dlatego jeszcze w czasie kariery zawodniczej zaczął powoli rozkręcać firmę Espadon działającą w branży utylizacji odpadów. Miał nosa, interes wypalił. Przedsiębiorstwo działało na tyle dobrze, że właściciel podjął się misji odbudowy szczecińskiej siatkówki, która ma przecież tak piękne tradycje – w latach 80. Stocznia Szczecin dwukrotnie była mistrzem Polski. Jej spadkobiercą było Morze Szczecin, a następnie Morze Bałtyk, ale po raz ostatni klub z regionu w najwyższej klasie rozgrywkowej występował kilkanaście lat temu.

Żartem można więc powiedzieć, że posprzątania i nowych porządków w szczecińskiej siatkówce podjął się człowiek od sprzątania odpadów.

Tak właśnie w 2014 r. powstał Espadon Szczecin. Klub rozpoczął swój żywot od pierwszej ligi. – Stało się tak dzięki pomocy PZPS. Ludzie z centrali zobaczyli, że nasz projekt, klub budowany w dużym mieście z wielkimi siatkarskimi tradycjami, ma ręce i nogi. Umożliwili nam start na zapleczu. W pierwszym sezonie zespół był zbudowany za późno i to była wówczas drużyna na miarę naszych ówczesnych możliwości finansowych i organizacyjnych. Nie mieliśmy szans na awans. Wtedy postawiliśmy sobie za cel awans do pierwszej czwórki i walkę o PlusLigę w kolejnym rozdaniu. Udało się go zrealizować – mówił przed dwoma laty w „Rzeczpospolitej” Jakub Markiewicz, chociaż trzeba przypomnieć, że ostatecznie wejście do PlusLigi przed sezonem 2016/2017 było możliwe dzięki otwarciu rozgrywek.

W debiutanckim sezonie Szczecin wygrał tylko 9 z 30 meczów sezonu zasadniczego, a w trakcie rozgrywek zmieniono trenera: Serba Milana Simojlovicia zastąpił Michał Mieszko Gogol. Rok później postęp był minimalny, bo zwycięstw było dziesięć. Klub płacił frycowe i nie miał prawa porównywać się do najmocniejszych ekip. Wszystko zmieniło się jednak w kwietniu, kiedy ogłoszono podpisanie umowy ze Stocznią Szczecińską, nowym sponsorem strategicznym.

Rozmowy ze Stocznią rozpoczęły się w trakcie ostatniego sezonu. Były konkretne do tego stopnia, że umowa została podpisana pod koniec rozgrywek, dosłownie dwie kolejki przed zakończeniem grania, co zdarza się rzadko. Obie strony uznały po prostu, że jeśli mają wejść w ten projekt, to od razu. Stąd zamieszanie ze zmianą nazwy klubu – mówi Weszło Jarosław Marendziak, kierownik ds. mediów.

I dodaje: – Początkowo pomysły dotyczyły sponsora tytularnego, który pomoże w rozwoju klubu i będzie gwarancją nieco wyższych celów. Czyli już nie walki o utrzymanie, ale o miejsca 6-10. Chodziło o postęp, żeby kibice mieli czym się pasjonować, a klub był budowany krok po kroku. Ale w trakcie negocjacji pojawiły się sygnały ze strony sponsora, że ten krok ma być jednak skokiem na głęboką wodę. Umowa została podpisana do końca najbliższego sezonu z opcją przedłużenia. Wiadomo, gdyby doszło do totalnej wtopy, mogłoby to mieć znaczenie dla przyszłości klubu, ale obecnie współpraca układa się rewelacyjnie i jest mało prawdopodobne, żeby sponsor po pierwszym roku odszedł. Jest pomysł na dłuższe wspólne funkcjonowanie.

Jak dowiedzieliśmy się, budżet nie będzie jednak opierał się wyłącznie na przelewach ze stoczni i od dotychczasowych sponsorów. Klub prowadzi rozmowy z kolejnymi partnerami, w tym zagranicznym, który mógłby wejść także w nazwę zespołu. O wysokości budżetu trudno więc dziś mówić. Ale nie wiadomo, czy w ogóle będzie można o nim mówić, ponieważ umowa ze Stocznią Szczecińską – jak wyjaśnia Marendziak – zawiera klauzulę tajności. Szczeciński portfel, jak na plusligowe warunki będzie musiał być jednak imponujący, bo przecież musi udźwignąć kontrakty gwiazd (najczęściej dwuletnie).

