Oktoberfest, czyli piwo, Bayern i skórzane gacie

Co robią piłkarscy czempioni w miejscu, gdzie w kilkanaście dni wypija się siedem milionów litrów piwa i przejada pięćset tysięcy pieczonych kurczaków? Oczywiście, to wszystko, co na przełomie września i października robi każdy przeciętny Bawarczyk. Wprawieni kibice twierdzą, że Oktoberfest plus futbol to połączenie idealne. Chociaż są i tacy, którzy postulują, by w czasie jego trwania mecze nie odbywały się wcale. Bawaria świętuje, zamiast uganiać się za piłką.
W jednym z piwnych namiotów rozsiada się Stefen Effenberg. Wytatuowany od stóp do głów, ubrany w śmieszne skórzane portki. Z cytatą partnerką, browarem i papierosem w zębach. W tle lecą tradycyjne, frywolne przyśpiewki, wszyscy jedzą, gadają, a złocisty trunek leje się strumieniami. Duży kufel wart – bagatela – nawet i dziewięć euro. Na tradycyjne bawarskie święto ściągają znane sportowe persony. Nie tylko emeryci, ale i wciąż aktywni gracze. W zespole Bayernu obecność na Oktoberfest to właściwie coroczna, chlubna tradycja. Coś jak noworoczny trening dla kibiców Cracovii.

Nawet znany z wyjątkowego podejścia Felix Magath wypalił kiedyś na konferencji prasowej: „Przegraliśmy z Wolfsburgiem, więc teraz pójdziemy na Oktoberfest. Utopimy smutki w piwie i zaatakujemy Bundesligę na nowo”. W polowych namiotach nigdy nie brakuje klubowych prezesów, doradców czy członków zarządu. Karl-Heinz Rummenigge, Uli Hoeness czy Franz Beckenbauer żywo naciągają na siebie bawarskie stroje – skórzane gacie i kraciaste koszule, a później świętują już tylko do woli.

Piłkarze Bayernu co roku wystawiają się na drwiny nieżyczliwych im fanów. Dzielnie fotografują w tych zmyślnych ubrankach. Wszyscy żartują z Japończyka Takashi Usami, który w skórze wygląda ponoć uroczo. Tematu nie wyczuwa chyba Brazylijczyk Breno, bo do tradycyjnego stroju zakłada Ipoda i okulary od Prady. W efekcie, wygląda jak Willy Wonka z dziecięcej kreskówki. „I tak myślałem, że będzie gorzej” – kręci głową niewprawiony jeszcze Nils Petersen.

Browar atakują w niedzielę, bo skoro trening dopiero we wtorek, można na moment zajrzeć do kufla. Franck Ribery bawi się świetnie, choć przypomina świniopasa w swych śmiesznych skórzanych szelkach. Chwali się, że po burzliwych miłosnych igraszkach nagle spodziewa się syna. O dziwo – z własną żoną, która nada dziecku muzułmańskie imię Seif al Islam (z arabskiego – miecz islamu). Na tradycyjne święto prywatnym samolotem przybywa nawet jordański inwestor TSV 1860 – Hassan Abdullah. Wypija szybkie piwo. Mówi, że właściwie „sehr gut”, po czym wsiada w samolot do Zurichu i mecz swojej drużyny ogląda w TV.

Jedynym, który w ostatnich latach wyłamuje się z piwnej świętości jest Louis van Gaal. Sztywny Holender najwidoczniej nie zna się na zabawie. Pewnego razu sfilmowany, jak potyka się na schodach (zdaniem tabloidów z nadmiaru złocistego trunku), przy najbliższej okazji zakazuje piłkarzom uczestnictwa w uciechach. W 2009 roku stwierdza, że forma Bayernu nie upoważnia ich do zabawy i zamiast wspólnego wyjścia organizuje trening. Rok później wylicza, że zawodnicy nie posmakują piwa, bo w czasie trwania Oktoberfest czeka ich pięć trudnych spotkań.

W tym roku żadnych udziwnień już nie ma. Piłkarze Bayernu znów pojawią się w namiotach po ligowym meczu z Hoffenheim. Oczywiście, na specjalnych zasadach. Wypiją po jednym piwku, zagryzą tłustą pieczenią i rozejdą się do domów. Oficjalnie przyznają, że na konkurs w ilości wypitego trunku nikt z nich się nie pisze. Nawet jeśli niektórzy bawarscy piwosze stawiają sobie za cel spróbować wszystkich gatunków browaru.

Kto wie. A może właśnie warto sprawdzić metody „na Johna Daly’ego”? Golfisty, który nigdy nie chodził na siłownię, bo ponoć nie pozwalają w niej palić. Facet zawsze powtarzał, że sposób na jego sukcesy to nie bułka z bananem, tylko piwo, papieros i koniecznie dietetyczna cola.

PAWEŁ MUZYKA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]