Jeden z nich pierwszym trenerem drużyny jest od początku lipca, drugi – jakieś dwa tygodnie krócej. W tej robocie to w zasadzie znikomy staż, a wrzucono na ich barki ogromny ciężar, bo mają utrzymać w ryzach drużyny, które, mówiąc łagodnie, nie są w najlepszym położeniu. Dziś Tomasz Wilman i Jiri Necek zmierzą się w bezpośredniej konfrontacji w Kielcach.
Korona to jeden z najbardziej specyficznych klubów w tym kraju. Któryś już rok z rzędu zespół opuszczają kluczowi zawodnicy, a trener, który wyciska maksa i ratuje dla miasta Ekstraklasę, oceniany jest negatywnie i ląduje na bruku. A gdy zamiast kolejnego specjalisty, który mógłby dokonać cudu, zatrudnia się asystenta, to oczekiwania… znów rosną. Jakkolwiek spojrzeć – logiki w tym brak.
Tomasz Wilman został postawiony w zasadzie przed klasycznym mission impossible. Konflikt klubu z kibicami, poważne osłabienia drużyny, zawirowania na górze dotyczące spraw inwestorskich, a dodatkowo gros opinii, które postawiły szkoleniowca pod ścianą i w zasadzie już zanim sezon wystartował, to postawiły na nim krzyżyk. Jak w tych warunkach normalnie pracować?
Gdybym zastanawiał się nad tą ofertą dłużej, to pewnie miałbym o wiele więcej wątpliwości. Przyszło szybkie pytanie, za nim intuicyjna odpowiedź i dopiero później zacząłem się zastanawiać: „Co ja zrobiłem? Jakie będą konsekwencje? Gdzie jest nasza drużyna?” – mówił w wywiadzie z nami Wilman i trudno mu się dziwić. Póki co wygląda na to, że porwał się z motyką na słońce i będzie kijem próbował zawrócić Wisłę.
Łatwo nie ma także Jiri Necek. Jego dotychczasowy zwierzchnik, Radoslav Latal, w poprzednim sezonie wykręcił niewiarygodny wynik w Gliwicach, a dziś w Piaście – w myśl powiedzenia “faceta poznajesz po tym jak kończy, a nie jak zaczyna” – częściej go przeklinają niż chwalą. Czech gdy tylko kapnął się, w jakim gównie będzie musiał rzeźbić przez kolejny rok, postanowił rzucić ręcznik. Wtedy okazję dla siebie wyczaił Necek, co Latal później mu zarzucał.
Przede wszystkim w Gliwicach mają większy potencjał ludzki, bo choć ubyli i Nespor, i Vacek, to kadra jest o niebo mocniejsza od tej, która trenuje w Kielcach. To zresztą widać było – nie szukając zbyt daleko – w ostatniej kolejce, bo choć Piast zaczął od straty bramki, to indywidualnymi umiejętnościami i pozostałościami po Latalu dźwignął się i zgarnął trzy punkty. Nie ma co popadać w skrajność – to wciąż drużyna ze sporymi możliwościami, a być może Jiriemu Neckowi uda się wykrzesać pokłady kreatywności, do których nie dotarł jego poprzednik.