Zajebiście ciekawy projekt nie tylko od strony sportowej, ale też marketingowej. Bo jeśli mamy Żygadłę, Kurka, Stojczewa i Kazijskiego w polskiej lidze w tym samym momencie, to halo, takie rzeczy nie dzieją się u nas codziennie – mówi Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert telewizyjny. – Cały czas traktuję to w kategorii „nie dowierzam”, bo odkąd chyba żyję, to takiej konstelacji gwiazd w jednym zespole naszej ligi nie widziałem. Czekam do pierwszego spotkania, kiedy wszyscy wyjdą na boisko i pewnie dopiero wtedy powiem „wow, udało się”. Chociaż jeżeli za coś zabiera się Kuba Markiewicz – który po zakończeniu przygody z siatkówką pokazał, że były sportowiec może zdziałać wiele w biznesie – to jest on dla mnie gwarantem, że ten projekt będzie miał ręce i nogi.

Zdaniem byłego siatkarza, Stocznia z takim potencjałem od razu musi walczyć o wysokie cele.

Celowanie w miejsca 6-8 byłoby mniej więcej takim samym żartem, jak polscy piłkarze jadący na mistrzostwa świata po medale. Mówienie o środku tabeli byłoby „dupochronem”, a ten w tym wypadku nie jest potrzebny. Wiadomo, nikt nie zagwarantuje medalu na początku, ale na pewno zbudowana została ekipa, która dość mocno może tą ligą wstrząsnąć – dodaje.

Stojczew przy boisku ma się nie kręcić

Chociaż drużyna w nowym składzie nawet raz nie odbiła jeszcze piłki, to władze Stoczni mówią jasno – po to ściągnęli Radostina Stojczewa, żeby ten stworzył pełne struktury sportowe klubu i wprowadził go w niedalekiej przyszłości do Ligi Mistrzów.

Dla Bułgara nowa praca będzie oddechem, bo z włoskiego Azimutu Modena odszedł w delikatnie mówiąc dusznej atmosferze. W drużynie doszło do otwartego konfliktu na linii trener-zawodnicy (szczególnie żarł się z Francuzem Earvinem N’Gapethem). Gracze podważali metody treningowe Stojczewa, zarzucali mu, że są przez niego źle traktowani, a on za ich plecami szuka już nowych grajków. Cyrk zakończył się tym, że siatkarze zbuntowali się przeciwko niemu i udzielili wywiadu telewizyjnego, po którym szkoleniowca zwolniono. Stojczew miał żal do władz klubu, że nie dano mu nawet możliwości obrony, a jego zdaniem rzeczywistość była inna niż przedstawiali zawodnicy. Część kibiców Modeny stanęła zresztą za nim murem.

2016.04.16 Krakow Siatkowka mezczyzn Liga Mistrzow Final Four TRENTINO Diatec - Cucine Lube CIVITANOVA N/z Radostin Stojczew Stoytchev Foto Lukasz Laskowski / PressFocus 2016.04.16 Krakow Men volleyball 2016 CEV DenizBank Volleyball Champions League Final Four TRENTINO Diatec - Cucine Lube CIVITANOVA Radostin Stojczew Stoytchev Credit: Lukasz Laskowski / PressFocus

Rola Bułgara w Szczecine będzie jednak arcyciekawa też z innego względu. Klub potwierdził już, że trenerem pozostanie 33-letni Mieszko Gogol, a więc szkoleniowiec wciąż na dorobku, który jednocześnie jest też asystentem Vitala Heynena w reprezentacji. W takim układzie pewnych spekulacji nie da się uniknąć.

