Gdy w zeszłym roku zmieniła obywatelstwo, Czesi najpierw się oburzyli, a nawet zaczęli odważniej rozmawiać o zmianie przepisów, by uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Wiedzieli bowiem, że tracą potencjalnie naprawdę spory talent. Linda Klimovicova co prawda nie przebiła jeszcze pierwszej setki w rankingu WTA, ale w weekend zadebiutowała w reprezentacji Polski. I to skutecznie – wygrała zarówno mecz debla, jak i singla. Czemu jednak Czeszka zdecydowała się reprezentować nasz kraj?

Linda Klimovicova zamieniła tenisowe Czechy na Polskę
Zmiana obywatelstwa Klimovicovej była dla wielu zaskoczeniem, bo Czechy wręcz słyną z „produkcji” tenisowych talentów, zwłaszcza u kobiet. Gdyby spojrzeć na aktualny ranking WTA, to w TOP 100 mamy osiem zawodniczek z kraju naszych sąsiadów (dla porównania: Polki są trzy), z kolei wyżej od Lindy Klimovicovej – aktualnie 146. na świecie – jest ich aż jedenaście (Polek pięć).
Teoretycznie utrata jednej zawodniczki nie powinna Czechów boleć, nawet jeśli to tenisistka utalentowana. Bo przecież Linda ma 21 lat. Młodsze od niej są jej imienniczka, Linda Fruhvirtova (WTA 137), Dominika Salkova (rówieśniczka, ale urodziła się nieco później, WTA 132), Nikola Bartunkova (WTA 130), Sara Bejlek (WTA 76), Tereza Valentova (WTA 56), a nawet najwyżej notowana z nich – Linda Noskova (WTA 13).
Talentów w Czechach jest naprawdę na pęczki. Linda do tego grona też się wliczała – w 2022 roku doszła do półfinału juniorskiego Wimbledonu, była w okolicach czołowej „10” najlepszych juniorek świata. Klimovicova miała do tego wsparcie tamtejszego związku, dobre warunki do treningów, sporo rywalek do grania na wysokim poziomie.
Czemu więc trafiła do Polski?
Linda Klimovicova gra dla Polski. Bo sama tego chciała
W zeszłym roku na TVP Sport odpowiadał na to pytanie Piotr Szczypka, prezes BKT Advantage Bielsko-Biała, klubu Klimovicovej, a przy okazji również Katarzyny Kawy i Mai Chwalińskiej – dwóch z Polek notowanych wyżej od Lindy w rankingu WTA.
– Klimovicova, jeszcze będąc juniorką, mogła liczyć na wsparcie czeskiego związku, ale później jej przenosiny do nas były bardzo naturalną koleją rzeczy. Owszem, Czechy są znane z tego, że mają wielkie tenisowe tradycje, dużo zawodniczek, ale też nie zawsze jest tak, że jest z kim trenować. Linda mieszkała blisko granicy z Polską i wygodniej było jej przyjeżdżać do nas na treningi z Mają Chwalińską. Poza tym prywatnie znam też ojca tenisistki i ze względu na te relacje jako klub mogliśmy ją wspierać. W taki sposób wszystko układało się w całość, a oni zdecydowali się na złożenie tego wniosku – mówił.
Innymi słowy: zadecydowały względy praktyczne, ale Linda faktycznie poczuła się z Polską związana, bo z czasem zamieszkała w Bielsku-Białej i wiele tamtejszemu klubowi zawdzięczała. Pewnie, paradoksalnie, gdzieś z tyłu głowy zaświtała jej myśl, że o ile w wieku juniora na pewno lepiej było występować w czeskich barwach – system jest tam po prostu lepszy i sprawniejszy – o tyle teraz prościej może być przebić się w Polsce, gdzie konkurencja jest mniejsza.
