Reklama

Legia pogromcą mitów? A może w myśl starych piłkarskich prawd jednak polegnie?

redakcja

Autor:redakcja

02 czerwca 2017, 15:34 • 4 min czytania 39 komentarzy

W niedzielę Legia Warszawa przystąpi do ostatniej odsłony walki o mistrzostwo, startując z pole position. Jeżeli wygra, bez znaczenia będą już wyniki pozostałych meczów, a i przy korzystnym ich układzie sukces może oznaczać nawet remis (będzie tak wtedy, gdy Lech nie przegra w Białymstoku). Według bukmacherów i wszystkich dostępnych modeli analizujących szanse poszczególnych ekip, podopieczni Jacka Magiery są dziś murowanym faworytem ligi. A jeżeli wypuszczą tytuł z rąk w ostatnim meczu, śmiało będą szukać się na kartach historii w zakładce “frajerzy”.  

Legia pogromcą mitów? A może w myśl starych piłkarskich prawd jednak polegnie?

To jednak dla legionistów najczarniejszy scenariusz, a ten pozytywny zakłada zwycięstwo i wielką fetę na warszawskiej starówce. Co ciekawe, taki wariant (czyli wygrana z Lechią) oznaczałby przy okazji obalenie kilku mitów, jakie od dawna funkcjonują w naszej piłce. Zdobywając mistrzostwo warszawianie zaprzeczą, że:

1. Mistrzostwo wygrywa się w meczach z najsłabszymi rywalami.

Można powiedzieć, że to zasada stara jak świat, chociaż w ESA37 nie ma aż tak wielkiego odzwierciedlenia jak w tradycyjnych systemach rozgrywkowych, bo tych meczów z najlepszymi zwyczajnie jest więcej. Jeżeli jednak w tym sezonie podzielibyśmy rywali Legii na bezpośrednich (Jagiellonia, Lech, Lechia) oraz niebezpośrednich (cała reszta), wyszłoby że z tymi pierwszymi punktowali na poziomie 2,50 punktu na mecz, a z tymi drugimi na poziomie 1,86 punktu na mecz (zakładając, że punkty fazy zasadniczej i finałowej mają taką samą wartość). Dotychczasowy bilans z pretendentami do tytułu wynosi 6 zwycięstw, 2 remisy i 0 porażek, co przełożyło się łącznie na 20 punktów. Gdyby jednak warszawianie zagrali z czołówką tak jak z resztą, tych punktów mieliby 15, czyli łatwo policzyć, że – nawet po uwzględnieniu podziału – dziś wszystkie karty rozdawałaby Jagiellonia, a Legia prawdopodobnie byłaby poza podium (pamiętajmy, że w takim wariancie bezpośredni rywale mieliby dziś więcej punktów).

Jeżeli więc Legia zdobędzie w tym sezonie mistrza, to nie meczami z najsłabszymi, z którymi solidarnie przegrywała (Ruch, Górnik Łęczna, Arka), ale właśnie meczami z czołówką. Jakkolwiek spojrzeć, nawet dosłownie warszawianie mogą wywalczyć sobie tytuł meczem z bezpośrednim rywalem, bo tak naprawdę wszystko zależy od starcia z Lechią. Jeżeli Legia wygra, na pewno będzie mistrzem, a jeżeli przegra, na pewno mistrzem nie będzie.

Reklama

2. Mistrzostwo wygrywa się w meczach u siebie.

Ile razy to słyszeliśmy – że na wyjeździe może przytrafić się remis, czasem można nawet przegrać, ale u siebie trzeba systematycznie kosić rywali. Co prawda Legia w tym sezonie może przypieczętować tytuł meczem u siebie, ale napisanie, że w ten sposób sięgnie po sukces, byłoby daleko idącym nadużyciem. Nawet jeśli spotkanie z Lechią zakończyłoby się zwycięstwem, finalny bilans przy Łazienkowskiej wyniesie 9-7-3, czyli 9 meczów wygranych i 10 niewygranych. A w przypadku mistrza Polski strata punktów w większości meczów u siebie to rzecz absolutnie niespotykana. Ostatnie najgorsze domowe bilanse w wykonaniu zwycięzców ligi to:

2011/12: Śląsk 9-2-4
2001/02: Legia 9-3-2
2000/01: Wisła 9-4-2
1992/93: Lech 9-6-2 (gdyby nie kary dla Legii i ŁKS-u nie byłby mistrzem)
1989/90: Lech 8-6-1

Pod względem stosunku meczów wygranych do niewygranych oraz średniej punktów na mecz, potencjalny bilans Legii jest tu jednak najgorszy. A mimo to wspomniane 9-7-3 na sto procent da warszawianom tytuł mistrzowski.

3. Nie da się wygrać ligi bez napastnika.

Rzecz jasna Legia tylko przez pół sezonu nie miała napastnika, wcześniej Nikolić na przestrzeni 20 kolejek dwanaście razy trafił do siatki. Ale też to za sprawą naprawdę dobrej wiosny – podczas której Legia póki co nie ma sobie równych – drużyna może sobie zapewnić tytuł. Jeżeli odpalimy tabelę od pierwszej kolejki po zimie, otrzymamy następujące dorobki punktowe: Legia 37, Lech 36, Jagiellonia 31, Lechia 28. Podopieczni Jacka Magiery póki co wygrywają wyścig na dystansie ostatnich 16 kolejek, podczas których wewnętrzna klasyfikacja strzelców wygląda następująco:

Reklama

4 – Radović, Kucharczyk, Nagy
3 – Hamalainen
2 – Odjidja-Ofoe, Moulin, Dąbrowski
1 – Jodłowiec, Szymański, Necid, Jędrzejczyk, Guilherme, Kazaiszwili

A teraz najlepsi strzelcy wiosny wśród bezpośrednich rywali:

12 – M. Paixao
8 – Robak, Sheridan

Napastnika nie widać więc ani w składzie Legii, ani w wiosennej klasyfikacji strzelców. Nie zobaczymy go także w ostatnim meczu sezonu z Lechią. Jeżeli jednak mimo to uda się go wygrać, Jacek Magiera udowodni, że i bez snajpera można być najlepszym.

* * *

Jeżeli więc Legia ostatecznie sięgnie po tytuł, zaprzeczy wielu obiegowym opiniom. Stworzy precedensy, na które kibice czy komentatorzy będą mogli powoływać się latami. No chyba, że jednak to nie są żadne mity, tylko najprawdziwsze prawdy, które po raz kolejny się sprawdzą i to Lechia wygra przy Łazienkowskiej…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
5
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Paweł Paczul
46
Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?
Ekstraklasa

Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Kamil Gapiński
69
Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Komentarze

39 komentarzy

Loading...