Mecz przyjemny dla oka. Oczywiście po przełączeniu się na Koronę z Wisłą na przykład po meczu Leicester – Liverpool nie byłoby super, ale taki widz na pewno nie zacząłby wydłubywać sobie oczu. Spotkanie było szarpane, jednak ciekawe, bo do zaangażowania na wysokim poziomie, poszczególni piłkarze dokładali trochę techniki. Więcej było jej po stronie Korony, dlatego to ona cieszyła się ze zwycięstwa.
Przez pierwsze pół godziny tak naprawdę brakowało tylko (i aż) sytuacji strzeleckich. Ale i tego się doczekaliśmy. Długą piłkę do Carlitosa “rzucił” Patryk Małecki, ale napastnik Wisły nie miał łatwo, bo był odprowadzany coraz dalej od światła bramki przez Kovacevicia i nie miał gdzie uderzyć piłki. Ale dla Hiszpana to żaden problem, bo w takim razie stwierdził, że zmieści ją między nogami Kovacevicia. Oraz między nogami Gostomskiego. “Łatając” jednocześnie obrońcę i bramkarza Carlitos dał Wiśle prowadzenie.
Minęło sześć minut, Korona wywalczyła sobie rzut rożny. Futbolówkę ustawił Jacek Kiełb, dośrodkował wprost na głowę Kovacevicia, ten zgrał piłkę głową do środka pola karnego, a w siatce umieścił ją Maciej Górski. Takiej odpowiedzi na bramkę Wisły nie powstydziłby się nawet Dwayne Johnson, znany jako “The Rock”, który na drugię imię mógłby mieć “riposta”.
A po zakończeniu pierwszej połowy Maciej Górski udowodnił, że wywiad w przerwie jednak może być ciekawy i świetnie podsumował swoją ostatnią formę: – Będąc uczciwym słowa krytyki mi się należały. Żadne tam „pokazałem niedowiarkom”, żadne odwołania do hejterów, po prostu: grałem źle, więc rozumiem głosy o tym, że gram źle – powiedział napastnik, co cytowaliśmy już w relacji LIVE.
Im dalej w las, tym większe drzewa przed zawodnikami Wisły. Korona wybiegła na drugą połowę jeszcze bardziej zmotywowana. I długo z gośćmi się nie cackała. Rymaniak wyrzucił piłkę z autu do Jacka Kiełba, ten puścił ją obok rywala, obiegając go i spod linii końcowej dograł piłkę w pole karne. Tam czekał na nią Cvijanović, który uderzył piłkę “z dużego palca” i trafił na 2:1. A pokazały to dopiero powtórki, bo na początku wydawało się, że załadował ją do siatki idealnie trafionym wolejem. Jednak musimy bardzo pochwalić Słoweńca, bo zanim uderzył, piłka odbiła sie od murawy jeszcze przed jego nogą, a w takich przypadkach często, zamiast w bramce, futbolówka ląduje na trybunach. Teraz było inaczej.
Korona wykreowała sobie jeszcze kilka fajnych sytuacji. Raz Cebula zakręcił obrońcami, wbiegł w pole karne, przełożył piłkę na prawą nogę i gdy wyczekiwaliśmy strzału… gość się wywalił. Bliżej bramki był Jukić (w zasadzie bliżej byłby niej każdy, kto oddałby strzał), który zagrał z Możdżeniem na ścianę, dzięki czemu miał Cywkę za sobą i dobrze uderzył, ale koniuszkami palców obronił Buchalik, zabrakło kilku centymetrów, żeby piłka wpadła do bramki. Aha, no i akcja Rymaniaka! Cały mecz spokojnie czekał w garażu, ale jak już ruszył na przebój, to ręce same składały się do oklasków. Doholował piłkę do pola karnego, zagrał do Soriano, który strzelił w Sadloka, ale piłka była dla wiślaków na tyle złośliwa, że odbiła się jeszcze od Soriano i zmierzała do bramki, ale dobrą interwencję zaliczył Buchalik. Generalnie jednak – jak widzicie – nadal atakowała Korona.
Nic nie zmieniło się też w końcówce, na co fani Wisły mogli liczyć najbardziej, bo ich zespół w tym sezonie na 12 goli aż siedem strzeliła po 75. minucie spotkania. Co prawda w doliczonym czasie gry uderzeniem z woleja sprzed pola karnego Gostomskiego spróbował pokonać Imaz, ale piłka odbiła się od Diawa i nie poleciała w światło bramki. A umówmy się, że gdy jest doliczony czas gry, a ty masz piłkę pod własnym polu karnym, ale na połowie rywala jest tylko trzech twoich zawodników, to nie masz szans na bramkę, bo nawet “lagi” nie ma sensu grać. Korona drugi raz w tym tygodniu poradziła sobie z gośćmi z Krakowa, a przed “Białą Gwiazdą” jeszcze trudniejszy – przynajmniej teoretycznie – okres, czyli mecze z Jagiellonią, Legią i Lechem. A Korona, jeśli dobrze pójdzie, już w najbliższej kolejce wskoczy do górnej połówki tabeli.
[event_results 360720]
fot. 400mm.pl