Reklama

2:11 na dzień dobry. Chłodne powitanie „zespołu, którego nikt nie chciał”

redakcja

Autor:redakcja

14 marca 2017, 13:42 • 7 min czytania 9 komentarzy

Jeżeli kiedyś historia Minnesoty United w MLS stanie się inspiracją filmowego scenariusza rodem z Hollywood, to większego zgnojenia głównego bohatera u startu jego wędrówki wyobrazić sobie nie można. Najgorszy debiut w historii ligi, jedenaście straconych bramek w dwóch pierwszych spotkaniach, w tym porażka 1:6 z innym nowicjuszem, Atlanta United. W dodatku na oczach tysięcy dygocących na trybunach z zimna, a jednak spragnionych futbolu wielkiego kalibru kibiców.

2:11 na dzień dobry. Chłodne powitanie „zespołu, którego nikt nie chciał”

Miało być jak w bajce. Nowy i, jak mówią właściciele klubu, najpiękniejszy stadion w MLS otwarty w 2018 roku. Futbol uzupełniający wreszcie gamę sportów, którymi Twin City mogło się chlubić. United dołączający do koszykarskich Timberwolves, hokejowych Wild, baseballowych Twins, a także grających w NFL Vikings.

TwinCitiesStadiums640

***

– Ten projekt wystartował jako marzenie, jako idea, w 2012 roku. Patrzcie, gdzie jesteśmy teraz.
Prezydent klubu Nick Rogers przed debiutem Minnesoty w MLS.

Reklama

***

Zaledwie kilka lat wcześniej sen Rogersa o MLS mógłby jednak być odebrany jako marzenie ściętej głowy. Czy raczej marzenie bankruta. W 2009 roku bowiem piłka nożna w Minnesocie – nie po raz pierwszy zresztą – była o krok od wymarcia. Szef klubu Djorn Bucholz musiał z własnej karty kredytowej pokryć koszty ostatniego wyjazdu w sezonie, by Minnesota Thunder w ogóle rozegrali spotkanie z Charleston Battery.

Stało się jasne, że Thunder są na skraju przepaści, a wierzyciele nie zawahają się przed zepchnięciem klubu w otchłań. Trzeba było gasić światła, w styczniu kolejnego roku ogłoszono, że klub przestaje istnieć pod dotychczasowym szyldem. Jego miejsce przejął kolejny piłkarski twór rodem z Minnesoty, tym razem – pod szyldem Stars.

Niewielu mogło się spodziewać, że już dwa lata później Gwiazdy zostaną mistrzami North American Soccer League. Drugiej pod względem istotności i prestiżu ligi piłkarskiej w Stanach, ustępującej pod tymi względami jedynie Major League Soccer.

***

The team that nobody wanted
The team that nobody wanted
The team that nobody wanted
Is going to win the cup.

Reklama

Przyśpiewka kibiców Minnesota Stars, ułożona przy okazji playoffs NASL w 2011 roku

Screen-Shot-2016-10-30-at-9

***

Historia Minnesota United i wejścia tego klubu do soccerowego raju zaczyna się jednak nie kilka, nie kilkanaście lat, a ponad pół wieku temu. W czasie, gdy Buzz Lagos, weteran wojenny i człowiek bez reszty zakochany w piłce nożnej, postanowił pomóc zmartwychwstać soccerowi w Minnesocie. W stanie, które w 1981 roku pogrzebał jego ukochany klub Minnesota Kicks i w którym nie poradził sobie także nieco później powołany do życia w 1984, a wygaszony w 1988 zespół Minnesota Strikers. W miejscu, w którym zaraził miłością do piłki swoich synów, w tym Manny’ego Lagosa, który przebił się aż do MLS, ale też w którym piłka nożna nie potrafiła utrzymać się na dłużej.

Objął powstały w 1990 roku zespół Minnesota Thunder, protoplastę dzisiejszego United. Objął i nie puścił aż do emerytury. Przez szesnaście lat był z drużyną w lepszych i gorszych czasach. Przetrwał problemy finansowe, ale i napisał piękną historię eliminując z US Open Cup kilka ekip z MLS, w tym Los Angeles Galaxy. Trenował, zdobywał sponsorów, jeździł, dzwonił, otwierał przed klubem kolejne drzwi.

Mimo że od kilkunastu lat mógłby z fotela obserwować to, co dzieje się w klubie, jest w nim niemal codziennie.

ows_148160022766436

Za wszystko to, co zrobił dla piłki nożnej w Minnesocie, oddano zresztą najwyższe honory jemu i jego synowi (dziś dyrektorowi sportowemu, wcześniej również trenerowi) tuż przed pierwszym meczem United w MLS na własnym stadionie. Który jednak już sam w sobie był nagrodą za lata wiary w to, że zasiane przez Lagosów w Minnesocie soccerowe ziarno, trafi w końcu mimo przeciwności na kawałek żyznego gruntu.

***

– Dla mnie ostatnich kilkanaście lat było jak z filmu Skazani na Shawshank. Mój ojciec był jak Andy Dufresne. Walił do drzwi, wysyłał kolejne listy i wreszcie doczekał się budowy swojej biblioteki.
Manny Lagos, dyrektor sportowy Minnesota United

***

Rodzina Lagosów nie mogła pewnie w ogóle marzyć o tym, że Minnesota doczeka się klubu w MLS. Wątpliwe, by taki temat pojawiał się w najbardziej śmiałych planach snutych podczas rodzinnych kolacji, szczególnie patrząc na wszystkie perturbacje, jakie kluby piłkarskie z Twin City przechodziły przez kolejne dekady. Nawet jako mistrzowie NASL, rok później Stars byli przecież znów o krok od upadku. Zaczęły się pojawiać głosy, że po sezonie 2012 klub ponownie będzie musiał się zwijać.

