– To trener Lechii Piotr Nowak chciał się pobawić ze mną. Ja brałem piłkę, żeby wykonać wyrzut z autu, a on mi rzucał drugą piłkę. No cóż, zachowywał się jak dziecko. Oczywiście, to są emocje w grze – chciał utrzymać ten bezbramkowy remis, ja chciałem za wszelką cenę wygrać. Tak wyszło. Normalna sprawa, ale po gwizdku coś tam jeszcze chciałem go dopytać. Trener Bjelica mnie jednak uspokoił i teraz już nawet tego nie pamiętam – mówi w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Darko Jevtić.
FAKT
Sandecja Nowy Sącz to rodzinny biznes.
Piłkarze z Nowego Sącza po raz pierwszy zagrają w ekstraklasie. Sandecja to rodzinny interes. Prezesem jest Andrzej Danek (57 l.), a pomagają mu między innymi zięciowie, grający nadal w piłkę. Danek, który pod koniec lat 90. otworzył w Nowym Sączu małą piekarnię, wspomina: – To były ciężkie czasy. Nie chciałem wydawać pieniędzy na bilety autobusowe do rodzinnej Lipnicy, więc bardzo często spałem w piekarni. Tam robiło się wszystko, włącznie z gotowaniem obiadów.
Gorzkie piwo Lewego.
Polski napastnik Bayernu Monachium został w ostatniej chwili wyprzedzony przez Pierre’a-Emericka Aubameyanga (28 l.) z Borussii Dortmund. Reprezentant Polski skończył sezon niemieckiej ekstraklasy z 30 golami, a Gabończyk zdobył o jedną bramkę więcej. Na pocieszenie “Lewy” mógł po sobotnim meczu z Freiburgiem (4:1) świętować trzeci z rzędu i piąty w karierze tytuł mistrza Niemiec. Tradycyjnie po otrzymaniu medali i mistrzowskiej patery piłkarze polewali się piwem, które jednak dla naszego zawodnika miało tego dnia zdecydowanie bardziej gorzki smak.
GAZETA WYBORCZA
Dostajemy dwa piłkarskie teksty. Sprawozdanie ze wczorajszych meczów (odpuszczamy) i felieton o Ajaksie Amsterdam.
Sympatię tzw. bezstronnego fana będzie miał w środę oczywiście Ajax. To jedna z osobliwości kultury kibicowania – odruchowo lubi się młodych, młodzi dysponują bowiem tą zaletą, że są młodzi, wśród drużyn przegrywających z wyrozumiałością traktuje się te o niskiej przeciętnej wieku, zawsze pada wówczas nieśmiertelne, że “przynajmniej stawiają na młodych”, ewentualnie, uwielbiam ten przymiotnik – “na perspektywicznych”. Nie istnieje bowiem zarazem grzech cięższy niż przegrywanie metrykalnie zaawansowanymi – takie przegrywanie jest przegrywaniem podwójnym, nieudolne staruchy zajmują bowiem miejsca, które mogliby zajmować młodzi. Podobne utyskiwania są tyleż powszechne, co absurdalne – wyczynowy sport zasadniczo uprawiają młodzi – ale raczej nie ucichną piłka nożna pozostaje jedyną branżą, w której ofiarami ageizmu padają ludzie, którzy nie osiągnęli nawet wieku średniego.
SUPER EXPRESS
Dostał tarczę, stracił armatę – fajna gra słów Superaka w kontekście Lewego. Do poczytania dziś tylko sprawozdania z meczów. Zacytujemy to o pitbulu Góralskim.
