Nadmorski oklep w Gdyni i Gdańsku, plecy w derbach pogonione dwiema kolejnymi porażkami, a na końcu Śląsk przeprowadzający brutalną, w dodatku zakończoną negatywnymi wnioskami weryfikację męskości. Wisła na kolanach jest w tym sezonie nie tylko organizacyjnie, Wisła nie zdaje kolejnych egzaminów piłkarskiej dojrzałości również na murawie.
A tak jak można się było spodziewać, że absolwent gimnazjum na kierowniczym stołku to nie do końca trafiony pomysł, tak to już doprawdy ciężko zrozumieć. Bo owszem – Wisła opuszczona przez Bogusława Cupiała jest trochę jak dziecko we mgle, któremu zabrano latarkę i które nie bardzo wie, jak posługiwać się kompasem. Ale wraz z prezesem nie odeszli z niej przecież piłkarze, których gra nie tak dawno (dacie wiarę, że na wiosnę dzisiejszego przeciwnika, Jagiellonię, rozklepywali 5:1?) była naprawdę niezła, czasami nawet eksperci cmokali, gdy widzieli, jak kolejną asystę posyła Wolski, jak raz za razem przestrzeń znajduje sobie Małecki, jak świetnie wprowadził się do paki z Reymonta Czech Ondrasek.
I nawet mimo odejścia Wolskiego, wraz z którym odebrano Białej Gwieździe sporo jakości, ta zbieranina wciąż na papierze wygląda przecież bardzo porządnie.
Bramka? Michał Miśkiewicz. Gość, który w sezonie 13/14, jeszcze przed kontuzją, która mocno pokrzyżowała mu dalsze plany, zaliczył 15 czystych kont w sezonie. Do dyspozycji jest też Łukasz Załuska, którego Celtic raczej za ładne oczy z Dundee nie brał, a dalej może nie wybitny, ale całkiem solidny Michał Buchalik.
Prawa obrona? Boban Jović. Według InStat Index w poprzednim sezonie – 2. prawy defensor ligi, wyprzedzony w tej klasyfikacji jedynie przez podstawowego piłkarza reprezentacji Polski Artura Jędrzejczyka.
Środek? Arkadiusz Głowacki, który mógłby być ojcem chłopaków wchodzących do ligi i którego do pozostania w Wiśle namawiali wszyscy – od klubowej sprzątaczki, przez kolegów z drużyny, aż po kibiców. Obok – Richard Guzmics, któremu wysypał się w ostatniej chwili transfer do Pescary, ale – no właśnie. Do Serie A też raczej pierwszego lepszego kołka by nie brali.
Lewa obrona? Mający wahania formy Maciej Sadlok, ale to jednocześnie gość, którego przecież nie tak dawno jako rozwiązanie problemu na lewej stronie widziała Legia (we wspomnianym przy okazji Jovicia raporcie InStat – 6. najlepszy lewy defensor ligi), a także Adam Mójta. Powiecie, że talizman, gdy chcesz zlecieć z ligi, ale z drugiej strony – najefektywniejszy boczny obrońca ligi poprzedniego sezonu, skuteczniejszy od niejednego napastnika. No i Rafał Pietrzak.
Skrzydła? Te faktycznie mocno ucierpiały, bo pamiętamy, że niejednokrotnie tyłek Wiśle ratował Dziki Donald, a i Rafałowi Wolskiemu zdarzało się sporadycznie grać bliżej linii, ale halo – wciąż w klubie jest Patryk Małecki, który odrodził się wiosną pod ręką Wdowczyka, a wystawiany po drugiej stronie Rafał Boguski, choć chimeryczny, w poprzednim sezonie nastukał przecież 13 oczek w punktacji kanadyjskiej.
Środek pomocy? Mączyński, choć pod formą, to cały czas gość, którego nie tak dawno widziała u siebie Marsylia, a Adam Nawałka nie wyobrażał sobie bez niego drugiej linii reprezentacji. Przypomnijmy – ćwierćfinalisty Euro 2016. Popović? Można czasami zarzucać mu asekuranckie granie, ale nie da się odmówić mu jednego – w poprzednim sezonie żaden inny piłkarz w lidze nie wykonywał średnio w meczu tylu podań, co Słoweniec (76 na mecz, z czego 89% celnych).
Atak? Tutaj bogactwo wyboru jak na tureckim targu. Jest stary wyjadacz, który nie schodzi poniżej dychy na sezon, jest „fizol” o twarzy zakapiora, z którym pojedynek ramię w ramię to prawdziwy koszmar, jest też ostatni porządny napastnik, jakiego pamiętają w Zabrzu przy Roosevelta. Czujący linię spalonego, potrafiący wystrzelić w najmniej spodziewanym momencie. Problem w tym, że generalnie od optymalnej formy póki co dzieli ich dystans jak z Krakowa do Białegostoku.
I choć kołdra jest w paru miejscach trochę przykrótka i na niektórych pozycjach nie ma możliwości daleko posuniętej rotacji, to umówmy się – co najmniej połowa ekstraklasowych trenerów z pocałowaniem ręki poszłaby na wymianę kadry na tą z Reymonta. Z takim składem Wisła nie powinna ani przez moment drżeć o ligowy byt. A niewykluczone, że trzeba zacząć. W ostatnich latach strefa spadkowa po 7 kolejkach wyglądała bowiem następująco:
2015/2016 – 15. Podbeskidzie – 4 pkt – spadek / 16. Górnik Zabrze – 2 pkt – spadek
2014/2015 – 15. Zawisza – 3 pkt – spadek / 16. Korona – 1 pkt – utrzymanie
2013/2014 – 15. Zagłębie – 5 pkt – spadek / 16. Korona – 4 pkt – utrzymanie
2012/2013 – 15. Podbeskidzie – 2 pkt – utrzymanie / 16. Bełchatów – 1 pkt – spadek*
2011/2012 – 15. Zagłębie Lubin – 4 pkt – utrzymanie / 16. Cracovia – 2 pkt – spadek
* w sezonie 2012/2013 spadała jedna drużyna, ze względu na zdegradowanie Polonii
Wniosek jest prosty – szorowanie tyłkiem o dno na tym etapie to bardzo zły omen. A przy takich personaliach, nawet biorąc pod uwagę niepewną przyszłość klubu mającą się przesądzić przede wszystkim w gabinetach – sportowy spadek obecnej Białej Gwiazdy byłby chyba dobrym materiałem dla Bogusława Wołoszańskiego. Z pewnością jedną z większych sensacji piłkarskiej Polski XXI wieku.
Fot. 400mm.pl