Na początku każdego związku są słodkie słówka pisane na skrawku papieru. Padają piękne zdania, podszeptuje się o miłości na wieki. Ale z czasem przychodzą pierwsze kłótnie i wyciąganie brudów leżących na sercu. Związek Nenada Bjelicy z kibicami Lecha Poznań w środę wkroczył w fazę drugiego kryzysu. Podczas środowego spotkania ze Śląskiem fani „Kolejorza” wykpili Chorwata okrzykami o cirkusie i skandalozy.
Niemal każdy trener na świecie lubi podlizać się kibicom w swoim nowymi klubie komplementem rzuconym już w drzwiach wejściowych. Podkreślić, że fani akurat tej właśnie drużyny są najlepsi, że będzie dla nich wygrywał, że będzie pięknie. Nie inaczej było z Nenadem Bjelicą podczas jego pierwszych dni w Poznaniu. Chorwat zapewniał, że zna renomę miejscowych kibiców. I obiecał im walkę w każdym spotkaniu. Frazes gonił frazes, ale nowy szkoleniowiec „Kolejorza” szybko zyskał zaufanie miejscowych. Wykreowano go na tego, który zaprowadzi porządki w drużynie i będzie reprezentantem trybun w szatni. Poznański kibic miał wreszcie dostać twierdziela, który wjedzie do szatni na białym koniu i ustawi wszystkich po swojemu.
Kibice za te konferencyjne całusy odwdzięczyli mu się transparentem, który wywiesili przy Bułgarskiej w debiucie nowego wodza. Napis na nim głosił „Treneru Bjelice – hocemo borce, a ne zvezdice”, czyli „Trenerze Bjelico, chcemy wojowników, a nie gwiazdeczki”. Chorwat dostał jasny komunikat – „stoimy za tobą, rób porządki, poprzemy cię w nich. Masz zgodę na czystki, ale i mamy swoje oczekiwania”. Później w mediach społecznościowych rozhulano hasztag na patent z Premier League #InBjelicaWeTrust. Początki związku – jak to często bywa – były słodkie, a lukrowaniu nie było końca.
Ale ex-trener Austrii Wiedeń wkrótce przekonał się, że cierpliwość też ma swoje granice. A dane słowo ma swoją wartość – to przecież Bjelica obiecywał, że fani dostaną takiej drużyny, która nawet jeśli będzie przegrywać, to po heroicznej walce. – We Włoszech, gdy prowadziłem Spezię, zawsze dostawaliśmy aplauz po meczu. Zachwyciliśmy kibiców ambicją i wolą zwyciężania, choć nie zawsze wygrywaliśmy – mówił.
Pierwsze brudy w związku wyprano publicznie w Szczecinie po przegranym 0:3 meczu Pucharu Polski. Czyli jeszcze przed rocznicą zatrudnienia Chorwata w Poznaniu. Lechici przeszli wtedy obok meczu i po żenujących 90 minutach zostali wezwani pod sektor gości. Pierwszy pod płot ruszył Bjelica, który przekrzykiwał się z kibicami i wymachiwał rękoma. Klasyczna kłótnia w towarzystwie – kto tego nie przeżył? Szamotanina wisiała w powietrzu, ale ostatecznie trener wraz z piłkarzami zeszli do szatni.
Druga faza kryzysu tej trudnej miłości przyszła na początku tego roku. Po kiepskim starcie Lecha wrzało głównie w internecie, a kibice na stadionie jeśli już krytykowali, to piłkarzy. „Biegać, walczyć i się starać, w Lechu trzeba zapierdalać” – padało wtedy z sektorów sympatyków gospodarzy. Otwarte wyrzuty do Chorwata padły dopiero w drugiej połowie meczu ze Śląskiem Wrocław. Żenująca postawa lechitów sprowokowała do okrzyków niosących się z „Kotła”. „Bjelica! Co? Skandaloza!”, a później „Bjelica! Co? To je cirkus!”. Bjelicę musiało to zaboleć, bo – po pierwsze – trybuny po raz pierwszy zwróciły się tak otwarcie przeciwko niemu, a – po drugie – zadrwiono z niego samego przypominając mu jego własne hasła.
Po meczu trener najpierw stwierdził, że okrzyków nie rozumiał lub nie dosłyszał. Ale po wyjaśnieniu, o co kibicom chodziło, nie miał już wyjścia i musiał się jakoś do nich odnieść. Wolał jednak nie wywlekać brudów ze związku na forum. Albo po prostu chciał odpuścić i nie drążyć tematu. – Powiem tylko tyle, że mam wielki szacunek do kibiców. Przyszło ich dzisiaj ponad cztery tysiące, a było przecież bardzo zimno – odparł.
Teraz przed nim i fanami „Kolejorza” nie ma czasu na ciche dni i odpoczynek od siebie, który mógłby zaleczyć świeże rany po środowych okrzykach. Już w niedzielę kolejny mecz – i to nie byle jaki. Zwycięstwo nad Śląskiem nie było przecież wystarczającą rekompensatą dla fanów z Poznania. Prawdziwymi kwiatami na zgodę może być tylko dobra postawa w starciu z Legią. Najlepiej okraszona zwycięstwem. A jeśli Lech znów na wyjeździe poważnie rozczaruje, to Bjelica będzie mógł powoli pakować rzeczy ze wspólnego mieszkania.