Plan Michała Probierza był jasny – zrobić to, co nie wyszło w środę Nenadowi Bjelicy i jego “Kolejorzowi”. Wyłączyć z gry Vadisa Odjidję-Ofoe. I udało się to w sposób perfekcyjny. Trener Jagiellonii do tego zadania oddelegował jednego ze swoich najlepszych i najwierniejszych żołnierzy, czyli Jacka Góralskiego, a 24-letni defensywny pomocnik włożył w to całe serce, a nawet i trochę więcej. Po piłkarsku zupełnie ograniczył Belga, ale też wciąż go prowokował, szukał bezpośrednich starć i wyprowadzał z równowagi. Bez swojego najlepszego rozgrywającego w najwyższej formie Legia nie potrafiła wiele. Choć kilka razy znalazła się pod bramką Mariana Kelemena, to wielu okazji sobie nie stworzyła.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Na starcie dostajemy sporo poligowego czytania. Rozmówka z Arkiem Malarzem:
Kibice w Białymstoku bardziej cieszyli się, kiedy ich piłkarze odbierali piłkę Odjidji-Ofoe niż po akcjach swojej drużyny.
To było średnie… Odbyło się polowanie na Vadisa, który wyróżnia się w polskiej lidze. Nie ma co ukrywać, rywale sobie z nim nie radzą i najprostszymi środkami starają się wyprowadzić go z równowagi, a czasem „przyaktorzyć”. I to już jest słabe – jedni się nabierają, inni nie. Trzeba z tym żyć.
Rozwinie pan myśl, że ten punkt da Legii mistrzostwo?
Przyjechaliśmy po zwycięstwo, ale udało się nie przegrać. Dalej jesteśmy liderem i wciąż wszystko w naszych głowach i nogach. Już tego nie wypuścimy.
I z Darko Jevticiem:
Kiedy patrzyłem na was po końcowym gwizdku, to widziałem, że byliście mono wkurzeni. Lechia chyba była bardziej zadowolona z tego bezbramkowego remisu?
No była, oni cały mecz stali z tylu i czekali. Na co? Nie wiem, ale ewidentnie na coś czekali. Ich sprawa. My przeważaliśmy, staraliśmy się grać tak, jak zwykle i w końcu stworzyliśmy okazje. Cóż, musimy być skuteczniejsi. Ja wiem, że to nie jest do końca wytłumaczenie, ale wiadomo, że w takich meczach nie masz wielu okazji. Te, które się trafiają, trzeba wykorzystać. A jeśli chodzi o mistrzostwo Polski, to uważam, że jest jeszcze cień szansy. Tylko musimy zrobić swoje, czyli wygrać kolejne mecze. Bez tego ani rusz.
Który z piłkarzy Lechii tak panu zalazł za skórę, że po końcowym gwizdku sędziego musiał pana uspokajać trener Bjelica?
No, miałem ochotę na “rozmowę”. Ale nie, spokojnie. To trener Lechii Piotr Nowak chciał się pobawić ze mną. Ja brałem piłkę, żeby wykonać wyrzut z autu, a on mi rzucał drugą piłkę. No cóż, zachowywał się jak dziecko. Oczywiście, to są emocje w grze – chciał utrzymać ten bezbramkowy remis, ja chciałem za wszelką cenę wygrać. Tak wyszło. Normalna sprawa, ale po gwizdku coś tam jeszcze chciałem go dopytać. Trener Bjelica mnie jednak uspokoił i teraz już nawet tego nie pamiętam.
Noty:
Jacek Góralski – 7
Uprzykrzał życie Vadisowi Odjidja-Ofoe. Starał się go prowokować do fauli. Kilka razy udało mu się to, przez co Belg dostał dwie żółte kartki. Miał również kilka ważnych odbiorów. Szwankowała u niego dokładność, bo jego niecelne podania zatrzymywały kontry Jagi.
Przemysław Frankowski – 6
Przez Adama Hlouska był zaangażowany głównie w grę defensywną. Przy szybkich atakach białostoczan wbiegał w sektory, gdzie nie było legionistów, ale rzadko dostawał podania. Po zejściu Burligi został przesunięty na prawą obronę i nieźle sobie radził.
Interesujący wywiad z Zenonem Kasztelanem – piłkarzem, który rozegrał w barwach Pogoni Szczecin ponad 700 meczów.
Gdzie się Pogoń bawiła?
