Podpalone życie obrońcy Bayernu

Został polecony przez słynnego Elbera, ale Bawarczycy musieli zawieźć do Brazylii walizkę dolarów, żeby ściągnąć go do siebie. Okazało się, że wcale nie był im aż tak bardzo potrzebny, ponieważ nie zaistniał na dobre w pierwszej drużynie, był wypożyczany, a do tego trapiony kontuzjami. To jednak nie przeszkodziło mu w zarabianiu sporej kasy, której nie zamierzał chować do skarpety. Ł»ył więc sobie na bogato w wypasionym domu, w podmonachijskiej miejscowości Grünwald.
Breno – bo o nim mowa – tak by sobie jeszcze pewnie trochę żył, ale… we wtorek w nocy, jego chata spłonęła w pożarze. A szkoda, bo była nawet ładna, a teraz wygląda jakby Marek Motyka trenował w niej „szarańczę” przez cały okres przygotowawczy. Zniszczenia szacuje się na półtora miliona euro.

W momencie wybuchu, w domu przebywał jedynie sam piłkarz, ale nie wiadomo z jakiej przyczyny płomienie postanowiły mu towarzyszyć. Grunt, że nic poważnego się grajkowi nie stało, ale nawdychał się dymu i z zatruciem trafił na obserwację do szpitala. Ł»ona z dziećmi dotarła na miejsce chwilę wcześniej i przez moment szczęśliwa rodzinka w komplecie mogła przyglądać się jak płonie ich gniazdko. O szczęściu muszą mówić też sąsiedzi. – Powinni dziękować Bogu, że tej nocy nie było wiatru, bo gdyby był, to pół dzielnicy mogłoby wyglądać jak po wojnie – mówili w mediach strażacy. W sakralnym nastroju chyba jednak nie byli, bo uciekający z płonącego domu piłkarz, pocałował tylko klamkę sąsiadki, która nie otworzyła mu drzwi. Dlatego, że – jak potem powiedziała – zerknęła na niego przez kamerę, nie poznała go i wydał jej się podejrzany. No tak, taka dzielnica… Trzeba trzymać fason nawet wtedy, gdy chata człowiekowi idzie z dymem.

Na miejsce zdarzenia szybko dotarł inny Brazylijczyk z Bayernu – Rafinha, który mieszka po sąsiedzku. – Kiedy dowiedziałem się o tym wszystkim, byłem bardzo wystraszony. Do głowy przyszły mi najgorsze myśli, ale tak to jest, kiedy martwisz się o życie ludzi, których kochasz. Breno jest dla mnie jak brat i to wszystko mnie bardzo dotknęło – wylewał łzy na łamach prasy były gracz Schalke i oddał się rozkoszy pocieszania. Mianowicie, zajął się Renatą – żoną felernego kumpla, która tamtej nocy w napadzie furii chciała wrócić do płonącego jeszcze domu, aby zabrać kilka ważnych rzeczy. Podejrzewamy, że chodziło o flaszkę perfum, torebkę i tę nową, niebieską sukienkę, bo przecież trzeba było ładnie zaprezentować się mediom, które zaczęły zjeżdżać pod ich posesję równie szybko jak straż pożarna.

Ł»urnaliści znaleźli tam niezłą pożywkę i zaczęli kręcić się po okolicy. A to ktoś przepytał sąsiadów, a to ktoś zrobił wywiad z listonoszem, a to jeszcze inny wziął wypowiedź od dozorcy. Zaczął się taniec w popiele. Internetowe strony tabloidów niemalże prowadziły relację live z dogaszania pożaru. Jest nawet filmik…

Kilka domów dalej mieszka Andrea Kaiser – prezenterka telewizyjna okrzyknięta swego czasu ozdobą futbolu w Niemczech. No cóż, bywa i tak. Tym razem, to nie ona musiała szukać newsa, bo sam się znalazł i to prawie w ogródku. Mogła nadawać praktycznie w kapciach i to zostawiając zupę na gazie. Nic dziwnego, że poszła później odwiedzić sąsiada w szpitalu.

W tym czasie, jej koledzy po fachu zastanawiali się w swoich publikacjach, co będzie dalej z piłkarzem, który nie spełniał pokładanych w nim oczekiwań i już raczej mało kto w Monachium wierzy, że zacznie to robić. W dodatku, w przyszłym roku kończy mu się kontrakt. – Wszystko miał w domu, a dom się spalił – puentuje Rafinha sytuację, w jakiej znalazł się kumpel. Do szpitala, w odwiedziny zajrzał też jednak dyrektor sportowy Bawarczyków, a to znak, że może Breno jeszcze nie jest dla klubu ostatecznie spalony. Tak czy inaczej, powinien się cieszyć, że to słowo w jego przypadku nie nabrało innego znaczenia…

TOMASZ KWAŚNIAK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]