– Po przegranym ostatnim meczu sezonu z Tampa Bay Rowdies siedzieliśmy w szatni, nie mając pojęcia, czy nadal mamy pracę – wspominał niedawno Carl Craig, w tamtym czasie asystent trenera Manny’ego Lagosa.

Zamiast rozwiązania klubu przyszły jednak lepsze czasy. Do szatni wkroczył komisarz ligi David Downs, zapewniając że NASL zrobi wszystko, byle tylko utrzymać franczyzę na powierzchni. On wiedział coś, o czym jeszcze nie mieli pojęcia ani zawodnicy, ani sztab szkoleniowy – że jakiś czas wcześniej spotkał się z nim Bill McGuire. Dzisiejszy właściciel United, multimilioner z Minnesoty, szef UnitedHealth Group, zainteresowany inwestycją w rozwój piłki nożnej w stanie, z którego pochodzi. Niedługo później ten sam McGuire ogłosił na Midtown Global Market przejęcie drużyny i kolejną – ostatnią jak do tej pory – zmianę jej identyfikacji.

mnufc-logo-explained-2

Jak to zwykle bywa – pieniądze odwróciły sytuację o 180 stopni. Klub z Minnesoty stać było na coraz to lepszych zawodników, a ambicje McGuire’a, wraz z umacnianiem pozycji United w świadomości lokalnej społeczności, sięgały coraz wyżej i wyżej.

– Na początku nie myślałem o MLS. Myślałem o zespole, o grze w NASL, o jego bieżących problemach. Musieliśmy się skupić na tym, jak najlepiej funkcjonować w ramach naszych rozgrywek, żeby nie powtórzyła się historia Minnesoty Kicks. Żeby nie zniknąć z piłkarskich map raz jeszcze. Priorytetem było zbudowanie mocnej drużyny i utrzymanie jej. Rozwój był jednak naturalnym krokiem. Kiedy MLS zaczęła się poszerzać, doszło do sytuacji, w której władze ligi dały do zrozumienia, że mogłyby chcieć drużyny w Minnesocie. Dostrzegli tutaj świetny rynek, zobaczyli to, co my dostrzegaliśmy już od dawna: społeczeństwo zakochane w piłce nożnej i w ogóle w sporcie – mówił w niedawnym wywiadzie dla twincities.com McGuire.

Kulminacyjnym punktem w krótkiej, historii United stał się marzec 2015 roku, niecałe dwa i pół roku po przejęciu klubu. Wtedy właśnie MLS ogłosiła, że United zostaną włączeni do ligi w ramach ekspansji w 2018 roku. Później przyspieszając jeszcze cały proces o rok, umożliwiając debiut już w rozgrywkach MLS 2017.

931b55-20150325-soccer02

***

The team that nobody wanted
The team that nobody wanted
The team that nobody wanted
Is going to MLS.

Zmodyfikowana wersja przyśpiewki po ogłoszeniu, że Minnesota United w 2017 roku dołączy do MLS.

MN-main-image

***

Tak jak pisaliśmy na wstępie – miało być jak w bajce. I do momentu rozpoczęcia ligi faktycznie tak to wyglądało. Póki co piłkarsko jest jednak jak w najgorszym koszmarze.

Start w MLS to 1:5 z Portland, a później kompletna kompromitacja u siebie z Atlantą. Zupełnie jakby panująca temperatura -20 stopni Celsjusza w połączeniu z presją debiutanckiego starcia w MLS kompletnie zmroziła kończyny graczy United. Liczyli na odbudowanie się po pogromie jaki zafundowali im Timbers, skończyli wgnieceni w ziemię jeszcze mocniej przez inny zespół włączony do ligi podczas tegorocznej ekspansji MLS. Mieli nadzieje na piękne wspomnienia, na zapisanie pierwszych rozdziałów swojej opowieści złotymi zgłoskami, a jedyna historia jaką napisali, to ta o najgorzej wchodzącej do Major League Soccer ekipie wszech czasów. Zamiast wykaligrafowanych, zapisanych z najwyższą dbałością o każdy ogonek literek – paskudne kleksy.

– Sami postawiliśmy przed sobą niemożliwe wyzwanie, tracąc trzy gole w bardzo krótkim czasie. Doszliśmy jednak na 3:1, mieliśmy kilka szans, poprzeczkę i myślałem wtedy, że coś może z tego być. Chcieliśmy, by ludzie nie przestawali wierzyć, pokazać im nasze zaangażowanie, w zasadzie tylko o tym rozmawialiśmy w przerwie. Ale z każdą chwilą nasz dobry moment ulatywał. Nie mam pretensji do ofensywy. Było w niej sporo jakości, ale nasza obrona zagrała po prostu fatalnie – komentował na gorąco Adrian Heath, trener United.

Fatalnie to jednak i tak mocno eufemistycznie powiedziane. Ujmijmy to tak: gdyby za odpuszczanie krycia w pobliżu własnego pola karnego lądowałoby się w więzieniu, kilku graczy Minnesoty spędziłoby najbliższe lata za kratkami.

W Minnesocie największe obawy przed wejściem do MLS dotyczyły tego, czy miasto dźwignie finansowo i organizacyjnie kolejną po MLB, NFL i NHL franczyzę. Teraz, gdy obawy te zostały przez władze miasta kilkakrotnie rozwiane, a równocześnie roztoczono przed klubem perspektywy harmonijnego i dynamicznego rozwoju infrastrukturalnego, może jednak czas zacząć się zastanawiać nad kwestią również dość ważną. Czy United przeskoczą poprzeczkę sportowo.

Bo póki co najwięcej wątpliwości jest właśnie w tej kwestii.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...