Jaka Pogoń? Nie wszyscy chodzili, gros było żonatych. Dominowali kawalerowie, ci co mieli dar do zabawy. “Kaskada”, “Paloma” – tam łaziliśmy. Blisko siebie. “Kaskada” miała cztery piętra. Między parterem a pierwszym było takie koło, że mogłeś z dołu patrzeć od góry, co się dzieje. Na trzecim urządzili kawiarnię, na czwartym salon do zabaw. Stał tam stół bilardowy. Wśród gości wielu było zachodnich – Niemców, Szwedów. Na dziewczyny przyjeżdżali… “Paloma” była dużo mniejsza, jak mała sala gimnastyczna. Orkiestra grała każdego dnia, słuchaliśmy Czerwonych Gitar, Niebiesko-Czarnych, Breakoutu.
Dobrze pan tańczy?
Nie no, co ty? Wtedy to wiesz, twist. Jak do poważnego tańca dochodziło, to walc i zapomnij.
Twist też nie jest łatwy.
Kręcisz nogą i dupą. Możesz z dziewczyną, możesz sam.
Z czego się utrzymywaliście?
Byliśmy jak zawodowcy, tylko na etatach w zakładzie pracy. Cały Śląsk tak funkcjonował. Pogonią opiekował się zarząd Portu. Za wygraną było ustalone tyle i tyle. I dożywianie miesięczne, niby ta pensja. Myśmy mieli, czekaj, ile to było na tamte czasy? 1,5 tysiąca złotych. A pracownicy zarabiali 2,5 tysiąca. Najbardziej we znaki dawały nam się wyjazdy, jeździliśmy tylko pociągami. Dla innych też były męczące, tyle że oni jechali do Szczecina raz w roku, a my wyjeżdżaliśmy z niego co dwa tygodnie. Najbliżej mieliśmy do poznania. Ciuchcia dymiła, bo elektryki nie było i jechaliśmy 3,5 godziny.
Dostajemy też rozszerzoną wersję tekstu o Sandecji Nowy Sącz, która stanie się wkrótce najbardziej rodzinnym klubem z Ekstraklasy.
O Sandecji głośno zrobiło się jeszcze przed awansem, a wszystko z powodu polityki transferowej klubu. Przy Kilińskiego wymyślono, że warto sprowadzać piłkarzy, mających w swoim CV znane europejskie marki. Kilka miesięcy temu zarzucono sieci m.in. na byłego piłkarza Herthy Berlin, Solomona Okoronkwo, a także Freddy’ego Adu, którego swego czasu Pele nazywał swoim następcą. – Wydawało się, że w obu przypadkach jesteśmy blisko podpisania umowy, ale z dnia na dzień urywał się kontakt z ich menedżerami – tłumaczy Danek. Dużo lepiej klub wychodzi na transferach, przy których pomagają zięciowie prezesa, czyli… zawodnicy Sandecji Wojciech Trochim i Maciej Korzym. Czasem wykręcają numer dawnych znajomych z boiska, przekonując ich, że warto podpisać W Sączu kontrakt. To za ich sprawą na Kilińskiego trafili Adrian Jurkowski czy Maciej Małkowski. – W tym drugim przypadku, gdy wiedzieliśmy już, że zawodnik jest zainteresowany grą dla naszego klubu, Maciek dał mi telefon i powiedział: “masz, tato, teraz wy sobie pogadajcie” – śmieje się działacz. Rodzinny klan tworzą w Sandecji nie tylko prezes i jego zięciowie. W drużynie gra też syn Andrzeja Danka, Adrian. W Sączu mówiło się swego czasu, że miejsce w składzie zawdzięcza ojcu. Dwa lata temu prawdziwą bombę wrzucił na Kilińskiego trener Piotr Stach. Szkoleniowiec podał się przed wznowieniem rozgrywek do dymisji, sugerując, że klub w ostatniej chwili wycofał się z wypożyczenia młodzieżowca Kamila Kurowskiego, ponieważ utrudniłby on walkę o miejsce w składzie Dankowi. Przekaz wysłany do mediów był czytelny: “syn prezesa musi grać”. – Zrezygnowaliśmy z Kurowskiego z zupełnie innych powodów. A Stach zrobił wielką aferę z niczego. Niepoważny człowiek – mówi prezes.
Fot. FotoPyK