Sama Linda, w rozmowie z TVP mówiła o tym wszystkim tak:
– Każdy ma swoją ścieżkę. Mam [w Bielsku-Białej] swoje mieszkanie, trenerów od przygotowania fizycznego oraz sponsorów. W Czechach tego nie miałam, więc logicznym krokiem dla mnie było podjęcie decyzji o przyjęciu polskiego obywatelstwa. […] Rodzice zawsze są ze mną i zawsze mnie wspierają. Kiedy przed moim meczem będzie kiedyś odegrany hymn Polski, to będą dumni tak samo jak ja. To dla mnie wielki zaszczyt móc reprezentować Polskę.
„Zdrada”, czyli jak zareagowali Czesi.
Gdy wieść o zmianie obywatelstwa Klimovicovej dotarła do władz czeskiego tenisa, te były naprawdę zaskoczone. Jakub Kotrba, prezes Czeskiego Związku Tenisowego, w rozmowie z mediami mówił, że nie mieli świadomości, że ich zawodniczka planuje taki krok – o wszystkim dowiedzieli się po fakcie, z mediów. Równocześnie popchnęło ich to do przyspieszenia zmiany reguł, o której myśleli już wcześniej.
– Ta sytuacja jest potwierdzeniem słuszności jednego z celów nowego zarządu Czeskiego Związku Tenisowego, którym jest przygotowanie „umów reprezentacyjnych”. Znajdzie się w nich zapis, że jeśli dany zawodnik będzie chciał liczyć na wsparcie związku lub państwa, będzie miał obowiązek gry dla swojego klubu oraz reprezentacji narodowej. Jeśli zdecyduje się na zmianę obywatelstwa, będzie musiał zapłacić za cały proces szkolenia w Czechach – mówił w rozmowie z portalem iDNES.
Perspektywę czeską da się, oczywiście zrozumieć. Zresztą głosy tam są podzielone.
Jedni życzyli Lindzie powodzenia i rozumieli jej krok, wskazując na mnogość czeskich talentów i większe szanse na przebicie się w Polsce. Inni pisali o zdradzie i pytali o to, czy Linda ma aby jakichkolwiek polskich przodków (nie ma, przynajmniej na kilka pokoleń do tyłu). Jeszcze inni podchodzili do sprawy racjonalnie i odwoływali się do całej jej historii, która pomaga zrozumieć ten krok.
Pojawiły się też porównania do Jeleny Rybakiny, która została „podkupiona” Rosji przez Kazachstan, gdy miała 19 lat. Tyle że to był niemal dosłowny transfer – Kazachowie zaproponowali jej lepsze warunki, wynagrodzenie i pole do rozwoju w zamian za zmianę obywatelstwa. Linda trafiła do Polski w podobnych celach, ale nikt nie mówił początkowo o tym, że miałaby stać się Polką. Do tego kroku dojrzała sama i sama się na niego zdecydowała.
A czy efekty będą podobne? Rybakina dziś to przecież jedna z najlepszych tenisistek świata, była mistrzyni Wimbledonu, a aktualna WTA Finals. Czy Klimovicova może choć zbliżyć się do takich rezultatów?
Linda, czyli duży potencjał
Jej debiut w weekendowych meczach reprezentacji Polski z Nową Zelandią (w deblu) oraz Rumunią (w singlu) przyniósł sporo zainteresowania. I nic dziwnego. Linda – jak na nasze warunki – jest tenisistką młodą i naprawdę utalentowaną. Owszem, nie idzie drogą Igi Świątek, która już jako 19-latka wygrała Roland Garros, ale w swojej kategorii wiekowej (poniżej 22 lat) jest 23. zawodniczką na świecie.
CZYTAJ TEŻ: KLIMOVICOVA I ŚWIĄTEK DAŁY WYGRANĄ. POLKI LEPSZE OD RUMUNEK
A to już naprawdę niezły wynik, zwiastujący, że kryje się w niej spory potencjał.