Mamy świadomość, że wygląda to, jakby to Stojczew był przygotowywany na stanowisko trenera. Przy jego nazwisku i osiągnięciach takie komentarze mogą się pojawić, ale myślę, że tylko do pierwszych spotkań, kiedy zobaczymy, jak obaj ze sobą rozmawiają, gdzie się pojawia Stojczew, czy się gdzieś za mocno nie kręci. A z tego co wiem, koło boiska ma się nie pojawiać – uśmiecha się rzecznik klubu. Jak dodaje, obaj panowie już od pewnego czasu mają ze sobą stały kontakt i konsultują ruchy kadrowe. – Sam Mieszko zdaje sobie sprawę, że będzie mógł bardzo wiele nauczyć się od Stojczewa, bo to młody, otwarty człowiek. Ale jednocześnie będzie też mocno walczył o to, żeby przypominać, że to on jest pierwszym trenerem, to on tutaj rządzi i dzieli, planuje treningi, rozmawia z zawodnikami.

Gdyby dzisiaj dyrektorem sportowym w Cracovii został Jose Mourinho, to też byśmy się zastanawiali, kiedy Michał Probierz straci pracę. Sprawa identycznie wygląda w przypadku Stoczni i Mieszko Gogola. To jeden z najlepszych polskich szkoleniowców, który strasznie szybko przeskoczył pewne etapy swojego rozwoju i dzisiaj musi zmierzyć się nie tylko z konstelacją gwiazd na boisku, ale i ze Stojczewem siedzącym w gabinecie dyrektora – mówi Łukasz Kadziewicz.

Można jednak usłyszeć, że Bułgar będzie wsparciem sztabu szkoleniowego. Może tak być chociażby w trakcie wrześniowych mistrzostw świata, na które z racji reprezentacyjnych obowiązków pojedzie przecież Gogol. Radostin Stojczew – jak mówi Jarosław Marendziak – „może ewentualnie coś korygować” w planie przygotowanym przez pierwszego trenera.

Stocznia daje sygnał dla gwiazd

Patrząc szerzej na szczeciński projekt, można też powiedzieć, że spadł on PlusLidze jak z nieba. Rodzime rozgrywki, chociaż wciąż uchodzą za numer trzy po lidze rosyjskiej i włoskiej, w ostatnim czasie przestały być jednak wabikiem na gwiazdy. Najbardziej lamentowano przed rokiem, kiedy z Polski wylecieli m.in. Kurek, Dawid Konarski (zasilił teraz Jastrzębie), Fabian Drzyzga, Marko Ivović, Kevin Tillie, Nicolas Uriarte czy John Perrin. Teraz z kolei liga straciła Srećko Lisinaca, który zamienił Bełchatów na Trydent. To wszystko musiało odbić się na poziomie rozgrywek.

Dlatego szczeciński zaciąg może być lekkim oddechem i sygnałem dla zagranicznych graczy, że jednak warto podpisywać tutaj kontrakty.

Może czasami warto zarobić 50 tys. mniej i być w fajnym miejscu, a nie siedzieć gdzieś na końcu świata i poprawiać sobie nastrój tylko wchodząc na rachunek bankowy. Sposobów na przyciągnięcie gwiazd do ligi jest wiele, ale ja zawsze powtarzam, że siatkówka to nie perpetuum mobile. To urządzenie, przy którym trzeba mocno pedałować, żeby była energia. To nie jest tak, że siedzisz w domu, ktoś puka do drzwi i mówi „masz tu 10 mln, zbuduj mi klub”. Nie, te pieniądze ktoś wydreptał, a teraz trzeba je wyskakać na boisku. I taka Stocznia pokazuje teraz środowisku, jak się powinno rozgrywać duże pieniądze. W gabinetach prezesów innych klubów zrobił się może lekki popłoch, ale to dobrze, bo rywalizacja podnosi poziom nie tylko sportowy, ale również ten dotyczący zarządzania klubami – podkreśla Kadziewicz.

Jedno jest pewne, Stocznia Szczecin skradła przedsezonowe show wszystkich klubom. Teraz pytanie, czy gwiazdy dadzą też show na parkiecie?

 Terminarz na najbliższy sezon zakłada, że do szóstej kolejki gramy praktycznie z samymi tuzami. Kluby wiedzą, że potrzebujemy czasu na zgranie, dlatego będą chciały wygrać i pokazać, gdzie jest nasze miejsce. Ale damy radę – mówią w Stoczni.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI   

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...