Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

29 czerwca 2017, 12:42 • 7 min czytania 68 komentarzy

Czy Lech słabnie, bo traci Bednarka?

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

A czy Southampton osłabił się na stracie Luke’a Shawa?

Przypomina mi się sezon, kiedy Soton według wielu miało spaść z ligi i to – mniej więcej – bez zrobienia punktu, bez strzelenia bramki, w pucharze dostając od pasterzy w sandałach. Powód? Z St. Mary’s odeszło kilku kluczowych graczy.

Ale przecież nie odeszli dlatego, że prezes przegrał ich w karty, nie odeszli dlatego, że odkryli powołanie w prowadzeniu cukierni w Pabianicach, tylko za każdym razem Southampton ubijał doskonały interes.

Lech lepszego na Bednarku ubić po prostu nie mógł. To jest tak mistrzowski deal, jak w Eurobiznesie wymiana Wodociągów na Wiedeń. Bednarek to dobry piłkarz, jeden z lepszych stoperów zeszłego sezonu. Ale Bednarek przede wszystkim jest dobry jak na swój wiek. Co kiedyś oznaczałoby, że starszyzna pogratulowałaby, że nie przegrał im meczu, a potem odesłała do pompowania piłek. W dzisiejszych realiach oznacza to grube miliony euro. Ale nie miejmy złudzeń: gdyby Bednarek grał to samo, ale miał niewłaściwy PESEL, trafiłby do Premier League tylko w FM-ie, a i to na sejwie taty.

Reklama

Czy Bednarek to piłkarz dla Lecha tak niezastąpiony, że Bułgarska spłynie łzami tęsknoty od pierwszego meczu? To ważny element układanki zwanej pierwszą jedenastką, ale na przykład pod względem not w zeszłym sezonie wypadł słabiej od Arajuuriego. To kolejny dowód pokazujący dobitnie, że Bednarek bije rekord, bo jest dobrym materiałem na piłkarza, a nie dlatego, że dziś samotnie robi napastnikom Stalingrad. Lech może trochę poczekać zanim trafi się kolejny stoper o takim potencjale sprzedażowym, ale czysto piłkarsko, na teraz, to człowiek do zastąpienia po prostu kimś starszym, bardziej doświadczonym, kto jest za stary by trafić do notesu skautów wielkich klubów, ale kto jest w stanie grać to samo.

Lech za jednego wychowanka wzmocnił finansowo cały kręgosłup klubu. To o wiele więcej niż mógłby dać na boisku Bednarek, choćby i w przyszłym sezonie był co tydzień piłkarzem meczu. Jeśli sprzedaż Bednarka osłabia Lecha, to tylko w takim wąskim rozumieniu, w którym Ruch osłabiałby się sprzedając Urbańczyka za sto milionów, rękę księżniczki i pół królestwa.

Jakim osłabieniem będzie strata Kownackiego? Należy mu się szacunek trybun, bo tyle meczów i bramek powinno budzić respekt, ale nie jest to napastnik, który ciągnął zespół za uszy. Jest to napastnik, który miał dobre mecze, miał bardzo dobre, ale też w niektórych był wystawiany w jedenastce przez to, że interesuje skautów, a Robak nie. PESEL wpychał go do pierwszej jedenastki, czysta patologia, z którą pewnie będziemy mieli do czynienia coraz częściej, ale co też pokazuje, że jak wartość Kownackiego na rynku jest potężna, tak wcale nie musi oznaczać potężnej pozycji w szatni czy na boisku.

Ani jeden ani drugi nie marzyli o tym, by zostać przy Bułgarskiej przez następne piętnaście lat. Trzeba ich sprzedać, bo, będąc brutalnym, z każdym rokiem tracą na wartości. Wiele bardziej – jeśli w ogóle – już tu się nie wybiją, a za chwilę PESEL przestanie być ich najlepszym kumplem, dobrym wujkiem i prywatnym Mino Raiolą w jednym. Ich strata była wliczona, wiedziano o tym doskonale, dlatego między innymi Lech tak wcześnie zrobił sześć transferów.

Zgadzam się, że w okienku transferowym ważna jest cierpliwość, szczególnie dla polskich klubów. Niejeden kozak będzie w czerwcu czekał na ofertę z mocnej ligi, a dopiero pod koniec okienka uzna, że jednak Ekstraklasa to fajna opcja. Najlepsze nazwiska, najlepsze oferty, mogą się trafić dopiero za parę tygodni, co notabene powinni zrozumieć kibice Legii, gorączkujący się brakiem ogłoszenia Messiego przy Łazienkowskiej. Ale jeśli jak Lech startujesz w pierwszej rundzie eliminacji LE i marzysz o awansie do fazy grupowej, to spieszyć się musisz. Lech to właśnie zrobił, a każdy z jego transferów na papierze wygląda solidnie, choć to też rewolucja w składzie, która jest obarczona ryzykiem chaosu. Ale przecież nawet jakby wszyscy mieli okazać się patałachami, to czy powiemy zimą: nie no, Lech zrobił błąd, powinien zatrzymać Bednarka, Kownackiego, ew. Kędziorę?

Zastanawia mnie natomiast tak duża liczba obcokrajowców przy Bułgarskiej – zupełnie niewykluczone, że zdarzy się mecz, w którym Kolejorz będzie przypominał wariację Pogoni Antoniego Ptaka. Ale co ci powie każdy działacz: obcokrajowcy są tańsi. Za tej samej klasy Polaka będziesz musiał wszystkim wokół zapłacić więcej. A przecież po coś Lech inwestuje tak mocno w akademię. Może planuje model: obcokrajowcy plus wychowankowie? To nie brzmi jak recepta pod katastrofę, ale zaznaczam – tylko spekuluję.