I faktycznie, ten potencjał często widać na korcie. Linda imponuje przygotowaniem fizycznym, potrafi grać mocno z obu stron, lubi trzymać się końcowej linii i stamtąd atakować, nierzadko dyktując warunki wymian. Ale nie boi się też ruszyć do siatki czy zagrać bardziej kombinacyjnie – pomaga jej w tym forehand, którym operuje skutecznie zarówno dodając rotacji, jak i grając płasko. Ma też mocny serwis, który często jej pomaga. Brakuje jej jeszcze trochę świadomości taktycznej, bo bywa, że niepotrzebnie się „podpala”, chcąc kończyć wymiany zbyt szybko.
Ale to akurat coś, co wiele tenisistek nabywa z wiekiem i doświadczeniem.
Sama zresztą mówi, że współpracowała z psychologiem, dzięki któremu na korcie nauczyła się grać spokojniej, z większym opanowaniem. I widać, że dzisiejsza Klimovicova faktycznie różni się od tej sprzed, dajmy na to, dwóch-trzech lat, gdy starała się skracać, przyspieszać niemal każdą wymianę. Teraz robi to z większym wyczuciem, rzadziej można powiedzieć, że niepotrzebnie atakuje. Czyli jest rozwój.
Na co więc stać Lindę?
Wejść do TOP 100, grać w Szlemach
Najprostsza odpowiedź brzmi: w perspektywie całej kariery na naprawdę dużo. Skupmy się więc na roku 2026, kolejnym tenisowym sezonie. Cele Lindy powinny być wtedy oczywiste – po pierwsze, przebić granicę najlepszej „100” i dostawać się bezpośrednio do turniejów wielkoszlemowych. Po drugie, zanim się to uda – przejść przez kwalifikacje do takiego. W tym roku dwukrotnie była blisko, bo i na Roland Garros, i na US Open doszła do trzeciej rundy eliminacji i tam poległa.
Paradoksalnie w pierwszej rundzie odpadła na Wimbledonie. Paradoksalnie, bo powtarza, że trawa to jej ukochana nawierzchnia. Nic dziwnego, idolką była dla niej Petra Kvitova, a czeska mistrzyni dwukrotnie wygrywała właśnie Wimbledon. Stąd to uwielbienie do trawy i wydaje się, że gra Lindy może tam pasować. Zresztą korty twarde też zdają się jej służyć, dlatego z zainteresowaniem powinniśmy zerkać na kwalifikacje do Australian Open, bo Klimovicova może się w nich pokazać z naprawdę dobrej strony.
A czego powinna jeszcze dokonać?
Wydaje się, że jej celem mogą być kolejne triumfy w turniejach ITF (ma na koncie siedem takich, w 2025 roku grała w pięciu finałach, a wygrała dwa z nich), ale też pójście o krok wyżej i zaistnienie choćby w imprezach rangi WTA 125 (pośrednich pomiędzy ITF-ami, a właściwym tourem WTA) czy nawet WTA 250. To ostatnie będzie szczególnie istotne, bo byłby to dla niej przeskok – do tej pory na poziomie touru jeszcze nie grała, co najwyżej w kwalifikacjach do Szlemów (i turnieju WTA w Pradze w 2021 roku).
Innymi słowy: Linda ma wielki potencjał, ale jeszcze go nie potwierdziła. Wciąż jednak ma czas, jest młoda, ale rok 2026 powinien być tym, w którym przebije kolejne granice. TOP 100 bowiem jest może tylko ustaloną granicą, ale przebicie jej pozwala nabrać faktycznego rozpędu, coś o tym powiedzieć mógłby choćby Kamil Majchrzak, który wrócił do setki w tym roku, a z czasem stał się polską rakietą numer jeden, bo po przekroczeniu tej granicy wcale nie zwolnił.
Oby więc Linda poszła jego tropem, a za nią – wcale byśmy się nie obrazili – też jej klubowe koleżanki. Bo czy doświadczona Kasia Kawa, czy będąca rówieśniczką Igi Świątek Maja Chwalińska są tej setki blisko, a od lat nie mogą się do niej dostać. I w sumie nieważne, jaki byłby tu schemat – czy to one wskazałyby drogę Lindzie, czy ona im – to po prostu byłoby to coś dobrego dla polskiego tenisa.
A na tym wszystkim nam zależy.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix