Nie ma to jak przed Euro polecieć do Seulu

Reprezentacja Polski 7 października ma zagrać w Seulu z reprezentacją Korei Południowej, więc wypada zadać jedyne pytanie, jakie ciśnie się na usta: czy kogoś popierdoliło solidnie trzepnęło w łeb? Dlaczego kadra na kilka miesięcy przed turniejem, który zorganizuje U SIEBIE ma lecieć do oddalonego o kilkanaście tysięcy kilometrów kraju?

Komunikat dla PZPN – mistrzostwa Europy w czerwcu 2012 roku zostaną rozegrane na terenie kraju. Dlatego tu trzeba grać, non-stop. W Poznaniu, Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Gdyni, Kielcach czy Lubinie. Jeśli to kosztuje – należy płacić. Jeśli nikt nie chce grać na naszym terenie za darmo – trudno, sięgamy do kieszeni. To tu trzeba rozniecać turniejową gorączkę, zamiast latać do Seulu i potem tłumaczyć się męczącą podróżą i zmianą strefy czasowej. Jaka Azja? Skąd ta Azja? W środku sezonu? Gdy nasi czołowi kadrowicze będą grać co chwilę w Lidze Mistrzów? O co chodzi? Zdzisiek chce pochrapać w samolocie? Ł»ona Franka Smudy od czasów wypadu do Tajlandii nie była w tamtym rejonie? Grzegorz Lato chce odwiedzić miejscową polonię? „Franz” poluje na nową plazmę LG?

A na końcu krótkiego komunikatu pada jeszcze jedno złowieszcze zdanie: „Cztery dni później podopieczni Franciszka Smudy rozegrają mecz w Europie lub w Afryce. Rywal nie został jeszcze potwierdzony”. Lub Afryce? Afryce?! Może jeszcze skoczymy na lekcję tango do Buenos Aires? Może pstrykniemy fotkę przy operze w Sydney?

Próby generalne przed Euro 2012: lecimy do Azji i może do Afryki. Zbudowaliśmy stadiony, ale grać będziemy w Seulu.

Genialne.