Reklama

Spekuluję, ale przecież właśnie za sprzedaż wychowanków może zarobić niemal tyle samo, ile za wejście do Ligi Mistrzów. Tyle lat żyliśmy mitem garnca złota, który otrzyma polski klub po wyważeniu wrót do Champions League. Ta forsa miała na zawsze odmienić klub i ligowy układ sił. Tymczasem Lech tego lata może zarobić podobnie nawet, jeśli przegra z Pelister.

I jest to przykład, który idzie w Polskę, a trafia się w najlepszym możliwym momencie – gdy jak kraj długi i szeroki, kluby inwestują w szkolenie młodzieży. Kolejorz pokazał jak może to być dochodowe. Zbrojenia, armia zaciężna, co ma zrekompensować awans do Champions League? Jest inna droga, znacznie stabilniejsza, a przy okazji bardzo pożyteczna dla całego polskiego futbolu.

Przypomnijmy sobie dla kontrastu z jakiego założenia wychodził Cupiał, gdy Wisła była wizytówką nasze piłki. Wypowiedź dla Rzeczpospolitej:

– Wisła też kiedyś słynęła ze zdolnej młodzieży. I Ajax Amsterdam też. Ale czasy się zmieniły. Wyszkolenie młodego zawodnika kosztuje. A ostatecznie i tak pojawi się agent, który zamąci w głowach temu chłopcu, jego rodzicom, trenerowi i prezesowi. To ja wolę postawić na zawodnika z zagranicy, który bywa tańszy i mniej z nim kłopotu.

Cupiał zna się na robieniu pieniędzy, ale nie poprzez piłkę. Nie rozpoznał nadejścia czasów, w których jeden dobrze rokujący wychowanek jest wart na rynku więcej, niż Kosowski, Szymkowiak, Żurawski i Frankowski razem wzięci.

Tyle lat mówiło się: ciekawe co by było, gdyby Wisła weszła do LM choć raz? Co by było, gdyby sędzia nie był idiotą i uznał bramkę Penksy?

Może i tak niewiele inaczej, komet w Champions League też było sporo. Natomiast jestem przekonany, że gdyby wtedy, dwadzieścia lat temu, Cupiał rozumiał że szkolenie młodych to nie smutny obowiązek, ale potencjalna żyła złota, Wisła dzisiaj byłaby hegemonem.

***

Bardzo spodobał mi się fragment rozmowy Kuby Białka z Przemkiem Trytką.

Gdy oglądałem w pokoju polską Ekstraklasę, zawodnicy przychodzili do mnie i nie wierzyli, że to tak wygląda. Mieli przekonanie, że stadiony są podobne jak u nich.

Czasem mówili: – Załatwiaj mi transfer, pojadę tam pograć skoro jest taka otoczka!

Za chwilę zadawali jednak następne pytanie: – A ile tam można zarobić?

I gdy padała odpowiedź twierdzili, że wolą pooglądać sobie to w telewizji i zostają grać u siebie. 

Choć wydaje się to mało prawdopodobne, może nawet obrazoburcze, tak nie wszyscy w Europie odliczają dni, godziny i minuty do otwierającego ligowy sezon 17/18 Wisła Płock – Lechia Gdańsk. Nie każdy Miguel z Andaluzji sprawdza na telegazecie nowinki transferowe z Nowego Sącza, a w konsekwencji wciąż nie jest powszechną wiedzą, że średnią frekwencji dobijamy do coraz mocniejszych lig europejskich, że na czwartym poziomie rozgrywkowym potrafi tydzień w tydzień zapełnić się osiemnastotysięcznik, że za parę lat pierwsza liga może mieć niemal same stadiony wysokiej jakości. Wciąż niejednemu Stefano z Neapolu będzie się chciało śmiać, gdy powiesz, że w Polsce mamy nowsze stadiony, podczas gdy to po prawda.

Ale gdy udowodnisz czarno na białym, baranieją. Co widać po przykładzie kumpli Trytki, to że ta otoczka jest ważna. Każdy piłkarz chce grać na wielkim stadionie dla tysięcy fanów, czując, że to całe jego kopanie ma sens. Nie zawsze ma, jeśli piątą kolejkę z rzędu jesteś w stanie policzyć kibiców na trybunach.

Oczywiście znacznie więcej lig przewyższamy infrastrukturą stadionów, niż oferowanymi pieniędzmi, i w tej drugiej kwestii do pierwszej dziesiątki raczej prędko nie będziemy należeć. W ostatecznym rozrachunku niejeden – może nawet większość – powie, że fajnie byłoby  zagrać dla dwudziestu tysięcy widzów, ale jeszcze fajniej mieć lepsze pieniądze, nawet jeśli odbierane za grę na arenie pamiętającej uroczystości związane ze śmiercią Stalina. Niemniej atutu infrastruktury nie można lekceważyć, co pokazują sami piłkarze z innych krajów.

To tak jak to, co słyszałem o zatrudnieniu Bjelicy. Podobno w pierwszej chwili myślał: polska liga? Nie no, słaba. Raczej nie. A potem przyjechał, zobaczył stadion na własne oczy, zobaczył jaką w regonie firmą jest Lech, jak opakowana jest Ekstraklasa.

I wiedział, że Polska, Poznań, to miejsce, w którym warto być.

Leszek Milewski

Napisz autorowi “Milewski słabnie”

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
4
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Felietony i blogi

Komentarze

68 komentarzy

Loading...