Czy Janusz Białek w ogóle interesuje się futbolem?

Wiele można wymagać od trenera młodzieżowej reprezentacji Polski. Dobrze by było, żeby znał się na szkoleniu jak mało kto i by był mistrzem w selekcji. Przydałaby się charyzma, jakieś tam osiągnięcia z przeszłości, zmysł taktyczny, wizja, zdolność do myślenia na trzy ruchy w przód. Ale zacznijmy od tego, że trener młodzieżowej reprezentacji Polski powinien interesować się piłką nożną. Chociaż trochę. Wypadałoby.
Tymczasem Janusz Białek błysnął dzisiaj taką wypowiedzią, przy okazji sprawy Martina Kobylanskiego: – Tak to już jest. My szkolimy, wychowujemy piłkarzy, staramy się, a później wystarczy kilak dobrych meczów i pojawia się oferta z niemieckiego związku. Piłkarz się wciąż waha, co zrobić. Ale nie ukrywam, że obawiam się, że możemy go stracić.

Aż prosi się zacytować Jana Urbana: – Co on pierdoli?

Być może Januszowi Białkowi od fantastycznej (kupionej) serii Groclinu aż poprzewracało się w głowie i do dzisiaj nie doszedł do siebie, ale ewidentnie ma problem z postrzeganiem rzeczywistości. Po pierwsze – Martin Kobylański, na swoje szczęście, nigdy nie był „szkolony” przez żadnego polskiego trenera, jest ewidentnie produktem niemieckiego systemu. Po drugie – trudno przypomnieć sobie chociaż jednego piłkarza, który byłby wyszkolony u nas, a który potem przeskoczyłby do reprezentacji Niemiec. Jeśli ktoś komuś piłkarzy podkrada, to tylko my im, a nie oni nam. Wiadomo – Polanski wyszkolony w Niemczech, Perquis we Francji, Obraniak we Francji, Smolarek w Holandii, Roger w Brazylii. I tak dalej.

Czy Białek w ogóle ma jakąś podstawową wiedzę na temat piłkarskich realiów, chociażby wyniesioną z Giga Sport? Musi mieć, bo przecież… „Gazeta Wyborcza” PRZYPOMINAŁA NIEDAWNO, że to jeden z tych magów, który dokopał Jose Mourinho:)