Niełatwo o lepszy początek kolejki Premier League niż starcie dwóch ostatnich mistrzów Anglii, czyli Leicester i Chelsea. Pierwsi starają się przetrwać, wiedzą bowiem o ile trudniejszy będzie dla nich ten sezon od poprzedniego, drudzy walczą o odbudowanie pozycji w kraju, bo przecież tak słaby wynik, jak w zeszłej kampanii nie ma prawa się The Blues znów przydarzyć.
I gdyby ktoś powiedział dzisiaj komuś niezorientowanemu, że Leicester wciąż nosi koronę, zostałby wyśmiany, ponieważ ekipa Ranierego wyglądała jak wszystko, tylko nie mistrz. W pierwszej połowie nie umieli jakkolwiek zagrozić rywalowi, zabłąkana piłka z rzutu rożnego to było wszystko, co potrafili skonstruować przez 45 minut. Rzućcie okiem na statystyki, wygląda to przecież żenująco:
Ktoś może stwierdzić, że Ranieri nie trafił ze składem, bo zostawił na ławce Slimaniego i Mahreza. Jednak nie, problem jest głębszy – oni napisali piękną historię, ale grali wtedy często na więcej niż 100%, a dziś po prostu wrócili do swojego poziomu. Czyli środka tabeli.
Chelsea z takim przeciwnikiem musi sobie radzić, jeśli ma spore ambicje, a że ma – to rozliczyła gości bez problemu. Dobrze grał Diego Costa, któremu wychodziło prawie wszystko i co najważniejsze strzelił bramkę, nie dając szans z kilku metrów Schmeichelowi. Drugie trafienie dorzucił Hazard, asystował mu natomiast Pedro i było to podanie symboliczne – Hiszpan dograł bowiem piłkę Belgowi leżąc i choć miał sporo szczęścia, to dobre zobrazowanie jak mało trzeba, by zaskoczyć mistrzów kraju.
W drugiej połowie niby goście mieli momenty, w których przycisnęli Chelsea – na przykład wtedy, gdy bliski samobója był Luiz – ale obudzili się za późno i podjęli rękawice zbyt nieśmiało, żeby sprawić gospodarzom psikusa i odrobić straty. Wynik nie był zagrożony tak naprawdę ani przez chwilę, a jeszcze The Blues podwyższyli prowadzenie, kiedy bramkę strzelił Moses – pal licho jednak samo uderzenie, to podanie od Chalobaha zasługuje na najwyższe uznanie. Szacuneczek, jakby powiedział Mirosław Szymkowiak.
3:0 dla Chelsea, czyli Leicester zbiera kolejny oklep na wyjeździe – bilans w delegacjach mają bowiem fatalny, po dzisiejszym meczu: 0 punktów, trzy gole strzelone i aż 13 straconych.